Kingsglaive: Final Fantasy XV - recenzja filmu

Kingsglaive: Final Fantasy XV - recenzja filmu

Roger Żochowski | 09.10.2016, 08:38

Dawno już nie czekałem tak bardzo na nową odsłonę Final Fantasy. Po obejrzeniu filmu będącego niejako prologiem do piętnastej części flagowej serii Square Enix mój apatyt tylko się zaostrzył.  

Japończycy tym razem podeszli do sprawy kompleksowo chcąc złapać na haczyk jak największą liczbę osób jeszcze przed premierą nowej produkcji. Poza filmem dostaliśmy także 5-odcinkowe anime oraz grywalne demo rzucające nieco światła na dzieciństwo Noctisa, głównego bohatera gry. Napisałem we wstępie, że film jest prologiem do piętnastki, ale jest to lekkie nadużycie. Całość rozgrywa się w tak naprawdę równolegle do wydarzeń z początku gry. Zaraz po tym jak król Regis, ojciec Noctisa, wysyła go na misję ratując przez zagrożeniem. Czwórki bohaterów znanych z gry w filmie więc nie uraczymy.

Dalsza część tekstu pod wideo

Sytuacja polityczna na mapie świata jest w miarę jasna. Mające zapędy imperialistyczne cesarstwo Niflheim dąży do podbicia całego globu. Od wielu lat próbuje pokonać rodzinny kraj Noctisa, królestwo Lucis, jednak przeszkodą nie do przeskoczenia jest jego stolica - Insomnia. Ogromne miasto otoczone murami, dzięki magicznej mocy kryształu i władającego nim króla Regisa, chroni bariera oraz elitarna jednostka żołnierzy Kingsglaive. Król jest już stary i ma coraz mniejszą moc, dlatego gdy przeciwnik proponuje rozejm i traktat pokojowy, nie może wybrzydzać. Niestety jest to punkt zapalny, który prowadzi do kolejnych dramatów. Fabuła jest raczej dość przewidywalna i prosta. Wiadomo kto jest zły kto dobry i ten czarno biały przekaz jest trochę zbyt oczywisty. Najgorzej boli brak jakiegoś bardziej złożonego przestawienia wrogiej nacji. Dlaczego robią to co robią, jakie mają intencje? W filmie wypadają bardzo płasko. Jedynie kanclerz Niflheim, schizofreniczny Ardyn Izunia, ma w sobie ten specyficzny magnetyzm. Jest charyzmatyczny, szalony, tajemniczy i wybudzający niepokój. Trochę jak Kefka z Final Fantasy VI. 

Autorzy obrazu starają się przemycić głębsze treści jak problem uchodźców napływających do miasta z podbitych terenów czy szykowana gdzieś w szemranych dzielnicach rewolucja będąca pokłosiem podpisania pokoju z wrogiem, co jest widziane jako zdrada wobec tych, którzy już ponieśli śmierć. Ale produkcja raczej prześlizguje się po tych tematach. A szkoda. Pierwszoplanowi bohaterowie spełniają swoje zadanie choć ciężko powiedzieć tu o złożonych charakterach. Małomówny Nyx, żołnierz Kingsglaive, to fajnie wykreowana postać nosząca na barkach osobisty dramat rodzinny, ale aż prosiło się o położenie większego nacisku na ten wątek. Z drugiej strony oglądając film doszedłem do wniosku, że wolałbym grać Nyxem niż Noctisem. Podobnie jest z Crowe, w której się zakochałem. Dziewczyna wygląda świetnie, wydaje się charakterna i… dostaje zaledwie kilka scen na antenie. W ogóle twórcy uniwersum Final Fantasy XV mają jakiś problem z kobiecymi postaciami. W grze kierujemy ekipą rodem z boysbandu z kolei w filmie, poza całą bandą kolesi kipiących testosteronem, mamy jedynie epizodyczną rolę Crowe oraz stereotypową do bólu księżniczkę Lunafreyi, która chce zbawić świat. 

Sceny walk są momentami spektakularne. Bossowie z God of War czy nawet  Sin z Final Fantasy X to przy niektórych summonach i potworach szare myszki. W ferworze dynamicznych scen i bohaterów skaczących po ścianach pojawia się wprawdzie czasami chaos, ale wynika on z konsekwencji pewnych założeń. Otóż w filmie tak jak w grze bohaterowie rzucając broń mogą się następnie do nie teleportować. Wygląda to świetnie, ale czasami gubimy się  i nie wiemy kto akurat zadaje ciosy. Jest po prostu za szybko. Nie zmienia to faktu, że obraz stworzony dzięki grafice komputerowej wygląda momentami obłędnie. Włączając w to wszelkiego rodzaju zbliżenia na twarz. Widać frakturę skóry, niedoskonałości, zmarszczki, tiki. Jedynie gdy w tle niektórych scen pojawia się tłum postaci (nazwijmy je NPCami) mamy czasami wrażenie jakby wyciągnięto je żywcem z silnika gry. Zwłaszcza gdy zwrócimy szczególną uwagę na animację ruchów. Warto dodać, że efektowne animacje pomagało tworzyć polskie studio Platige Image, które pracowało choćby nad trzecim Wiedźminem.   

Sama stylistyka filmu to kwestia gustu. Połączenie motywów rodem ze średniowiecza (zbroje), gotyku (architektura) i nowoczesnych technologii (komputery, samochody, telebimy) podobało mi się już od czasu pierwszego dema piętnastki. To unikalny styl, który albo się pokocha albo znienawidzi. Złego słowa nie powiem za też na udźwiękowieniu filmu. Głosem Nyxa przemówił Aaron Paul, znany choćby z Breaking Bad, w księżniczkę Lunę wcieliła się Lena Headey, Cersei z Gry o Tron, zaś za króla Regisa zabrał się sam Sean Bean (jego dokonań chyba reklamować nie trzeba). Za muzykę odpowiedniość wziął John H. Graham bazując na kompozycjach Yoko Shimomury. W filmie nie raz można usłyszeć znane motywy. Najbardziej zagorzali fani serii wyłapią też masę poukrywanych smaczków. Znana z gry magia jak Protect czy Fire, przeciwnicy, summony. O chocobosach nie wspominając.

Kingsglaive jest dokładnie tym czym miało być. Zachętą do tego, abyśmy wkręcili się w uniwersum i kupili grę. Pod względem scenariusza nie jest to wybitny film, ale nakręcił mnie na przygody Noctisa i o to w tym wszystkim chodziło. Dla postronnego widza będzie to z kolei typowy blockbuster, na który idzie się do kina na efekty specjalne. Jeśli jesteś takim widzem odejmij od oceny końcowej oczko i baw się dobrze przez blisko 110 minut. Fanom serii Final Fantasy film polecam z czystym sumieniem. Ja żałuję jedynie tego, że nie miałem okazji zobaczyć go w kinie. W przeciwieństwie do Japończyków, Amerykanów czy Francuzów.

PS. Koniecznie obejrzyjcie dodatkową scenę po napisach końcowych.

Atuty

  • Postać Nyxa i Crowe
  • Udany prolog do gry
  • Efektowne pojedynki na dużą skalę
  • Mimika i twarze bohaterów
  • Smaczki dla fanów

Wady

  • Słabo nakreślona nacja pełniąca rolę agresora
  • Sztuczne postacie na drugim planie
  • Druga połowa filmu to głównie sekwencje akcji
  • Przewidywalny scenariusz

Jeśli zamierzacie zagrać w Final Fantasy XV to jest to dla Was obowiązkowa pozycja. Dla całej reszty będzie to po prostu dobra animacja. Nic więcej.

7,0
Roger Żochowski Strona autora
Przygodę z grami zaczynał w osiedlowym salonie, bijąc rekordy w Moon Patrol, ale miłością do konsol zaraziły go Rambo, Ruskie jajka, Pegasus, MegaDrive i PlayStation. O grach pisze od 2003 roku, o filmach i serialach od 2010. Redaktor naczelny PPE.pl i PSX Extreme. Prywatnie tata dwójki szkrabów, miłośnik górskich wspinaczek, powieści Murakamiego, filmów Denisa Villeneuve'a, piłki nożnej, azjatyckiej kinematografii, jRPG, wyścigów i horrorów. Final Fantasy VII to jego gra życia, a Blade Runner - film wszechczasów. 
cropper