Cube

Zabójcza kostka. Jak powstawało Cube, jeden z niszowych hitów lat 90’

Dawid Ilnicki | 10.09.2022, 09:00

Mający swoją premierę dokładnie 25 lat temu film Vincenzo Nataliego “Cube” był dla wielu prawdziwym objawieniem w końcówce lat 90’. Produkcja, po której gołym okiem widać było wyjątkowo skromny budżet, oferowała bowiem niezwykle wciągającą opowieść, w której centrum stała szóstka ludzi, nagle budzących się w zupełnie nieznanym sobie miejscu.

Choć “Cube” jest uznawane za reżyserski debiut, urodzonego w Stanach Zjednoczonych, Kanadyjczyka Vincenzo Nataliego, jego pierwszym filmem było tak naprawdę krótkometrażowe “Elevated”. Oryginalny thriller, oparty na prostym pomyśle i zaledwie trzech aktorach. Scenariusz do przełomowego dzieła reżysera był jednak gotowy na długo przed rozpoczęciem prac nad jego krótkim obrazem, ale jak się okazało wymagał wiele poprawek. Natali postanowił bowiem zasięgnąć opinii swego kolegi Andre Bijelica, z którym zrealizował, w wieku zaledwie 11 lat, swój pierwszy film “Dark Space” na kamerze Super 8. Ten był mocno krytyczny wobec jego nowego projektu, uznając iż Kanadyjczyk zawarł w nim zdecydowanie zbyt dużo pomysłów. Natali, zainspirowany jednym z odcinków serialu “Strefa Mroku”, wymyślił bowiem niezwykle skomplikowaną opowieść, w której ludzie nie byli jedynymi istotami umieszczonymi sześcianie, składającym się z niezliczonej ilości pokoi, a w dodatku przebywali w nim już od dłuższego czasu.

Dalsza część tekstu pod wideo

Bijelic nie poprzestał jednak na krytyce, gdyż od razu stwierdził, że sam pomysł mocno przypadł mu do gustu. Najważniejszą uwagą, którą do serca wziął sobie Natali, okazało się to, że siła tego konceptu tkwi w jego prostocie. Fabuła powinna być zatem minimalistyczna i ujawniać widzowi tylko to co niezbędne, nie odpowiadając na większość pytań, które aż cisnęły się na usta podczas pierwszego seansu filmu z 1997 roku. I tak, według słów samego reżysera, narodziło się “Cube” jakie znamy dziś. Do wspomnianego duetu dość szybko dokooptowano trzeciego scenarzystę, Graeme’a Munsona, który zajął się tworzeniem postaci i ich wzajemnych powiązań, które - jak pamiętamy - odegrały sporą rolę w powodzeniu tego filmu. Mając już w rękach gotowy, dopracowany scenariusz Natali zajął się realizacją tego bardzo taniego filmu, która oczywiście okazała się prawdziwą drogą przez mękę.

Zrób to sam

Cube

Natali od początku dobrze wiedział, że dużym ułatwieniem w kręceniu tego filmu będzie fakt, iż można go zrealizować w jednym pomieszczeniu. Problemem nie był również dobór aktorów do tego obrazu, bowiem casting do niego odbył się w zasadzie wśród dobrych znajomych reżysera, którzy chętnie zaangażowali się w ten projekt, w dodatku polecając mu również swoich kolegów. Tak było w przypadku, współpracującego już wcześniej z Kanadyjczykiem na planie “Elevated”, Davida Hewletta, z którym Natali znał się jeszcze ze szkoły średniej, a który od razu przedstawił mu swego znajomego Andrew Millera, ostatecznie odtwarzającego w filmie autystyka Kazana. Rola matematyczki Leaven przypadła w udziale Nicole de Boer, która wyznała, że w szkole akurat zawsze miała problemy z tym przedmiotem. Imiona wszystkich bohaterów zaczerpnięto z nazw słynnych więzień.

W opowieści o realizowaniu “Cube” brakuje jednego, tradycyjnego elementu, jakim jest poszukiwanie wytwórni filmowej, która sfinansuje dany projekt. Tym razem bowiem ta rola przypadła w udziale Canadian Film Center, mieszczącemu się w Toronto, które wyłożyło na produkcję 700 tys. dolarów kanadyjskich.  Połowę tej kwoty twórcy otrzymali w gotówce, a drugą w dotowanych przez tę instytucję płatnych usługach. Zdjęcia do obrazu kręcono z kolei w zwykłym magazynie, a ten był ulokowany w pobliżu toru kolejowego, z którego rzecz jasna od czasu do czasu dobywały się odgłosy jadącego pociągu. Szybko zrobiono z nich użytek, dołączając je do materiałów dźwiękowych, wykorzystanych w filmie. Dość szybko okazało się również, że przy kręceniu nowej produkcji bardzo przydają się doświadczenia z realizacji “Elevated”. Twórca zdjęć, Derek Rodgers dobrze bowiem wiedział jak tworzyć ujęcia z małego pomieszczenia, w którym uwięziona została grupka ludzi. Większość z nich została zresztą wykonana z kamery trzymanej w ręce.

Projekt zabójczego sześcianu został stworzony przez profesora matematyki z Uniwersytetu Wschodniej Karoliny, Davida W. Pravicę, który pełnił na planie rolę konsultanta. Jak wynika z analiz, które można znaleźć w książce “Math Goes to the Movies” Burkarda Polstera i Marty Rossa, którzy poświęcają temu filmowi szósty rozdział, całość została wykonana niezwykle starannie, ale sam koncept sprawiał spore trudności przy realizacji filmu. Natali początkowo chciał bowiem kręcić film zgodnie z chronologią wydarzeń, ale okazało się, że ograniczenia budżetowe zwyczajnie na to nie pozwalają. Pierwsze musiały być realizowane zdjęcia z “czerwonego” pokoju, tworzonego przy użyciu podświetlanych na ten kolor paneli. Powodem zaburzenia prac nad realizacją filmu było również to, że początkowo drzwi, mające prowadzić do kolejnego pomieszczenia, nie chciały się otworzyć i ekipa dopiero z biegiem czasu poradziła sobie z tym problemem. W filmie można zobaczyć wiele praktycznych efektów specjalnych, a zajmująca się częścią z nich firma C.O.R.E., udzielając wsparcia ekipie realizującej rodzimą produkcję, zdecydowała się stworzyć je za darmo.

Vincenzo Natali w późniejszych wywiadach podkreślał, że praca na planie “Cube” była zdecydowanie najtrudniejszym zadaniem w jego całej karierze. Działanie na tak ograniczonym budżecie powodowało ciągłe zmiany, a krótki okres zdjęciowy generował duży pośpiech i odbijał się na wszystkich. Reżyser po latach przyznał się do konfliktu z jednym - niewymienionym przez niego z imienia i nazwiska - członkiem ekipy, po kłótni z którym pewnego dnia, w przypływie złości, mocno kopnął w krzesło. Dopiero po pewnym czasie dostrzegł, że złamał przy tym palca. Ciągły stres i pośpiech sprawiały, że Natali często nie miał czasu niczego zjeść i pod koniec kręcenia filmu miał wyglądać jak kościotrup. Niestety początkowe oceny jego dzieła nie wskazywały na to, że te wysiłki się opłaciły.

Natali, z rozbrajającą szczerością wyznał, że tuż po premierze przeczytał recenzję dziennikarza, którego zdanie mocno sobie cenił, a który wyjątkowo nisko ocenił jego pełnometrażowy debiut reżyserski. Choć zaś sam film otrzymał wiele branżowych, kanadyjskich nagród filmowych, w ojczyźnie samego reżysera, a także w Stanach Zjednoczonych, gdzie wkrótce również był pokazywany, nie odniósł wielkiego sukcesu i wydawało się, że będzie po prostu kolejną niszową produkcją, która przejdzie zupełnie bez echa. Sytuacja zmieniła się dopiero po premierze w Europie. We Francji “Cube” był bowiem przez kilka tygodni w dziesiątce najchętniej oglądanych obrazów w kinach, ostatecznie okazując się drugim największym hitem tego lata. Znakomicie poradził sobie również w Hiszpanii, całkiem nieźle we Włoszech. Mocno spodobał się także w Japonii, a następnie okazał się również przebojem na rynku VHS i DVD. Ostatecznie film zarobił na całym świecie blisko 9 milionów dolarów, co przy wyjątkowo skromnym budżecie należy uznać za ogromne osiągnięcie, zwłaszcza iż wpłynął on również na kształt wielu późniejszych produkcji.

Dziedzictwo Kostki

Cube 1997

Choć w wielu recenzjach obrazu Vincenzo Nataliego pojawia się porównanie do niemal godzinnej produkcji Jima Hensona z 1969 roku, którą można dziś obejrzeć na Youtube, wielu fanów “Cube” dowiedziało się o istnieniu starszego dzieła dopiero po jego zobaczeniu. Oczywiście trudno nie dostrzec pewnych podobieństw, ale jednocześnie film Nataliego funkcjonuje na własnych prawach, oferując nie tylko wciągającą historię, ale też bardzo dobrze napisane i - mimo pewnych wątpliwości (głównie tyczących się, mającego tu najtrudniejszą rolę, Maurice’a Dean Winta) - również nieźle zagrane postacie, za sprawą których produkcja od czasu do czasu zamienia się w interesujący socjologiczny komentarz dotyczący mechanizmów władzy i tego co człowiek jest w stanie zrobić, by przetrwać.

Sam Natali przekonywał, że okolicach 1997 roku filmy o podobnym wydźwięku co “Cube” nie odnosiły wielkich sukcesów w box office, a sytuację zmienił dopiero ogromny sukces “Blair Witch Project”, dzięki któremu firmy producenckie uwierzyły w to, że realizacja mrocznych thrillerów i horrorów, często tworzonych za małe pieniądze, też może się opłacić. Gospodarze podcastu “The Projection Booth”, w którym w 2012 roku gościem był Kanadyjczyk, zauważyli że w kilku późniejszych filmach, takich jak choćby “Piła” Jamesa Wana czy “Oszukać Przeznaczenie” da się odnaleźć podobieństwa do filmu z 1997 roku. Nie mówiąc już o takich produkcjach jak choćby hiszpański “Pokój Fermata” czy też “Circle”, ewidentnie bazujących na formule znanej z “Cube”, którego wielki sukces oczywiście wymusił serię kontynuacji. Kanadyjczyk od początku nie chciał mieć jednak z nimi nic wspólnego. Ani “Cube 2: Hypercube”, wyreżyserowane przez Andrzeja Sekułę, ani “Cube Zero” Ernie Barbarasha nawet nie zbliżyły się do poziomu pierwowzoru. W 2021 roku premierę miał japoński remake, który przeszedł zupełnie bez echa. W 2015 roku pojawiła się z kolei ostatnia pogłoska o kontynuacji, zatytułowanej “Cubed”, którą miał realizować Saman Kesh; wygląda jednak na to, że projekt nie jest kontynuowany.

Interesujący jest za to rozwój kariery Vincenzo Nataliego, który po wielkim sukcesie “Cube” zrobił jeszcze dwa, świetne, ale jednocześnie kompletnie niedocenione filmy. W 2002 roku premierę miał “Cypher”, znakomity obraz cyberpunkowy, który znany jest w zasadzie wyłącznie największym miłośnikom tego filmowego podgatunku. Z kolei już rok później Kanadyjczyk zaskoczył nietypowym “Nothing”, o którym jednak sam wspomina, że prawdopodobnie nikt go nie widział. A szkoda, bo jest to całkiem ciekawa próba stworzenia fantastycznego komedio-dramatu, w którym dwójka bohaterów nagle trafia do wymiaru, w którym - zgodnie z tytułem - nie ma zupełnie nic. W późniejszych latach Natali wyreżyserował kilka wyraźnie słabszych produkcji, takich jak choćby “Istota”, “Istnienie” czy “W wysokiej trawie”, a następnie znalazł bezpieczną przystań w branży telewizyjnej, realizując pojedyncze odcinki seriali, takich jak choćby “Westworld”, “Orphan Black”, “Hannibal”, “Locke and Key” czy “Bastion”. Najlepszą odpowiedzią na nurtujące wielu kinomanów pytanie: gdzie podziała się jego ogromna kreatywność z początków kariery, wydaje się jedna z jego wcześniejszych wypowiedzi, w której wspominał swą pracę na ograniczonym budżecie. “Byłem zdecydowanie bardziej ambitny, gdy miałem 11 lat. Budżetowe ograniczenia sprawiały, że musiałem wciąż doskonalić swą technikę filmową”.

Źródło: własne
Dawid Ilnicki Strona autora
Z uwagi na zainteresowanie kinem i jego historią nie ma wiele czasu na grę, a mimo to szuka okazji, by kolejny raz przejść trylogię Mass Effect czy też kilka kolejnych tur w Disciples II. Filmowo-serialowo fan produkcji HBO, science fiction, thrillerów i horrorów.
cropper