Daniel Craig to najlepszy Bond w historii? Ranking aktorów grających agenta 007

Daniel Craig to najlepszy Bond w historii? Ranking aktorów grających agenta 007

Dawid Ilnicki | 11.10.2020, 17:00

Pierwotnie planowana jeszcze na ten rok, ale już przełożona na następny, premiera filmu “Nie czas umierać” będzie ostatnią okazją do zobaczenia w roli agenta 007 - Jamesa Bonda, Daniela Craiga. Brytyjczyk z całą pewnością przejdzie do historii jako jeden z najlepszych odtwórców tej roli, jak jednak wypada na tle innych aktorów, którzy grali tę postać?

Nie ulega wątpliwości, że z początku mocno niedoceniany Daniel Craig zdołał odcisnąć wyraźne piętno na roli słynnego agenta 007, który jest bohaterem jednej z najdłuższych i najbardziej żywotnych serii filmowych w historii kinematografii. Począwszy od 1962 roku, kiedy swoją premierę miał pierwszy obraz z tego cyklu: “Dr. No”, aż po dziś dzień udało jej się utrzymać niezmiennie wysokie zainteresowanie kolejnymi produkcjami. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Perypetie Jamesa Bonda to bodaj jedyny przypadek serii filmów, które większość dorosłych kinomanów kojarzy z dzieciństwa - najczęściej dzięki wyświetlaniu sukcesywnych części w telewizji - potrafiącej elektryzować nawet teraz i to nie tylko na zasadzie zwykłego sentymentu. Wielka w tym zasługa twórców współczesnych dzieł, a także kolejnych aktorów, którzy przejmowali rolę Jamesa Bonda. Jednym z powodów tak wielkiej żywotności serii jest z pewnością to, że potrafiła ona przechodzić stopniową ewolucję, dostosowując się do obecnych czasów nie tylko pod względem scenariuszowym (inni wrogowie, nowe technologie), ale też obyczajowym, przy tym jednak wcale nie traciła swoich atutów w postaci charakterystyki bohaterów czy też stałych punktów fabularnych. 

Dobrze widać to już w filmach z lat 90-tych, które potrafią w świetny, zabawny, a często zjadliwy sposób nawiązywać do poprzednich, a prawdziwe apogeum tego podejścia osiągnięto właśnie w pierwszym filmie z Danielem Craigiem - “Casino Royale”, które z jednej strony było klasycznym filmem o Jamesie Bondzie, a z drugiej w inteligentny sposób reinterpretowało jego historię, dodając do niej kilka elementów, które uczyniły z tego super-herosa bohatera z krwi i kości.

W zestawieniu Top 5 aktorów grających Jamesa Bonda nie znaleźli się dwaj aktorzy, którzy grali tę postać raz. Pierwszym jest David Niven, odtwarzający ją w komedii “Casino Royale” z 1967 roku, którego jednak nie tworzyło Eon Productions, a w związku z tym nie należy do kanonicznego cyklu o agencie 007, podobnie zresztą jak “Nigdy nie mów nigdy” z Seanem Connery. Drugim jest bodaj najgorszy aktor grający Jamesa Bonda - George Lazenby, odtwarzający go w 1969 roku w filmie “W Tajnej służbie Jej Królewskiej Mości". O jego pasjonującej przygodzie z tą rolą opowiada niezwykle ciekawy film dokumentalny Hulu “Becoming Bond” z 2017 roku.

5. Timothy Dalton

Timothy Dalton to bez wątpienia bardzo dobry aktor, któremu jednak przed 1987 roku, kiedy zagrał Jamesa Bonda po raz pierwszy - w filmie “W obliczu śmierci”, brakowało jednej, przełomowej roli. Współcześnie oczywiście pamiętamy go z cudownie pokracznego widowiska “Flash Gordon” gdzie odgrywał rolę księcia Barina, ale biorąc pod uwagę historię tego dzieła trudno go uznawać za rolę życia. Co ciekawe Brytyjczyka typowano do zagrania agenta 007 już przed realizacją “W tajnej służbie Jej Królewskiej Mości”, sam Dalton stwierdził jednak wtedy, że jest jeszcze zbyt młody, by zagrać w tym filmie.

Po raz pierwszy wielką rolę otrzymał dwa lata po ostatnim filmie z Rogerem Moore’m, który zarobił ledwie 275 milionów dolarów, najmniej jeśli chodzi o obrazy z tym aktorem i czuć było, że seria wymaga odświeżenia. “W obliczu śmierci” zanotowało spodziewane odbicie, a sam Dalton dość dobrze wpasował się w świat blichtru i sławy, jako słynny szpieg jeżdżąc przy okazji po Europie i Azji: od Czechosłowacji, przez Austrię, aż do Afganistanu. W porównaniu do swojego wielkiego poprzednika zagrał postać dużo bardziej mroczną, sam podkreślając w wywiadach, że cykl po kilku wcześniejszych filmach potrzebuje nieco poważniejszego tonu. Był też zdecydowanie bardziej krytyczny wobec swoich przełożonych, co znalazło zresztą bezpośrednie przełożenie na scenariusz “Licencji na Zabijanie”.

Dalton był zakontraktowany na trzy filmy, a scenariusz ostatniego był już przygotowywany. Realizacja obrazu została jednak zawieszona ze względu na prawny spór pomiędzy UA/MGM a Eon Productions, który zakończył się w 1993 roku. Aktorowi wcześniej wygasł kontrakt na tę rolę, a mimo negocjacji w 1994 roku ogłosił on, że nie zagra w kolejnym filmie. Mogło być to zresztą na rękę szefostwu studia realizującego serię, bowiem drugi obraz z Daltonem zarobił najmniej ze wszystkich dotychczasowych produkcji tego cyklu. Jednym z powodów mógł być wskazywany przez krytyków i widzów brak humoru, spowodowany bardziej poważnym podejściem do tej roli. Sam Dalton zniknął z radarów jeśli chodzi o wielkie widowiska, ostatnio grywa rzadko, ale na szczęście dzięki serialowi “Doom Patrol” powraca w bardzo dobrej roli.

4. Pierce Brosnan

Aż sześć lat trwało zamieszanie wokół kolejnego filmu o Bondzie, a wobec rezygnacji Daltona pałeczkę po nim przejął jego rodak - Pierce Brosnan. Podobnie jak poprzednik, z którym zresztą się przyjaźnił, był on typowany do zagrania agenta 007 już wcześniej, przed 1990 rokiem, a Albert Broccoli widział w nim następcę Rogera Moore’a. W dodatku Brosnan był blisko odtwarzania innego bohatera granego przez niego w przeszłości - Simona Templara, w nowej wersji “Świętego”. Aktor miał już zresztą doświadczenie w podobnej produkcji, grając w serialu “Remington Steele”.

Brytyjczyk miał znakomite wejście w rolę Bonda. “Goldeneye” jest bowiem świetną częścią cyklu: począwszy od znakomitego utworu początkowego, wykonywanego przez Tinę Turner, poprzez całkiem dobry scenariusz, bardzo dobrego bohatera negatywnego granego przez Seana Beana, udane role kobiece (Famke Janssen!), a skończywszy na samym agencie 007. Jego kreacja zapowiadała już mocno odświeżone podejście do cyklu (przypomnijmy sobie tylko początkową rozmowę naszego szpiega z M, którą pierwszy raz gra tu Judi Dench), z drugiej jednak heros miał w tym filmie kilka błyskotliwych, ironicznych bon-motów, po których fani poznawali swojego ulubionego bohatera.

Problem jednak w tym, że kolejne filmy z Brosnanem wyraźnie traciły formę i nie potrafiły nawiązać do kapitalnego początku jakim było “Goldeneye”. Oczywiście w “Świat to za mało” bardzo interesujące kreacje stworzyły Sophie Marceau i Denise Richards, a fabuła była również całkiem wciągająca jednak już “Śmierć nadejdzie jutro” to zdecydowanie najgorsza część przygód agenta 007 granego przez Brytyjczyka. Brosnan sam utrzymywał, że chciałby zagrać w sześciu filmach, tak jak Sean Connery, ostatecznie stanęło na czterech. Jego dalsza kariera potwierdza jednak, że jest znakomitym aktorem, który potrafi się odnaleźć w przeróżnych filmowych konwencjach.

3. Daniel Craig

Przed 2005 rokiem Daniel Craig był znany jako aktor teatralny, wystąpił także w kilku filmach. Niewątpliwie niezwykle udaną rolą była ta z “Przekładańca” Matthew Vaughna, która wedle wielu ostatecznie zadecydowała o tym, że Brytyjczyk został nowym Bondem. Był to bez wątpienia przełom w jego karierze, wcześniej bowiem grywał często w mało znanych produkcjach lub role drugoplanowe. Pomiędzy kolejnymi częściami cyklu o agencie 007 wystąpił zaś w kilku naprawdę wielkich widowiskach, które potwierdziły jego gwiazdorski status. 

Craig miał jeszcze lepsze wejście w rolę Bonda niż wspomniany wcześniej Pierce Brosnan. “Casino Royale” to bowiem z jednej strony dość klasyczny film o agencie 007, pełen niezwykle efektownych sekwencji, nie tylko klasycznych pojedynków, ale również tych skupiających się na rozgrywce pokerowej, w której przeciwnikiem jest fascynujący Le Chiffre, odtwarzany przez Madsa Mikkelsena, a z drugiej obraz mocno reinterpretuje tę postać, głównie dzięki Vesper Lynd, granej przez Evę Green. Do historii przejdzie jedna z najlepszych scen tortur: z jednej strony niezwykle brutalna (zwłaszcza dla mężczyzn), a z drugiej niesamowicie zabawna. Oczywiście można argumentować, że “Quantum of Solace” i “Spectre” to dużo słabsze filmy, ale drugim klasycznym Bondem z Craigiem w roli głównej jest bez wątpienia “Skyfall”.

Bond Craiga to z jednej strony anty-bohater, pozostająca na usługach brytyjskiego rządu, czy też należałoby powiedzieć całego zachodniego świata, płatna maszyna do zabijania, a z drugiej także człowiek z krwi i kości, którego Craig odgrywa momentami w znakomity sposób, a jedno ujęcie zmęczenia głównego bohatera, pracującego nad swoim zadaniem od kilku dni, mówi więcej niż dziesiątki słów. Niewątpliwie Anglikowi udało się tchnąć w tę postać życie i choć ma on zdecydowanych przeciwników, którzy w większości należą do fanów starych filmów, z pewnością przejdzie on do historii jako jeden z najlepszych Bondów w historii.

2. Sean Connery

Znakomity szkocki aktor był przez wiele lat prawdziwym wzorem agenta 007, w tym kontekście może dziwić to, że twórca tej postaci - Ian Fleming - był początkowo niechętny obsadzeniu go w tej roli, twierdząc, że “potrzebuje Bonda - dowódcę, a nie przerośniętego kaskadera”. Znawcy przekonują, że decydującą rolę w obsadzeniu tego aktora odegrała żona Alberta Broccoliego, Dana, która bardzo za tym optowała. Sam pisarz diametralnie zmienił zdanie o Connery’m, gdy zobaczył pierwszy film z serii: “Dr. No”, i już w kolejnej powieści pisarza ojciec Jamesa Bonda okazuje się Szkotem. 

Connery zagrał w sześciu filmach o Jamesie Bondzie: od “Dr. No” w 1962 aż po “Diamenty są wieczne” z 1971 roku. W tym zestawieniu zwykle pomijany jest film “Nigdy nie mów nigdy”, nawiązujący do twórczości Fleminga, ale nad którym nie pracowało Eon Production. W trakcie swojej przygody z tą rolą Szkot obficie korzystał z porad reżysera Terence’a Younga, który wziął go pod swoje skrzydła i według słów grającej Miss Moneypenny, Lois Maxwell, właściwie cały czas pokazywał mu jak grać postać, dzięki której stał się jednym z najpopularniejszych aktorów swoich czasów i męskim symbolem seksu lat 60-tych.

Z dzisiejszej perspektywy wszystkie części przygód Jamesa Bonda z Seanem Connery’m traktowane jako całość wydają się zawieszone pomiędzy powagą a efekciarstwem kolejnych filmów biorącym się z przekonania, że przygód agenta 007 nie można traktować zupełnie poważnie. Connery w bardzo udany sposób balansował na granicy tych dwóch podejść, potrafiąc być jednocześnie tajnym agentem, z drugiej strony niezniszczalnym herosem ratującym świat. Bez wątpienia pozostaje on zdecydowanie najlepszym aktorem z grona tych, którzy grali tę rolę, a dla wielu również najlepszym szpiegiem Jej Królewskiej Mości.

1. Roger Moore

Zmarły w 2017 roku w wieku 89 lat Brytyjczyk w ciągu 12 lat zagrał w siedmiu filmach o Jamesie Bondzie, zaliczając najwięcej występów ze wszystkich aktorów odtwarzających tę postać. Moore miał już wcześniej za sobą podobną rolę, przez siedem lat, od 1962 roku, występował bowiem w serialu ‘Święty”, grając jego głównego bohatera - Simona Templera. Tam co prawda odtwarzał złodzieja, stojącego jednak zazwyczaj po dobrej stronie. Luz z jaką odgrywał tę postać i prawdziwa sceniczna charyzma sprawiały, że był idealnym odtwórcą roli agenta 007.

W przypadku filmów o Jamesie Bondzie z Rogerem Moore’m nie mamy żadnych wątpliwości gdy ktoś pyta czy są robione na serio czy też twórcy mocno dystansują się od postaci i jego perypetii tworząc typową filmową rozrywkę dla mas, w dobrym stylu; niezależnie czy mamy akurat do czynienia z obrazem bardziej poważnym, jak pierwsze odsłony, czy też takim festiwalem przesady jak słynny “Moonraker”, którego akcja po części toczy się w przestrzeni kosmicznej. W tej przedziwnej roli Moore odnajdywał się znakomicie, potrafiąc być zarówno czarującym playboyem, kimś w rodzaju wiecznego chłopca, który był jednak równocześnie sprawnym manipulatorem, jak i skutecznym agentem brytyjskiego wywiadu.

Do dziś trwają kłótnie o to kto był lepszym Bondem: Sean Connery czy Roger Moore. Tego pierwszego zdają się cenić bardziej ci, którzy poszukują w tym cyklu poważniejszej rozgrywki szpiegowskiej, interesującego scenariusza i napięcia znanego z najlepszych serii sensacyjnych. Prawda jest jednak taka, że James Bond to postać nie do końca poważna, super-heros wciąż ratujący świat przed kolejnymi oprychami, którą trudno traktować zupełnie serio, co podkreśla zresztą dość schematyczna fabuła. W tak skrojonej roli Roger Moore spisywał się po prostu fantastycznie, a jedynym minusem wydaje się to, że grał ją chyba troszkę za długo.

Źródło: własne
Dawid Ilnicki Strona autora
Z uwagi na zainteresowanie kinem i jego historią nie ma wiele czasu na grę, a mimo to szuka okazji, by kolejny raz przejść trylogię Mass Effect czy też kilka kolejnych tur w Disciples II. Filmowo-serialowo fan produkcji HBO, science fiction, thrillerów i horrorów.
cropper