Pacific Rim: The Black (2021) – recenzja serialu (Netflix). Nie tylko roboty kontra Kaiju

Pacific Rim: The Black (2021) – recenzja serialu (Netflix). Nie tylko roboty kontra Kaiju

Jędrzej Dudkiewicz | 05.03.2021, 21:00

Serwis Netflix stara się ostatnio nieco bardziej rozpieszczać najmłodszą widownię, prezentując nowe animacje. Dopiero co pojawił się tam Kajko i Kokosz, wcześniej można było obejrzeć dwa sezony Park Jurajski: Obóz kredowy, a teraz dołączył do nich kolejny serial nawiązujący do znanej marki. Oto recenzja serialu Pacific Rim: The Black (2021).

Jesteśmy w Australii, która została zaatakowana przez wielkie potwory Kaiju. Rodzeństwo Hayley i Taylor schroniło się w bezpiecznym miejscu razem z niewielką grupą ocalałych, podczas gdy ich rodzice, piloci jaegera, poszli szukać pomocy. Pięć lat później dzieciaki nie mają już nadziei, że wrócą. Pewnego dnia znajdują działającego treningowego jaegera. Problem w tym, że jego aktywacja przykuwa uwagę Kaiju.

Dalsza część tekstu pod wideo

Pacific Rim: The Black (2021) – recenzja serialu (Netflix). Nie tylko roboty kontra Kaiju

Pacific Rim: The Black (2021) – recenzja serialu (Netflix). Nie tylko bijatyka

Wydawać by się mogło, że Pacific Rim zostało już raczej zapomniane. Owszem, pierwsza część była wspaniałym odmóżdżaczem, na którym można się było naprawdę doskonale bawić (wielkie roboty bijące się z wielkimi potworami – brzmi, jak marzenie). Kontynuacja jednak była mocno nijaka, zresztą prawie nic z niej nie pamiętam. Tymczasem jednak powstał serial Pacific Rim: The Black.

We wstępie napisałem, że Netflix stara się robić więcej produkcji dla najmłodszej widowni, ale w sumie wydaje mi się, że akurat Pacific Rim: The Black nie jest serialem przeznaczonym tylko dla dzieci. Jak tak teraz myślę, to chyba zastanowiłbym się, czy pokazywać go kilkulatkom, bo chociaż nic nie zostaje pokazane bardzo wprost i dosadnie, to jednak na ekranie jest czasem krew i raczej wiadomo, co się konkretnie wydarzyło. Co ciekawe, mimo że walk jest tu całkiem sporo, to jednak nie na nich koncentrują się twórcy. W przeciwieństwie do pierwszej kinowej części, w której fabuła była czysto pretekstowa, wyraźnie chce się tu poruszyć nieco poważniejsze kwestie. Zaliczyć można do nich konieczność mierzenia się z konsekwencjami swoich działań, czy problemy z poradzeniem sobie z tragicznymi wydarzeniami z przeszłości. Nie zawsze bowiem łatwo jest zostawić za sobą wszystko, co do tej pory się znało i wiedziało. W sumie jest tu próba zmierzenia się – oczywiście wciąż nie jakoś niesamowicie głęboka, w końcu odcinki trwają po dwadzieścia kilka minut – z wyzwaniami życia po apokalipsie.

Poprowadzone jest to jednak raczej nierówno. Trochę za dużo tu szczęśliwych zbiegów okoliczności i absurdów. A może nie tyle absurdów, co dość dziwnych i być może kontrowersyjnych elementów. Wydaje mi się, że twórcy dość swobodnie traktują całą sprawę i wrzucają do Pacific Rim: The Black motywy i rozwiązania, które nie wszystkim fanom serii muszą przypaść do gustu. Ja akurat w żaden sposób nie jestem emocjonalnie z nią związany, więc mi to nie przeszkadza, ale jeśli ktoś jest bardziej wkręcony w całą rzecz, może nie być w pełni zadowolony z decyzji tu podjętych i wprowadzonych nowości.

Pacific Rim: The Black (2021) – recenzja serialu (Netflix). Nierówne postacie

Jednak największy problem, jaki mam z Pacific Rim: The Black to postacie. Na czele, niestety z Hayley i Taylorem. Ja rozumiem, że to są nastolatki, do tego w sytuacji życiowej nie do pozazdroszczenia. Nie zmienia to jednak faktu, że zdecydowanie za często zachowują się totalnie bezsensownie i robią straszne głupoty. Ich przeżycia wewnętrzne też są dość nierówne, to znaczy co jakiś czas wygląda na to, że to, co ich spotyka mocno na nich wpływa, a niedługo potem zdają się w ogóle o niczym nie pamiętać. No i przede wszystkim bywają strasznie irytujący. Na szczęście są tu inni bohaterowie, o wiele lepsi i ciekawsi. Ciekawa jest zamknięta w sobie, chowająca przed światem emocje Mei, która nie może zdecydować się, w którym kierunku pójść. Dobrze sprawdza się Shane jako bezwzględny człowiek, który jest gotów na bardzo wiele, byle osiągnąć cel, do którego dąży. No i fajna, często całkiem zabawna jest Loa, sztuczna inteligencja pomagająca sterować jaegerem.

Ogółem rzecz biorąc Pacific Rim: The Black jest produkcją całkiem przyzwoitą. Niby można ponarzekać na to, że animacja jest mocno uproszczona, przydałoby się jej o wiele więcej detali. Z drugiej strony oprawa dźwiękowa i muzyka są bardzo dobre, ta druga pomaga zbudować klimat i emocje w poszczególnych scenach. Walki są tu zrealizowane porządnie, chociaż oczywiście nie mają rozmachu widowiska kinowego. Całość pozostawia po sobie niezłe wrażenie, a że nie jest specjalnie długa, to spokojnie można poświęcić na tę produkcję jeden wieczór.

Atuty

  • Nie skupia się tylko na walkach, jest tu też historia z w miarę ciekawymi wątkami;
  • Część postaci jest naprawdę niezła…;
  • Muzyka;
  • W sumie wciąga

Wady

  • Nieco za dużo absurdów, bezsensownych zachowań bohaterów i dyskusyjnych rozwiązań fabularnych;
  • …Ale niestety też są i takie postacie, które irytują;
  • Animacja jest dość prosta, przydałoby się jej trochę więcej szczegółowości

Pacific Rim: The Black to, co w sumie zaskakujące, całkiem przyjemna produkcja, w której nie chodzi tylko o starcia wielkich robotów z wielkimi potworami.

6,5
Jędrzej Dudkiewicz Strona autora
Miłość do filmów zaczęła się, gdy tata powiedział mi i bratu, że "hej, są takie filmy, które musimy obejrzeć". Była to stara trylogia Star Wars. Od tego czasu przybyło mnóstwo filmów, seriali, ale też książek i oczywiście – od czasu do czasu – fajnych gier.
cropper