Xbox Series S z prezentacją 11 najładniejszych gier. Xbox Polska promuje sprzęt

Xbox Series S hamuje rozwój tej generacji? Bzdura!

Igor Chrzanowski | 01.04.2023, 18:03

Od pewnego czasu coraz częściej słychać głosy rozczarowanych deweloperów, którzy głoszą, że Xbox Series S jest kulą u nogi dziewiątej generacji konsol. Moim zdaniem, to bzdura.

Z generacji na generację robimy coraz większe postępy technologiczne, a za każdym takim skokiem odkrywamy dla naszej branży coraz to fajniejsze karty i możliwości. Od dwóch dekad zazwyczaj było tak, że gdy na rynku debiutowała nowa generacja, czyli przeważnie nowy Xbox i PlayStation, obydwa obozy oferowały po jednym systemie przez cały okres jej trwania. Era PS4 i Xbox One wprowadziła śród-generacyjne ulepszenie w postaci Prosiaka i Xbox One X. W 2020 Microsoft zaskoczył wszystkich prezentacją relatywnie słabego next-genowego sprzętu, który na papierze prezentuje się gorzej niż Xbox One X. Ale czy naprawdę tak jest?

Dalsza część tekstu pod wideo

Jaguar vs. Zen - czyli kluczowa różnica

W czystej mocy tak zwanych teraflopów Xbox Series S oferuje 4 teraflopy, Xbox One X ma moc 6 teraflopów, a Xbox Series X dysponuje zaś potęgą 12.15 teraflopów. Oznaczać by to zatem mogło, że Series S jest o 30% słabszy od XOne X i aż 3 krotnie gorszy od Series X. Żadne z tych stwierdzeń nie jest w 100% prawdziwe, ale nie jest też w 100% kłamliwe. Ale czy to oznacza, że tworzenie gier na Xbox Series S jest aż tak trudne, męczące i hamuje rozwój dziewiątej generacji konsol? Takie stwierdzenia padały czasem ze strony Digital Foundry czy niektórych deweloperów gier i to na Xbox Series S zrzuca się winę za obecność tylko 30 klatek na sekundę w kilku next-genowych produkcjach. Tutaj flagowymi przykładami mogą być Rycerze Gotham czy A Plague Tale: Requiem.

W rzeczywistości takie gadanie to tylko zasłona dymna dla braku umiejętności ze strony autorów gier lub czasu na odpowiednie dopieszczenie tychże produkcji. Dlaczego? Kluczowa jest tutaj specyfikacja Xbox Series S i często porównywanego z nim Xbox One X. W sprzęcie z 2017 roku siedzi ośmiordzeniowy procesor AMD Jaguar 2.3GHz, którego architektura i sposób działania pamiętają jeszcze ten 2013 rok. W konsolce z 2020 roku mamy już 8-rdzeniowy AMD Zen 2 o taktowaniu 3.6GHz 3.4GHz z SMT, czyli praktycznie ten sam procek, który zasila Xbox Series X, z tą jednak różnicą, że ten w Series S jest o 0,2GHz wolniejszy niż jego lepszy brat.

Nie od dziś wiadomo, że o ile w ósmej generacji konsol mieliśmy niezłe GPU, tak procesory siedzące w PS4 i Xbox One były naprawdę słabe (nawet jak na rok swojej premiery), przez co twórcy musieli się trochę natrudzić z tym, aby wycisnąć z nich 60 klatek w większości gier. PS4 Pro i Xbox One X trochę to poprawiały, ale nie na tyle, aby przestało to być poważnym problemem. Zen 2 jest jednak całkiem mocnym sprzętem jak na nasze czasy. Dlaczego zatem gada się, że Xbox Series S jest blokadą dla tej generacji, skoro ma identyczny procesor co Xbox Series X?

Teraflopy nie są żadnym wyznacznikiem mocy

Winne są temu te całe nieszczęsne teraflopy, w których tak wielu pokłada zbyt wiele nadziei. Gdybyśmy patrzyli tylko na ten parametr, to faktycznie Xbox Series S jest słabszy niż Xbox One X, czyli powinien blokować rozwój nowoczesnych gier na Xbox Series X i PlayStation 5. Oczywiście to wierutne bzdury. Teraflopy dotyczą głównie jakości wyświetlanego obrazu, co oczywiście jest ważne, ale nie najważniejsze. W dzisiejszych czasach prawdziwą blokadą w rozwoju nowoczesnych gier jest tworzenie ich cross-generacyjnie, albowiem przymus dostarczenia produkcji na Xbox One i PS4 sprawia, że deweloperzy nie mogą stworzyć tak rozwiniętych i szczegółowych światów jakie by chcieli.

Dlaczego? Problemem jest prędkość przesyłania danych przez procesory - Jaguar nigdy nie poradzi sobie z czymś co Zen 2 łyknie bez najmniejszego problemu, czego dobitnym przykładem może być chociażby rodzimy Cyberpunk 2077. Dzieło CD Projektu w swojej konsolowej edycji miało spore problemy głównie ze względu na to było grą zbyt wielką i zbyt ambitną jak na możliwości PS4 i Xbox One, bo procesory tych konsol nie dawały rady z tak szybkim ładowaniem tak wielu detali, obiektów, NPC i innych elementów świata. 

To właśnie przez to Cyberpunk 2077: Phantom Liberty zadebiutuje tylko na PS5 i konsolach Xbox Series X|S - bo siedzące w nich procki nie będą miały problemów ze skalą projektu. Ten sam ruch robi zresztą Sony, dzięki czemu dodatek do Horizon Forbidden West zatytułowany Burning Shores ominie PlayStation 4, debiutując już tylko na PlayStation 5 - tutaj problemem ma być jedna z ważniejszych sekwencji fabularnych z dodatku, z którą PS4 nie jest w stanie sobie poradzić.

Wracając jednak do tych teraflopów i mocy Xbox One X, do którego przyrównuje się Xbox Series S. Gdyby naprawdę obie konsole miały porównywalną moc, z zauważalną przewagą Xbox One X, w bezpośrednim starciu byłoby jak na dłoni widać, że Xbox Series S to cegła jaką należałoby wywalić do kosza. Tak jednak nie jest. W praktycznie każdej cross-generacyjnej grze wydanej na obydwie konsole widać, że current-gen Microsoftu dominuje nad Xbox One X. Ale jednak nie pod każdym względem. Jasnym jest, że XSS jest budżetową konsolą, którą Microsoft kieruje do niedzielnych graczy, dla których nie liczą się takie pierdoły jak 4K czy super-uber-hiper piękne wodotryski graficzne. Dlatego też umyślnie sprzęt jest zrobiony tak, aby mieć mniej tych teraflopów mocy, ale żeby jednak był w stanie poradzić sobie nawet z najbardziej wymagającymi z nadchodzących gier.

Xbox Series S to prawdziwy next-gen

Na przestrzeni tych około 30 miesięcy od premiery Xbox Series S w internecie pojawiło się mnóstwo porównań takich gier jak The Ascent, Far Cry 6, Assassin's Creed: Valhalla, Halo Infinite, Forza Horizon 5 oraz dziesiątek innych tytułów. Wniosek ze wszystkich tych analiz jest jeden. Xbox One X pozwala na odpalenie danej gry w rozdzielczości sięgającej 4K, ale nie jest w tym samym czasie w stanie dostarczyć nam płynnej rozgrywki w 60 klatkach na sekundę. Xbox Series S natomiast prezentuje nam podobne lub nawet bardziej bogate w detale produkcje z ray-tracingiem, super szybkim ładowaniem i płynnością rozgrywki sięgającą 60 lub nawet 120 klatek na sekundę - także w grach AAA jak Call of Duty: Vanguard. Jedyne co na tym cierpi to rozdzielczość, bo ta waha się od 1440p do nizin pokroju 900 czy 720p. 

Ale czy to naprawdę jakiś problem? Każdy kto kupuje Xbox Series S liczy się z tym, że nie będzie grał w 4K i 120 klatkach, ale ma nadzieję na 1080p lub 1440p przy 60 klatkach na sekundę w największych produkcjach, czego Xbox One X nigdy nie byłby w stanie nam dostarczyć w grach o skali Starfielda, Cyberpunka, GTA 6 czy innych nadchodzących hiciorów. Jak zatem widzicie, słabsza z konsol Microsoftu w obecnej generacji nie jest żadnym spowalniaczem, bo nie zmusza graczy do obcinania skali gry ani nie będzie robić problemów przy super widowiskowych sekwencjach wymagających szybkiego ładowania danych. A to, że deweloperzy muszą włożyć trochę pracy w optymalizację? Cóż, dla studiów z wielomilionowymi budżetami to nie powinna być żadna wymówka. Sam z doświadczenia wiem, że obniżenie rozdzielczości tekstur czy usunięcie paru krzaczków z pola widzenia gracza to nie jest jakaś wielka filozofia - to wymaga czasu, ale nie jest ekstremalnie trudne. 

Być może dobrym rozwiązaniem byłoby, gdyby mniejsze zespoły mogły opóźniać premiery swoich gier dla Xbox Series S. Wiecie, na takiej zasadzie, że gra wychodzi na Xbox Series X na przykład 10 kwietnia, a na Series S 10 maja. I tyle. Nie dajcie sobie zatem wmówić, że "eska" to jakiś bloker dla tej generacji.

Źródło: Własne
Igor Chrzanowski Strona autora
Z grami związany jest praktycznie od czwartego roku życia, a jego sercem władają głównie konsole. Na PPE od listopada 2013 roku, a obecnie pracuje również jako game designer.

Czy Xbox Series S hamuje rozwój tej generacji?

Hamuje rozwój tej generacji
771%
Nie hamuje rozwoju tej generacji
771%
Pokaż wyniki Głosów: 771
cropper