Wybawienie – recenzja filmu

Wybawienie – recenzja filmu

Jędrzej Dudkiewicz | 29.04.2017, 18:46

Skandynawskie filmy o duńskim departamencie Q, działającym w ramach tamtejszej policji i będące ekranizacjami książek Jussiego Adler-Olsena wyrobiły sobie już pewną renomę. Z wcześniejszych produkcji widziałem Zabójcy bażantów Mikkela Norgaarda i już to dzieło narobiło mi apetytu na Wybawienie. Okazało się, że film w reżyserii Hansa Pettera Molanda jest jeszcze lepszy.

Tajemniczy list w butelce, wyłowiony z morza po długim czasie, do tego napisany najprawdopodobniej przez dziecko będące ofiarą porwania. Tak skomplikowana sprawa musi trafić do departamentu Q, który zajmuje się właśnie trudnymi do wyjaśnienia zagadnieniami. Szybko okazuje się, że policyjni partnerzy, Carl Morck i Assad, trafiają na trop groźnego seryjnego mordercy.

Dalsza część tekstu pod wideo

Śledztwo się rozpoczyna, a nasi bohaterowie trafiają na prowincję, gdzie stykają się ze Świadkami Jehowy, którzy początkowo nie bardzo mają ochotę na współpracę ze stróżami prawa. Twórcy Wybawienia robią to, co obecnie każdy porządny kryminał robić powinien – dodają do swojego dzieła komentarz społeczny, w tym przypadku odnoszący się do religii i tego, jaką rolę odgrywa w życiu ludzi. Co prawda większość dialogów sprowadza się do mądrości w stylu „to wszystko bzdury” i „chciałbym, żebyś szanował moją wiarę”, tym niemniej Moland całkiem sprawnie pokazuje, ile zła może przynieść fanatyzm religijny, tym bardziej, że zahacza on też niekiedy o przemoc domową czy ksenofobię. Umiejętnie też przypomina się, że w obliczu niebezpieczeństwa, szybko przestaje mieć znaczenie, kto w co wierzy, czy jaki ma kolor skóry: liczy się tylko chęć pomocy drugiemu człowiekowi.

Sama zaś sprawa jest bardzo wciągająca. Reżyser potrafi doskonale budować napięcie, nie ma też problemów z utrzymaniem tempa i klarownym przedstawianiem, na jakim etapie w danym momencie jest śledztwo. Jest tu kilka scen – jak na przykład te rozgrywająca się w pędzącym pociągu – które zapierają dech w piersi. Tym bardziej, że Wybawienie ma znakomite, często przepiękne, ale jednak cały czas współgrające z ponurą atmosferą zdjęcia. Klimat szarego, najczęściej skąpanego w strugach deszczu, nieprzyjaznego krajobrazu jest tu bardzo wyraźnie podkreślony i doskonale łączy się z równie niepokojącą muzyką. Jest to po prostu pierwszorzędna reżysersko-operatorska robota ludzi, którzy nie próbują na siłę przełamywać konwencji gatunku, w którym się poruszają.

Moland bardzo dobrze współpracuje też z aktorami. Znakomity jest zwłaszcza Nikolaj Lie Kaas, który bezbłędnie, przy użyciu ledwie kilku min, gestów, a przede wszystkim pustki czającej się w oczach jest w stanie wyrazić duchowy stan swojego bohatera, całą przepełniającą go beznadzieję, w której jednak jest miejsce na determinację i chęć uratowania niewinnych dzieci. Również Fares Fares ponownie staje na wysokości zadania i bez problemu wciela się w znacznie bardziej empatycznego i sympatycznego Assada. Widać zresztą, że obaj spotkali się wcześniej na planach kilku filmów, dzięki czemu widz bez trudu wierzy w ich ekranową przyjaźń. Docenić należy też Pal Sverre Hagena, który sprawił, że postać psychopatycznego mordercy jest jakkolwiek ciekawa. Bo to kolejny raz, gdy czarny charakter robi coś ze względu na to, jakie miał dzieciństwo (oczywiście smutne i tragiczne), co po którymś kolejnym razie zaczyna być zwyczajnie nużące. Jednak Hagen, ze swoim przymilnym i jednocześnie wyzywającym uśmieszkiem, nie jest aż tak jednowymiarowy, jak początkowo mogłoby się wydawać.

Wybawienie to zatem doskonały sposób na spędzenie zimnego i deszczowego popołudnia. Jeśli nie znaliście wcześniej Carla Mocka i Assada, to nic nie stoi na przeszkodzie, by zacząć śledzenie ich przygód właśnie od tej części, a później sięgnąć po dwie wcześniejsze. Gwarantuję, że nie będzie to czas zmarnowany.

Źródło: własne

Atuty

  • Komentarz społeczny
  • Aktorstwo
  • Zdjęcia i muzyka
  • Tempo

Wady

  • Za bardzo oklepany czarny charakter
  • Z komentarza społecznego można by więcej wycisnąć

Wybawienie nie tylko potwierdza renomę ekranizacji kryminałów Jussiego Adler-Olsena, jest też – póki co – najlepszą z nich.

8,0
Jędrzej Dudkiewicz Strona autora
Miłość do filmów zaczęła się, gdy tata powiedział mi i bratu, że "hej, są takie filmy, które musimy obejrzeć". Była to stara trylogia Star Wars. Od tego czasu przybyło mnóstwo filmów, seriali, ale też książek i oczywiście – od czasu do czasu – fajnych gier.
cropper