Irma Vep (2022)

Irma Vep (2022) – recenzja, opinia po 4 odcinkach serialu [HBO]. Samoświadomy remake remake’u

Piotrek Kamiński | 06.06.2022, 21:00

Mira jest amerykańską aktorką, która przyjeżdża do Francji, aby zagrać główną rolę w serialowym remake’u „Wampirów” – klasycznego filmu kryminalnego z 1915 roku. Zupełnie przy okazji reżyser dzisiejszego serialu nakręcił już w 1996 roku film „Irma Vep” opowiadającego o… z grubsza tym samym, ale teraz chce go po prostu poszerzyć. Podobnie jak serialowy reżyser, grany przez Vincenta Macaigne’a Rene Vidal. Zakręcone? Jeszcze jak!

Przyznam, że po obejrzeniu połowy odcinków dzisiejszego serialu nie jestem jeszcze zupełnie pewien, co o nim myślę. To jedna z tych produkcji, które swoim zakręceniem i przygniatającą ilością odniesień do poprzednich dzieł, tak samego reżysera, jak i tego, na czym wzorował się kiedyś dosłownie wymagają kilkukrotnego obejrzenia, aby w pełni je docenić. Z drugiej strony, czysto wizualnie serial już od pierwszego klapsa na fikcyjnym planie wywołuje efekt „wow” – stare „Wampiry” i ich nowa wersja wyglądają absolutnie kompletnie inaczej, do momentu, w którym człowiek przyjrzy się, że to ci sami aktorzy w obu wersjach.

Dalsza część tekstu pod wideo

Irma Vep (2022) – recenzja, opinia po 4 odcinkach serialu [HBO]. Kiedy rola wejdzie za mocno

Adria Arjona i Alicia Vikander jako Laurie i Mira

Fabularnie scenariusz jest absolutnie pokręcony. Mira (Alicia Vikander) jest słynną, amerykańską aktorką, ale nie lubi zbytnio swojej kariery – momentu w którym się znalazła. Rozstała się z chłopakiem, w kółko gra tylko superbohaterki w dziwnych, odsłaniających za dużo strojach, a kolejna propozycja jaką dostaje zrobiła by z niej srebrnego golasa z deską surfingową pod nogami. Najpierw trzeba by tylko zabić oryginalnego Silver Surfera, ale przecież tak się właśnie dzisiaj kręci kino, więc to żaden problem (doceniam poczucie humoru Oliviera Assayasa, który prócz reżyserowania, wziął na swoje barki również posadę scenarzysty projektu - cały serial jest szczerze zabawny). Kiedy więc zostaje zaproszona do wzięcia udziału w nowej, poszerzonej wersji filmu „Wampiry” sprzed dobrych stu lat, reżyserowanej przez genialnego, wizjonerskiego… świra, Rene Vidala (Macaigne) godzi się natychmiast. Paryż i fascynacja rolą sprawiają, że Mira dosłownie ginie w butach swojej postaci, pod pewnymi względami wręcz staje się Irmą Vep – przywódczynią grupy przestępczej, tytułowych Wampirów. Chociaż alkohol i narkotyki też na pewno pomagają.

To tylko pierwszy, główny wątek. Dalej mamy również rozterki sercowe – tak stare, jak i nowe – rosnące problemy z głową reżysera, trudnego we współpracy, lubiącego dobrą zabawę i swoje własne ego aktora (Lars Eidinger), cwanego producenta i masę innych wątków, mieszających się ze sobą w istną kakofonię obrazów i dźwięków. To prawdopodobnie największy problem dzisiejszego serialu – jest zdecydowanie zbyt chaotyczny. Rozumiem, że taki dokładnie był zamysł, a całość jest połączeniem dramatu, komedii i zapewne pamiętników reżysera i mam jedynie nadzieję, że zmierza to do czegoś konkretnego, bo jeśli ten narracyjny rozgardiasz jest sobie tylko „bo tak”, to będę delikatnie zawiedziony.

Irma Vep (2022) – recenzja, opinia po 4 odcinkach serialu [HBO]. Piękne zdjęcia, brzydcy ludzie

Wskazówki od reżysera

Aktorsko mamy do czynienia z raczej wysoką półką, choć mieszające się ze sobą języki potrafią od czasu do czasu sprawić, że ktoś zabrzmi sztucznie. Akcent Vikander pływa po całym spektrum, brzmiąc szwedzko, brytyjsko, jeszcze inaczej – czasami w obrębie jednej sceny. Wewnątrzserialowy reżyser postanowił chyba zrobić swoją najlepszą interpretację Jareda Leto z „Dom Gucci”, ale trzeba mu przyznać, że jest przy tym prawdopodobnie najbardziej sympatyczną postacią w całym serialu. Cała reszta to albo zadufane gwiazdeczki, albo kompletnie nieodpowiedzialni pijacy i narkomani, albo emocjonalnie manipulujący innymi psychopaci. Na pewno nie można odmówić im kolorytu – zwłaszcza wspomniany już Lars Eidinger jako jeden z aktorów w serialu, Gottfried bryluje w dosłownie każdej scenie, w której się pojawia. Trzeba umieć zagrać kompletnie zniszczonego, zimprezowanego menela tak, żeby mimo wszystko w dalszym ciągu na wierzch przebijała jakaś taka szarmanckość, pewność siebie i dostojność.

„Irma Vep” będzie jednym z tych seriali, które bardzo wyraźnie podzielą publiczność na tych, którzy się w niej zakochają i tych, którzy będą nowym dziełem Assayasa gardzić. Z jednej strony mamy tu do czynienia z absolutnie cudownie wyglądającym serialem – i to na wielu płaszczyznach. Po pierwsze ujęcia najbardziej bezpośrednie, czyli Alicia Vikander zapoznająca się z Francją, bawiąca się z ludźmi. Po drugie serial taki, jakim reżyseruje go Rene, z mocno oldskulowymi dekoracjami, kostiumami, oświetleniem i miejscami dosyć zabawną grą aktorską. Po trzecie – ujęcia czarno-białe, starodawne, te które w pierwszej chwili oszukały mnie, że pochodzą właśnie z 1915 roku. 

Z drugiej strony, rozgrzebana fabuła i cała plejada raczej mało sympatycznych postaci sprawiają, przynajmniej w moim przypadku, że kolejne zwroty akcji bardziej mnie denerwują, niż intrygują – choć trzeba przyznać, że czysto ilościowo trochę ich jest. Dobrze, że nie mam w zwyczaju wystawiać ocen po połowie sezonu, ponieważ na ten moment nie wiedziałbym jeszcze, co z tym fantem zrobić. Jedno jest pewne – „Irma Vep” intryguje i wymaga indywidualnego podejścia. Sugeruję przekonać się na własnej skórze.

Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper