Kobieta w oknie (2021) – recenzja filmu [Netflix]. Na ratunek

Kobieta w oknie (2021) – recenzja filmu [Netflix]. Na ratunek

Iza Łęcka | 17.05.2021, 22:49

„Kobieta w oknie” jest jednym z filmów, który w momencie ogłoszenia produkcji już wzbudził niemałe emocje wśród fanów oryginalnej powieści. Po kilku kłopotach obraz 20th Fox trafił na Netflixa i... nie możemy mówić o sukcesie. Zapraszam do recenzji filmu.

Kiedy Netflix co miesiąc zapowiada pełną listę nowości, sprawdzam dokładnie każde zestawienie i oceniam co mniej więcej jest warte uwagi. Oglądając już pierwsze zapowiedzi „Kobiety w oknie” nie nastawiałam się ani na żaden hit, ani na wielką kichę i czekałam na premierę – to podejście trochę mi pomogło, gdy przystąpiłam do seansu.

Dalsza część tekstu pod wideo

Kobieta w oknie (2021) – recenzja filmu [Netflix]. Walka ze słabościami

Kobieta w oknie (2021) – recenzja filmu [Netflix]. Na ratunek

Anna Fox to psycholożka dziecięca, która od niemal roku nie jest aktywna zawodowo – cierpi na agorafobię i szereg psychicznych schorzeń, przez które boi się tłumów i otwartych przestrzeni, a także nie jest zdolna do wyjścia poza własny dom. Ten kilkupiętrowy, zaniedbany budynek staje się twierdzą, w której kobieta mierzy się z codziennością – żyje w odseparowaniu od męża i córki, spotyka się z psychologiem, ma sporadyczny kontakt ze współlokatorem Davidem, który wynajmuje od niej piwnicę, jednak w głównej mierze czas spędza oglądając klasyki kina i podglądając sąsiadów mieszkających naprzeciw. Pewnego dnia jedno z mieszkań zostaje wykupione i wprowadza się do nich rodzina Russelów. Anna szybko poznaje syna nowych sąsiadów, Ethana, a później spędza kilka chwil z jego matką, Jane Russel. Niespodziewanie kobieta staje się świadkiem zbrodni, jednak jako osoba z zaburzeniami nie jest traktowana poważnie. Zresztą wszystko, czego doświadcza w ciągu następnych dni wydaje się nie być takie, jak powinno...

Wiele scen w recenzowanej „Kobiecie w oknie” obserwujemy z perspektywy zaburzonej pacjentki, która przyjmuje całą gamę leków i miesza je z alkoholem. Z tego powodu doświadczenia głównej bohaterki stają się nieco nierealne, bywają ulotne i wydają się być raczej halucynacjami, niż prawdziwymi zdarzeniami. Przyjmując subiektywną perspektywę Anny twórcy bawią się koncepcjami, czerpiąc z tak znanych obrazów jak „Okno na podwórze”, czy zestawiając śpiącą kobietę z niepokojącymi fragmentami klasyków filmowych. Jednocześnie przedstawienie domu głównej bohaterki, zabawa światłocieniem i kadrami z nutą surrealizmu uzupełnia ten niepokojący obraz. Muszę jednak przyznać, że oprócz kilku momentów film dostępny na Netflixie nie wzbudzi w odbiorcach zbyt dużych emocji, a to wszystko przez niedomagający scenariusz, który pozostawia sporo do życzenia.

Thriller psychologiczny został stworzony na podstawie niezwykle popularnej książki pod tym samym tytułem autorstwa A.J. Finna, która bardzo szybko stała się światowym bestsellerem. W przypadku recenzowanej „Kobiety w oknie” prawdą okazuje się jednak zdanie, że niekoniecznie to, co przyjmują ze sporym entuzjazmem czytelnicy zostanie podobnie odebrane przez widzów, a perypetie w trakcie produkcji (dokrętki i zmiana twórcy odpowiedzialnego za muzykę), mogły zwiastować nieprzyjemny finał. Jeo Wright (reżyser, „Anna Karenina”, „Czas mroku”, „Duma i uprzedzenie”) i Tracy Letts (scenarzysta, odpowiedzialny między innymi za „Sierpień w hrabstwie Osage”, „Zabójczy Joe”) wykreowali historię bardzo przewidywalną i z wieloma sztampowymi wątkami, która cały ciężar produkcji kładzie na barkach Amy Adams. Jako kobieta z wieloma problemami, przestraszona, ale za wszelką cenę próbująca walczyć, aktorka jest całkiem przekonująca i umiejętnie radzi sobie z postawionym zadaniem. Przyjęta koncepcja jednak pełna jest niedomówień, braku należytego wprowadzenia i wielu luk fabularnych, które sprawiają, że otrzymujemy niezwykle niespójną i poszatkowaną opowieść, w której w kulminacyjnych momentach niczym króliki z kapelusza, wyskakują następne fragmenty historii.

Kobieta w oknie (2021) – recenzja filmu [Netflix]. Dobrzy aktorzy nie uratują kulejącego scenariusza

Kobieta w oknie (2021) – recenzja filmu [Netflix]. Na ratunek

Bardzo podobało mi się, jaką zmianę fizyczną przeszła odtwórczyni głównej roli – w recenzowanej "Kobiecie w oknie" Adams jest zmęczona, zaniedbana, nieco zniszczona, niespokojna, pełna wewnętrznych sprzeczności. Z jednej strony przepełnia ją strach i lęki, a także doświadcza napadów paniki, z drugiej jednak nie brakuje jej woli walki i chęci do podejmowania ciągłych prób odkrycia prawdy. Tak skonstruowana postać wydaje się idealną bohaterką thrillera psychologicznego, tymczasem w filmie nie wszystko "zagrało" tak jak należy. Szkoda, że zamiast rzucać obrazami i nawiązaniami do Hitchcocka nie poświęcono więcej uwagi walce Anny z jej własnymi demonami czy wspomnieniami z przeszłości.

Amy Adams towarzyszą na ekranie dobrzy aktorzy, których potencjał i możliwości również nie zostały należycie wykorzystane – Julianne Moore jest na dłużej obecna tylko w jednej scenie, a doświadczony Gary Oldman zwyczajnie nie ma szans się wykazać przez ograniczenia scenariusza. Śmiało powiedziałabym, że jedynie w momencie bezpośredniej konfrontacji z Anną, Oldman płynie i wzbudza większe emocje. Tak to pozostaje miałki i bezbarwny – podobnie zresztą jest z wieloma innymi bohaterami. Zamknięcie historii w czterech ścianach wielopoziomowego apartamentu dawało poczucie przytłoczenia, jednak w parze z tym nie poszła wciągająca fabuła. Wszystkie te aspekty sprawiły, że oglądając „Kobietę w oknie” miałam poczucie obcowania nie z produkcją o całkiem sporym budżecie, lecz tanią historią zrealizowaną na scenie – kilka ujęć przypominało mi pracę kamery, jaką mogliśmy zobaczyć w "Annie Kareninie". Tak jak wcześniej wspominałam twórcy nie bali się czerpać z wielu gatunkowych hitów, lecz zbyt wiele z tego nie wynikło, a pozostawiło jeszcze większy niesmak.

Kobieta w oknie (2021) – recenzja filmu [Netflix]. Przestrzelony typ

„Kobieta w oknie” nie jest produkcją porywającą, wydaje się całkiem przewidywalna i pełna wielu zapożyczeń z rozmaitych filmów, które niestety tylko podbudowują atmosferę kiczu. Muszę jednak przyznać, że pomimo sztampowości i całkiem banalnego zakończenia nie bawiłam się najgorzej podczas seansu. Wobec tej adaptacji nie miałam jakichkolwiek oczekiwań, może więc dlatego podeszłam do niej z dystansem? 20th Century Fox ma w portfolio obraz, którego potencjału nie wykorzystało, więc poniekąd nie dziwi decyzja o pominięciu premiery kinowej i sprzedaży filmu Netflixowi. Podobnie jak miało to miejsce z „Dziewczyną z pociągu”, czytelnicy, którzy zacierali łapy na ekranizację, mogą czuć się wystrychnięci na dudka, bo pierwowzór dawał podstawy do lepszego obrazu.

Czy zatem mogę komuś polecić thriller z Amy Adams? Nie będę pozostawiała złudzeń – widzowie, którzy zdecydują się zobaczyć „Kobietę w oknie” nie mogą oczekiwać emocjonującego seansu, bo nie jest to obraz najwyższych lotów. Jeżeli jednak macie wolny wieczór i nie posiadacie żadnych oczekiwań wobec recenzowanej produkcji, kto wie, może uda się Wam całkiem przyzwoicie spędzić czas...

Atuty

  • Dobra gra aktorska Amy Adams
  • Klimat mieszkania

Wady

  • Poszatkowany scenariusz, który nie wykorzystuje potencjału powieści
  • Niektóre ujęcia kompletnie nie pasowały do reszty realizacji
  • Przewidywalne wątki
  • Mocne nazwiska w obsadzie niestety nie zwiastują sukcesu
  • Mało satysfakcjonujące zakończenie

„Kobieta w oknie” to następny średniak dostępny na Netflixie, który pomimo wielkiego potencjału nie zadowoli zbyt wielu widzów. Szkoda dobrej obsady, intrygującego pierwowzoru i sporego budżetu.

5,0
Iza Łęcka Strona autora
Od 2019 roku działa w redakcji, wspomagając dział newsów oraz sekcję recenzji filmowych. Za dnia fanka klimatycznych thrillerów i planszówek zabierających wiele godzin, w nocy zaś entuzjastka gier z mocną, wciągającą fabułą i japońskich horrorów.
cropper