Days Gone

Days Gone ma w sobie to coś. To jedna z nielicznych gier Sony, do której powrót smakuje wyśmienicie

Mateusz Wróbel | 11.12.2022, 10:00

Rzadko kiedy po przejściu gry fabularnej sięgam po nią po raz kolejny kilka tygodni czy miesięcy później. Są oczywiście wyjątki, bo każdy z nas ma kilka ulubionych serii czy oddzielnych pozycji, do których wraca z uśmiechem na twarzy, ale jako osoba chcąca ciągle poznawać nowe opowieści, odhaczone produkcje najczęściej odinstalowuję na drugi dzień i zazwyczaj nigdy już do nich nie wracam.

Dzieje się tak przede wszystkim ze względu na fabułę. Gdy wiem, jak się potoczy, to nawet świetnie zaprojektowane mechaniki, animacje czy oprawa graficzna nie są w stanie w moim przypadku zakryć faktu doskonale znanej historii, która niczym mnie już nie zaskoczy. Trochę inaczej wygląda to w wielkich RPG-ach, gdzie możemy podejmować rozmaite wybory, ale najczęściej sprowadzają się one po prostu do kilku różniących się od siebie linii dialogowych czy filmików przerywnikowych kończących zabawę. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Oprócz kilku gier, które wyliczyłbym na palcach jednej ręki, od wielu lat nie zauważyłem żadnej serii czy pozycji, której drugie przejście zauroczyłoby mnie tak mocno, jak to pierwsze. Swego czasu próbowałem z Kingdom Come: Deliverance czy fenomenalnymi Strażnikami Galaktyki i mimo tego, że obie produkcje są wyśmienite pod wieloma względami, to jednak ponowne poznanie tychże historii zaczęło nużyć po kilku godzinach rozgrywki. Wszystko przez brak jednostki napędowej, a więc wspomnianym już wyżej aspekcie fabuły. W tych przypadkach doskonale ją znam i zdecydowanie brakuje mi efektu "wow" towarzyszącego wcześniej, przy przeżywaniu istotnych zwrotów akcji.

Days Gone 2 prawdopodobnym powodem

Days Gone Motocykl

W ostatnim czasie postanowiłem liznąć Days Gone, które otrzymało drugie życie po premierze na PC i patchu umożliwiającym rozgrywkę na konsolach PS5 w 60 klatkach na sekundę. Ku mojemu zdziwieniu, w ten tytuł gra mi się obecnie jeszcze lepiej niż w pierwszym podejściu, co całkowicie odbiega od powyższego schematu, w którym ponowne przejście gry fabularnej - szczególnie tej pozbawionej wyborów - zaczyna mnie stosunkowo szybko nudzić. Przygoda Deacona musi mieć w sobie coś, co pozwala zapominać o tym, że grę de facto już się kiedyś ukończyło.

Co to jest? Wielu czytających zapewne zostanie zaskoczonych, ale według mnie istotną rolę odgrywa tutaj aspekt psychologiczny. Jak doskonale będą orientować się osoby śledzące newsy branżowe, Days Gone 2 nie powstaje i nie zapowiada się na to, aby miało otrzymać zielone światełko od Sony w najbliższych latach. Wiedząc, że historia znużonego życiem motocyklisty prawdopodobnie nie zostanie rozwinięta, fan tej przygody - za jakiego ja również się uważam - może najzwyczajniej w świecie chcieć ją przeciągać, aby ciągle zajmowała ona sporo miejsca w jego sercu.

Mając na uwadze fakt, że kontynuacje rzeczonych Kingdom Come Deliverance oraz Strażników Galaktyki prędzej czy później powstaną (a przynajmniej nie zapowiada się, aby miało być inaczej), do światów ukazanych w tych produkcjach nie chce się aż tak wracać, jak do tytułu, który tegoż sequela nie dostanie. Z tyłu głowy - w moim przypadku - utrzymuje się dość dziwna myśl polegająca na tym, iż nie chciałbym sobie obrzydzić tych produkcji, bo wiem, że w Henryka czy Star Lorda wcielę się ponownie w przyszłości i chciałbym zrobić to z przytupem, kojarząc KC:D i Guardians of the Galaxy jako przebojowe, wyśmienite pod wieloma względami grami. Przy Days Gone coś takiego nie wystąpi, bo nawet jeśli kontynuacja powstanie, to zapewne nie w tej dekadzie. Nie brzmię optymistycznie i chciałbym się mylić, ale informacje dotyczące serii Bend Studio jasno dały do zrozumienia, że na DG2 nie ma obecnie i w bliskiej przyszłości miejsca.

Days Gone produkcją, o której nie sposób zapomnieć

Days Gone Horda

Pomijając już kwestię psychologiczną Days Gone to po prostu świetna pozycja - szczególnie dla fanów otwartego świata, bo aktywności znajdziemy tutaj multum. I to nie byle jakich. Aktywności typu przynieś, podaj, pozamiataj, jest tutaj stosunkowo mało, a jeśli już trafimy na nie, to ich ukończenie jest wynagradzane dobrze rozwijającymi narrację wstawkami fabularnymi. Do tego dochodzą niezapomniane starcia z hordami wrogów w specjalnie przygotowanych do tego lokacjach. Wymagające starcia ze świrusami nigdy mnie nie nudziły. Ba, zawsze rzucają nowe wyzwania, bo przecież możemy sobie z nimi poradzić na wiele sposobów.

Na razie jestem pełen optymizmu co do kolejnego przejścia Days Gone i mam nadzieję, że jego stopniowe dawkowanie, naprzemiennie z "next-genowym" Wiedźminem 3, nie sprawi, że Deacona z biegiem czasu znienawidzę. Pierwsze przejście tytułu nie było na 100%, więc czuję, że tym razem uda mi się poznać dodatkowe sekrety i będę się przy tym dobrze bawił. Byłaby to zresztą ogromna nowość, bo jeszcze nigdy - z wyjątkiem bardziej filmowego Detroit: Become Human - nie udało mi się przejść ponownie gry fabularnej wydanej przez Sony.

Źródło: Opracowanie własne
Mateusz Wróbel Strona autora
Na pokładzie PPE od połowy 2019 roku. Wielki miłośnik gier wideo oraz Formuły 1, czasami zdarzy mu się sięgnąć również po jakiś serial. Uwielbia gry stawiające największy nacisk na emocjonalną, pełną zwrotów akcji fabułę i jest zdania, że Mass Effect to najlepsza trylogia, jaka kiedykolwiek powstała.
cropper