Doktorat ze spychologii cz. 1

Nawet nie macie pojęcia ile psychicznego bólu zadało mi czytanie pozycji, którą dla Was na dzisiaj naszykowałem. Mimo tych wszystkich lat czytania spychologii, poniższy tekst okazał się moim największym koszmarem i wyzwaniem.
A wiecie co jest w tym wszystkim najgorsze? Fakt, że nie jest to tekst pisany jedynie dla punktów. O nie, nic z tych rzeczy. Autorka, Małgorzata Więczkowska, napisała „Propozycje okultystyczne dla dzieci we współczesnych mediach jako wyzwanie wychowawcze” jako pracę doktorską, o czym wspominałem już jakiś czas temu. Co gorsza, w październiku 2024 roku (czyli nieco ponad rok temu) ją obroniła i tym samym została doktorem nauk socjologicznych (!) Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie. Ale, cóż, skoro jej promotorem był znany nam z bloga ks. prof. Andrzej Zwoliński (ostatnia publikacja). Oczywiście, Autorka też już jest znana moim stałym czytelnikom, więc nie ma tu żadnego zaskoczenia.
A jednak…
Bo czego tu nie ma! Przede wszystkim, Autorka nigdzie nie tłumaczy co rozumie przez pojęcie „współczesnych mediów”, za to sporo rozwodzi się nad okultyzmem. Interesujące, prawda? Ale dzięki temu mogła napisać cokolwiek chciała… Zresztą, nie uprzedzajmy faktów. Tekst musiałem podzielić na dwa wpisy – dla Waszego dobra :)Link do całości znajdziecie na końcu przyszłotygodniowego wpisu.
Tym razem z pełną powagą zapytam – czy NA PEWNO jesteście gotowi? Wyjątkowo będę podawał numery stron.
Preludium podejścia Autorki do tematu znajdziemy już we Wstępie:
Tematyka szeroko rozumianego okultyzmu, magii, synkretyzmu, duchowości orientalnej często jest poruszana w prasie popularnej oraz przy okazji drastycznych wydarzeń, mających związek z bezrefleksyjnym korzystaniem przez dzieci z mediów. Autorka zgromadziła wiele takich artykułów, które wykorzystała przy opracowaniu dysertacji. Wskazują one na konieczność podejmowania badań naukowych w tej dziedzinie, ponieważ rodzice, nauczyciele i wychowawcy bardzo często podchodzą do takich medialnych przekazów bezkrytycznie, nie zdając sobie sprawy, jakie mogą być skutki obcowania z treściami tego typu [s.15].
Pewnie pytacie – o co mi chodzi? Cóż, odpowiedź znajdziemy w przypisie 16:
W okresie największej popularności Harry’ego Pottera w Łodzi powstała szkoła magii dla dzieci, prowadzona przez wróżkę. W 2005 roku w Sosnowcu doszło do tragicznego wypadku: 17-letnia Karolina popełniła samobójstwo na wzór bohaterki z komiksu ‒ przeniosła się do innego lepszego świata. W USA 9-letni chłopiec stracił życie, naśladując magiczny atak bohatera z filmu Naruto. [s. 15-16]
Autorka zgromadziła tak wiele artykułów, że nawet jej się nie chciało podać źródła trzech przykładów, które napisała we Wstępie! Nie, nie w rozdziale temu poświęconym, tylko na samym początku tekstu. Myślicie, że któryś recenzent to zauważył? Oczywiście, że nie (tak, czytałem też recenzje – pisali je tacy sami „znawcy” jak Autorka :P).
Ale spokojnie, to dopiero początek. Pominę wszystko i przeskoczę od razu do Rozdziału IV: „Okultystyczne propozycje w przekazach medialnych dla dzieci”:
(…) W ostatnim czasie w opracowaniach naukowych szczególnie dużo uwagi poświęca się przemocy medialnej, z którą styka się młody odbiorca, zapominając o innych aspektach kultury popularnej skierowanej do dzieci. Niepokój rodziców i wychowawców powinno budzić to, że wiele przekazów medialnych wypełniają treści szkodliwe dla prawidłowego rozwoju młodych osobowości. (...) To co kiedyś było zarezerwowane dla ludzi dorosłych, wtajemniczonych, w chwili obecnej upowszechnia się dzieciom. Można tu wymienić przede wszystkim ukazywanie dzieciom zniekształconego obrazu świata, w którym jest bardzo dużo scen agresji, przemocy, erotyki, jak również wiedzy i praktyk okultystycznych. Wymienione problemy sygnalizują naukowcy w różnych publikacjach. [s. 263]
Czy naprawdę „w ostatnim czasie”, Autorko? Pamiętam jak za dzieciaka oglądało się Dragon Balla, Power Rangers, nie wspominając już nawet o Yattaman czy W królestwie kalendarza. Nie jestem za bardzo w temacie współczesnych bajek, więc może jednak się mylę? Plus, to rodzice przecież odpowiadają za to, co ogląda ich dziecko, prawda?
Dalej Autorka ponownie (bo zrobiła to już we Wstępie) wymienia czym jest okultyzm, magia itd. Więc muszę pójść dalej:
(…) Współcześnie wyjątkowym miejscem pod tym względem jest świat literatury, fantasy i science fiction. Jest to świat, w którym aż roi się od czarów, zaklęć, magii i demonów ukazywanych często w sposób bardzo atrakcyjny. [s. 277]
Jak to „bardzo atrakcyjny”? Demony? Niby gdzie? Chyba tylko w niektórych anime… Ale, spokojnie, Autorka zaraz poda przykłady.
(…) Komercyjna ekspansja skierowana jest w stronę najmłodszego pokolenia. Magiczna wiedza upowszechniana i rozpowszechniana w wersji light dla dzieci, lekkostrawnej, czyli takiej, która jest łatwa do przyjęcia i zaakceptowania, pojawia się w filmach (np. Harry Potter, Czarodziejki W.I.T.C.H.), serialach filmowych (np. Power Randers, Sabrina, Czarodziejka z Księżyca), fascynacji horoskopami, wróżbami, czarami, magią (np. propagowanie laleczek voodoo). Przykłady można by mnożyć. [s. 278]
Moment, chwila, stop! Dlaczego Autorka wymienia tu rzeczy, które były popularne ze 20 lat temu? To jest ta „współczesność”? I gdzie niby Autorka kiedykolwiek widziała propagowanie laleczek voodoo? Czy ja o czymś nie wiem? :O
Z jednym muszę się zgodzić - pamiętam jak kiedyś obejrzałem jeden odcinek Power Randers – oj, było tam mnóstwo demonów i magii. W pewnym momencie Szatańska Łapa wyciągnęła się do mnie z ekranu, ale, na szczęście, na Jedynce leciała w tym czasie Ciuchcia i przełączyłem. Łapę mam do dziś, trochę się kurzy i trzeba ją trzepnąć kijem by przestała się ruszać, ale jest.
Swoją drogą – jakby ktoś miał kontakt do jednorękiego demona to proszę o komentarz. Wyrzucam stare bibeloty i chętnie bym mu oddał tę łapę za uczciwą cenę.
Praktyki okultystyczne w mediach nie są sprawą marginalną, są one raczej w centrum filmowego czy powieściowego świata. Dzieci i młodzież pierwszy kontakt z treściami magicznymi w formie pojęć, symboli czy rytuałów coraz częściej mają poprzez czasopisma, książkę, film, grę komputerową, a nawet gadżety i zabawki. [s. 278]
Jak to dobrze, że kiedyś tak nie było… Dobrze wiedzieć, że Faust czy danse macabre to wymysł XXI wieku. Uff, źle by się to skończyło dla dawnego, pełnego dobroci i pozbawionego demonów świata, prawda?
Nawet klocki Lego zmieniły swój wygląd ‒ są to plastikowe zestawy do budowania świata ciemności, śmierci, postaci rodem z horrorów i mrocznych potworów (wampiry, wilkołaki, mumie, duchy). Większość zestawów klocków opiera się na motywach filmowych (Harry Potter) czy grach komputerowych (Minecraft).
Sprawa klocków Lego zaraz się wyjaśni. Podoba mi się jednak dorzucenie tu przez Autorkę Minecrafta – dzięki temu nawet taki malkontent jak ja nie może się przyczepić, że Autorka podaje jako przykłady starocie sprzed 20-30 lat – bo przecież podała tytuł nowej gry! Bardzo sprytnie :D.
(...) Christopher Bartnecki z Uniwersytetu Canterbury w Nowej Zelandii przeprowadził badanie 628 figurek klocków Lego, w wyniku którego stwierdzono niepokojący trend. Buzie ludzików coraz częściej przedstawiają negatywny wyraz oraz prezentują złe emocje. W przedstawionych historiach ludziki mają przerażone twarze, natomiast zabójcy są uśmiechnięci. Tematyka klocków coraz częściej skupia się na konflikcie i innych negatywnych zachowaniach, co widać zarówno w wyrazie twarzy, jak i przebiegu akcji. Badania pokazały, jak przez lata (1975‒2010) zmieniała się mimika postaci. Otóż mimika twarzy z roku na rok staje się coraz bardziej wściekła. [s. 278]
Byłem mocno ciekaw tych badań. Naprawdę mocno. Zajrzałem więc do przypisów, a tu zonk – pch24.pl i polskieradio.pl. Co jest? Niby dlaczego Autorka podała jako źródła jakieś media zamiast pierwotnego? Zajęło mi niecałą minutę znalezienie takowego (dowód)! Choć może to wynikać też z faktu, że autorka bezmyślnie przepisała nazwisko „Bartnecki” z tych dwóch portali – naukowiec ma na nazwisko „Bartneck”.
Jednak, skoro Autorka nie zajrzała do oryginalnego tekstu, to nie wie, że opisywane przez nią zjawisko (czyli więcej emocji - także tych negatywnych - na twarzach ludzików Lego) wynika to z rosnącej z każdym rokiem ilości różnorodnych „głów” ludzików Lego. Ale takie stwierdzenie by do tezy nie pasowało, prawda, Autorko?
(…) Według naukowca, odejście od pozytywnych wyrazów twarzy, może mieć negatywny wpływ na sposób zabawy dzieci, a w konsekwencji także na ich rozwój. [s. 279]
Autorko – czytaj BADANIA, na które się powołujesz! Serio, to nie jest trudne. Bo, niespodzianka!, autor badania NIC takiego nie napisał. Za to napisał tak:
We cannot help but wonder how the move from only positive faces to an increasing number of negative faces impacts how children play. [pl: Nie możemy powstrzymać się od zastanawiania się, jak przejście od wyłącznie pozytywnych twarzy do coraz większej liczby negatywnych twarzy wpływa na sposób, w jaki bawią się dzieci. (tłum. własne)]
Autorko, czemu kłamiesz, co? Ano tak, bo ślepo uwierzyłaś mediom… Hmmm… Autorka tyle się rozpisała na temat negatywnego wpływu przekazów medialnych, po czym sama się dala nabrać. Wyczuwam tu zarówno ironię jak i hipokryzję :D.
Niestety za negatywnymi wyrazami twarzy idą negatywne emocje i scenariusze filmów oraz gier.
A tu o co chodzi Autorce? Czy widział ktoś kiedyś film, w którym aktorzy nie okazują żadnych emocji? Pomijając genialnego Anthony’ego Hopkinsa w Milczeniu Owiec, oczywiście. Ale na tym Autorka kończy ten akapit i idzie dalej:
Na całym świecie niegasnącą popularnością cieszy się seria powieści J.K. Rowling, dotycząca przygód słynnego Harry’ego Pottera. Początkowo książki zostały napisane z myślą o czytelnikach w wieku od 8 do 14 lat, jednak z czasem zainteresowali się nią również dorośli. W Polsce ukazało się siedem tomów serii, pierwszy tom w 2000 roku, a ostatni w 2016 roku. [s. 279]
Co? Jako to w 2016 roku? Autorko, Insygnia Śmierci zadebiutowały w Polsce w 2008 roku. No, chyba, że Autorka ma na myśli Przeklęte dziecko, ale wtedy powinna napisać o ośmiu tomach (tak, wiem, ta sztuka nie jest autorstwa Rowling, ale wiecie o co mi chodzi). Inaczej wychodzi łatwa do zweryfikowania bzdura (nie licząc recenzentów, ale tych tu w ogóle pomijam).
Co ciekawe, Autorka wzięła większość swoich wywodów na temat HP od Gabrielle Kuby, której poświęciłem jakiś czas temu aż trzy wpisy (link do pierwszego). Dlatego spośród 12 stron (!), na których Autorka rozwodziła się nad tym cyklem wybrałem tylko co ciekawsze fragmenty – inaczej musiałbym się niepotrzebnie powtarzać.
(…) Postacie okultystów występujące w książce są w większości fikcyjne, choć można spotkać takie, które istnieją realnie. Na przykład Nicholas Flamel, o którym poszukują informacji Harry i jego przyjaciele, był postacią autentyczną, znaną w historii alchemii. (…) W pierwszym tomie Harry’ego Pottera nazwisko Flamela przewija się aż 27 razy; ten fakt może wpłynąć na utrwalenie się w pamięci oraz głębsze zainteresowanie postacią w rzeczywistości. [s. 280/281]
Coś w tym może być – Autorka w swoim tekście użyła nazwiska „Rowling” 25 razy – dzięki temu mi się ono utrwaliło. Zadziwiające jak to działa, prawda?
(…) Ważnym elementem praktyki okultystycznej jest sam zakup i wybór przez Harry’ego różdżki. Wybiera ją spośród wielu innych znajdujących się w sklepie, w końcu dostaje tę właściwą, która sprawia, że odczuwa ciepło w palcach; oznacza to, iż to nie Harry wybiera różdżkę, ale różdżka wybrała swojego czarnoksiężnika. [s. 282]
Ekhem… Harry Potter NIE jest czarnoksiężnikiem, Autorko, lecz czarodziejem. A to, w myśl świata przedstawionego w powieści – jest ogromną różnicą. Rozumiem, że nie czytałaś książek, ale, na litość Innosa (ironic), nie powtarzaj bzdur wytworzonych przez G. Kuby i spółkę.
(…) (R)ozróżnienie białej i czarnej magii jest tylko werbalnym złudzeniem, które przyczynia się do tego, że czarna magia w Harrym Potterze jest wciąż praktykowana i akceptowana. W Hogwarcie nieprzerwalnie czaruje się na szkodę innych. Dokładnie tego uczą się dzieci na zajęciach, przy czym ciągle zwraca się im uwagę, że zaawansowani uczniowie lub absolwenci szkoły uprawiają czarną magię. [s. 282]
Po pierwsze - nie ma takiego słowa jak „nieprzerwalnie”. Po drugie – wiem, ze to znowu bzdety powielane za G. Kuby, ale nie mogłem się powstrzymać, by się do tego nie przyczepić. Po trzecie – co to znaczy „czaruje się na szkodę innych”? Czy Autorka ma na myśli zaklęcie Patronusa, Lumos albo Reparo? I w którym momencie sagi jest mowa o tym, że czarna magia jest akceptowana? Przecież jeden z najważniejszych przedmiotów nazywa się Obrona Przed Czarną Magią! Po piąte – którzy absolwenci uprawiają czarną magię? Tylko ci źli, Autorko (Snape byłby tu wyjątkiem gdyby nie to, że taki do końca dobry to on nie jest).
Wrogość między uczniami rozprzestrzenia się za pomocą zaklęć, również nauczyciele używają zaklęć przeciwko uczniom. [s. 283]
Między uczniami – okej. Ale nauczyciele? Chyba tylko fałszywy Moody (zresztą, dzięki temu, jak na ironię, uodpornił część uczniów na zaklęcie cruciatusa) oraz Umbridge (bo była złem większym niż Voldemort – nie zapraszam do dyskusji :D).
Ratunkiem od zaklęć są przeciwzaklęcia, ale niektóre zaklęcia są tak potężne, że przeciwzaklęcia są nieskuteczne. [s. 283]
Czyli jednak istnieją „dobre” zaklęcia Autorko? I załatwiłaś je jednym zdaniem? Bardzo interesujące.
W drugim tomie Harry Potter i Komnata Tajemnic jest taki opis: „Do uchwytu na pochodnie za własny ogon przywiązana była Pani Norris, kotka woźnego. Była zupełnie sztywna, a jej wielkie oczy wpatrywały się nieruchomo w ciemność”. Nauczyciel Lockhart wyjaśnił zaniepokojonym uczniom: „zabiło ją jakieś silne zaklęcie… prawdopodobnie Tortura Transmutacji”. [s. 283]
Tutaj znowu objawia się absolutna nieznajomość fabuły przez Autorkę. Pani Norris nie została zabita, lecz spetryfikowana i nie była to Tortura Transmutacji, lecz spojrzała w oczy Bazyliszka w kałuży. Z drugiej strony - Autorka ma coś wspólnego z Lockhartem – absolutnie nie ma pojęcia o czym pisze :D.
(…) Olbrzymia popularność Harry’ego Pottera i jego magicznego świata skłoniła wielu wydawców do edycji polskich książek o podobnej tematyce czy czasopisma dla dzieci (wspomniane już „Czarodziejki W.I.T.C.H.”, „Monster High”), zajmujących się magicznymi tematami. [s. 292]
Autorka znowu opisuje jakąś swoją wersję „współczesności”, bo powołuje się tu na tekst z 2002 (!!!) roku. Interesujące, nieprawdaż?
W przekazach dla młodego pokolenia przedstawia się bardzo atrakcyjnie postacie związane z magią oraz czarami. Obecnie wielokrotnie jest wykorzystywany motyw czarownicy. (…) Badania przeprowadzone przez teologa i znawcę problematyki sekt Dariusza Hryciuka wśród młodzieży wykazały, że młodzież chętnie ogląda filmy lub seriale prezentujące postać czarownicy. Do najczęściej wymienianych filmów należały: Sabrina, nastoletnia czarownica (74,4%), Czarodziejki (62,4%), Szkoła czarownic (28%), Blair Witch Projekt (24,8%).” [s. 299]
To jest bardzo interesujące, że Autorka nie podała roku powstania tych badań. Zatem spieszę donieść, że było to w 2013 roku. Ciekawe czy od tego czasu coś się zmieniło?
Dobra, dość już o HP (i ogólnie magii), pora zakończyć ten wpis (choć to trudne, bo ciągnie się do aż do strony 329 – ale nie mam na to miejsca!). Za tydzień dowiecie się o innych „współczesnych” kwestiach (głównie o grach, choć nie tylko), które Autorka porusza w równie "uczciwy naukowo" sposób.
Do zobaczenia!