Resident Evil - zasługi Petera Fabiano w cieniu Mikamiego, czy aby słusznie?

Resident Evil - zasługi Petera Fabiano w cieniu Mikamiego, czy aby słusznie?

Krzysztof Grabarczyk | 12.06.2021, 18:00

Czasem wydaje się nam, że odejście kluczowego, twórczego ogniwa drastycznie wpłynie na kondycję ulubionego cyklu w przyszłości. Patrząc wstecz, mniej więcej tak objawiały się moje osobiste prognozy zwiastujące wizerunkowy upadek marki Resident Evil. Wszystko przez pryzmat rezygnacji pomysłodawcy i jednocześnie mentalnego realizatora sagi. Resident Evil 2 (2019)

 
Dalsza część tekstu pod wideo

Wiele zmieniło się w strukturach zespołów oddelegowanych bezpośrednio do prac nad całym uniwersum opartym o pandemiczne skutki broni biologicznej. Producencki ster przejął Jun Takeuchi, którego osiągnięciem okazał się komercyjny sukces Resident Evil 5. Do dzisiaj nie brakuje komentarzy odnoszących się do imponującej sprzedaży gry dzięki czwartej odsłonie, najwyżej ocenionej. Być może istnieje tutaj pewna zależność. Czasem jednak wśród ludzi odpowiedzialnych za powodzenia znanych serii, pojawia się ktoś dotąd nieznany, kogo praktycznie byśmy nie zauważyli, jednocześnie stosujący skuteczne metody autopromocji. Precedesorem takiego stylu wokół siebie jest Hideo Kojima, z racji licznych nawiązań do własnej tożsamości w autorskich projektach. Tymczasem w ramach współczesnej, bardzo wysokiej formy Resident Evil ciężko pominąć osobę Peter'a Fabiano - choć w firmie pracował łącznie 13 lat, usłyszeliśmy o nim dzięki rewelacyjnemu Resident Evil 7: Biohazard (2017). 

Tradycyjna jakość w nowoczesnym wydaniu 

Resident Evil - zasługi Petera Fabiano w cieniu Mikamiego, czy aby słusznie?

Czy kiedykolwiek pomyślelibyśmy, że Resident Evil stanie się marką, która ma za sobą 25 lat tradycji? Setki a może nawet tysiące godzin spędzonych na niezapomnianych wycieczkach do Raccoon City i okolic. Klasyczna trylogia, znana z pierwszego PlayStation, to kawał historii gatunku. Nigdy nie zapomnimy tytanicznej pracy ówczesnego zespołu, który zdefiniował niejedno dzieciństwo. Powroty ze szkoły zimową porą, które częściej zamiast w podręczniku, kończyły się w helikopterze lub pociągu, kiedy leciwy DualShock dostarczał prymitywnych wibracji. Raz walka o jak najlepszy czas, niekiedy "knife-only" lub bez zapisu. Wszyscy sami ustanawialiśmy własne rekordy, autorskie wyzwania, kiedy system osiągnięć w grach nie istniał nawet na papierze. To właśnie nasza ukochana seria ukształtowała chęć calakowania gier w głowie niejednego/niejednej z nas. Dzisiaj, po 25 latach istnienia marki, oryginalna trylogia to filar dziedzictwa. Początek dał Shinji Mikami. Jego rezygnacja z dalszej pracy nad życiowym osiągnięciem została podyktowana wewnętrznym postanowieniem pracodawcy.

Wydanie Resident Evil 4 na platformy inne niż Nintendo GameCube stało się katalizatorem zmian. Nieodwracalnych. Wprawdzie sam Mikami zdecydował o totalnym przekształceniu klasycznego wizerunku Resident Evil, tak kolejne lata zdecydowanie weszły na minus w oczach fanów, zwłaszcza tych najbardziej ortodoksyjnych. Kulą u nogi stała się szósta część, ewidentnie celująca w ówczesny elektorat rosnącej w siłę marki Call of Duty. Pierwszy od lat, pozytywny sygnał przyszedł wraz z debiutem podserii Revelations (2011, Nintendo 3DS). Wraz z Fabiano. Resident Evil: Revelations jako pierwsza odsłona cyklu w nowym ujęciu, stawiała na mroczną atmosferę. Korytarze zainfekowanego pokładu zyskały odpowiednią głębię dzięki wykorzystaniu możliwości generowania obrazu w 3D na konsolce Nintendo. Revelations jest również bardzo ważne dla Fabiano w innym kontekście. Spójrzmy na projekty postaci mięsa armatniego w Revelations, następnie zestawmy wyobrażenia reżysera wraz z Resident Evil 7. Podobieństwa w wyglądzie oraz zachowaniu wrogów z tych dwóch, kompletnie nie powiązanych ze sobą części są jednak uderzające. Widać udział Fabiano w obu przedsięwzięciach. Jednak szersze pole manewru otrzymał wraz z dewelopingiem siódmej, dość rewolucyjnej odsłony. Dlaczego? O tym przeczytacie w kolejnych akapitach.

Na pierwszy rzut oka, dorobek Fabiano pozornie ma się nijak do historycznych osiągnięć Mikamiego. Pozory bardzo często mylą. Shinji Mikami biorąc się za bary z dziełem swojego życia, doskonale zdawał sobie sprawę z ogromnej wagi inspiracji elementarnymi składnikami sfery wizualnej i narracyjnej. Cykl w zasadzie opierał się na wszystkich przepisach dobrego widowiska klasy B. Klasyczna trylogia przede wszystkim dostarczała gore na wysokim poziomie, i do wywołania strachu wystarczały symboliczne 32 bity i nieco wyobraźni napędzanej filmoteką zombie. Wraz z kolejnymi odcinkami historii przed oraz po incydencie w Raccoon City, strach przyjął formę bardziej adaptacyjną dla odbiorcy. Definicją klimatu dawnego oblicza serii do dziś pozostaje niepokonana pod względem atmosfery, lokacji i bossów - renowacja Resident Evil (2002). Popis projektanckich możliwości ojca uniwersum. Powrót klasyki niepostrzeżenie zafundowała wycieczka na farmę luizjańskich kanibali. Fabiano zachęcił do tego osobiście - dosłownie i w przenośni. 

"Might have been killed in Resident Evil 7: Biohazard" 

Resident Evil - zasługi Petera Fabiano w cieniu Mikamiego, czy aby słusznie?

Wraz z przygotowywaniem dokumentacji związanej z początkowym rozwojem historii Ethana Wintersa, nagrano serię ciekawych klipów na taśmach filmowych. Po czym na zachętę rozesłano do licznych redakcji. Jedną z głównych ról zagrał oczywiście sam Peter Fabiano. Pierwsze dema techniczne wprawiały w osłupienie, ponieważ Fabiano wraz z resztą ekipy umiejętnie wykorzystali lukę po niespełnionym P.T. od Konami. Kiedy reżyser zjawił się na panelu Games Developers Conference w marcu 2017 roku, widoczny u góry śródtytuł akapitu widniał pod jego wizytówką. Tak naprawdę właśnie wtedy publika zapoznała się na żywo z sylwetką następcy Mikamiego. Choć wielu jest zdania, że faktyczny ster objął Jun Takeuchi, tak Fabiano wniósł sporo ciekawych motywów, zapożyczonych z najbardziej ikonicznych obrazów amerykańskiego kina grozy. Cały koncept związany z Resident Evil 7: Biohazard wyszedł z inicjatywą wzbudzenia całkowicie nowego rodzaju grozy, dotąd niespotykanej w serii. Choć nie do końca. Kilka artykułów temu wspominaliśmy o częstym sięganiu przez Capcom do dawnych rozwiązań.

Resident Evil: Gun Survivor (2000, PlayStation) rzucał gracza w perspektywę pierwszej osoby, natomiast bohater - Ork Thompson, również miał rzucony cień na okładce gry. Czy zawsze wierzymy w przypadki? Oceńcie sami. Tymczasem Fabiano w wywiadach często odnosił się do kroków czynionych na drodze nowego oblicza marki. Przede wszystkim, katalizatorem metamorfozy w niemal każdym przypadku jest kamera. Statyczny obiektyw w 1996 roku oferował ciekawe doznania, zapoczątkowane trzy lata wcześniej przez Alone in the Dark (1993, Infogrames). Z czasem gracze się do tego przyzwyczaili. Wybór zupełnie nieznanej dotąd postaci również nie był przypadkowy. Fabiano nieustannie odwoływał się do klasycznego Resident Evil. Wówczas nikt jeszcze nie znał Chrisa Redfielda czy Jill Valentine - późniejszych gwiazdek sagi. Dzięki temu odbiorca nie do końca wiedział, czego się spodziewać w kontekście nieskomplikowanego z dzisiejszej perspektywy scenariusza. Nic dziwnego, że reżyser zaproponował Ethana Wintersa. Nowe ujęcie akcji, otoczenie oraz dość kameralny charakter narracji zapewniły świeżą jakość, przy zachowaniu klasycznych schematów czasu, miejsca oraz akcji. Dzisiaj, można wyliczyć ilu przeciwników spotykamy na włościach rodziny Baker'ów. "Jeśli stworzysz grę, której nikt nie znienawidzi, również nikt jej nie polubi" - słowa Fabiano skutecznie odzwierciedla sama gra. Jeszcze przed debiutem RE7, wielu fanów nie kryło lekkiego niezadowolenia, zwiastując komercyjną porażkę gry. Tymczasem stało się odwrotnie. Reżyser podjął niezbędne ryzyko.

Zastąpienie zombie na rzecz pleśni okazało się konieczne na drodze strachu, również poziomu trudności. Twórcy postanowili zestawić wszystkie, najistotniejsze elementy, które na przestrzeni lat pokochali gracze. Wybrano kilka, połączono w całość przy nowym settingu, stylu narracji oraz rozgrywce. Dzisiaj zatem jeszcze lepiej rozumiemy, dlaczego Fabiano zdecydował się na klasyczny mariaż wszystkich dzieci nocy w Resident Evil: Village. Nawet po Waszych opiniach widzimy, że zaserwowano prawdziwie teatralne widowisko. A kulminację tej myśli stanowi scena, podczas której Ethan trafia przed oblicze wszystkich lordów wioski i okolic. Niczym w klasycznych ośmiobitowych przygodówkach gdy między poziomami mieliśmy przed oczami imitację mapy wraz z ikonkami bossów co kilka punktów. Teatr nocy. Szkoda, że już bez udziału "Aligatorów w kanałach". Wraz z pokazem RE7 podczas E3 2016, otrzymaliśmy demo "Beginning Hour", wykonane w formie nagrania wideo z kamery. Przewijająca się sylwetka lidera grupy, Petera Walkena to oczywiście sam reżyser, Fabiano. Dzięki technice fotogrametrii, otrzymaliśmy najbardziej realistyczną odsłonę i horror w serii. 

13 lat później

Resident Evil - zasługi Petera Fabiano w cieniu Mikamiego, czy aby słusznie?

Niedawno dowiedzieliśmy się o odejściu twórcy z szeregów Capcom. Po 13 latach pracy, Peter Fabiano niczym dawniej Shinji Mikami, opuszcza japońskiego pracodawcę. Tym razem obyło się bez samurajskiego oporu, więc rozstanie odbywa się zapewne w przyjaznych warunkach. Peter Fabiano powtórzył jeszcze inny wyczyn, i to bardzo trudny w obecnych czasach. Został również producentem współczesnej inkarnacji Resident Evil 2 (2019). I stała się rzecz bezpredecedensowa. Potwierdzi to chyba każdy mający styczność z powrotem króla survival-horrorów na tron. Kiedy ostatnio panicznie baliście się zombie w grze? Pamiętacie jeszcze lekkie drżenie rąk w obliczu kilku włóczących się trupów wąskimi korytarzami R.P.D.?

Zdawałoby się, że te czasy bezpowrotnie minęły, z racji wielu gier stawiających bardziej na masową eksterminację zombie niż paniczny strach przed nimi. Zagrajcie w RE2, jeśli mi nie wierzycie. To kolejny popis odchodzącego reżysera. Hideki Kamiya dzisiejszego Capcomu - tak mógłbym w skrócie opisać Petera Fabiano. Dokąd uda się kreatywność tego pana? Czas pokaże. Oby więcej takich następców objawiło się w zespołach pracujących nad rozwojem legendarnego cyklu Resident Evil. Zgadzacie się czy wolicie aby w przyszłości cykl poszedł np. w totalnie azjatyckie klimaty, niczym Forbidden Siren?  

Krzysztof Grabarczyk Strona autora
cropper