Co nas czeka w 2022 roku? Przełom czy powtórka z rozgrywki?

Co nas czeka w 2022 roku? Przełom czy powtórka z rozgrywki?

Krzysztof Grabarczyk | 08.01.2022, 10:00

Nowy rok, stary ja, albo starzy my. Narzekanie stało się olejem napędowym społecznych silników minionego 2021. Od umownej dostępności sprzętów do grania, kart graficznych po software'owy deficyt. Poza odwiecznymi malkontentami reszta zajęła się nadrabianiem zaległych list, w tym mój skromny przypadek. 

Podsumowanie w postaci show Keighleya spuentowało poprzednie 12 miesięcy. Mniej zależni twórcy dostali swoje pięć minut, co poświadczą reżyserzy zwycięskiego It Takes Two. Przestaliśmy również trochę gonić za obsesyjnym nabyciem nowej konsoli. Zdaliśmy sobie sprawę, że generacja dopiero teraz wejdzie na wyższe obroty choć tylko trochę. Większość zapowiedzi nadal rozdziera się pomiędzy dwoma płaszczyznami - starą i obecną. Czym będzie 2022? Sezonem względnej stabilizacji? Początkiem ery całkowitej cyfryzacji i usług abonamentowych? Kresem ekskluzywności? Słowem, będzie się działo. Mamy teraz dwie opcje - narzekać lub korzystać. Wszyscy jesteśmy odkrywcami wzorem pewnej niedawnej reklamy. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Abonamentowa wojna

Co nas czeka w 2022 roku? Przełom czy powtórka z rozgrywki?

Kilka tygodni temu natrafiłem na całkiem interesujący materiał dokumentujący historię powstania marki Xbox. Film nie powiedział mi niczego ponadto co już wiem, lecz zainicjował garstkę myśli. Konkurencja wymusza postęp. Z dawien dawna, kiedy naszym pierwotnym źródłem informacyjnym stały kioskowe magazyny o grach komputerowych i wideo, nie dostrzegaliśmy wszystkich zależności rynku. Nintendo 64 przykładnie ustąpiło miejsca PlayStation przez tradycję wbrew logice. Dystrybucja i koszty produkcji kartridży nie równały się z tempem rozwoju napędu CD. A wystarczyło podążyć konkurencyjnym szlakiem, podnieść rękawice grając na zasadach potężniejszego rywala, zaadaptować się do metod przejmowania klienteli i robić to samo z autorskim katalogiem. Analogią niechaj będzie wdrażanie rozwiązań wyznaczonych przez Microsoft. 

Widzicie, to Microsoft odpowiada za całokształt obecnej sytuacji w growym światku. Sony jakoś sprytnie przemyka pod radarem tych wszystkich zapożyczeń. Online na konsolach na dobre inicjuje Redmond w historycznej chwili ogłoszenia Xbox Live. Kontrą wschodniej korporacji staje się informacja o kreacji PlayStation Network. Płatny online od Microsoftu spotyka się z oczywistą krytyką ze strony wroga. Co się dzieje potem? Sony decyduje się uczynić to samo, gdy w 2010 ogłasza PlayStation Plus. Czego to wszystko dowodzi? Logistycznej dominacji Microsoftu, choć firma nadal przegrywa ze starszym rywalem bazującym dzisiaj głównie na przywiązaniu graczy do brandu PlayStation. Sytuacja jest dynamiczna bardziej niż kiedykolwiek. Phil Spencer to z jednej strony człowiek kierujący się dobrem ogółu, niczym wprawny w rządach król. Nadana mu przez społeczność maksyma "Króla Spencera" częściowo pasuje do jego medialnego wizerunku. Zbojkotowany przed laty za anulowanie Scalebound (Kamiya trafił feralnej nocy do szpitala z powodów zdrowotnych) szybko nadrobił braki warsztatowe. Uczynił z Xboxa oazę taniej rozgrywki, nawet jeśli narzucającej odbiorcy katalog. Narodziny inicjatywy Xbox Game Pass zmieniło podejście wielu graczy. Dzisiaj posiadając system z rodziny Xboxa, niezmiernie rzadko decydujemy się na zakup pudełkowej edycji flagowej serii. 

Zarówno Halo: Inifinte bądź genialna Forza Horzion 5 trafiły do usługi. W tym szaleństwie istnieje świetna metoda wymagająca tylko czasu. Marka Xbox niebawem wróci do kondycji z czasów Xbox 360, który po prostu dominował na tle reszty. W Polsce również. Nie dziwi więc decyzja Sony o aranżacji własnej perspektywy Game Pass. Kolejna adaptacja względem konkurencyjnych rozwiązań. Nadciąga pierwsza, konkretna wojna abonamentowa. Problemem Sony jest zbytnia pazerność. Ciężko przykuć uwagę weteranów oferując pozycje sprzed dobrych kilku lat. Oferta musi co najmniej równać się z katalogiem Microsoftu. Już teraz zagramy w hity pokroju Psychonauts 2 czy Mortal Kombat 11. PlayStation jeśli coś oferuje, to z ograniczoną zawartością. Hitem okazało się Mortal Shell bez możliwości aktualizacji do poziomu PS5. Myślę, że przede wszystkim Sony winno zmienić swojego CEO. Jim Ryan nie należy do lubianych szefów, przegrywa automatycznie ze Spencerem. Ten z kolei wykazuje się ciekawą, długoterminową strategią. Ta właśnie zaczyna przynosić korzyści. Inaczej "hojność" Sony nie sięgnęłaby po abonamentową inicjatywę. Słowem, dzieje się. 

Wojna światów 

Co nas czeka w 2022 roku? Przełom czy powtórka z rozgrywki?

W kultowym obrazie Spielberga starożytna rasa dopomina się o należne miejsce w ziemskiej hierarchii wychodząc z czeluści jądra planety. Obecnie tkwimy w identycznej paraboli zmian. Dzieje się dużo, dzieje się szybko, dzieje się dynamiczniej niż kiedykolwiek wcześniej. Wbrew wydawniczej pustce wielomilionowych gier luty atakuje potrójną siłą. Horizon: Forbidden West, Dying Light 2 oraz niezwykłe Elden Ring. Zupełnie nikomu nie przeszkadza fakt cross-genowej aury spinającej wszystkie trzy tytuły. Konsolowy deficyt niczym niegdyś kontrolery ruchu lub edycje Pro konsol - zapewnił przedłużenie życia maszynom starszej generacji. Kto spodziewał się Ragnaroku jeszcze dla PS4? Bądź klejonego latami Gran Turismo 7? Końcówka zimy oraz wiosenne podrygi przeżywać będziemy częściej w towarzystwie rodziny PlayStation. 

Kazunori Yamauchi rzucił chyba na dobre nawyk spóźnialstwa (ilość przesunięć launchu Gran Turismo 5 zakrawała na zbrodnię). CES 2022 za nami, więc czeka nas kolejna próba do masowej sympatii wobec gogli PS VR w wersji 2.0. Przypominają mi się targi Warsaw Games Week 2016, gdy pierwsze edycja gogli zdominowała publikę spragnioną głębszej immersji. Na promocji się skończyło, ponieważ urządzenie nie odniosło sukcesu na miarę samej PlayStation 4. Microsoft z kolei nie zapożycza rozwiązań konkurencji i firma najpewniej nie zdecyduje się na podobne kroki w tym roku. W zasadzie nie musi. Kinect sporo ich nauczył. Pierwotna wizja Xbox One również, ponieważ marka o mały włos przypłaciłaby to życiem. Lato tradycyjnie określmy sezonem ogórkowym w pełni. Jeśli pewna rzecz w branży nie zmienia się latami, to właśnie okres letni. Wyjątkiem przed laty stała się premiera Batman: Arkham Knight w czerwcu 2015 roku. Dziki Gon pojawił się 19 maja tego samego roku, wzorem z ludowych przypowieści o czasie majowych łowów. Starczy już dzisiaj anegdotek, czas na garść faktów i mitów. 

Microsoft wreszcie spuści Bethesdę z łańcucha serwując zapowiedzi nowego Dooma podczas E3, na co szczerze liczę. Przynależność do jednej platformy jest dla mnie kompletnie nieistotna. Wiecie już, że jestem miłośnikiem The Last of Us. Ten rok może należeć do tej lepszej, bardziej rozrywkowej pandemii z kordycepsem w tle. Od epizodycznej wizji HBO po frakcyjne starcia w części drugiej po renowację wspólnej wyprawy przez obarczony czasem Boston. Ile w tym prawdy? Przekonamy się niebawem. Tymczasem życzmy sobie przede wszystkim wspaniałych chwil szykowanych przez kreatywne umysły niezależnej deweloperki, która jak co roku rozkwitnie. Ostatnio dominuje sporo metroidvanii czy innych souls-like. I oby takich produkcji powstawało jak najwięcej. Tak dla odmiany, Activision po fiasku związanym z Vanguard powinno sobie darować ten rok. Ubisoftowi wyszło to na dobre. A Nintendo może zapowie konsolę swojej następnej generacji. Na GTA 6 nie liczcie, to największy mit 2022 roku. 

Źródło: własne
Krzysztof Grabarczyk Strona autora
cropper