Wo Long: Fallen Dynasty

Graliśmy w Wo Long: Fallen Dynasty. Czy to rzeczywiście czarny koń 2023 roku?

Roger Żochowski | 18.01.2023, 13:09

Wo Long Fallen Dynasty przez niektórych określane jest mianem czarnego konia 2023 roku. Nie dziwota, wszak stoją za nim twórcy dwóch odsłon bardzo udanego Nioha, a do ekipy dołączył też  Masaaki Yamagiwa, mający na swoim koncie świetnie przyjęte przez graczy Bloodborne. Miałem okazję ograć dwa rozdziały opowieści i nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że jest to krzyżówka Soulsów z Ninja Gaiden

Mamy więc rzeczywiste realia Epoki Trzech Królestw i osadzenie akcji w Chinach podczas Rebelii Żółtych Turbanów, ale szybko do głosu dochodzą demoniczne moce, zombiaki, potwory rodem z chińskiej mitologii, ogromne gady, przerośnięte dziki, a nawet wrogowie przypominający Sadako z obowiązkowymi, czarnymi włosami. Swoje robi też rozbudowany kreator postaci, gdzie wybrać możemy nie tylko płeć, budowę ciała, makijaż czy fryzurę, ale i całą masę przeróżnych gadżetów i malowań, dzięki czemu udało mi się stworzyć postać z zasłoniętymi oczami niemalże żywcem wyciągniętą z Nier: Automata. Przyznam jednak szczerze, że wysyp gier z gatunku soulslike nieco mnie już zmęczył, głównie dlatego, że wiele produkcji z tego gatunku nie oferuje specjalnie niczego nowego. Wo Long Fallen Dynasty idzie na szczęście o krok dalej. To wciąż bardzo wymagająca gra, o czym przekonałem się podchodząc chyba z 15 razy do bossa na końcu pierwszego poziomu, który ukazał swoją drugą, demoniczną wersję, gdy już witałem się z gąska, ale producentom udało się odświeżyć gatunek. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Gdzie ta świeżość? 

Wo Long

Dokładna eksploracja płonącej wioski czy pustynno-górskich terenów i walka z opcjonalnymi, silniejszymi wrogami pozwoliła mi zbierać ciekawy loot (tego jest sporo), lepsze bronie (i odpowiednio dopakować je u kowala), pancerze, akcesoria, nakrycia głowy, ale przede wszystkim zdobyć doświadczenie (pokonanie każdego wroga nagradzane jest odpowiednią ilością energii Qi, lub jak wolicie - dusz) i zwiększyć poziom postaci. Ten klasycznie, podnosimy przy swoistych ogniskach rozrzuconych po planszy (jest ich całkiem sporo), tutaj w postaci flag, które pełnią rolę punktu kontrolnego, uzdrawiając postać oraz napełniając buteleczki z eliksirem. Jednocześnie resetują też świat i zapełniają go na nowo wrogami. Postać przy „ogniskach” można rozwijać na pięciu różnych drzewkach odpowiadających żywiołom, co pozwala uczyć się też nowych zaklęć (tak ofensywnych jak i defensywnych), ale w systemie zaszyte jest również, podobnie jak w Soulsach, podnoszenie różnych statystyk, w tym udźwigu postaci. Znamy to doskonale, tak samo jak utratę zdobytych punktów doświadczenia (tutaj połowy) po śmierci, które możemy odzyskać (mamy jedną szansę), jeśli wrócimy do miejsca zgonu i pokonamy wroga, który odebrał nam życie. 

Gdzie więc jest ten powiew świeżości? Twórcy gry wprowadzili mechanikę o nazwie Morale Rank. Taką rangę ma zarówno gracz jak i każdy napotkany wróg. Określa ona jego siłę/morale, ale nie jest związana z poziomem doświadczenia. Przykładowa, jeśli regularnie zabijamy przeciwników nie ginąc nasza ranga i siła wzrastają (dobiłem tak do 25 poziomu), ale jeśli zginiemy automatycznie się zmniejsza, a rangę (morale) zyskuje przeciwnik, który nas zabił. Zależności jest tu więcej, bo rangę tracimy też jeśli nie unikniemy nieblokowalnych ciosów, a łatwiej idzie ją zwiększyć, jeśli zabijamy wrogów z zaskoczenia. Jest tu też coś z Dynasty Warriors (nie zapominajmy, że tytuł sygnuje również logo Koei Tecmo) i jeśli pozbędziemy się lidera danej grupy spadnie też morale przeciwników w jego otroczeniu. 

Morale w górę 

Wo Long

To nie wszystko. Wspomniane punkty kontrolne resetujące świat - im więcej ich znajdziemy wbijając w ziemię flagi tym wyższy będzie nasz poziom Fortitude Rank. Co z kolei wiąże się także z Morale Rank, który jak wspominałem spada przy każdym zgonie. Nigdy jednak poniżej poziomu, jaki uzyskamy dzięki Fortitude Rank, co z kolei oznacza tylko tyle, że im więcej "ognisk" z flagami znajdziemy, tym lepiej dla nas, bo permanentnie zwiększa to naszą siłę na danym poziomie, która poniżej pewnego poziomu już nie spadnie nawet przy wielu zgonach. A to zachęca do eksploracji, a nie tylko resetowania świata i nabijania doświadczenia na odradzających się wrogach w tym samym  ulubionym punkcie mapy. I zamiast od razu rzucać się na bossa po przegnanej batalii, złapałem się na tym, że spokojnie budowałem sobie morale przed kolejnym podejściem. Brzmi to wszystko może trochę skomplikowanie, ale w gruncie rzeczy szybko łapiemy zasady. Szkoda jedynie, że w każdym kolejnym rozdziale rangę musimy budować od nowa, ale dzięki temu nie mamy do czynienia z sytuacją, gdy już na starcie jesteśmy znacznie lepiej dopakowani niż przeciwnicy. 

Wspomniałem o systemie cichych zabójstw, ale ten jest dość marny, bo choć istnieją ataki wykańczające wrogów przy atakach od tyłu jak i z góry, to nie ma przycisku odpowiedzianego za skradanie i trzeba po prostu wolniej chodzić odpowiednio wychylając analog. Nie jest to zbyt intuicyjne i do takiego Sekiro: Shadows Die Twice trochę brakuje, ale tytuł stawia raczej na dynamiczne pojedynki, a system walki - jak to u Team Ninja - jest bardzo widowiskowy, wymagający i rozbudowany. Dbają o to choćby zróżnicowane bronie (od mieczy, przez włócznie, na młotach kończąc), dysponujące własnymi, potężnymi atakami (martial arts), zużywającymi specjalne punkty ducha. Każda broń to inne statystyki, więc ten sam typ miecza można zbierając loot znaleźć w silniejszej i bardziej dopakowanej wersji. A gra pozwala jednocześnie dzierżyć dwie bronie i dynamicznie się między nimi zmieniać. Niezależnie od tego można też wyposażyć się w broń dystansową pokroju łuku z różnymi typami strzał. 

Trochę inne soulsy

Wo Long Fallen Dynasty

Co warto zaznaczyć - Wo Long Fallen Dynasty w kwestii walki i eksploracji nie jest klasycznym soulslikiem. Dostajemy tu nie tylko możliwość podwójnego skoku i dynamicznego przemieszczania się po dachach (ruchy nie są tak wolne i ciężkie jak w soulsach, grze bliżej do Ninja Gaiden), ale przede wszystkim wyprowadzanie kolejnych ciosów nie zabiera staminy. Kluczowe staje się więc nie tylko atakowanie, blokowanie i unikanie, ale przede wszystkim odpowiednie parowanie ciosów (deflect), które zmniejsza duchową siłę przeciwników ogłuszając ich i narażając na zabójcze kontry. A czasami jedynym ratunkiem na nieblokowalne ataki jest ich odbicie właśnie. Odbić, w przeciwieństwie od blokowania, możemy każdy wyprowadzony przez wroga atak, a im szybciej wyzerujemy w ten sposób pasek wytrzymałości delikwenta, tym szybciej zadamy mu krytyczne obrażenia. Choć wydaje się, że okienko na kontry jest w tej chwili zdecydowanie za duże, bo z łatwością odbijałem ataki przeciwników i problemy stanowili głównie bossowie. 

Tytuł póki co nie zachwycił mnie jednak pod kątem oprawy graficznej. Jest poprawnie, choć momentami obiekty w tle wydają się dość ubogie, a level design nieco archaiczny. Na zaprezentowanych poziomach nie było mowy o tak dopracowanych lokacjach jak w grach FromSoftware, a czasami przypominały mi się wręcz dość nieciekawe przestrzenie jakie zwiedzamy w kolejnych częściach Dynasty Warriors. Mapom brakuje jeszcze większej różnorodności i charakteru - w tym aspekcie znacznie lepiej podobał mi się drugi Nioh. Tytuł stawia jednak wyraźnie na dopracowany gameplay z masą mechanik, wszak nie wspomniałem jeszcze o możliwości przedzierania się przez poziomy z przywołanymi towarzyszami, których możemy ulepszać, summonach odwołujących się do mitycznych stworzeń czy możliwość zabawy w edytowanie flag, które stawiamy w punktach kontrolnych. Nie jestem przekonany co do tego, czy Wo Long Fallen Dynasty będzie czarnym koniec 2023 roku – na pewno będzie to bardzo rozbudowana i wymagająca produkcja dla młodników chińskich klimatów mieszających historię z fikcją. Czekam. 
  

Roger Żochowski Strona autora
Przygodę z grami zaczynał w osiedlowym salonie, bijąc rekordy w Moon Patrol, ale miłością do konsol zaraziły go Rambo, Ruskie jajka, Pegasus, MegaDrive i PlayStation. O grach pisze od 2003 roku, o filmach i serialach od 2010. Redaktor naczelny PPE.pl i PSX Extreme. Prywatnie tata dwójki szkrabów, miłośnik górskich wspinaczek, powieści Murakamiego, filmów Denisa Villeneuve'a, piłki nożnej, azjatyckiej kinematografii, jRPG, wyścigów i horrorów. Final Fantasy VII to jego gra życia, a Blade Runner - film wszechczasów. 
cropper