Zagubieni w kosmosie (2021) - recenzja trzeciego, finałowego sezonu serialu [Netflix]. Ziemia obiecana

Zagubieni w kosmosie (2021) - recenzja trzeciego, finałowego sezonu serialu [Netflix]. Ziemia obiecana

Roger Żochowski | 07.12.2021, 21:00

Serial "Zagubieni w komosie", będący luźną adaptacją serii "Lost in Space" z lat 60. ubiegłego wieku, zyskał sympatię widzów przede wszystkim familijną atmosferą wielkiej przygody, którą oglądało się lekko i przyjemnie. Trzeci sezon kontynuuje ten motyw, choć momentami czuć już trochę zmęczenie materiału i problemy z jakimi przez COVID borykali się twórcy.
 

Na nowy sezon czekaliśmy ponad dwa lata, ale mimo pandemicznych kłopotów twórcom udało się zrealizować plan i zamknąć historię w trzech sezonach. Finałowa seria jest moich zdaniem najsłabsza, składa się na nią również mniejsza liczba odcinków (tych jest tym razem tylko osiem) niż w poprzednich dwóch sezonach, ale mimo wszystko miło było ponownie zabrać się na wycieczkę po zakamarkach kosmosu z Robinsonami. Dla przypomnienia - pięcioosobowa rodzina po katastrofie na Ziemi, która została pokryta pyłem, wyrusza jednym z wielu statków na Alfa Centauri, planetę, która ma być rajem dla mieszkańców niebieskiego globu. Po drodze oczywiście bohaterowie zbaczają z kursu, trafiając na nieprzyjazne planety i odkrywając, że w kosmosie żyje rasa robotów chcąca unicestwić ludzi. Willowi, najmłodszemu członkowi rodziny, udaje się z jedną z takich maszyn zaprzyjaźnić, co okazuje się kluczowe w walce o przetrwanie i zrozumienie czym tak naprawdę jest wrogo nastawiona rasa.

Dalsza część tekstu pod wideo

Zagubieni w kosmosie (2021) – recenzja i opinia trzeciego, finałowego sezonu serialu [Netflix]. Kurs na Alfa Centauri

Zagubieni w kosmosie (2021) - recenzja trzeciego, finałowego sezonu serialu [Netflix]. Ziemia obiecana

Drugi sezon wieńczy spektakularna walka na stacji kosmicznej, której wybuch zabija część kolonistów dzieląc ocalałych na dwie grupy - dorosłych oraz blisko setkę dzieciaków, które przez otwartą szczelinę zostają wysłani na pokładzie Jowisza prosto na upragnione Alfa Centauri. Tak przynajmniej wydawało się rodzicom ratującym swoje pociechy -  grupa młodych śmiałków nie trafia do celu, odnajduje za to stary statek kosmiczny uznany przez NASA za zaginiony, a to może oznaczać, że nadal gdzieś tam w kosmosie żyje ojciec jednej z bohaterek i legenda kosmonautyki. Zanim jednak ekipa dzieciaków odkryje tę tajemnicę musi awaryjnie lądować na opustoszałej planecie, na której spędza rok próbując przeżyć i wrócić na kurs na Alfa Centauri.

Narracja początkowo prowadzona jest więc dwutorowo - obserwujemy jak radzą sobie młodzi dowodzeni przez czującą się odpowiedzialną za grupę Judy (w tej roli ponownie niezła Taylor Russell), by co jakiś czas wracać do wątku dorosłych, ukrywających sie przed robotami i kombinującymi jak dostać się do Ziemi obiecanej kradnąc wcześniej silnik obcych pilnowany przez armię robotów na jednej z planet. Ratując sobie przy tym wzajemnie nie raz i nie dwa życie. Bardzo podobał mi się wątek przemian, jakie zaszły wśród postaci granych przez młodszych aktorów. Will (Maxwell Jenkins zagrał niezwykle przekonywująco) wyraźnie urósł, ale i zmienił się ton jego głosu i zachowanie. To już nie jest ten mały sympatyczny chłopczyk, a nastolatek gotów do coraz większych poświeceń. Jego postać otacza momentami wręcz niepokojący mrok, potrafi nawet złamać swój kręgosłup moralny dla wyższych celów, co wcześniej było nie do pomyślenia.

Twórcom serialu doskonale udało się zobrazować jego zmieniające się relacje z robotem jakże często nadużywającym słowa "Niebezpieczeństwo!". Oczywiście w serialu nie zabrakło też czerstwych dialogów i dawki cringe'u dla nastolatków, w czym prym wiedze trzecie dziecko Robinsonów – niepokorna Penny (Mina Sundwall) - która flirtuje z dwoma amantami a jednocześnie próbuje ukończyć swoją książkę. Dr. Smith (irytująca, ale jakże barwna Parker Posey), która zabrała się na pokład z dziećmi po raz kolejny podstępem ratując swoją skórę, ponownie mataczy i próbuje po trupach dotrzeć do celu, co początkowo jest trochę meczące (znowu to samo), ale ta postać w drugiej części trzeciego sezonu również fajnie się rozwija.

Zagubieni w kosmosie (2021) – recenzja i opinia trzeciego, finałowego sezonu serialu [Netflix]. Familijna przygoda

Zagubieni w kosmosie (2021) - recenzja trzeciego, finałowego sezonu serialu [Netflix]. Ziemia obiecana

Z drugiej strony mamy też wątek kryzysu małżeńskiego Johna (Toby Stephens) i Maureen (Molly Parker), którzy nie potrafią żyć ze sobą po rozłące z dziećmi i świadomością, że nie wiedzą nic o ich losie. Gdy wydaje się, że wątek ten dostanie jeszcze mocniejszy impuls po pojawieniu się nowej postaci mogącej poważnie namieszać w ich związku, scenarzyści kompletnie porzucają ten motyw. Z urwanymi i niedopowiedzianymi wątkami serial ma zresztą momentami problem, bo budowana w tle tajemnica pochodzenia robotów i niewytłumaczalnej więzi Willa z Robotem w finale pozostawia spory niedosyt. Z jeden strony wszystko okazuje się dość trywialne, żeby nie napisać naiwne, z drugiej nie można odmówić scenarzystom umiejętnego grania na emocjach. Choć zwroty akcji są dość przewidywalne, a w historii dużo jest zbiegów okoliczności (np. łatwość z jaką postacie wpadają na siebie w ogromnym kosmosie) to jednak klimat wielkiej kosmicznej przygody cały czas nam towarzyszy. Widać jednak, że autorom zabrakło tych dwóch odcinków, aby pewne wątki i postacie po prostu lepiej poprowadzić. 

W poszukiwaniu drogi do domu ekipa trafi na kolejne, coraz bardziej niebezpieczne planety, uciekając jednoczenie przed depczącymi im po piętach robotami. Atmosferę po raz kolejny rozładowuje Don (świetny Ignacio Serricchio), grający tu lokalnego komika-przemytnika, który nie raz puszcza oko do dorosłej publiczności żartami z brodą. Finał historii, choć jak wspomniałem pozostawia niedosyt, jest epicki. Akcja jest wartka, efekty specjalne mogą się podobać, walka z robotami nabiera coraz większej skali, a egzotyczne krajobrazy kolejnych planet nękanych różnymi kataklizmami robią ogromne wrażenie i zaskakują naprawdę dobrym CGI. Choć należy pamiętać, że trzeci sezon nie zmienia formuły - to w dalszym ciągu kino familijne, gdzie próżno szukać brutalnych scen. To produkcja o sile przyjaźni, oddaniu, odwadze, rodzinnych więziach, odpowiedzialności i z obowiązkowym morałem na końcu. Czasami może zbyt mocno wjeżdżająca w patetyczny ton, ale wszystkie trzy sezony ogląda się po prostu przyjemnie. W zalewie produkcji, w których na pierwszym planie mamy przede wszystkim przemoc, jest to wręcz tytuł pozwalający od tego wszystkiego odpocząć, wzruszyć się i przeżyć fajną przygodę w klimacie klasycznej kosmicznej opery. 

Produkcja pozwala też nieco szerzej spojrzeć na to czym definiowane jest człowieczeństwo i czy prawa człowieka zastrzeżone są wyłącznie dla ludzi. Pod uniwersalnym przekazem kryje się więc temat do przemyśleń, bardzo zgrabnie wpleciony w familijną narrację. I co ważne nie wpływa on na pozytywny przekaz serialu mocno gloryfikujący wartości rodzinne. I za to go chyba najbardziej szanuję. I mimo nieco słabszego trzeciego sezonu - gorąco polecam. 

Atuty

  • Lekka, familijna opowieść
  • Klimat przygody podczas zwiedzania kolejnych planet
  • Przemiana postaci Willa
  • Uniwersalne, pozytywne przesłanie
  • Niezłe efekty specjalne

Wady

  • Niektóre wątki nie zostały dobrze domknięte
  • Dość przewidywalne twisty
  • Momentami czuć, że dla niektórych postaci zabrakło czasu antenowego
  • Niektóre dialogi

Finał kosmicznej przygody dla całej rodziny przywozicie domknął snutą przez trzy sezony historię pozostawiając jednak pewien niedosyt.

7,0
Roger Żochowski Strona autora
Przygodę z grami zaczynał w osiedlowym salonie, bijąc rekordy w Moon Patrol, ale miłością do konsol zaraziły go Rambo, Ruskie jajka, Pegasus, MegaDrive i PlayStation. O grach pisze od 2003 roku, o filmach i serialach od 2010. Redaktor naczelny PPE.pl i PSX Extreme. Prywatnie tata dwójki szkrabów, miłośnik górskich wspinaczek, powieści Murakamiego, filmów Denisa Villeneuve'a, piłki nożnej, azjatyckiej kinematografii, jRPG, wyścigów i horrorów. Final Fantasy VII to jego gra życia, a Blade Runner - film wszechczasów. 
cropper