Graliśmy w Sebastien Loeb Rally Evo

Graliśmy w Sebastien Loeb Rally Evo

Mateusz Gołąb | 14.01.2016, 16:17

Przez parę godzin walczyliśmy z czasem w deszcz i śniegu, ścigaliśmy się po szosach, a także stawialiśmy czoła pnącej się pod górę legendarnej trasie Pikes Peak. Dzielnie daliśmy sobie radę!

Jeżeli sądzicie, że Sebastien osuszy wasze łzy wypłakane nad jakością WRC5, to raczej nie przynosimy dzisiaj dobrych wieści. To typowa gra studia Milestone o jakości, której, sądząc po ostatnich produkcjach tej firmy, mogliśmy się spodziewać. Mocno średniej.

Dalsza część tekstu pod wideo

Znany Kierowca Gra Wideo

U swoich podstaw Sebastien Loeb Rally Evo jest dosyć klasyczną grą rajdową. Żadnych rewolucji. Tradycyjne tryby gry pozwolą nam ścigać się z czasem, brać udział w rajdach czy też mierzyć się łeb w łeb z kilkoma sterowanymi przez komputer przeciwnikami. Największą atrakcją tej gry ma być jednak tytułowy francuski kierowca, który otrzymał cały tryb dedykowany własnej osobie. Jest to swojego rodzaju kopia trybu kariery, tylko zamiast poszczególnych mistrzostw, mamy do wyboru okresy z życia Loeba. Dla fanów rajdów wcielenie się w jednego z najgłośniejszych, w ostatnich latach, kierowców może stanowić bardzo fajną ciekawostkę, która zachęci ich do zakupu tej gry. Zaczniemy oczywiście od debiutu w 2002 roku, podbijemy z nim legendarne już Pikes Peak i ostatecznie zakończymy swoją przygodę na współczesności.

Grafika starej generacji...

Nieładny pinball

Sebastien Loeb Rally Evo ma zasadniczo dwa poważne problemy. Pierwszym z nich jest oprawa graficzna. Oczywiście nie jest to najważniejszy aspekt zabawy. Weźmy jednak pod uwagę, że mamy przed sobą głośny, rozreklamowany tytuł ze znaną twarzą przyczepioną do okładki. W takim wypadku auta prezentujące się niczym z początków minionej generacji są raczej nie do przyjęcia. Większość gier wyścigowych obecnych aktualnie na rynku prezentuje się o niebo lepiej. Jeżeli zatem należycie do grona osób ceniących sobie stronę wizualną w dużych grach, to raczej nie macie tu czego szukać. Poza oświetleniem. Co jak co, ale światło przebijające się przez liście zwraca nam siebie uwagę i wygląda zaskakująco ładnie.

Druga sprawa, to fizyka. Tutaj temat wymaga szerszego nakreślenia. Samochody prowadzi się naprawdę dobrze. Gra jest odpowiednio wymagająca, choć z pewnością o wiele bardziej przystępna od niedoścignionej serii DiRT. Fury zachowują się na drogach fajnie, mają ciężar i czuć, że wchodząc w zakręt z wduszonym hamulcem zarzuca nam tył i tracimy nad nim kontrolę. Mało tego, warunki atmosferyczne mają ogromny wpływ na to, jak się jeździ. Drobiazgi takie, jak wysypany na asfalcie piach potrafią wybić nas ze strefy komfortu. Czad. Problem leży w zderzeniach. Przy jakiejkolwiek kolizji auta nie zachowują się naturalnie i kompletnie tracą ciężar odbijając się od okolicy niczym piłeczka do ping-ponga. Zdarzało się, że gdy wybiłem się z pobocza, mój samochód obracał się wokół własnej osi tak, jak helikopterek. Z drugiej strony przy zderzeniu czołowym poleciałem raz pod kątem prostym w bok. Dzieje się trochę dziwnych rzeczy. Tak jakby twórcy włożyli całe zasoby w dobre odwzorowanie fizyki na drodze, a na odpowiednie zaprojektowanie zachowania auta po zderzeniach nie starczyło już czasu albo pieniędzy. Dziwne.

"TO INFINITY AND BEYOND!"

Drobne, a cieszy

Nie skupiajmy się jednak na samym narzekaniu. Twórcom należy się z pewnością ogromna pochwała za przykładanie uwagi do najdrobniejszych szczegółów. Każde auto ma własny widok z kokpitu. Z prawej strony widzimy pilota, który z kartki odczytuje nam rozkład zakrętów na trasie. Fury ładnie się niszczą i rozpadają. Możemy nawet stracić oponę i zasuwać po szosie zostawiając za sobą tańczące iskry. Wraz ze zmianą pojazdu pojawia się na ekranie kompletnie odmienny prędkościomierz. Tego typu drobnych smaczków jest cala masa. Dlatego tym bardziej szkoda, że w kwestii audiowizualnej zabrakło prawdopodobnie budżetu.

Mamy również do dyspozycji sporo opcji pozwalających nam dostosować zabawę pod siebie. Bez problemu przemalujemy samochód we wszystkie kolory tęczy, a także dopasuje poszczególne elementy mechaniki fury, by ręcznie przystosować furę do warunków na panujących na torze. Miłośników mniej harcore’owej jazdy z pewnością ucieszy fakt, że w grze są do wyboru trzy predefiniowane „poziomy trudności”.

Ale za przywiązanie uwagi do szczegółów trzeba pochwalić

Jest "okej"

Sebastien Loeb Rally Evo, to z pewnością nie jest najgorsza gra rajdowa, w jaką grałem. Nie czarujmy się jednak, że będzie to hit na miarę serii od Codemasters. Tytuł ten zainteresuje prawdopodobnie głównie tych, których w jakiś sposób fascynuje osoba tego znanego kierowcy i potrafią jednocześnie przymknąć oko na pewne niedociągnięcia gry. Z ostateczną oceną wstrzymajmy się jednak do oficjalnej premiery.

Mateusz Gołąb Strona autora
cropper