Mortal Kombat (2021) – recenzja filmu (Warner Bros.). Ogniem i lodem

Mortal Kombat (2021) – recenzja filmu (Warner Bros.). Ogniem i lodem

Jędrzej Dudkiewicz | 29.05.2021, 21:00

Piątek był dla mnie dniem z dwiema produkcjami, których dystrybutorem jest Warner Bros. I w wielu aspektach obie są do siebie zaskakująco podobne – różni je głównie budżet. Jak się okazuje, może to mieć ogromne znaczenie. Oto recenzja filmu Mortal Kombat (2021).

Niejaki Bi-Han ma dziejową misję, by zabić wszystkich, którzy należą do klanu wojowników, których nie lubi. I chociaż wydaje mu się, że osiągnął swój cel, to jednak przeoczył córkę swojego przeciwnika, Hanzo Hasashiego. Kilkaset lat później jego potomek zostaje wybrany do udziału w turnieju Mortal Kombat. Złowrogi Shang Tsung nie chce jednak dopuścić do jego rozpoczęcia i zamierza po prostu zabić wszystkich ziemskich mistrzów.

Dalsza część tekstu pod wideo

Mortal Kombat Legends: Battle of the Realms oficjalnie! Znamy pierwsze szczegóły

Mortal Kombat (2021) – recenzja filmu (Warner Bros.). Gdzie ten turniej?

Dość długo trzeba było czekać na nową wersję Mortal Kombat, jeśli się nie mylę, to pierwsze plotki o tym, że jest ona planowana pojawiły się jeszcze w 2010 roku. Potem było sporo zmian i turbulencji, aż w końcu projekt dostał zielone światło. A następnie musiał trochę poczekać ze względu na pandemię. No, ale jest.

Twórcy budowali w ostatnim czasie oczekiwania widzów, których ostatecznie jednak nie byli w stanie spełnić. Przede wszystkim problem polega na tym, że Mortal Kombat to film, w którym brakuje tytułowego legendarnego turnieju. Zamiast tego oglądamy opowiastkę o tym, jak grupa ludzi, którzy z jakiegoś powodu mają znamię smoka, przygotowują się do tego, by być lepszymi wojowniczkami i wojownikami oraz odkryć w sobie dodatkowe super moce, które przydadzą się w walce z o wiele potężniejszymi istotami. Taki koncept dałoby się pewnie jakoś obronić, jako wstęp do stworzenia uniwersum (którym ten film zresztą jest, bo chyba mają być kolejne). Problem w tym, że mitologia tego świata została ledwie naszkicowana, pytań bez odpowiedzi jest bardzo dużo, a do tego nie ma tu jednej ważnej postaci, której przedstawienie może zająć dużą część kolejnej produkcji. Fajnie, że są nawiązania do gier, ale wypadałoby zrobić coś więcej niż to, że ktoś w którymś momencie powie „fatality”.

Przede wszystkim jednak Mortal Kombat jest nakręcone w dość słaby sposób. O ile efekty specjalne są jeszcze w miarę w porządku, o tyle już walki są bardzo nierówne. Niektóre są rzeczywiście sprawnie zrealizowane, inne jednak zwyczajnie nudne. Nie oglądałem przed seansem żadnych fragmentów, ale obiły mi się o oczy tytuły newsów, że jakoby jest tu mnóstwo krwi i przemocy. Tymczasem rzeczywiście mocniejszych scen jest dość mało. W sumie dość zabawne jest też to, że wygląda na to, iż postacie mają pasek zdrowia i póki go nie wyczerpią, to mogą mieć nawet rozpruty brzuch, a i tak będą dalej walczyć. Jakby tego wszystkiego było mało, brakuje tu też jakiegoś lepiej zarysowanego konfliktu.

Mortal Kombat (2021) – recenzja filmu (Warner Bros.). W większości marne postacie

Ten ostatni sprowadza się bowiem tylko do tego, że Shang Tsung jest zły i chce przejąć kontrolę nad naszą planetą i w tym celu oszukuje, a nasi chcą mu się przeciwstawić (wątek zemsty jednej postaci na drugiej jest w sumie ledwie naszkicowany). A przecież dałoby się coś z tym zrobić, gdyby tylko chociaż odrobinę lepiej napisać postacie. Przede wszystkim nie mam pojęcia, czemu twórcy zdecydowali się głównym bohaterem zrobić niejakiego Cole’a Younga – pamięta ktoś taką postać z gier? Pewnie nie, bo jej nie było. A nudny, nijaki i całkowicie pozbawiony charyzmy jest ten koleś, że aż głowa boli. Podobnie jest zresztą z Sonyą Blade, Jaxem, Raidenem, Liu Kangiem, Kung Lao i Shang Tsungiem, o jego pomagierach już nawet nie wspominając.

Broni się jedynie Sub-Zero, który jest całkiem spoko antagonistą oraz Kano, w którego wcielił się Josh Lawson i zrobił to z dużym luzem, co jakiś czas rzucając całkiem spoko tekstami. Oczywiście aktorstwo nie jest na poziomie Mortal Kombat 2: Unicestwienie (Mom, You’re alive! Too bad You… will die), tak samo dialogi są nieco lepsze, ale i tak jest sporo drewna w tym lesie.

Koniec końców Mortal Kombat jest więc niestety sporym rozczarowaniem. To film zrobiony na jedno kopyto, momentami traktujący się zdecydowanie zbyt poważnie, co z kolei wprowadza niezamierzony komizm. Jednocześnie wydaje mi się, że jest w tym jakiś potencjał i gdyby ulepszyć parę rzeczy, a przede wszystkim zatrudnić lepszego reżysera, który będzie lepiej pracować z aktorami, to jest szansa, że kolejne części będą stać na wyższym poziomie. Póki co postacie się biją, ale nie dość, że pozbawione jest to żadnych konsekwencji, to jeszcze nie wywołuje specjalnych emocji.

Atuty

  • Niektóre walki są sprawnie zrealizowane;
  • Sub-Zero i Kano;
  • Przyzwoite efekty specjalne

Wady

  • Marna, pozbawiona konfliktu i emocji historia;
  • Część walk nudna;
  • Za mało to krwawe;
  • Większość postaci marna

Mortal Kombat (2021) to niestety rozczarowanie, tym bardziej, że był tu potencjał na o wiele lepszą produkcję.

4,0
Jędrzej Dudkiewicz Strona autora
Miłość do filmów zaczęła się, gdy tata powiedział mi i bratu, że "hej, są takie filmy, które musimy obejrzeć". Była to stara trylogia Star Wars. Od tego czasu przybyło mnóstwo filmów, seriali, ale też książek i oczywiście – od czasu do czasu – fajnych gier.
cropper