Legion samobójców: The Suicide Squad (2021) – recenzja filmu (Warner Bros.). Złole: podejście drugie

Legion samobójców: The Suicide Squad (2021) – recenzja filmu (Warner Bros.). Złole: podejście drugie

Jędrzej Dudkiewicz | 29.07.2021, 21:00

Komiksowe produkcje wróciły na dobre. To znaczy do kin, bo na małym ekranie od dawna można oglądać czy to seriale Marvela, czy wersję reżyserską Zacka Snydera Ligi Sprawiedliwości. Na wielkim wciąż jeszcze dostępna jest Czarna Wdowa, ale już niedługo pojawi się konkurencja – Legion samobójców: The Suicide Squad (2021).

Na wyspie Corto Maltese dochodzi do zamachu stanu, a władzę przejmują niezbyt przyjemne osobistości, które nie pałają – by ująć rzecz delikatnie – wielką sympatią do USA. Jako że krążą plotki o znajdującej się tam potężnej broni, Amanda Waller wysyła ekipę złożoną z przestępców, by zbadali sprawę. W zamian ich wyroki zostaną skrócone o dziesięć lat.

Dalsza część tekstu pod wideo

Legion samobójców: The Suicide Squad (2021) – recenzja filmu (Warner Bros.). Złole: podejście drugie

Legion samobójców: The Suicide Squad (2021) – recenzja filmu (Warner Bros.). Jazda bez trzymanki

Tytuł recenzji, muszę przyznać, jest oczywiście złośliwością trochę na wyrost, bowiem wiadomo, że Legion samobójców z 2016 roku w jego reżyserii został mocno przemontowany i końcowa wersja odbiegała od wizji twórcy. Tym niemniej był to jeden z najgorszych filmów należących do uniwersum DC, w związku z czym nie wiązałem wielkich nadziei z nowym podejściem. Tym, co sprawiło, że jakkolwiek zaciekawiła mnie ta produkcja był fakt, że tym razem z kamerą stanął James Gunn, odpowiadający za dwie części Strażników Galaktyki, chwilowo zwolniony przez Disneya.

Od razu trzeba też powiedzieć, że Legion samobójców: The Suicide Squad trudno traktować jako kontynuację filmu z 2016 roku. Z poprzedniej drużyny więcej czasu dostają tylko Rick Flag i Harley Quinn, w żaden sposób nikt się tu też nie odnosi do tego, co wydarzyło się jakiś czas temu. Nie jest to oczywiście żaden problem, po prostu uprzedzam. Wizja Gunna przypadła mi do gustu o wiele bardziej, niż to, co zaprezentował Ayer. Gunn, jak łatwo można było przewidzieć, poszedł w komedię i jazdę bez trzymanki. Wydaje mi się, że to dobry pomysł. Okej, jeśli Snyder chce/chciał, by DCEU było super poważne, niech mu będzie, ale tego typu filmy, które – dodajmy – na nic tak naprawdę fabularnie nie wpływają i z niczym się nie łączą – spokojnie mogą stanowić czystą rozrywkę. Zwłaszcza teraz, gdy w zasadzie nie wiadomo, czy jest w ogóle jakieś uniwersum DC.

Gunn idzie nie tylko w komedię, chociaż zapewniam, że jest ona w zdecydowanej większości niesamowicie udana. Podobnie, jak to było w Strażnikach Galaktyki, spędza sporo czasu przy wątku rodziny, tej biologicznej i tej z wyboru. No i dostał zielone światło, żeby jednocześnie wszystko to było bardzo krwawe. Nie wiem, czy Legion samobójców: The Suicide Squad ma kategorię wiekową R, ale zdziwiłbym się, gdyby było inaczej. Tak więc żarty latają na okrągło, jucha leje się hektolitrami, co w połączeniu daje czystą frajdę i cieszenie się kinem.

Legion samobójców: The Suicide Squad (2021) – recenzja filmu (Warner Bros.). Dobre postacie

Jednocześnie Gunn nie zapomina o swoich bohaterkach i bohaterach. Po pierwsze, spędza sporo czasu na zbudowaniu relacji między nimi i wychodzi mu to naprawdę nieźle. Po drugie, wszyscy dostają tu też jakiś, chociaż odrobinę pogłębiony, rys psychologiczny. Bloodsport w wydaniu Idrisa Elby bardzo godnie zastępuje jedną z największych (i nielicznych) zalet filmu z 2016 roku, czyli Deadshota. Ba, ma moim zdaniem lepiej napisany wątek relacji z córką. Zaskakująco dobrze radzi sobie John Cena, który kiedy nie musi robić jednej groźnej miny, jak w ostatnich Szybkich i wściekłych, okazuje się mieć w sobie całkiem sporo luzu. Cieszy mnie też, że Harley Quinn nie przyćmiewa wszystkich dookoła i dostaje rozsądną porcję czasu ekranowego. Generalnie wszyscy są tu fajni – i Rick Flag i Polka-Dot Man i Szczurołapka i King Shark. Jest nawet jeden znakomity (na wielu poziomach) epizod, ale nie będę spoilerować. Co istotne, Gunn jest też całkiem odważny jeśli chodzi o to, w jakim kierunku potoczą się losy poszczególnych postaci.

Owszem, można by ponarzekać, że niektóre z nich dostają nieco za mało czasu, że film momentami traci swoje obłędne tempo, czy że niekiedy stara się być zbyt fajny, przez co staje się przekombinowany oraz nie wszystkie dowcipy są udane. Ale po co? Legion Samobójców: The Suicide Squad to kawał porządnej rozrywki, z kina wyszedłem wręcz nieco oszołomiony. I tak, jak produkcji w reżyserii Ayera nie mam ochoty oglądać nigdy więcej, tak tę, którą przygotował Gunn z przyjemnością sobie kiedyś powtórzę.

PS Premiera filmu została zaplanowana na 6 sierpnia.

Atuty

  • Wciągająca, zabawna i krwawa historia;
  • Bardzo fajne postacie;
  • Dobra reżyseria

Wady

  • Momentami nieco traci swoje obłędne tempo;
  • Czasami za bardzo stara się być fajny

Legion samobójców: The Suicide Squad (2021) to znakomity film komiksowy.

8,5
Jędrzej Dudkiewicz Strona autora
Miłość do filmów zaczęła się, gdy tata powiedział mi i bratu, że "hej, są takie filmy, które musimy obejrzeć". Była to stara trylogia Star Wars. Od tego czasu przybyło mnóstwo filmów, seriali, ale też książek i oczywiście – od czasu do czasu – fajnych gier.

Z czego się tak śmiejesz?

A bo mam głosy w głowie i one mi mówią śmieszne rzeczy.
68%
Z twojej opinii o Anczarted: Drejks Forcziun. Co ty wiesz o grach, chłopie...
68%
Jak psi koniu, jo? Wio :)
68%
Z ciebie, nubie. No ale dobrze że to sobie czyściłeś to berło...
68%
Pokaż wyniki Głosów: 68
cropper