Graliśmy w Mad Max na PS4 - must have dla wszystkich fanów post-apo!

Graliśmy w Mad Max na PS4 - must have dla wszystkich fanów post-apo!

Roger Żochowski | 08.08.2015, 16:09

Dobra przyznaję - grając w Mad Max bardzo ciężko było mi zachować choć resztki obiektywizmu. Kocham uniwersum Maksa, jestem zachwycony najnowszym filmem i czekam na grę z wywieszonym jęzorem. Na gamescomie złapałem w końcu za pada, by na własnej skórze sprawdzić, jak prezentuje się szalona wyprawa na pustkowie. 

Mad Max jest dokładnie tym czego oczekiwałem - postapokaliptyczną produkcją z charyzmatycznym bohaterem, pachnącą na kilometr spalinami i przyprawioną solidną dawką szaleństwa przez duże "S". 

Dalsza część tekstu pod wideo

Fizyka i model jazdy to mistrzostwo świata. W przypadku Mad Maxa jest to kluczowe, bo ogrom czasu spędzimy w grze za kierownicą naszego czterokołowca. Już samo jeżdżenie po pustkowiach to czysta przyjemność. Całość przypomina krzyżówkę Drivera z Motorstormem, choć gdy odpalimy turbo jest tu też coś z Burnouta. Ba - widząc eksplodujące wraki samochodów rywali kilka razy przypomniały mi się też najlepsze czasy serii Twisted Metal. Oczywiście mamy tu do czynienia z pewną umownością - podczas przedzierania się przez skąpane w słońcu tereny, nasze auto wykonuje czasami nawet kilkuset metrowe skoki. Ale w ferworze walki sprawia to ogromną radość. W trakcie jednej z misji miałem za zadanie zniszczyć jadący konwój. Zadyma była wówczas nieziemska - przeciwnicy walili ze wszystkich stron, wskakiwali na maskę samochodu, próbowali zepchnąć z drogi, władować w przepaść. Całe szczęście nasz arsenał skutecznie ich do tego zniechęca.

Największą frajdę sprawia harpun z linką. Za jego pomocą otworzymy nie tylko bramy do wrogich baz. Możemy także celować nim w towarzystwie slow motion w auta wrogów niszcząc pancerze oraz opony. Widok kraks naszych rywali w tumanach kłębiącego się piasku to istna orgia. Inny znakomity patent to wsadzenie na pakę koleżki z obrzynem. Nim również możemy celować do pojazdów wroga wykorzystując zwolnienia czasu. Jeśli mamy wystarczająco amunicji strzelamy w zbiorniki paliwa wysadzając ciągnący się za nami sznurek aut wrogów. Można też taranować wrogie fury (widzimy zmniejszający się pasek HP), czy zdejmować z shotguna kierowców i patrzeć jak gabloty pustynnych bandziorów rozbijają się na skałach. W każdej chwili da się też dla przykładu zamontować snajperkę i zdjąć z dystansu strażników z okolicznych wieżyczek. A przecież możliwości jest znacznie więcej. Wspomnę nieśmiało o bocznych miotaczach ognia, które jednak mają swoją cenę, bo marnują paliwo.

Właśnie - w Mad Maksie musimy zbierać cenne surowce. Przemierzając zapomniane bazy, wraki statków czy monumentalne obiekty kwitnącej niegdyś cywilizacji, warto nabierać w baniaczek wodę, zbierać żywność (uzdrawia HP), przeszukiwać zakamarki w poszukiwaniu paliwa, oraz kolekcjonować złom, który jest walutą w grze. Dzięki temu ulepszymy nasz samochód. Taka zabawa sprawia, że z każdym kolejnym ulepszeniem czujemy się na pustkowiach coraz mocniejszy. Co najciekawsze - aby skorzystać z garażu nie musimy nawet nigdzie jechać. Jest on dostępny w każdej chwili - wystarczy zastopować grę i bawić się do woli w kustomizację swojego potwora. Kolejne ulepszenia pozwalają udoskonalić pancerz, zawieszenie, karoserię, opony, silnik, kolce, turbo - możliwości jest cała masa, a my na bieżąco widzimy, jak nasze auto zmienia się w czołg. Są nawet całe sety pancerzy niczym w grach RPG!

Kolejna sprawa to walka wręcz. Tytuł czerpie garściami z sytemu walki znanego z serii Batman, jednak pojedynki są dużo bardziej brutalne. Kości strzelają aż miło, a sugestywne takedowny przyprawiają o grymas bólu na twarzy. Max może wyprowadzać łańcuchy ciosów wykonując kontry, gdy nad głową rywali zapala się ikonka. Do tego dochodzi różnego rodzaju broń biała (można ją zabierać rywalom) oraz palna, która w zetknięciu z niektórymi elementami otoczenia tworzy eksplozje wyrzucające truchło wroga na kilka metrów do góry. Nie ma tu może nic specjalnie oryginalnego, ale deweloperzy skorzystali ze sprawdzonych rozwiązań w świetnym stylu.

Design świata to dla mnie poezja - złomowiska, bazy, w których przybywają okoliczni bossowie ze swoją świtą, zapomniane konstrukcje pełne psycholi, jaskinie. Klimat ryje beret. Mapa jest ogromna - pełno na niej markerów z zadaniami pobocznymi, których z braku czasu nie miałem niestety okazji sprawdzić. Graficznie nie jest to w żadnym wypadku nowa jakość. Gra ma pewne niedoskonałości, ale skutecznie maskują je efekty cząsteczkowe i narzucone filtry.

Grałem w Mad Maksa godzinę i była to najlepsza godzina na tegorocznym gamescomie. Większość czasu spędziłem w aucie, ale tytuł oferuje też sporą dawkę eksploracji na dwóch nogach. Bo plądrowanie pustkowi to niezwykle rajcująca sprawa. Otwarta pozostaje kwestia tego, czy taka zabawa będzie równie rajcującą przez kolejne godziny. Jeśli deweloper zadba o ciekawe zadania i zapełni post-apokaliptyczny świat contentem, będzie to jedna z lepszych gier w tym roku.

Roger Żochowski Strona autora
Przygodę z grami zaczynał w osiedlowym salonie, bijąc rekordy w Moon Patrol, ale miłością do konsol zaraziły go Rambo, Ruskie jajka, Pegasus, MegaDrive i PlayStation. O grach pisze od 2003 roku, o filmach i serialach od 2010. Redaktor naczelny PPE.pl i PSX Extreme. Prywatnie tata dwójki szkrabów, miłośnik górskich wspinaczek, powieści Murakamiego, filmów Denisa Villeneuve'a, piłki nożnej, azjatyckiej kinematografii, jRPG, wyścigów i horrorów. Final Fantasy VII to jego gra życia, a Blade Runner - film wszechczasów. 
cropper