Miłość i potwory (2020) – recenzja filmu (Netflix). Postapokaliptyczne dorastanie

Miłość i potwory (2020) – recenzja filmu (Netflix). Postapokaliptyczne dorastanie

Jędrzej Dudkiewicz | 19.04.2021, 21:00

Od dłuższego czasu, w przypadku serwisu Netflix, recenzuję raczej produkcje dokumentalne pojawiające się tam. Te generalnie stoją na całkiem wysokim poziomie (chociaż nie zawsze, o czym jutro), nieco gorzej bywa z fabularnymi. Tym przyjemniejszym zaskoczeniem był seans filmu Miłość i potwory (2020).

Joel Dawson jest dość typowym nastolatkiem, który zakochał się w Aimee. Z wzajemnością, więc wszystko byłoby wspaniale, gdyby nie koniec świata. Ludzkość poradziła sobie z kometą lecącą w naszą planetę, ale skutkiem ubocznym było to, że najróżniejsze zwierzęta i insekty zwiększyły swoje rozmiary i zaczęły polować na coraz mniej liczniejsze grupy. Pewnego dnia Joel postanawia, że czas wyruszyć na wyprawę i zobaczyć się z przebywającą w innej kolonii Aimee, której nie widział od siedmiu lat.

Dalsza część tekstu pod wideo

Miłość i potwory (2020) – recenzja filmu (Netflix). Postapokaliptyczne dorastanie

Miłość i potwory (2020) – recenzja filmu (Netflix). Wyjść do świata

Brzmi dość banalnie, niezbyt skomplikowanie, a jak ktoś dodatkowo nie lubi wątków romantycznych, to pewnie tym bardziej nie jest przekonany do tego, by obejrzeć Miłość i potwory. A to błąd, bo film okazuje się naprawdę przyjemną rozrywką.

I jasne, nie jest to specjalnie oryginalna postapokalipsa, raczej dość typowa – ot, jest wielkie zagrożenie, ludzie muszą sobie radzić nie tylko z nim, ale z brakami zapasów jedzenia, wiele innych rzeczy też się zmieniło. To, co wciąż jest takie same, to fakt, że nawet w tak koszmarnych warunkach jest miejsce na uczucia, potrzebę bliskości i bezpieczeństwa. Może wręcz tym mocniejsze są emocje, bo trzeba korzystać z tego, co jest, w końcu w każdym momencie można zginąć. I to jest jedno z przesłań filmu Miłość i potwory – warto rozejrzeć się dookoła siebie i docenić to, co już się ma, zamiast ciągle być zafiksowanym na przeszłości i tworzyć w głowie scenariusze tego, co mogłoby być. Tym bardziej, że siedem lat to długo i wiele może się przez ten czas zmienić.

Przede wszystkim jednak Miłość i potwory to sympatyczna opowieść o dorastaniu, o tym, że warto znaleźć w sobie odwagę i wyjść do świata, poznać go, zaryzykować. O tym, co i jak robić można nauczyć się od innych, ale też – może przede wszystkim – na własnych błędach. Fabuła poprowadzona jest lekko, utrzymana w niezłym tempie, okazjonalnie są w miarę udane żarty (chociaż mogłoby być jednak trochę więcej humoru). Bywa też oczywiście przewidywalnie, ale nie psuje to jakoś bardzo seansu.

Miłość i potwory (2020) – recenzja filmu (Netflix). Joel i pies

Oczywiście można by też ponarzekać, że Joel ma trochę za dużo szczęścia. I nie chodzi już nawet o unikanie śmierci, ale o różne zdarzenia – w trakcie swojej wyprawy trafia nie tylko na działającego robota, ale też niesamowicie inteligentnego psa. To akurat nie problem, bo Boy (takie ma imię) jest niesamowicie wdzięcznym bohaterem. Ba, czasem kibicuje mu się bardziej niż ludziom. Sam Joel jest w miarę spoko. Gra go Dylan O’Brien znany z serii Więzień labiryntu i widać, że po prostu wie, o co chodzi w tego typu młodzieżowych filmach. Nie wysilając się tworzy udaną kreację, bo jego postać łatwo polubić. Jak zwykle fajnie było też zobaczyć Michaela Rookera, a Jessica Henwick jest o wiele lepsza niż w serialu Iron Fist. A, jest jeszcze Ariana Greenblatt, bardzo sympatyczna i wyszczekana 8-latka o imieniu Minnow.

Miłość i potwory nie jest może świetnym filmem, ale swoje zadanie, czyli dostarczenie porządnej rozrywki, spełnia znakomicie. Owszem, do wspomnianych już mankamentów można by doliczyć raczej średnie efekty specjalne, ale z drugiej strony docenić można to, że niektóre rzeczy, które padają w sumie mimochodem, pod koniec mają spore znaczenie. Innymi słowy ważne jest to, że zalety, moim zdaniem, przewyższają wady i miło wspominam seans.

Atuty

  • Sympatyczna, metaforyczna opowieść o dorastaniu;
  • Całkiem fajni bohaterowie (w tym super pies);
  • Dobre tempo i sporo dobrej rozrywki;
  • Kilka przemyślanych detali w scenariuszu

Wady

  • Mogłoby być nieco więcej humoru;
  • Bywa przewidywalnie;
  • Średnie efekty specjalne

Miłość i potwory (2020) to porządny film rozrywkowy, przy którym można miło spędzić wieczór.

7,0
Jędrzej Dudkiewicz Strona autora
Miłość do filmów zaczęła się, gdy tata powiedział mi i bratu, że "hej, są takie filmy, które musimy obejrzeć". Była to stara trylogia Star Wars. Od tego czasu przybyło mnóstwo filmów, seriali, ale też książek i oczywiście – od czasu do czasu – fajnych gier.
cropper