Sony i Bungie mogą odetchnąć... choć na chwilę. Pozew o 200 mln dolarów ze śmiesznym zwrotem akcji
Sąd w stanie Delaware podjął decyzję o odrzuceniu gigantycznego pozwu, który Christopher Barrett, były dyrektor gry Marathon, złożył przeciwko swoim byłym pracodawcom - firmom Sony i Bungie.
Barrett domagał się w nim aż 200 milionów dolarów odszkodowania. Co kluczowe, sędzia wcale nie orzekł, że twórca nie ma racji, ani nie oczyścił firm z zarzutów. Powód odrzucenia jest czysto formalny i wręcz śmieszny, bo to ogromne niedopatrzenie wśród zgłaszającego sprawę: dokładniej mówiąc, uznano, że sprawa trafiła do niewłaściwego sądu. Instytucja, do której zgłosił się Barrett, nie zajmuje się bowiem typowymi sporami o pieniądze, a właśnie na tym głównie opierały się roszczenia zwolnionego dyrektora.
Cały konflikt ma bardzo burzliwe tło. Christopher Barrett twierdzi, że został wyrzucony z pracy celowo, aby Bungie i Sony nie musiały wypłacać mu ogromnych bonusów finansowych wynikających z przejęcia studia przez japońskiego giganta. Z kolei firmy bronią się, twierdząc, że zwolnienie było w pełni uzasadnione i wynikało z wyników wewnętrznego śledztwa.
Według doniesień medialnych, co najmniej osiem pracownic zgłosiło niewłaściwe zachowanie Barretta, w tym niechciane wiadomości, komentarze na temat wyglądu czy nieprofesjonalne propozycje zabaw w "prawdę czy wyzwanie".
W uzasadnieniu wyroku sędzia podkreślił, że jego rola ogranicza się do specyficznych spraw prawnych i nie ma on uprawnień do rozstrzygania sporów, w których stawką jest tylko odszkodowanie finansowe. Nawet żądanie przywrócenia do pracy, które wysunął Barrett, uznano za mało realne do spełnienia, sugerując, że w takich przypadkach i tak kończy się na wypłacie pieniędzy. Dlatego też sąd uznał, że nie może dalej prowadzić tego postępowania w obecnej formie.
Decyzja ta nie kończy jednak samej wojny między twórcą a korporacjami. Odrzucenie pozwu z przyczyn proceduralnych oznacza po prostu, że sprawa musi zmienić miejsce. Prawnicy Barretta mają teraz możliwość przeniesienia jej do innego sądu w Delaware, który jest właściwy do rozpatrywania tego typu roszczeń majątkowych. Wygląda więc na to, że batalia o miliony dolarów i dobre imię dopiero zmieni salę rozpraw, a ostateczne rozstrzygnięcie, kto mówi prawdę, wciąż jest przed nami.