The A Team

Drużyna A - jak potoczyły się losy aktorów, wcielających się w kultowe role?

Dawid Ilnicki | 05.03.2022, 13:00

Pokazywana u nas, głównie na Polsacie, “Drużyna A” była w latach 90. prawdziwym fenomenem, wpisując się w nurt kina akcji, w którym praktycznie nie pokazywano przemocy. Podczas gdy dla jednych aktorów rola w tym serialu była największym osiągnięciem w karierze, inni znani byli już z innych produkcji.

Pomysłodawcami tej przedziwnej serii byli Stephen J. Cannell i Frank Lupo. Pierwszy z nich został na początku lat 80. zwolniony z ABC, nie potrafiąc wymyślić dla tej stacji hitu od kilku lat. Szybko jednak przeszedł do konkurencyjnej stacji NBC. Tam trafił na niezwykle atrakcyjny pomysł, podrzucony mu przez Brandona Tartikoffa, który o dziwo nie pojawia się nigdzie jako współtwórca projektu. Inspiracją dla konceptu serialu o czwórce wyjętych spod prawa ex-wojskowych były takie produkcje jak “Parszywa dwunastka”, “Siedmiu wspaniałych”, “Mad Max”, a także serial “Mission Impossible” z końcówki lat 60. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Choć dwójka producentów z początku nie spodziewała się, że serial okaże się takim hitem, wielu typowało go na prawdziwy przebój telewizyjny. Ponoć w taki sposób wypowiadał się o nim, grający Hannibala Smitha, George Peppard i to zanim seria weszła już we właściwą fazę realizacji. I nie pomylił się, bo już pierwszy odcinek, wyświetlony po Super Bowl w 1983 roku, zdołał zgromadzić w Stanach Zjednoczonych ogromną rzeszę widzów. Po latach „Drużyna A” stała się również fenomenem popkulturowym, głównie dzięki znanym powiedzonkom, pojawiającym się później choćby na sprzedawanych koszulkach, a także interesującym powiązaniom pomiędzy poszczególnymi bohaterami. Widzów bawiły również kreskówkowe walki, w których pomimo ton wystrzeliwanych naboi, praktycznie nigdy nikomu nie działa się krzywda. Gwiazdą serialu był rzecz jasna przywódca tej wesołej czeredki.

Setki twarzy Hannibala

Hannibal - Drużyna A

Nie ulega żadnej wątpliwości, że spośród wszystkich odtwórców głównych ról w serialu najbardziej znanym aktorem był właśnie, grający Johna “Hannibala” Smitha, George Peppard. Co ciekawe zresztą mógł się on pochwalić przeszłością w wojsku, w którym dorobił się rangi sierżanta. Dalsza kariera w armii go jednak nie interesowała, podobnie jak pójście w ślady ojca inżyniera. Zafascynowany postacią Waltera Hustona, po przeprowadzce do Nowego Jorku, stał się członkiem stowarzyszenia Actors Studio, gdzie pilnie studiował metody Lee Strasberga. Bardzo szybko dostrzeżono jego potencjał, który zapewnił mu angaż w kilku obrazach MGM. Prawdziwym przełomem była jednak dla niego rola, w uchodzącym dziś za klasyk, filmie Blake’a Edwardsa “Śniadanie u Tiffany’ego”, gdzie partnerował Audrey Hepburn.

Sam Edwards na początku miał stanowczo oponować przeciwko zatrudnieniu dość młodego wtedy aktora, ale jego sprzeciwu nie wzięto pod uwagę. Chyba jednak czuł pismo nosem, bo Peppard był wyjątkowo trudnym partnerem na planie, zarówno dla niego, jak i grających role w tym filmie Hepburn i Patricii Neal. Ta druga, mimo wcześniejszej znajomości, nie wytrzymywała pracy z nim, a z kolei konflikt z pierwszą miał się zasadzać na zupełnie innych technikach aktorskich, którym hołdowali. Wielu członków ekipy narzekało, że Peppard uważa się za największą gwiazdę występującą w tym filmie i lekceważy innych. Pomimo tych kontrowersji jednak on i grająca jego partnerkę Hepburn mieli pozostać przyjaciółmi aż do jej śmierci w 1993 roku.

Lata 60. były znakomitym okresem dla Pepparda. Zagrał wtedy w kilku dobrze znanych produkcjach, w których często ujawniały się problemy, widoczne już na planie dzieła Blake’a Edwardsa. Patrzono jednak na nie nieco inaczej. Większość widziała w nim bowiem niezwykle ambitnego aktora, ciężkiego do zniesienia nawet dla producentów i twórców. Przy tym jednak uważano go za osobę niezwykle wymagającą, zarówno wobec innych, jak i siebie i ci, którzy podzielali jego pasję do zawodu, cenili sobie współpracę z nim. Sam aktor narzekał jednak w tym czasie na to, że nie doczekał się jednej, wielkiej roli, z którą mógłby być kojarzony i która była jego marzeniem. Powolne rozmienianie się na drobne było także początkiem zmierzchu jego kariery.

Już w końcówce lat 60. Peppard podpisał bowiem długi kontrakt z Universalem, mający być zabezpieczeniem pod kupno wielkiego rancza. Zamienił się on jednak w rodzaj luksusowej klatki, bo nie zagrał w tym okresie w żadnej znaczącej produkcji. W kolejnej dekadzie aktor wrócił z kolei do telewizji, za sprawą działań własnej firmy produkcyjnej. Zagrał wtedy m.in. w westernie “The Bravos”, interesującym neo-noir, kojarzonym u nas pod tytułem “Kosmiczny spisek”, serialu “Banacek”, jak również ciekawym choć mało znanym post-apo “Aleja potępionych” z 1977 roku. W międzyczasie wyreżyserował również obraz “Five days from home”, w którym zagrał główną rolę.

Co interesujące, na początku lat 80. Peppard podpisał kontrakt na rolę w słynnej “Dynastii”. Nie byle jaką, bo samego Blake’a Carringtona. Nie po raz pierwszy jednak dał wtedy o sobie znać trudny charakter odtwórcy, który od początku narzekał na to, że jego postać była bardzo podobna do tej z konkurencyjnego “Dallas”. Nieustannie kłócił się też z producentami. Tuż przed startem zdjęć został zwolniony, a na jego miejsce zatrudniono Williama Forsythe’a. Kilka lat później znany był już jako Hannibal Smith, ciesząc się przede wszystkim z tego, że jego postać słynęła z umiejętności błyskawicznego kamuflażu, co pozwoliło mu grać w serialu wiele ról. I na tym planie jednak miewał duże problemy z partnerami. Ponoć bardzo nie podobało mu się to, że nieraz przyćmiewał go Mr. T, co doprowadziło do długiego okresu porozumiewania się z nim za pomocą pośredników, a Melinda Culea stwierdziła, że to właśnie przez Pepparda została zwolniona po pierwszym sezonie.

Już w okresie zmierzchu kariery filmowej Peppard miał problemy z alkoholem, które zaczęły narastać w końcówce lat 70., gdy został skierowany na leczenie. W późniejszych latach wspierał innych alkoholików, usiłujących skończyć z piciem, przyznając się do tego, że wstydzi się wielu rzeczy, które zrobił po pijaku. Na jego śmierć w wieku 65 lat największy wpływ miał jednak inny nałóg. Ponoć w ostatnich latach życia wypalał bowiem nawet trzy paczki dziennie i szybko zdiagnozowano u niego raka płuc. Mimo trudnej walki z chorobą do końca swego życia występował w produkcjach, takich jak choćby pilot do przygotowywanego serialu “The P.I.”, gdzie miał zagrać podstarzałego detektywa. Zmarł jednak w Los Angeles w 1994 roku, z powodu zapalenia płuc. 

Tylko nie do samolotu!

Drużyna A - B I Baracus
g

Drugim, niezwykle charakterystycznym członkiem drużyny był B.A. (od Bad Attitude) Baracus. Zdecydowanie najsilniejszy bohater serialu, będący również świetnym mechanikiem. Stroniący od alkoholu, preferujący zdecydowanie szklankę mleka wielki przyjaciel dzieci. Jak wiadomo niepozbawiony wad. Obok niekontrolowanej złości, często odbijającej się na, bogu ducha winnym, Murdocku panicznie bał się latania. Z uwagi na to, że był to poważny problem dla ekipy Hannibala, w jednym z odcinków postanowiono go rozwiązać za pomocą hipnozy. Słowem, które miało wprowadzać Baracusa w sen okazało się “zaćmienie” (eclipse), wyraz rzadko przez nich używany. Niestety podczas typowej strzelaniny jednemu z bohaterów zabrakło amunicji, a więc krzyknął do drugiego “Give me a clipse!”. No i cóż, musieli walczyć w trójkę…

Historia grającego tę rolę Laurence’a Tureaud, znanego jako Mr. T, jest bardzo ciekawa. Laurence jako najmłodszy syn rodziny mającej aż dwanaścioro dzieci zawsze dużo mocniej brał do siebie to, że członkowie -  głównie białej społeczności - nie darzyli go zbytnim respektem. Zdecydował się zatem na zmianę imienia i nazwiska na Mr. T. Z uwagi na szacowną posturę, w młodości grał w futbol, a także studiował przeróżne sztuki walki. Później pracował jako ochroniarz, co wiązało się z wieloma interesującymi historiami, a także ponad 200 walkami jakie stoczył. Kilkukrotnie był przez swych przeciwników pozywany, ale jak twierdził wygrywał wszystkie sprawy sądowe.

O nagłym zwrocie w jego życiu zadecydowało spotkanie z Sylvestrem Stallone, który wypatrzył go w jednym z segmentów show telewizji NBC. W tym czasie trwał casting do roli przeciwnika Balboi - “Clubbera” Langa, w trzeciej części serii “Rocky”, a pierwszymi kandydatami do niej byli bokserzy Joe Frazier i Ernie Shavers. Obaj pasowali idealnie pod względem fizycznym; pierwszy jednak się jąkał, drugi zaś miał zdecydowanie zbyt wysoki głos. Mr. T oprócz odpowiedniej postury gwarantował również odpowiedni poziom aktorski, dlatego ostatecznie postawiono właśnie na niego i to nawet mimo tego, że był to jego debiut filmowy. Rola ta na dłużej związała go z boksem, bo w 1982 roku wystąpił w kolejnym pięściarskim filmie “Penitentiary II”.

Wielki sukces “Drużyny A” sprawił, że Mr. T stał się wielką gwiazdą. W filmach, takich jak choćby komedia “DC Cab”, popularny sitcom “Different Strokes” czy też “Niepokonany” grał jednak bardzo podobne postacie. Sam zresztą nigdy nie myślał o sobie jako aktorze, odwołując się raczej do postaci drobnego sprzedawcy własnej osoby. Jeśli rzeczywiście tak było potrafił się sprzedać znakomicie, ponoć bowiem w swoich najlepszych latach zarabiał nawet 5 milionów dolarów za rok. W 1985 roku wszedł na arenę jako profesjonalny zawodnik wrestlingowy, obok Hulka Hogana, który zresztą też grał “Rocky’m III”. Mówiąc o jego akcjach reklamowych nie sposób pominąć aspektu edukacyjnego, widocznego choćby w dość zabawnym teledysku, w którym poucza, że matki należy traktować z respektem.

Mr. T ostatnio zagrał w filmie w 2001 roku. Od tego czasu występował już tylko w reklamach i na galach WWE, raczej jednak jako gość. W 1995 roku zdiagnozowano u niego raka skóry, ale terapia na szczęście okazała się skuteczna i w pełni wrócił do zdrowia. W 2005 roku zadecydował o tym, że nie będzie już nosił okazałej biżuterii, która była jego znakiem rozpoznawczym, nie tylko w trakcie kręcenia “Drużyny A”. Bezpośrednim powodem zmiany  wizerunku była pomoc jakiej udzielał ofiarom huraganu Katrina. “Jako chrześcijanin, widząc cierpienie innych ludzi i to co stracili, czuję że grzechem byłoby noszenie mojego złota. Zrozumiałem, że byłby to duży nietakt i brak respektu wobec tych ludzi, dlatego zdecydowałem o tym, że przestanę je nosić” - powiedział wtedy w wywiadzie.

Trzeba mieć gadane

Buźka Drużyna A

Rola Templetona Pecka, znanego jako “Buźka”, prawdziwego artysty-oszusta o niebywałych zdolnościach manipulatorskich, w pilocie przypadła w udziale Timowi Duniganowi, którego jednak bardzo szybko zmienił Dirk Benedict. Producenci “Drużyny A” od początku stawiali w tej roli na Benedicta, jednak NBC upierało się, by powierzyć ją drugiemu aktorowi. W końcu wystąpił on w pilocie, ale jego rola nie spotkała się z aprobatą, a wszyscy, łącznie z nim samym, twierdzili, że był do niej zbyt młody; trudno było uwierzyć, że jest weteranem wojny w Wietnamie. Ostatecznie powrócono więc do pierwotnego planu.

Benedict urodził się w 1945 roku jako - mający niemieckie korzenie - Dirk Niewoehner. Ponoć pseudonim sceniczny pochodzi od rodzaju śniadania, które serwował pracując jeszcze w restauracji. Choć w młodości bardziej interesowała go muzyka i w tym kierunku się wykształcił, później zdecydował się na aktorstwo, a karierę rozpoczął debiutując w 1972 roku w zapomnianym dziś filmie “Georgia, Georgia”. Prawdziwą sławę przyniósł mu jednak angaż we wcześniejszej serii z cyklu “Battlestar Galactica”, gdzie zagrał porucznika Starbucka, wcielając się w jak się wydaje jedną z wielu postaci, którą z dzisiejszej perspektywy można by nazwać klonem Hana Solo. Bohater był uwielbiany przez fanów tego serialu, choć jednak pojawiały się plany jego powrotu, w kolejnych odsłonach, ostatecznie nie doszły do skutku. 

Po wielkim sukcesie “Drużyny A” Dirk Benedict próbował swych sił w teatrze, grając główną rolę w sztuce “Hamlet”, wystawionej przez Abbey Theater na Manhattanie. Wersja ta została jednak kompletnie zmiażdżona przez krytykę. Od tego czasu grywał w typowych, VHS-owych produkcjach, jak choćby techno-thrillerze “Blue Tornado”, familijnej “Przygodzie na Alasce” czy też “Kobiecej ręce”. Żaden z tych filmów nie zrobił furory, a jego kreacje w kolejnych dekadach można policzyć na palcach jednej ręki. Głośniej było o odtwórcy w kontekście totalnej krytyki najnowszej odsłony “Battlestar Galactica”, występie w amerykańskiej wersji “Big Brothera”, a także odnalezienia syna z poprzedniego związku, o którym nie miał pojęcia. 

Jakby tu uciec?

Marduk Drużyna A

Ostatnim członkiem wesołej drużyny był “Howling Mad” Murdoch. Nieobliczalny szaleniec, który jednak jako jedyny potrafił latać samolotem, dlatego niemal w każdym odcinku drużyna musiała wymyślić sposób na to, by wyrwać go ze szpitala psychiatrycznego, w którym zazwyczaj przebywał. Nie trzeba przypominać, że - mówiąc oględnie - nie był wielkim faworytem B.A. Barakusa. W serialu odtwarzał go, mający na tym etapie zdecydowanie najskromniejszy dorobek aktorski, Dwight Schultz. 

Kariera Schultza nabrała jednak rozpędu po tym jak zagrał Murdocka. Już kilka lat po zakończeniu emisji serii wcielił się bowiem w rolę samego Roberta Oppenheimera w “Projekcie Manhattan” Rolanda Joffe, grając u boku samego Paula Newmana, a także Krzysztofa Pieczyńskiego. Na początku lat 90. otrzymał rolę w “Star Trek: Następne Pokolenie”, odtwarzając porucznika Reginalda Barclaya, powtarzając ją w kolejnej serii i filmie. Znany był również jako aktor głosowy (m.in. “Animatrix”), jak i telewizyjny. Wystąpił w pojedynczych odcinkach takich seriali jak “Strażnik Texasu”, “Flipper” czy “Stargate SG-1”. Podobnie jak Benedict zagrał malutką rólkę w filmie pełnometrażowym “Drużyna A”, mającym swą premierę w 2010 roku. Ich role przejęli w nim Sharlto Copley i Bradley Cooper. 

Dawid Ilnicki Strona autora
Z uwagi na zainteresowanie kinem i jego historią nie ma wiele czasu na grę, a mimo to szuka okazji, by kolejny raz przejść trylogię Mass Effect czy też kilka kolejnych tur w Disciples II. Filmowo-serialowo fan produkcji HBO, science fiction, thrillerów i horrorów.
cropper