Metal Gear Solid 3: Snake Eater - prequel, który miał wyprzedzić swoje czasy

Metal Gear Solid 3: Snake Eater - prequel, który miał wyprzedzić swoje czasy

Krzysztof Grabarczyk | 06.06.2021, 13:00

Prequel to trudne i jednocześnie proste do okiełznania zadanie. Twórcy mają już gotowe całe uniwersum, więc wybór koncepcji skupia się wyłącznie na uzupełnieniu lub dodaniu elementów układanki. Z drugiej strony, należy nadać odpowiedni sznyt postaciom, sferze wizualnej oraz narracyjnej. 

Inaczej padają zarzuty w stronę bezpiecznego odcinania kuponów. Jak z tego wybrnąć? Istotnym aspektem staje się poprowadzenie wątków w sposób nie ujmujący jakiejkolwiek wartości lub nawet sensu obecnej już historii. A skoro o historii mowa, cykl Metal Gear z racji bogactwa treści, musi się pokrywać w zależności od czasów i bohaterów. A co jeśli nagle prequel - spodziewanie lub wprost przeciwnie - okazuje się najlepszym elementem układanki? Metal Gear Solid 3: Snake Eater wciąż stanowi drogowskaz dla reszty deweloperów, którzy próbują wracać do korzeni autorskich projektów. I choć kilka lat wcześniej uczynił to Capcom wraz z Resident Evil Zero oraz później Devil May Cry 3, Snake Eater wciąż się najbardziej wyróżnia. Nie tylko z powodu fabularnego kawioru fundowanego przez dawne Kojima Productions. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Generacja wstecz 

Metal Gear Solid 3: Snake Eater - prequel, który miał wyprzedzić swoje czasy

Projekt zakładano już z myślą o szykowanym następcy leciwej PlayStation 2. Ostatecznie, naglił czas. Od premiery Sons of Liberty minęło prawie trzy lata, natomiast prace rozpoczęto chwilę po premierze debiutu Raidena. Ikoną sagi od zawsze pozostawał Big Boss, więc wybór tej postaci jawił się jako spełnienie marzeń fanów pamiętających jeszcze czasy MSXa, na który trafiły dwie historyczne odsłony. Jeszcze na długo przed PlayStation. Dzięki przyjęciu takiej koncepcji, miliony graczy otrzymały możliwość zapoznania się z początkami Naked Snake'a, które zresztą bardzo umiejętnie wpleciono w prawdziwą historię. Lata Zimnej Wojny okazały się solidnym fundamentem dla opowieści o szpiegach, wyścigu zbrojeń, utracie zaufania i ostatecznemu poświęceniu w imię wartości praktykowanych chyba tylko przez samych żołnierzy.

Snake Eater doskonale ujmuje temat polityki, która wykorzystuje umowne oddanie służbie kraju jako tło dla interesów i rosnącego przemysłu wojennego. To czasy narodzin i jednocześnie upadku bohaterów, których wspominaliśmy latami w licznych felietonach, recenzjach czy materiałach wideo. Interpretacji trudnej relacji pomiędzy Snake'iem oraz The Boss znajdziemy dziesiątki. Cykl zresztą słynie z niejednoznacznego przekazu, często korzystającego ze zjawisk nadprzyrodzonych przy jednoczesnym zachowaniu autentyczności faktów historycznych. Snake Eater najbardziej ze wszystkich odsłon podejmuje karty ludzkości spisane w XX wieku. Scenariusz podejmował dawny wyścig zbrojeń, lecz technologia planowana przez studio miała teoretycznie wyprzedzić swoje czasy. Tym razem Kojima zdecydował o obraniu naturalnego środowiska jako centrum gracza i możliwości oferowanych przez system gry. Sterylność oraz zamknięty charakter lokacji w dwóch wielkich poprzednikach wynikała rzecz jasna z ograniczeń platform docelowych. Metal Gear Solid 2: Sons of Liberty w moich oczach wciąż jednak pozostaje technicznym retro-cudeńkiem.

Rzadko kiedy w pierwszych latach kadencji PlayStation 2 znaleźliśmy tytuł oferujący rozgrywkę w 60 klatkach na sekundę. Sons of Liberty wyszło zupełnie na przekór oferując przy tym nowogeneracyjną oprawę. Wtedy jeszcze nikt nie robił z tego aż takiej sensacji, prawda? Kiedy zarząd ówczesnego Konami podjął decyzję o produkcji nadal dla wysłużonej PS2, nie obyło się bez redukcji dotychczasowej koncepcji. Mimo tego, udało się zespołowi osiągnąć naprawdę ciekawe rezultaty. Wprawdzie płynność rozgrywki zaliczyła regres do 30 klatek, oprawa audiowizualna wprawiła w zachwyt. Tak zrealizowanej dżungli nie widziano w grach konsolowych od dawna. W dodatku na technicznie najsłabszym sprzęcie 6. generacji. Udźwiękowienie robiło wrażenie niczym pamiętny deszcz uderzający o pokład słynnego już tankowca wprowadzającego do wydarzeń z MGS2. 

Głodny wąż

Metal Gear Solid 3: Snake Eater - prequel, który miał wyprzedzić swoje czasy

Nowe środowisko, nowe możliwości. Nawet dzisiaj uruchamiając tytuł w ramach odświeżonego wydania, nadal możemy zaobserwować mnogość niepowtarzalnych wcześniej i później atrakcji wraz z nowinkami technicznymi. Największym zaskoczeniem okazało się ujęcie rozgrywki w identycznym stylu co poprzednio. Innymi słowy, nadal brakowało grze swobodnej kamery. Pamiętam liczne pretensje graczy, że niezmieniona kamera mocno przeszkadzała podczas gry. Prośby spełniono wraz z rozszerzonym wydaniem Subsistence, dzisiaj stanowiącym kolekcjonerski artefakt. Z mojej perspektywy, ogrywałem tytuł kilka miesięcy po debiucie, jeszcze będąc w posiadaniu standardowej edycji gry. Kamera w żadnym stopniu nie wpłynęła negatywnie na odbiór. Starałem się korzystać z nowych, nieznanych wcześniej możliwości skradania się, wykorzystywaniu naturalnego środowiska. Wizualnie już pierwsze minuty po lądowaniu w stylu klasycznego "Rambo II" (kiedy bohater tracił ekwipunek w trakcie skoku) uderzyły detalizmem w postaci obecności promieni słonecznych i zrębów cieniowania na drzewach. Wszystko opierało się o iluzoryczne zagrywki, lecz efekt końcowy spełnił zadanie.

Kiedy projekt miał jeszcze trafić na PlayStation 3, zakładano obecność wielu zwierząt, lecz koncepcje zweryfikowała decyzja o przekierowaniu prac na PS2. Nie brakowało jednak tytułowych wężów czy wiewiórek, a nawet krokodyli na podtopionych terenach. Kluczem do sukcesu okazał się survival. I to się udało względnie przenieść do świata gry. Odczuwanie głodu, regeneracja podczas snu, polowanie i gromadzenie zasobów a także rozbudowany system leczenia postaci. Owszem, wszystko działo się za pośrednictwem okna submenu, lecz stopień urozmaicenia rozgrywki do dzisiaj imponuje. A podobno to Far Cry 3 jest uznawany za pierwszy mariaż gatunkowy. O ile dialogi, podjęcie tematyki wyścigu zbrojeń pomiędzy trzema wielkimi mocarstwami pierwszej połowy XX wieku czy reżyseria przerywników filmowych to esencja sama w sobie, tak walki z bossami w równym stopniu zapadły mi w pamięci. Zwłaszcza jedna, której przebieg wciąż jest zjawiskowym doświadczeniem, czymś na miarę legendarnego spotkania z Psycho Mantisem. Starcie z The End. Prowizorycznie nieszkodliwy wizerunek skrywał wrodzony talent snajperskiej eliminacji.

Scenariusz umieszcza gracza na dość potężnym obszarze, jednocześnie będącego polem manewru dla snajperskiego oka przeciwnika. Od nas zależało wykorzystanie rzeźby terenu, lub samego czasu. The Enda mogliśmy pokonać jego własną bronią - cierpliwością. Jak? Przekonajcie się najlepiej sami. Oferowana przez Snake Eater możliwość kamuflażu zdawała się niezbędna w tym niezapomnianym fragmencie rozgrywki. Z kolei wędrówka przez własne sumienie dzięki paranormalnej projekcji the Sorrow dostarczała mocnych wrażeń. O finale nadmienić można jedynie, że obracał całość historii do góry nogami, decydując kto był jedynie pionkiem, a kto prawdziwym bohaterem opowieści. Narracyjne mistrzostwo, jakiego próżno szukać w późniejszych odsłonach serii. I to w formie prequela uniwersum. Szkoda, że dzisiejsze Konami trwoni dorobek Snake Eatera w kolejnych wariacjach pachinko. Myślę, że Kojima przewracałby się w grobie, gdyby nie żył. 

Time Paradox

Ta sentencja widniała zamiast klasycznego napisu "Game Over". Ostatecznie, wcale nie musieliśmy ginąć, ponieważ wystarczyło użycie Revival Pill. W sumie Big Boss de facto nie mógł zginąć, ponieważ jego dziedzictwo pod postacią dwojga bliźniaków musiało się tutaj ziścić. Metal Gear Solid 3: Snake Eater to także rewelacyjne wprowadzenie będące jednocześnie ukłonem w stronę wejściówek agenta 007. Utwór "Snake Eater" w wykonaniu Cynthii Harrel nadal brzmi tak samo intrygująco. Artystka już dawniej uraczyła graczy swoją imponującą barwą głosu w Castlevania: Symphony of the Night (1997, Konami).

Pomyśleć można zatem, że to gra pozbawiona wad. Oczywiście, że jest to stwierdzenie przesadne. Miała ich całkiem sporo, jak chociażby dłuższe ekrany ładowania czy problemy ze stabilnością, lecz były to czasy jeszcze na moment przed internetowym zalewem ekspertów. Wówczas, naprawdę bardzo mało komu przeszkadzały niedobory techniczne. Zarówno gracze jak i recenzenci byli zachwyceni. W sumie, są do dzisiaj. Gra otrzymała kilka inkarnacji po latach - kolekcja HD oraz wersja dedykowana Nintendo 3DS, Snake Eater 3D. Jakie są Wasze przeżycia związane z tym epokowym tytułem? 

Krzysztof Grabarczyk Strona autora
cropper