Skazani na siebie (2021) - recenzja filmu [HBO]. Pandemiczne kino

Skazani na siebie (2021) - recenzja filmu [HBO]. Pandemiczne kino

Iza Łęcka | 12.03.2021, 21:00

Jak przedstawić nową pandemiczną rzeczywistość w całkiem przystępnej formie? Pomysłodawcy „Skazani na siebie” próbują odpowiedzieć na to pytanie, serwując jednocześnie nieprzewidywalny wątek rabunku. Zapraszam do recenzji filmu dostępnego na HBO GO.

Nie musieliśmy zbyt długo czekać, by twórcy filmowi chwycili byka za rogi i podjęli się przedstawienia świata ogarniętego pandemią. O ile recenzowany przeze mnie już jakiś czas temu film Netflixa "Malcolm i Marie" całkiem znośnie uwzględniał nowe możliwości tworzenia, tak w przypadku "Skazani na siebie" czerpano garściami z rozmaitych pomysłów, dobitnie przenosząc nieoczekiwaną rzeczywistość na ekran i przyprawiając ją motywem, który dla wielu widzów może okazać się całkowicie niezrozumiały. Wyszła z tego mieszanka momentami nie do przełknięcia, ale do sedna...

Dalsza część tekstu pod wideo

Skazani na siebie (2021) – recenzja filmu [HBO]. W garniturze i spodniach od piżamy

Skazani na siebie (2021) - recenzja filmu [HBO]. Pandemiczne kino
resize icon

Po miesiącach trwania w rozpadającej się relacji Paxton i Linda postanawiają się rozstać. Pech chciał, że kulminacyjną decyzję podejmują przeddzień "trzęsienia Ziemi", kiedy władze Wielkiej Brytanii zarządzają krajowy lockdown. Choć każdy z bohaterów chciałby pójść w swoją stronę, przez najbliższe tygodnie kobieta i mężczyzna są skazani na swoją obecność w czterech ścianach dużego domu, co rodzi całe pasmo nieprzewidzianych zdarzeń. Tak rozpoczyna się kolejny etap ich drogi, którą niekoniecznie chcieliby razem dzielić.

Jak przystało na produkcję kręconą w okresie, gdy koronawirus rozhulał się na dobre, a kolejne kraje podejmowały coraz bardziej zdecydowane kroki w kierunku ograniczenia zagrożenia, „Skazani na siebie” to komedia romantyczna z elementami kryminału, w której przede wszystkim na ekranie obserwujemy dwóch aktorów. W recenzji nie mogę pominąć, że obecność innych postaci została sprytnie wpleciona w fabułę filmu, bowiem przez większą część opowieści śledzimy rozmowy przez rozmaite komunikatory, a bohaterowie niezwykle często komentują aktualne wydarzenia, sprawdzają doniesienia dotyczące zarażonych i martwią się o przyszłość.

W trakcie seansu odniosłam wrażenie, że scenarzyści chcieli dostosować wydarzenia do szerokiego grona odbiorców, więc zaoferowali przeciwstawny wizerunek Lindy i Paxtona - jako osób różnie radzących sobie z przymusowym zamknięciem i kryzysem. Ona codziennie przygotowuje się z tą samą dokładnością do obowiązków zawodowych, które realizuje dzięki telekonferencjom i połączeniom telefonicznym. Linda wydaje się być nieco pozbawiona uczuć, znudzona i niezwykle skoncentrowana na zbliżającym się wielkim przedsięwzięciu, jakim jest przewiezienie cennego brylantu do nowego klienta. Z racji pełnienia obowiązków kierowcy, Paxton zostaje wysłany na przymusowy bezpłatny urlop, co tuż po rozstaniu jest dla niego następnym sporym ciosem. Staje się jasne, że pandemiczna przyszłość niesie dla niego wiele niewiadomych, przede wszystkim w czarnych barwach, więc tym bardziej ciężko znosi odcięcie od świata. Obydwoje natomiast czują się okropnie zagubieni i nie wiedzą, co dokładnie chcieliby od życia. Te dylematy zostały dobrze uchwycone przez twórców, choć muszę przyznać, że recenzowany "Skazani na siebie” to film niezwykle chaotyczny, w którym pomimo całkiem dobrej obsady między aktorami nie czuje się chemii.

Skazani na siebie (2021) – recenzja filmu [HBO]. Rabunek na Zoomie

Skazani na siebie (2021) - recenzja filmu [HBO]. Pandemiczne kino
resize icon

Hathaway i Ejiofor nieco pokracznie poradzili sobie z nowymi kreacjami, prezentując całkiem stereotypowy i schematyczny obraz pary, która się rozstała. On – romantyk o rozbudzonej emocjonalności z szemraną przeszłością, nie raz nie dwa decyduje się na patetyczne uniesienia i dodawanie otuchy sąsiadom. Ona – skupiona, profesjonalna kobieta sukcesu – wydaje się być znudzona panującą sytuacją i pomimo obiecującej przyszłości próbuje ponownie skupić się na sobie. Ponieważ „Skazani na siebie” poświęcone zostało przedstawieniu bohaterów po rozstaniu wielokrotnie jesteśmy świadkami ich kłótni, słownych potyczek i wzajemnego oskarżania się – w tych sekwencjach aktorzy również nie radzą sobie najlepiej. Ich rozbiegany wzrok i niepewnie wypowiadane kwestie nie oddają atmosfery i napięcia, jakie powinno panować pomiędzy byłymi kochankami. Jednocześnie wiem, że zdjęcia do „Skazanych na siebie” zostały nakręcone bardzo szybko, bo w niecałe 3 tygodnie, co przełożyło się na spójność obrazu i jego realizację. Podstawy były całkiem dobre, jednak gorzej poszło z realizacją.

Mniej więcej po upływie połowy tego przydługiego filmu bohaterowie wpadają na kuriozalny pomysł, by dokonać rabunku, a celem staje się wspomniany wcześniej kamień szlachetny. Jak to ma się do całości scenariusza? Ano jak pięść do oka, mówiąc zdecydowanie. Nie rozumiem, czemu autor opowieści, Steven Knight, który może pochwalić się kilkoma klimatycznymi produkcjami (m.in. „See”, „Locke”) pokusił się o tak mało zrozumiały wątek w stylu Ocean’s Eleven dla ubogich, który w dodatku został potraktowany bardzo po macoszemu i niedbale. Zdaję sobie sprawę, że warunki mogły okazać się niesprzyjające, jaki więc był sens w powstaniu obrazu tego typu? Szkoda, że twórcy nie zdecydowali się na przedstawienie historii nieszczęśliwej pary, której przyszło zmierzyć się z dzieleniem metrażu w ramach lockdownu – w zależności od obranego kierunku, mogła z tego wyniknąć całkiem niezła komedia, bądź pandemiczny dramat, szczególnie że Hathaway i Ejiofor („O chłopcu, który ujarzmił wiatr”, „Zniewolony”) dobrze radzą sobie w takich rolach. W „Skazani na siebie” nie wykorzystano ich potencjału, ale bardziej złożyłabym to na karb pisanego na szybko scenariusza.

Skazani na siebie (2021) – recenzja filmu [HBO]. I po co to wszystko?

Na koniec recenzji muszę przyznać się, że po pierwszych zapowiedziach filmu dostępnego na HBO GO byłam pozytywnie nastawiona do kolejnej produkcji nakręconej w czasie pandemii. Niestety, ambicje całej ekipy filmowej nieco zderzyły się z rzeczywistością i wymagającymi warunkami, dając historię średniej klasy. Mam nadzieję, że za kilka lat "Skazani na siebie" będzie obrazem, który wielu widzów potraktuje z sentymentem i jako sporą, choć nieudaną, ciekawostkę – bo o dobrym kinie w tym przypadku nie ma mowy. Jeżeli podobnie jak bohaterowie siedzicie zamknięci w domu już dłuższy czas i zdążyliście sprawdzić wszystkie filmy oraz seriale, jakie planowaliście, możecie pokusić się o seans z Hathaway i Ejioforem. W innym przypadku jednak trochę szkoda czasu... Zdecydowanie lepiej prezentuje się netflixowy „Malcolm i Marie”, który był kręcony w analogicznym czasie.

Atuty

  • Bardzo interesująca obsada aktorska,...
  • Czerpanie z nowych pandemicznych realiów

Wady

  • ...która nie poradziła sobie z przedstawieniem bohaterów
  • Rozwleczona fabuła
  • Scenariusz się nie klei
  • Nieco sztywne dialogi
  • Po co ten rabunek?

"Skazani na siebie" to film stworzony w sporym pośpiechu, co czuje się w trakcie seansu. Twórcy, najwyraźniej ogarnięci pandemicznym szaleństwem, posunęli się do połączenia niepasujących wątków i rozwleczenia fabuły. Szkoda, bo mogło być znacznie ciekawiej...

4,0
Iza Łęcka Strona autora
Od 2019 roku działa w redakcji, wspomagając dział newsów oraz sekcję recenzji filmowych. Za dnia fanka klimatycznych thrillerów i planszówek zabierających wiele godzin, w nocy zaś entuzjastka gier z mocną, wciągającą fabułą i japońskich horrorów.
cropper