Dziesięć blockbusterów, które powinny trafić do kin jeszcze w tym roku

Dziesięć blockbusterów, które powinny trafić do kin jeszcze w tym roku

Dawid Ilnicki | 06.06.2021, 18:00

Branża filmowa, która w ostatnich miesiącach była w bardzo kiepskim położeniu, powoli się odradza, o czym świadczą pierwsze sukcesy wielkich blockbusterów na najważniejszych światowych rynkach. W kolejce do premiery czeka już wiele innych, wystawnych obrazów, które powinny przyciągnąć do kin również widzów w Polsce. 

Choć eksperci są jeszcze w tej materii niezwykle ostrożni powoli czuć już w powietrzu powrót do normalności. Świadczą o tym choćby entuzjastyczne raporty z poszczególnych rynków kinowych, na których - z oczywistych względów - dominowały w poprzednich miesiącach minorowe nastroje. Całkiem dobre wyniki “Godzilli vs Kong” czy sequelu do horroru “Ciche miejsce” pokazują, że widzowie stopniowo powracają do kin, a niektóre filmy - jak choćby jeden z tytułów na tej liście - zdołały już nawet na siebie zarobić. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Czy zatem spodziewany odwrót widza od wielkich multipleksów, jaki wieszczyło jeszcze kilka miesięcy temu wielu ekspertów, okazał się kolejną nietrafioną prognozą? Na dziś trudno odpowiedzieć jednoznacznie na to pytanie, bo wiele filmów siłą rzeczy trafiło od razu do streamingu, a obecna zwiększona frekwencja widzów w kinach może być podyktowana zwyczajną chęcią odreagowania po trudnym okresie powszechnego zamknięcia. Wiele zapewne będzie zależało od wyników finansowych wielkich filmowych hitów, które już niedługo powinny mieć premierę w kinach. W blokach startowych czekają już choćby trzy nowe produkcje Marvela, ostatniego słowa nie powiedziało też DC, a jeszcze w tym roku powinniśmy zobaczyć również kilku dobrze znanych bohaterów. Oto dziesięć filmów, które mogą w tym roku cieszyć się największym powodzeniem wśród widzów w kinach. 

Szybcy i wściekli 9

Kolejna odsłona znanego cyklu ma się pojawić w naszych kinach już pod koniec tego miesiąca. Trailer nowego odcinka, który niedawno trafił do sieci, przekonuje, że będzie to z jednej strony najbardziej efektowna część tej serii, a z drugiej być może najbardziej absurdalna. Twórcy wcześniej przekonywali, że seria zabierze widzów w kosmos i pozostaje trzymać ich za słowo! W rolach głównych ponownie zobaczymy m.in. Vina Diesela i Michelle Rodriguez, a w filmie wystąpią również raper Ludacris, Charlize Theron i John Cena, który zdążył już rozzłościć Chińczyków, za co już zresztą przeprosił, co także spotkało się z jednoznacznie negatywnymi ocenami w sieci.

Nikt

Jedyny film na tej liście, który nie jest częścią wielkiej serii lub ekranizacją znanej powieści. Połączone siły Dereka Kolsteda, odpowiedzialnego za serię o Johnie Wicku, i reżysera “Harcore Henry” Ilyi Naischullera dały już jednak pozytywne efekty w Stanach Zjednoczonych. W swoim czasie “Nikt” zaliczył trzecie otwarcie w kraju i niespodziewanie przyniósł zysk, w tym trudnym okresie, wyłącznie dzięki wyświetlaniu w kinach. Obraz kosztował zaledwie 16 milionów dolarów, zapowiada się jednak na odprężającą letnią produkcję sensacyjną, głównie dzięki nietypowej roli Boba Odenkirka, znanego u nas przede wszystkim z roli Jimmy McGilla/Saula Goodmana z seriali “Breaking Bad” i “Better Call Saul”. Nietypowa kreacja aktora z pewnością przekona i u nas wiele osób, by wybrać się do kina. Premierę zapowiedziano na początek lipca.

Czarna Wdowa

Po długim oczekiwaniu na nowy film Marvela pierwsza w bój wyruszy Czarna Wdowa, wraz ze swoją wesołą rodzinką. Zapowiedziana na początek lipca premiera obrazu w reżyserii Cate Shortland, ma z jednej strony godnie pożegnać Natashę Romanoff, a z drugiej przedstawić nową bohaterkę, odtwarzaną przez Florence Pugh. Dodajmy do tego bliżej nieznanego herosa, którego zagra kojarzony ze “Stranger Things” David Harbour. Wokół tej produkcji nadal krąży sporo niewiadomych, wydaje się jednak, że otrzymamy dynamiczne kino akcji, które powinno zadowolić nie tylko zatwardziałych fanów Marvela. 

Kosmiczny mecz: Nowa Era

Obecny sezon Lebrona Jamesa pewnie nie będzie tak udany jak poprzedni (piszę to w momencie gdy jego Lakers przegrywają 2:3 w rywalizacji w pierwszej rundzie playoffs NBA), ale najlepszy koszykarz ostatniego dziesięciolecia z pewnością zapisze się w świadomości fanów filmowych na całym świecie. Wszystko dzięki nowej wersji “Kosmicznego meczu”, w którym przejmie pałeczkę po Michaelu Jordanie i powalczy z kosmitami zagrażającymi planecie. Film zdołał już wywołać całkiem sporo kontrowersji, choćby za sprawą ujawnienia przedziwnych fascynacji króliczkami u niektórych polskich polityków, a bliżej premiery, zapowiedzianej w połowie lipca, powinno być o nim coraz głośniej. 

Legion samobójców: The Suicide Squad

Nie mający ostatnio dobrego okresu w karierze James Gunn spróbuje reaktywować znaną markę DC, której nie zdołano wykorzystać w produkcji z 2016 roku. Film Davida Ayera powszechnie uznano za porażkę, bo mimo niezłych ról Margot Robbie i Willa Smitha oglądało się go z narastającą irytacją. Twórca pamiętnych “Strażników Galaktyki” dobrze wie jak łączyć akcję z humorem, a nawet zmiany obsadowe (Idris Elba za Willa Smitha) są całkiem obiecujące. Jeśli tylko Gunn nie przesadzi z nawiązywaniem do kina klasy Z, co mogą sugerować niektóre sekwencje na trailerze, być może w końcu Legion dorobi się filmu, na jaki z pewnością zasługuje.

Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni

Następna, nowa produkcja Marvela, tym razem bezpośrednio nawiązująca do azjatyckich korzeni, poprzez postacie głównych bohaterów, będzie z pewnością kolejną próbą sprzedania własnego produktu na rynku chińskim. Ciekawe czy wyjdzie lepiej niż choćby w przypadku “Mulan”, która zaliczyła tam kompletną klapę. W tytułowego herosa wcieli się mało znany z zachodnich produkcji Simu Liu, a z kolei Mandaryna, który pojawił się już wcześniej w filmach MCU, zagra niezwykle doświadczony Tony Chiu-Wai Leung, kojarzony głównie za sprawą ról w filmach Wong Kar-Waia. 

Diuna

Jeden z najbardziej oczekiwanych filmów ostatnich lat. Trudno się temu dziwić, bowiem za bary z legendarną powieścią Franka Herberta, stanowiącą początek epickiej sagi, bierze się sam Denis Villeneuve, który już wcześniej dał się poznać jako oryginalny twórca kina rozrywkowego. Kanadyjczykowi już raz, za sprawą świetnego “Blade Runnera 2049”, udało się odświeżyć dawny klasyk, obecnie również można spokojnie typować, że zrobi film lepszy od obrazu w reżyserii Davida Lyncha z 1984 roku, choćby dlatego, że nowa produkcja ma zostać podzielona na dwie części. W rolę Paula Atrydy wcielił się Timothee Chalamet, a obok niego wystąpili m.in. Rebecca Ferguson, Oscar Isaac, Zendaya, Jason Momoa czy Josh Brolin. 

Venom 2

Pierwsza część filmu o Eddie Brocku, który za sprawą kontaktu z obcym symbiontem zyskuje nadludzkie siły, ale stale musi kontrolować, by władzy nad nim nie przejął obcy, zdecydowanie podzieliła widzów. Mocno zawiodła fabuła, a ci, którzy oskarżali Toma Hardy’ego o granie na swoistym autopilocie w ostatnich latach, dzięki tej produkcji zyskali dodatkowy materiał w swojej sprawie. Reżyserię drugiej części przejął jednak Andy Serkis, co daje nadzieje na dużo lepszy sequel, bo mało który krytyk filmu z 2018 roku zaprzeczy temu, że Venom ma potencjał na całkiem dobre, niejednoznaczne widowisko, z pogranicza horroru i komedii. Nowa część ma zadebiutować w kinach we wrześniu. 

Eternals

Z całą pewnością jeden z najbardziej zagadkowych blockbusterów ostatnich lat. Wszystko za sprawą powierzenia reżyserii Chloe Zhao, znanej dzięki Oscarowi za “Nomadland”. Ci, którzy widzieli ten, a także przynajmniej dwa poprzednie filmy twórczyni: “Jeździec” i “Pieśni braci moich” (dostępne na platformie Mubi) dobrze wiedzą, że jej poprzednia twórczość lokuje się tak daleko jak tylko można od wielkich kasowych hitów. W dodatku próba wykorzystania jej postaci, do promocji filmu w Chinach, także raczej się nie powiedzie, z uwagi na odkopanie jej komentarzy sprzed lat, mocno krytycznych wobec swojej ojczyzny. Dodajmy do tego zupełnie nowych bohaterów i debiutujących w MCU aktorów i mamy przepis na klasyczny film-niespodziankę. 

No time to die

Na sygnał wyjścia z bloków startowych czeka również sam James Bond. 25-ty odcinek słynnej serii ma być ostatnim, w którym rolę 007 zagra Daniel Craig. Brytyjczyk odtwarzał agenta Jej Królewskiej Mości w co najmniej dwóch klasycznych produkcjach i z całą pewnością na zawsze zapisał się w świadomości fanów tego cyklu. W najnowszej odsłonie mają powrócić zarówno grana przez Leę Seydoux Madeleine Swann, jak i odtwarzany przez Christophera Waltza, Blofeld. Największym przeciwnikiem naszego herosa będzie jednak Safin, którego zagra znany z wielkich ról - tak filmowych, jak i serialowych - Remi Malek. Wypada więc tylko cierpliwie czekać do jesieni, gdy film w końcu trafi do kin. 

Dawid Ilnicki Strona autora
Z uwagi na zainteresowanie kinem i jego historią nie ma wiele czasu na grę, a mimo to szuka okazji, by kolejny raz przejść trylogię Mass Effect czy też kilka kolejnych tur w Disciples II. Filmowo-serialowo fan produkcji HBO, science fiction, thrillerów i horrorów.
cropper