Red Dead Redemption gra

Red Dead Redemption - ten remake jest nam potrzebny

Dawid Ilnicki | 29.05.2022, 11:00

Rockstar San Diego to piękna historia. Zanim postanowili ukazać Dziki Zachód w jego ostatnich chwilach próbowali dokonać rzeczy teoretycznie niewykonalnej. Jako Angel Studios podjęli się karkołomnej operacji przeniesienia Resident Evil 2 na Nintendo 64. Port do dzisiaj jest uznawany za techniczne osiągnięcie. Kiedyś opowiem Wam tę historię. Teraz przeniesiemy do 2005 roku, gdy deweloping Red Dead Redemption dostaje w Rockstar zielone światło. 

Skompletowanie zespołu odpowiedzialnego za projekt trwało niemal rok. W 2006 roku prace nad grą ruszyły z kopyta, potężnego kopyta. Przed Wiedźminem 3, to Red Dead Redemption zdefiniowało model jazdy konnej w stopniu wcześniej nieosiągalnym. Zresztą do dziś robi mocne wrażenie, co ważniejsze, wpływa na immersję ze światem przedstawionym. W połączeniu z teatrem autentycznych i jednocześnie niepodrabialnych postaci, małomiasteczkowych społecznościach rozrzucanych po szerokiej mapie, silniku Euforia oraz pojedynków "jeden na jednego" - otrzymujemy najlepszy tytuł siódmej generacji. Nie tylko 2010 rok należał do Johna Marstona, lecz cała reszta kadencji. Historia rozpoczyna się na równi z  karierą "Terminatora", gdzieś w 1984 roku.

Dalsza część tekstu pod wideo

Zachodząca Dzikość

RDR

Schyłek Dzikiego Zachodu, epoki bandyckich legend, łowców nagród, rabunków i szeryfów. Branża filmowa nie przebierała w środkach gdy powstawały najsłynniejsze filmowe dzieła. Przyszła kolej na przemysł gier. Historia zna przypadki udanych projektów ulokowanych w czasach sławentych rewolwerowców. Inspirowana klasyką gatunku, Outlaws (1997, LucasArts) sięgała po sprawdzoną recepturę intensywnej akcji rodem z Dooma przy kresce wyjętej z serii Monkey Island. Po western sięgnęli polscy twórcy gier dzięki marce Call of Juraez z głośnym sukcesem na Zachodzie, tyle że już nie Dzikim, współczesnym. Ostatnia odsłona podpisana "Gunslinger" spotkała się z najlepszym przyjęciem w krótkiej historii cyklu. Tymczasem jest rok 1984. Do życia powołano skromne Angel Studios. Do roku 2002 zespół tworzył gry, by ostatecznie trafić pod skrzydło Rockstara. W listopadzie tego samego roku rodzi się oficjalnie Rockstar San Diego. Z czasem na świat przychodzi Red Dead Revolver, czyli projekt zbyt ambitny na swoje czasy. PlayStation 2 czy znacznie potężniejszy Xbox nie wystarczyły by stworzyć interaktywny western o jakim marzyliśmy. 

Duchowym sukcesorem i wielkim następcą miała stać się nowa gra, zmierzająca już na kolejną generację konsol. Start produkcji przypadł na okres rozruchu PlayStation 3/Xbox 360. W 2009 roku, świat gier ujrzał Red Dead Redemption. Tytuł powstający wówczas już trzy lata, miał trafić na rynek w roku następnym. Gra zaliczyła kilka opóźnień w ramach okresu produkcyjnego, lecz nikt specjalnie nie narzekał. Rockstar po premierze Grand Thef Auto IV (2008) osiągnęło niemal "boski" status. Każda zapowiedź nowej gry automatycznie stawała się przedmiotem niezdrowego hajpu. Firma korzystała z przywileju wysokiej jakości, którą zapewniała graczom. Red Dead Redemption jest tutaj książkowym przykładem. Mocniejsze sprzęty naturalnie pozwoliły magikom z Rockstar San Diego na więcej koderskich zaklęć. Silnik RAGE (Rockstar Advanced Game Engine) doczekał się ewolucji na drodze usprawnionych animacji oraz draw distance'u. Do tej machiny dołączono dwa silniki - Euphoria oraz Bullet odpowiedzialne kolejno za skuteczniejsze renderowanie zachowań postaci oraz lepszy wygląd otoczenia. 

Narzędzie to nie wszystko, ten moloch potrzebował solidnego fundamentu by ruszyć - swoistej palety inspiracji. Zespół odrobił piękny research zwiedzając historyczne, amerykańskie krajobrazy, spędzając dziesiątki godzin na analizie klasycznych filmów o Dzikim Zachodzie. Wszystko by osiągnąć realizm i przede wszystkim, autentyczność tego świata. Nikt nawet nie śnił o konwencjonalnym podejściu do tematu rodem z klasyki Johna Wayne'a. Christian Cantamessa, projektant gry oraz scenarzysta tymi słowami opisywał projekt w wywiadach - "motyw przewodni stanowi śmierć Dzikiego Zachodu co odróżnia grę od sztandarowych mitów tej epoki widocznej choćby w filmotece Wayne'a". Red Dead Redemption zadebiutowało dokładnie 18 maja, 2010 roku. Media doceniły cały alfabet zawartości. Deweloper zadbał o warstwę merytoryczną (niezapomniane dialogi), artystyczną oraz techniczną. Wspomniany w pierwszym akapicie model jazdy konnej wygrał wszystko. To nie imitacja galopu z epokowej The Legend of Zelda: Ocarina of Time. Podróż wierzchowcem brzmiała niemal symulacyjnie. System był uzależniający do tego stopnia, że praktycznie nie korzystałem z opcji szybkiej podróży. Można? W Red Dead Redemption nawet trzeba.

John Marston

RDR

Bohaterowie Red Dead Redemption wyszli poza ramy wszystkiego co do tamtej pory widywałem regularnie w grach Rockstara. Grand Theft Auto IV choć zahaczało o autentyczność, nie wywarło na mnie takiego wrażenia. Rockstar San Diego przygotowało wielką podróż spiętą trudną przeszłością bohatera, gdy ten wojował jeszcze za życia gangu Van der Linde. Historia skupiona na zerowaniu kryminalnej kartoteki, budowaniu reputacji (w grze zaaplikowano nawet system punktów dodatniej lub ujemnej sławy), pojedynkom "jeden na jednego", niezapomnianym misjom pobocznym. Uwagę skupia seria interesujących misji z udziałem pewnego nieznajomego wyjętego niczym z "Ligi Niezwykłych Dżentelmenów". Ów jegomość o wielkopańskich manierach pojawia się niczym kostucha, zupełne nagle,znając na wylot Johna Marstona. Wszystko pod pretekstem moralnego testu bohatera. Poirytowany John w pewnej chwili wyjmuje rewolwer, oddając kilka strzałów. Odwrócony plecami Nieznajomy puentuje czyn zgranym "Yes, many have". Ta i wiele innych akcji podkreśla wielowymiarowość narracji oraz napotykanych postaci. Prawdziwy festiwal osobowości. 

Red Dead Redemption nadal prezentuje względny poziom. Rekomendujemy zabawę za pośrednictwem wstecznej zgodności na współczesnych konsolach Xbox. Grę otrzymałem chwilę po premierze, latem 2010 roku. Czekała mnie przeprawa przez najbardziej zdeprawowaną edycję na PlayStation 3. Różnica na niekorzyść silniejszej platformy wynikała z faktu egzotycznej architektury konsoli - jak w większości gier multiplatformowych tej ery. Nie przeszkadzało mi to by dać się porwać przez szumiący na preriach wiatr, skalne krajobrazy, piękne kaniony. Rockstar San Diego zadbało o przyjemny gunplay z obowiązkowym bullet time. Strzelanie wprost z grzbietu pędzącego wierzchowca, przy akompaniamencie zachodzącego słońca do bandytów? Takie rzeczy tylko w Red Dead Redemption, gry definiującej siódmą generację. Pokaz sztuki narracji środowiskowej, postaci i rozgrywki. W świetle najnowszych doniesień o potencjalnej renowacji - ten świat potrzebuje nowego świtu. Ostatnie dni Dzikiego Zachodu zasługują na taką celebrację. Dotychczasowe przeniesienia klasycznych gier Rockstara pozostawiają nieco do życzenia, lecz nadzieja umiera ostatnia, podobno. Czy dla Was, Red Dead Redemption zasługuje na remake? A może grze przydałby się wyłącznie wizualny retusz? 

Dawid Ilnicki Strona autora
Z uwagi na zainteresowanie kinem i jego historią nie ma wiele czasu na grę, a mimo to szuka okazji, by kolejny raz przejść trylogię Mass Effect czy też kilka kolejnych tur w Disciples II. Filmowo-serialowo fan produkcji HBO, science fiction, thrillerów i horrorów.
cropper