Zemsta rewolwerowca (2021) - recenzja filmu [Netflix]. Czarny western

Zemsta rewolwerowca (2021) - recenzja filmu [Netflix]. Czarny western

Piotrek Kamiński | 08.11.2021, 21:00

Autorzy filmu informują na początku, że mimo iż wydarzenia tu przedstawione są fikcją, to jednak ludzie tacy jak Nat Love, czy Rufus Buck rzeczywiście istnieli. Znajduję tę informację szalenie dziwną i nieistotną dla mojego rozumienia filmu i zdolności czerpania z niego frajdy. No bo zastanówmy się. 

Co z tego, że istniał ktoś taki jak nasz główny bohater, skoro był zupełnie innym człowiekiem, reprezentującym inne ideały, mogącym pochwalić się innymi przygodami. To tak jakby w następnym terminatorze ponazywali ludzi za poetami Romantyzmu i stwierdzili, że może to i bajka, ale ci ludzie naprawdę istnieli. Z tym, że nie do końca. Okej, dowiedziałem się dzięki temu, że czarni kowboje, to nie tylko "Płonące siodła", czy "Red dead redemption 2" ale również wcale nie tak odległa prawda historyczna, ale dlaczego jest to informacja w jakikolwiek sposób ważna dla tego filmu? Jeśli celem było upamiętnienie ludzi takich jak Cherokee Bill, czy Stagecoach Mary, to trochę nie wyszło z tej prostej przyczyny, że TO NIE SĄ ONI.

Dalsza część tekstu pod wideo

Zemsta rewolwerowca (2021) - recenzja filmu [Netflix]. Elegancja, pistolety i czarne rytmy

Zemsta rewolwerowca (2021) - recenzja filmu [Netflix]. Czarny western

Nat Love (Jonathan Majors) żyje poza zasięgiem litery prawa, ale nie jest złym człowiekiem. Może zostałby nawet pastorem, gdyby do drzwi jego domu nie zapukał kiedyś Rufus Buck (Idris Elba), siejący postrach szef bezlitosnego gangu rewolwerowców. Niestety tak się właśnie stało, skutkiem czego ledwie dziesięcioletni Nat został sierotą. Nie minął dzień od tamtej pory, żeby młody nie pragnął zemścić się na swoim oprawcy. W tym też celu w dorosłym życiu powołał swój własny gang, w skład którego wchodzili Stagecoach Mary (Zazie Beetz), Jim Beckworth (RJ Cyler) i Bill Pickett (Edi Gathergi). Razem przemierzali prerię, wyławiając pojedynczych członków gangu Bucka i zadając im śmierć. Sytuacja zmieniła się, gdy bandzior został aresztowany i miał spędzić resztę życia w celi. Gang Nata rozpadł się. Ale on sam pozostał wierny swoim ideałom i wciąż szukał sprawiedliwości dla rodziców. Chwilę po tym, kiedy go poznajemy, okazuje się, że Buck ma zostać wypuszczony. Nadchodzi czas spłaty długu.

Westerny nigdy nie były przesadnie skomplikowanymi filmami (może poza "Wild wild west" z Willem Smithem, ale to był w ogóle zwariowany film, więc można powiedzieć, że to taki wyjątek od reguły). Ktoś kogoś oszukał i teraz tamten chce się zemścić. Komuś trzeba pomóc. Samotny rewolwerowiec staje naprzeciw armii wroga. Jest nagroda do odebrania. Szeryf broni miasteczka. Proste, niezobowiązujące fabuły. Pewnie dlatego dzisiaj się ich już raczej nie kręci. Ludzie przyzwyczaili się do wielkich, pełnych fabularnych zakrętów widowisk. Do kompletu aby film wyszedł wiarygodnie, przydałoby się przykleić mu odpowiedni budżet na dekoracje, stroje, efekty. Na szczęście od czasu do czasu twórcy potrafią jeszcze zaryzykować i puścić w obieg takiego "starocia". Grunt to mieć na taki western pomysł. No i Jeymes Samuel nawet go miał.

"Zemsta rewolwerowca" wyróżnia się z tłumu tym, że pociągnięto ją lekko tarantinowskim sznytem - postacie są bardzo charakterystyczne, dużo gadają, a akcja jest bezpardonowo brutalna - i do kompletu film jest wyraźnie... czarny. Nie chodzi jedynie o fakt, że w zasadzie cała główna obsada jest naturalnie ciemnej karnacji, a białych relegowano do ról brudasów i pierdół, które można na szybko odstrzelić, albo okraść. Cały film przepełniony jest purpurą i czarną muzyką. Mam wrażenie, że mariaż westernu z RnB, czy innym reggae nie zawsze wychodzi twórcom na dobre, ale w większości przypadków efekt był interesujący. Zdecydowanie stylowy. Nie wiem czy pójście ze skrajności w skrajność - czyli przejście z westernu wybitnie białego, na wybitnie czarny - było dobrą decyzją, bo jak nic część niskich ocen, których w internecie znajdziemy całą masę, bierze się właśnie z tego faktu. Prywatnie nie przeszkadzało mi to za bardzo, może poza scenami, w których widać na przykład wszystkich mieszkańców danego miasta i nie idzie dostrzec choćby jednej osoby o jasnej karnacji.

Zemsta rewolwerowca (2021) - recenzja filmu [Netflix]. Trwa ILE minut?! 

Postawmy sprawę jasno. Największą bolączką dzisiejszego filmu nie jest mało zróżnicowana obsada - ta ma być przede wszystkim po prostu dobra, a tutaj kreacje jak Cherokee Bill Lakeitha Stanfielda są po prostu świetne. Nie jest nią też przesadnie unowocześniona estetyka, bo choć do klasycznego dzikiego zachodu "Zemście rewolwerowca" daleko, to trzeba przyznać, że charakter dosłownie wylewa się z poszczególnych scen, w czym pomaga na pewno pomysłowo prowadzona kamera, za którą odpowiadał Mihai Malaimare Jr. (m.in. "Jojo Rabbit"), a i same scenografie są raczej pomysłowe, jak na przykład, bardzo dosłownie, białe miasto. Nie. Problemem dzisiejszego westernu jest jego długość. Dwie godziny i blisko dwadzieścia minut potrafi odstraszyć. Nie rozumiem czemu ktoś nie kazał obciąć chociaż ze dwudziestu minut z tego molocha. Zwłaszcza, że nie każda scena to świetne dialogi. Czasami to tylko widoczki. Dało się to skrócić.

"Zemsta rewolwerowca" jest prostym, ale dobrze zrealizowanym filmem. Fabuła jest prosta, ale oferuje kilka satysfakcjonujących momentów, a przy tym większość kreacji jest wspaniale wyrazista. Obejrzenie całości na raz może być lekko problematyczne, ale zdecydowanie jest to historia warta poznania. Nawet jeśli kompletnie zmyślona i być może lekko krzywdząca dla prawdziwych kowbojów, na których oparto bohaterów filmu. W tym roku mija równo sto lat od śmierci Nata Love'a. Całkiem niezły prezent na okrągłą rocznicę dostał.

Atuty

  • Dobrze wygląda
  • Zazwyczaj pięknie brzmi, choć zdarza się, że muzyka średnio pasuje do wydarzeń
  • Po równo brutalny i zabawny
  • Świetnie napisane postacie

Wady

  • Za długi
  • Historia mogłaby być trochę bardziej rozbudowana
  • Odwrotnie proporcjonalnie rasistowski do klasycznych westernów

"Zemsta rewolwerowca" robi wrażenie. Zarówno grą aktorską, jak i realizacją. Nie zablokuj się na kolorze skóry aktorów.

8,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper