Wiking

Nie tylko Morbius. Największe kinowe porażki w 2022 roku

Dawid Ilnicki | 04.12.2022, 13:00

Po liście najbardziej dochodowych filmów tego roku przyglądamy się również największym wpadkom. Wszystkie produkcje z tej listy zaliczyły w tym roku dużą stratę w box office. W niektórych przypadkach była ona spodziewana, w większości jednak stanowiła nieprzyjemną niespodziankę dla przedstawicieli producentów i dystrybutorów, którzy będą musieli wyciągnąć z niej wnioski. 

Symbolem filmowej wpadki stał się w tym roku “Morbius” w reżyserii Daniela Espinosy. Kosztujący blisko 75 milionów film co prawda zarobił niemal 170 milionów, ale stał się obiektem kpin, które zaowocowały nie tylko serią mniej lub bardziej wybrednych memów, ale również głośnym przypadkiem strollowania przedstawicieli dystrybutora, który zdecydował się na ponowne pokazanie filmu w kinach. Nietrudno się domyśleć, że nie cieszyło się ono wielką popularnością, a sam obraz jest postrzegany jako wielka porażka, szczególnie jeśli zestawimy ten tytuł choćby z również nienajlepszym “Venomem”, dwukrotnie zarabiającym jednak dużo większe pieniądze niż superprodukcja z Jaredem Leto (ponad 1.3 miliarda dolarów za dwie części).

Dalsza część tekstu pod wideo

Na tegorocznej liście wpadek w box office nie brakuje wystawnego kina fantastycznego, nieudanych produkcji sensacyjnych, ale uwagę zwracają przede wszystkim znane animacje. Kosztujące ogromne pieniądze widowiska, zarówno te oryginalne, jak i powiązane z wcześniejszymi seriami, zaliczyły totalne klapy, po części związane z wyjątkowo trudnym okresem wejścia do kin czy też zmianą modelu dystrybucyjnego, a po części z nieudanym marketingiem. Coraz częściej mówi się o tym, że mogą one oznaczać dla wytwórni duże problemy, co może się odbić na poziomie filmów animowanych jako takich. Niestety porażki w kinach ponosiły również ambitne projekty, o których realizacji można było przeczytać długie artykuły, także u nas. Przyjrzyjmy się dziesięciu przypadkom filmów, które zanotowały straty w 2022 roku. 

To nie wypanda

Nie był to dobry rok dla animacji, czy też konkretnie dla Pixara, który zaliczył dwie poważne wpadki. Największą z nich jest film znany u nas pod tytułem “To nie wypanda”, który przy budżecie  ponad 170 milionów dolarów zarobił w box office ledwie trochę ponad 20 milionów dolarów. Łatwiej byłoby to wytłumaczyć, gdyby recenzje obrazu okazały się złe, ale mamy tu do czynienia z produkcją niemal wyłącznie chwaloną - tak przez widzów, jak i krytyków - będącą jedną z ostatnich pozycji, które padły ofiarą zaburzonej, przez pandemię koronawirusa, dystrybucji. Film już w marcu trafił bowiem bezpośrednio na platformę streamingową Disney+, dlatego trudno określić czy ostatecznie przyniósł tak wielkie straty.

Moonfall

Łatwiej o to w przypadku drugiego tytułu, bo film Rolanda Emmericha - przy budżecie wynoszącym blisko 150 milionów dolarów - nie zarobił w box office nawet połowy tej kwoty. Na domiar złego, w przeciwieństwie do poprzednika, miał powszechnie fatalne recenzje, a frazy o “najgłupszym filmie science fiction ostatnich lat” były wobec niego najczęściej stosowane. Mamy tu do czynienia niewątpliwie z filmem tak absurdalnie złym, że aż rozczulającym, który po latach może się doczekać statusu produkcji kultowej, choć najbardziej wymierna będzie w jego przypadku ogromna strata finansowa jaką przyniósł.

Buzz Astral

Pixarowi nie udał się również renesans zainteresowania swoją wcześniejszą, wielką serią. Choć na papierze widowisku animowanemu udało się zwrócić ogromną, bo 200-milionową kwotę budżetu, zarabiając 226 milionów, wiadomo jednak, że przyniosło ono ogromną stratę, jeśli doliczymy wydatki na marketing. Choć Disney starał się powiązać premierę swego nowego filmu z dawną, niezwykle lubianą serią “Toy Story”, chyba nie do końca się to udało, stąd kiepski wynik finansowy, mogący mieć daleko idące konsekwencje dla samego studia. 

Amsterdam

Swoisty komediowy thriller, osadzony w latach 30’ w Stanach Zjednoczonych, wyróżniający się iście gwiazdorską obsadą, miał być triumfalnym powrotem Davida O. Russella, zwłaszcza w kontekście najbliższej gali oscarowej, bo analitycy typowali tu kilka nominacji i to w najważniejszych kategoriach. Tym razem jednak z ambitnych planów mogą wyjść nici. Krytycy bowiem oceniają film bardzo nisko, co gorsza nie podoba się on również widowni. Przy budżecie wynoszącym ponad 80 milionów dolarów zdołał on zgarnąć dotąd lekko ponad 30 milionów i pewnie skończy rok w gronie największych kasowych porażek. Jak na twórcę, którego ostatni wielki film “American Hustle” zarobił ogromne pieniądze (240 milionów przy 40 milionach budżetu) jest to wynik bardzo słaby.

The 355

Jeden z najniżej ocenianych blockbusterów tego roku również nie zapowiadał się na taką porażkę. Sygnałem alarmowym mógł być jednak fakt, że zrealizował go Simon Kinberg, mający już na koncie “X-Men: Dark Phoenix”, zdecydowanie najgorszą część ostatniego cyklu superbohaterskiego. Jego najnowsza produkcja miała niezłą obsadę, ale nie wyróżniała się praktycznie niczym na tle innych, podobnych widowisk sensacyjnych, no może prócz bardzo kiepskiego scenariusza. Jessica Chastain, Penelope Cruz czy Diane Kruger robią co mogą, ale jedyne co powinny wynieść z pracy na planie tego filmu to porada, by nie występować już w podobnych tworach. Budżet tego obrazu wyceniany jest nawet na 75 milionów dolarów, a zarobił on ledwie ponad 27 milionów. 

Demaskator (Blacklight)

Od czasu pierwszej części “Uprowadzonej” z 2008 roku widzowie przyzwyczaili się do obsadzania Liama Neesona w roli jedynego sprawiedliwego twardziela, walczącego z organizacjami przestępczymi. Kolejne podobne widowiska z jego udziałem nie przyniosły jednak takich zysków jak “Taken”, a po “Demaskatorze” Neeson - szczęśliwie dla siebie - może na dłuższy czas odpocząć od tego typu ról. Obraz Marka Williamsa zarobił bowiem ledwie 16 milionów przy 43 milionach budżetu i jest jedną z największych, tegorocznych wpadek w box office. Sam Neeson ma zaś niedługo zagrać w filmie Neila Jordana, w którym wcieli się w postać Philipa Marlowe’a. 

Wiking

Niestety wpadką w box office jest w tym roku również, ukochany przez dużą część kinomanów, film Roberta Eggersa. Amerykanin po latach realizowania swoich filmów dla A24 w końcu dostał ogromny budżet, który właściwie spożytkował, tworząc własną wizję wikińskich sag, nad którą długo pracował wraz z największymi specjalistami od tego okresu w historii. Choć mówiło się o tym, że produkcja nie jest do końca jego dziełem, bo na jej ostateczny kształt wpłynęli również producenci, nie uchroniło to “Wikinga” od klapy w box office, bo przy 90 milionach budżetu zarobił on mniej niż 70 milionów.

Trzy tysiące lat tęsknoty

Powrót nie do końca udał się George'owi Millerowi, na którego “Trzy tysiące lat tęsknoty” czekali wiernie kinomani na całym świecie, nie tylko ci zachwyceni wizją ostatniego “Mad Maxa”. Ostatecznie otrzymaliśmy film ciekawy, choć nie tak szalony jak można było się spodziewać. Będący rodzajem swoistej bajki dla dorosłych, opowieści o snuciu opowieści, w której nie do końca wiadomo o co chodzi. Z niezłymi rolami Tildy Swinton i Idrisa Elby. Obrazu Millera nie udało się dostatecznie dobrze opakować marketingowo, stąd dość przeciętny wynik finansowy: mniej niż 20 milionów dolarów zysku przy budżecie sięgającym 60 milionów.

Zbrodnie przyszłości

Porażka finansowa najnowszego filmu Davida Cronenberga nie jest niespodzianką, bo jest to produkcja wyraźnie celująca w największych fanów twórczości tego reżysera, jako pierwsza od czasów “Existenz” powracająca do jego głównych obsesji, przez co średnio zrozumiała dla postronnego widza, nieprzyzwyczajonego do “głównonurtowego” kina kanadyjskiego mistrza. Jego poprzednie obrazy również nie zaliczały dobrych wyników w box office, najnowszemu zaś nie pomogła nawet atmosfera skandalu, biorąca się głównie z doniesień o mocnym przyjęciu na festiwalu w Cannes. Film, w którym zagrali m.in. Viggo Mortensen, Lea Seydoux i Kristen Stewart, zarobił w box office ledwie ponad 4 miliony dolarów przy 27 milionach budżetu. 

Nieznośny ciężar wielkiego talentu

Po filmie Toma Gormicana, w którym Nicolas Cage zagrał siebie samego, spodziewano się wiele, zwłaszcza że towarzyszyła mu narracja o powrocie kariery hollywoodzkiego gwiazdora na właściwe tory. Otrzymaliśmy za to sympatyczną komedię, która tylko udaje wywrotowość i niewiele w niej filmowego meta-poziomu, który obiecywano widzowi. Co gorsza film nawet nie zdołał na siebie zarobić, bo przy budżecie sięgającym 30 milionów dolarów zarobił ledwie ponad 29, co może być wyznacznikiem obecnego statusu jednego z najciekawszych w swoim czasie aktorów amerykańskich, dziś jednak kojarzonego przede wszystkim z występów w mocno przeciętnych produkcjach.

Źródło: własne
Dawid Ilnicki Strona autora
Z uwagi na zainteresowanie kinem i jego historią nie ma wiele czasu na grę, a mimo to szuka okazji, by kolejny raz przejść trylogię Mass Effect czy też kilka kolejnych tur w Disciples II. Filmowo-serialowo fan produkcji HBO, science fiction, thrillerów i horrorów.
cropper