Zombie Express - recenzja filmu. Azjatyckie zombiaki w formie.

Zombie Express - recenzja filmu. Azjatyckie zombiaki w formie.

Roger Żochowski | 21.01.2017, 21:03

W jednej z pierwszych scen Zombie Express jadący małą ciężarówką mieszkaniec Seulu rozjeżdża sarnę. Chwilę później zakrwawione zwierzę zaczyna się rzucać po czym wstaje na cztery nogi mimo połamanych kości. Nie jest to jednak już ta sama sarna. 

Twórcy filmów o zombie rzadko kiedy pokazują zarażone zwierzęta, których wirus często wręcz jakimś cudem nie tyka. Początek południowokoreańskiej megaproduckji z nurtu zombie zaczyna się dość sennie, ale cały czas czujemy w kościach nadchodzące zagrożenie. Widzimy przypadki pierwszych zarażeń, w wiadomościach mówią o zamieszkach, coś po prostu wisi w powietrzu. Autorzy filmu umiejętnie budują napięcie przygotowując nas na apokalipsę. Głównym  bohaterem jest Seok-woo, młody zapracowany biznesmen, który uważa, że w życiu trzeba liczyć tylko na siebie. Nie wszystko jednak poszło po jego myśli. Jest po rozwodzie i ma zawieść córkę do matki mieszkającej w Busan. Dziewczynka wydaje się znudzona życiem z wiecznie zapracowanym ojcem i graniem w samotności na Nintendo Wii i nalega, by zrobił to jak najszybciej.

Dalsza część tekstu pod wideo

Tym sposobem para trafia do zapełnionego pasażerami pociągu. Już w trakcie jazdy ludzie dowiadują się, że w największych miastach Korei zaczyna dziać się coś niedobrego. W pociągu również mają miejsce niepokojące wydarzenia, bo jedna z pasażerek okazuje się zarażona. To co od razu rzuca się w oczy to zupełnie inne podejście do tematu żywych trupów. Te przypominają bardziej stwory z "World War Z" z Bradem Pittem niż to snujące się jak muchy w smole szwędacze z The Walking Dead. Ludzie przemieniają się w zombie chwilę po ugryzieniu, czemu towarzyszą dość przerażające symptomy, jak nienaturalnie wyginanie się ciała w różne strony. Umarlaki są zwinne, szybkie i agresywne. Poza wywalonymi na wierzch białkami ocznymi nie są jednak zbyt przerażające, ale poruszają się błyskawicznie i atakują w grupie, przez co widz cały czas czuje czyhające zagrożenie. Swoje robi klaustrofobiczna przestrzeń pędzącego pociągu. Pasażerowie są skazani na siebie, nie mają gdzie uciec i mogą poruszać się tylko po kolejnych wagonach. Inna sprawa, że tutaj nie rozwala się zombiakom mózgów, a często, pisząc kolokwialnie, wali po prostu po mordach. Dość unikalne jak na filmy o umarlakach. 

Sang-ho Yeon, reżyser filmu, nie ma zbyt bogatej kariery i do tej pory znany był głownie z produkcji animowanych. Trzeba jednak przyznać, że zebrał całkiem ciekawą ekipę drugoplanowych bohaterów, którzy napędzają fabułę. Fakt, ich motywacje są dość banalne, często łatwo też przewidzieć ich decyzje. Wiadomo kto jest dobry, a kto gra rolę sukinsyna, a mimo to film i tak dobrze się ogląda. Mamy dwie zrzędzące starsze panie, drużynę baseballową i ich cheerleaderkę, bezdomnego bełkoczącego o tym, że wszyscy umrą, pracowników personelu próbujących zapanować na kryzysem czy w końcu moich faworytów - pociesznego grubaska, którego żona jest w zaawansowanej ciąży. Para wprowadza do filmu dużo humoru, choć ten często udziela się również w scenach, które z pozoru miały wywoływać grozę czy zadumę. Kino azjatyckie znane jest z przesadnego ukazywania emocji i w Zombie Express niektóre sceny dramatyczne zamiast wzruszać zaczynają śmieszyć, zwłaszcza gdy film niepotrzebnie wpada w zbyt poważne tony. A im bliżej finału tym takich scen jest więcej i na dodatek są zdecydowanie za długie.

Odpowiada za to dość nierówna obsada. Część aktorów gra naprawdę dobrze, części zaś brakuje warsztatu aktorskiego. Nie zmienia to faktu, że postacie, choć dość sztampowe, są naprawdę zróżnicowane i razem tworzą wybuchową mieszankę. To również jeden z tych filmów, w których ważna jest nie tyle tajemnica zarazy i odkrywanie, co ją wywołało, a po prostu walka o przetrwanie. Sceny akcji naprawdę mogą się podobać i kilka razy byłem zaskoczony szalonymi pomysłami południowokoreańskiego reżysera. Nawet jeśli ocierały się bardzo mocno o absurd i niekonsekwencję. Co trzeba przyznać, zdjęcia robią wrażenie, a o pracy kamery nie można powiedzieć złego słowa. Całkiem przywozicie wypadają też efekty CGI, których chyba najbardziej się obawiałem. To po prostu film zrealizowany na poziomie. Większość czasu rozgrywa się wprawdzie we wspomnianym pociągu, ale nie zabrakło ujęć zniszczonych miast. Przed seansem warto też obejrzeć film animowany "Stacja Seul", który jest swoistym prequelem "Zombie Express". 

Produkcja stara się momentami przekazać jakieś głębsze treści, ale z różnym skutkiem. Jest tu trochę wątków mówiących o przyczynach rozpadu rodziny i błędach popełnianych w pogoni za karierą. Jest komentarz odnoszący się do nierówności klas społecznych czy w końcu równości wszystkich wobec śmierci. I tym, że czasami ludzie pozbawieni moralnych hamulców i sparaliżowani strachem potrafią być gorsi od zarażonych potworów. Warto dodać, że produkcja jest też swoistym nawiązaniem do epidemii wirusa MERS, który zaatakował Koreę Południową w 2015 roku. Zanotowano wówczas 145 przypadków zachorowań, z czego aż 15 osób zmarło. Zaraza była szeroko komentowana w tamtejszych mediach i z jej powodu zamknięto na jakiś czas ponad 2 tysiące szkół.

Zombie Express ciężko jest jednoznacznie zakwalifikować. To kolejny blockbuster o apokalipsie, w którym nie brakuje utartych klisz, ale ogląda się to z zaciekawieniem dzięki barwnym postaciom i azjatyckiej stylistyce, która różni się od tej z Hollywood na wielu płaszczyznach. Jest tu trochę thrillera, trochę dramatu, ale też sporo komedii. Tej z góry zaplanowanej jak i niezamierzonej. Ja dobrze bawiłem się jadąc do Busan, więc jeśli lubicie produkcje o zombiakach śmiało wsiadajcie do tego pociągu. Tym bardziej, że podobno już powstaje druga część. 

Atuty

  • Niezła realizacja
  • Humor
  • Zróżnicowanie postaci drugoplanowych
  • Trzyma w napięciu

Wady

  • Część obsady nie dała rady
  • Przesadne okazywanie emocji
  • Przewidywalne wybory bohaterów

Mimo kilku niedociągnięć, bardzo miła niespodzianka z Azji i powiew świeżości w nurcie filmów o zombie. Warto obejrzeć.

7,5
Roger Żochowski Strona autora
Przygodę z grami zaczynał w osiedlowym salonie, bijąc rekordy w Moon Patrol, ale miłością do konsol zaraziły go Rambo, Ruskie jajka, Pegasus, MegaDrive i PlayStation. O grach pisze od 2003 roku, o filmach i serialach od 2010. Redaktor naczelny PPE.pl i PSX Extreme. Prywatnie tata dwójki szkrabów, miłośnik górskich wspinaczek, powieści Murakamiego, filmów Denisa Villeneuve'a, piłki nożnej, azjatyckiej kinematografii, jRPG, wyścigów i horrorów. Final Fantasy VII to jego gra życia, a Blade Runner - film wszechczasów. 
cropper