Bright: Samurai soul (2021) – recenzja filmu [Netflix]. Netflix dalej próbuje

Bright: Samurai soul (2021) – recenzja filmu [Netflix]. Netflix dalej próbuje

Piotrek Kamiński | 16.10.2021, 20:00

Cztery lata temu Max Landis stworzył dla Netflixa film Bright, z Willem Smithem w roli głównej. Miał to być początek całej serii produkcji osadzonych w świecie, w którym baśniowe stwory żyją obok nas, ale najlepsze co można było o nim powiedzieć to, że był kiepsko przemyślany. Wtedy myślałem, że to już koniec tego tematu. Lecz...

"Bright" jaki był, każdy wie, albo może sobie w każdej chwili sprawdzić. Świat przedstawiony był kompletnie nieprzemyślany, nie różniąc się zbytnio od tego naszego, mimo że od zawsze zamieszkiwały go orki, elfy, centaury, wróżki i magiczne różdżki. Ot, z chochlików zrobili przerośnięte komary, orki przejęły rolę Czarnych i Latynosów, jako ofiary rasizmu i członkowie niebezpiecznych gangów i cześć, świat zbudowany. A Landis miał czelność krzyczeć, że to będzie "jego Władca Pierścieni". Bezczelny. Fabuła jakością przypominała na szybko sklejoną sesję RPG, z obowiązkowym Artefaktem-O-Wielkiej-Mocy do odnalezienia i niesamowitym zwrotem akcji pod koniec, kiedy okazuje się, że jedna z postaci, które śledziliśmy przez cały film jest tak zwanym brightem, czyli osobą mogącą posługiwać się magicznymi różdżkami. I wiesz co? "Samurai soul" jest dokładnie taki sam!

Dalsza część tekstu pod wideo

Bright: Samurai soul (2021) – recenzja filmu [Netflix]. Netflix dalej próbuje

Bright: Samurai soul (2021) – recenzja filmu [Netflix]. Shang Chi i legenda niebieskiej różdżki

Izou (Simu Liu) jest roninem w dopiero co odrodzonej, imperialnej Japonii. Zdradzony przez dawnego mistrza, spędza pozostałe mu dni na usługiwaniu najwyższej kurtyzanie jednego z miejskich burdeli. Pewnego dnia do przybytku sprzedana zostaje młoda elfka, Sonia, która natychmiast zostaje oddana pod opiekę wspomnianej kurtyzany. Ich znajomość nie trwa długo, jako że budynek zostaje zaatakowany przez szukających czegoś zbirów. Jeden z nich, ork imieniem Raiden (Fred Mancuso) w krytycznym momencie postanawia pomóc Izou chronić elfkę miast oddawać jej swojemu szefowi. Od tej pory razem będą starali się doprowadzić dziewczynę do krainy, w której elfy nie są prześladowane, gdzie mogą żyć wolne i nie bać się o swoją przyszłość.

Postacie stworzone przez Michiko Yokote, autora scenariuszy do produkcji takich jak "Cowboy Bebop", są tak niesamowicie płaskie i nijakie, że aż ciężko uwierzyć, że pisała je ta sama osoba, co Spike'a Spiegela. Chociaż kto wie, może gdyby "Samurai soul" był serialem, a nie filmem, bohaterowie rozwinęliby skrzydła w którymś z późniejszych odcinków. Całej produkcji i tak bliżej do prologu dłuższej historii, niż samodzielnej opowieści. Bohaterom brakuje charakteru, część postaci pojawia się dosłownie na sekundę, po czym znika na zawsze, kolejne zwroty akcji nie robią żadnego wrażenia, bo i tak różdżką można cofnąć nawet śmierć. Jakby tego było mało, praktycznie całe budowanie relacji między bohaterami dzieje się poza kadrem, więc może i Izou i Raiden znają się już jak łyse konie, ale my nic o tym nie wiemy, przez co praktycznie niemożliwym jest sympatyzowanie z nimi. Bliżej końca tego, na szczęście, krótkiego filmu Izou zmuszony jest ponownie przeżyć dawną traumę, co niemalże kończy się śmiercią całej reszty. Myślałby kto, że będzie to intrygujący punkt wyjścia do dalszej rozmowy, rozwoju postaci i tak dalej. Lecz nie! Scena kończy się, a bohaterowie wspólnie postanawiają zapomnieć o tym, że cokolwiek się wydarzyło.

Bright: Samurai soul (2021) – recenzja filmu [Netflix]. Grafika jak z PS2

Gdyby chociaż film bronił się warstwą techniczną! Można by obejrzeć go czysto dla spektaklu i nie żałować poświęconego czasu. Niestety, film Kyoheia Ishiguro wygląda po prostu marnie. Podejrzewam, że w zamyśle autora film miał urzekać pięknie żywymi kolorami jesieni, w praktyce jednak całość przedstawia się słabiej niż wydane w 2006 roku "Okami", które na dodatek było grą, która musiała być przecież przeliczana na żywo.

Nie można również powiedzieć aby wizji artystycznej towarzyszyła jakakolwiek konsekwencja. Niektóre tła mogą pochwalić się jakimś tam, podstawowym cieniowaniem - w tych momentach film wygląda nawet nieźle - ale większość panoram jest kompletnie płaska, pozbawiona jakiejkolwiek sugestii grania światłem i cieniem. Kamera nie potrafi ustać w miejscu, szerokie ujęcia zbudowano okrutnie prostymi obiektami 3D, a twarze bohaterów... No, na pewno są ludzie, którym przypadną do gustu. W zasadzie jedynie dbałość o detale przy animowaniu ruchów postaci i intrygująca (choć często kompletnie niepasująca do sceny) muzyka sprawiają, że w trakcie seansu oczy nie wypływają na podłogę. Tyle że i tutaj twórcy nie do końca podołali wyzwaniu, bo spora część starć jest jakby spowolniona, pozbawiona dynamiki. Dopiero ostatni pojedynek Izou i czarnego charakteru, którego imienia nie udało mi się zapamiętać, choć trochę ekscytuje. Tyle że to zdecydowanie za mało i za późno.

"Bright: Samurai soul" mógłby być niezłym serialem. Twórcy nie silili się tym razem na aktualny przekaz, a całość osadzili na tyle daleko w przeszłości, że wyszłoby z tego całkiem standardowe fantasy anime. Lecz ktoś mądry stwierdził, że lepiej (bezpieczniej?) będzie zrobić film, w efekcie dając nam niejako powtórkę z rozrywki, tyle że tym razem dysponując ułamkiem oryginalnego budżetu. Nie warto, nie polecam, niech ta marka już lepiej umrze.

PS Za to polskie napisy doskonale odzwierciedlają jakość całej produkcji. Ktoś robił je chyba na kolanie, skończył minutę przed deadline'em i nie przeczytał nawet później co napisał.

Atuty

  • Krótki;
  • Kompetentnie zagrany.

Wady

  • Wygląda paskudnie;
  • Charakteryzacja postaci w zasadzie nie istnieje;
  • Cała reszta.

W dzisiejszych czasach natychmiastowej konsumpcji i agresywnej walki o klienta "Bright: Samurai soul" zwyczajnie nie ma racji bytu. Radzę unikać.

2,5
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper