World of Warcraft

Przy jakich grach spędziłem blisko 500h? Trochę ich było, ale niczego nie żałuję

Maciej Zabłocki | 03.02.2022, 22:30

Techland, czyli rodzime studio pracujące nad Dying Light 2, opublikowało jakiś czas temu informację, że ukończenie wszystkich zadań i elementów w ich najnowszej grze zajmie blisko 500 godzin. W sieci zawrzało, a niektórzy wręcz rezygnowali z zamówienia przedpremierowego, bo to przecież mnóstwo czasu. Wymusiło to na wydawcy publikację sprostowania z konkretnymi liczbami, gdzie mogliśmy przeczytać, że ukończenie głównej fabuły będzie dużo krótsze. Nie będę się tutaj rozwodzić nad tym, czy gry na 500h to dobry pomysł, zamiast tego przytoczę swoje statystyki. 

Jak już zapewne zauważyliście po obrazku ilustrującym ten wpis, wiele godzin z mojego życia zeszło na zabawie w World of Warcraft. Do gry dołączyłem w kwietniu 2007 roku, koncentrując się na dodatku TBC, aż wreszcie absolutne uzależnienie dopadło mnie zaraz po premierze Wrath of the Lich King w 2008. Gdy tylko dążyłem do podbicia Icecrown Citadel, nie mogłem się oderwać, a dużo więcej niż 500h miałem tylko na jednej z postaci. Tych rozwijałem kilka, by mieć jakąś opcję na każdą ewentualność. Potrzebny był potężny DPS? Wskakiwałem w szaty maga. Moja gildia szukała healera? Nie ma sprawy, miałem Druida. Gdy trzeba było tankować, również byłem do tego przygotowany. Moje uzależnienie wiązało się z kompletnym zaniedbaniem wielu innych rzeczy i akurat z tego etapu mojego życia nie jestem szczególnie zadowolony. 

Dalsza część tekstu pod wideo

W międzyczasie, zarówno przed jak i po erze WoWa nie było wcale mniej tych gier

Jedną z takich gier, która pochłonęła w moim życiu co najmniej 400h był Battlefield 3. W dodatku nie w trybie podboju, a drużynowego deathmatchu, który upodobałem sobie najbardziej. Wskakiwałem do zabawy w każdej wolnej chwili i rozgrywałem jedną czy drugą rundkę, bo trwały one w porywach do 20 minut. Uwielbiałem klimat tej gry, zresztą już wcześniej mnóstwo czasu spędzałem przy poprzednich odsłonach. Podobnie wsiąkłem przy Need for Speed: Most Wanted z 2005 roku. Kupiłem wtedy nową kartę graficzną do komputera, model NVIDIA GTX 6800 GT, która po kilkudziesięciu nieprzerwanych godzinach zabawy (graliśmy z bratem na zmianę) odmówiła posłuszeństwa. Spaliło się dodatkowe złącze zasilania. Po wymianie gwarancyjnej wróciłem do wielokrotnego eliminowania oprychów z czarnej listy i luźno nabiłem w tej grze ponad 400h. 

temp_name

Jedną z takich serii, do której wracam regularnie od wielu lat jest FIFA. Uwielbiam piłkę nożną, w dzieciństwie dużo w nią grałem na podwórkach czy na leśnych polanach. Był taki moment, gdy dominowało Pro Evolution Soccer 4, potem 5 i na końcu 6, które służyło mi często do organizowania rozbudowanych turniejów z kumplami. Rysowaliśmy drzewka na kartkach papieru, grając o konkretne nagrody. Wtedy nie piłem jeszcze piwa, ale duża paczka chipsów za kilka złotych wydawała się warta wygranej. To była niesamowita sprawa, genialny gameplay przyciągał do ekranu na długie godziny. Gdy nadeszła nowa generacja, a kolejne odsłony serii FIFA powoli zastępowały produkcje od Konami, przeskoczyłem do obozu EA. Zostałem tam do dzisiaj, okazjonalnie sprawdzając konkurencyjne piłki kopane. W trzech odsłonach, FIFIE 18, 19 i 20 mam wbite łącznie ponad 1800h, a wydana niedawno FIFA 22 przekroczyła już u mnie barierę 150h. Nie ucieknę przed piłką nożną, nie ma takiej możliwości. 

Mogę też śmiało przytoczyć uniwersum Warcrafta, które zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Jeszcze zanim zacząłem grać w WoWa, dziesiątki godzin spędzałem w Warcrafcie II i III, przechodząc kampanie fabularne na różne sposoby. Rozgrywałem setki potyczek i bawiłem się możliwościami, rywalizując z kumplami w sieci LAN. Jakiś czas później odkryłem przypadkowo fanowski dodatek do trybu wieloosobowego o nazwie DOTA, jeszcze bardziej uzależniając się od tej gry. Mieszkałem w dużym domu z przestronną piwnicą, która pozwalała na zaproszenie wielu kumpli i niczym nieskrępowane krzyki i śmiechy - śmiało z tego korzystałem. Gdy znajomi wpadali z laptopami lub komputerami stacjonarnymi, łączyliśmy je wszystkie w jedną dużą sieć i graliśmy drużynowo w DOTĘ od wieczora do bladego świtu. Trudno mi zmierzyć liczbę godzin w tym dodatku, ale śmiało będzie to liczone w setkach. Nie mogę też zapomnieć o serii Diablo, gdzie w dwójce wbiłem 99 lvl na 6 postaciach w ramach trybu sieciowego Battle.net. 

Gdy o tym wszystkim pomyślę, to chwytam się za głowę - tych godzin jest mnóstwo

Przez długi czas moją podstawową platformą do grania był komputer stacjonarny, preferowany przez moich o wiele starszych braci. Mieliśmy konsole w domu, ale dopiero PlayStation 2 sprawiło, że przeskoczyłem z monitora na telewizor. Szczególnie dobrze wspominam serię God of War, chociaż nie mogę tu mówić o setkach godzin spędzonych przy tych produkcjach. W dzieciństwie dużo grałem w strategię ekonomiczną - Transport Tycoon, którą odpalam do dzisiaj. W międzyczasie też nie potrafiłem oderwać się od pierwszego i drugiego Grand Theft Auto. Po premierze rewolucyjnego The Sims w 2000 roku, mój świat nabrał kompletnie innych kolorów. Codziennie wskakiwałem do tego kwadratowego świata, by kontrolować moje simy. Zamiłowanie do tego wzięło się zapewne od magicznych jajek Tamagotchi. W czasach szkoły podstawowej, każdy miał u mnie takie jajo przy sobie, wymienialiśmy się nimi, pokazywaliśmy sobie i przede wszystkim, dbaliśmy o te zwierzaki najlepiej, jak się dało. Był na to gigantyczny boom, niczym na Pokemony w ramach serii Tazo, które wyciągałem z chipsów. 

temp_name

Gdy mówimy o grach na setki godzin, do głowy przychodzi mi jeszcze kilka produkcji. Zawsze uwielbiałem wyścigi, szczególnie serie Need for Speed, Colin McRae czy Gran Turismo 3 lub 4 na PlayStation 2. Spędziłem też ponad 180h w pierwszym Wiedźminie, a przez blisko 2 lata grałem w GTA San Andreas po premierze w 2005 roku, zanim mojego życia na dobre nie zdominował World of Warcraft. GTA Vice City przeszedłem 18 razy i gdybym liczył średnio 20h na jeden raz, to wychodzi z tego 360h, chociaż nie jestem w stanie dokładnie zmierzyć tego czasu. Gdy byłem w podstawówce, z pewnością kilkadziesiąt godzin spędziłem przy pierwszym Gothicu i kolejne kilkadziesiąt przy drugim. Trzeci kompletnie mnie od siebie odtrącił, bo na premierę miał bardzo wiele błędów, a poza tym gigantyczne wymagania sprzętowe. Kiedy ja w to wszystko grałem? W międzyczasie było przecież mnóstwo gier, które włączyłem na kilka godzin. Nie liczę również takich tytułów jak Ratchet&Clank: Rift Apart na PS5, który splatynowałem po 19h czy Guardians of the Galaxy, którego przejście zajęło mi 21h. 

Ciekaw za to jestem Waszych doświadczeń. Jak wiele macie takich gier w swoim życiu, przy których spędziliście ok. 500 godzin? W zasadzie nie rozumiem pomysłu promowania Dying Light 2 statystyką, że przejście pieszo z Warszawy do Madrytu zajmuje 523h według Google Maps. Nie do końca trafiają do mnie argumenty twórców, wolałbym zobaczyć, ile to jest dni. Taki przelicznik co prawda trochę mnie przeraża. Licząc pełną dobę, musimy ich poświęcić ponad 20. A przecież nawet grając po 8 czy 10h dziennie, jesteśmy już mocno zmęczeni. Przy założeniu, że przeznaczamy te 8h każdego dnia, potrzebujemy 62 dni, czyli dokładnie dwóch miesięcy ciągłego grania, by dobić do takiego wyniku. Zapraszam do sekcji komentarzy i gorącej dyskusji. Do usłyszenia! 

Źródło: Opracowanie własne
Maciej Zabłocki Strona autora
Swoją przygodę z recenzowaniem gier rozpoczął w 2005 roku. Z wykształcenia dziennikarz, ale zawodowo pracujący też w marketingu. Na PPE odpowiada głównie za testy sprzętów i dział tech. Gatunkowo uwielbia RPG, strategie i wyścigi. Uzależniony od codziennego czytania newsów i oglądania konferencji.
cropper