God of War 1 i 2 — recenzja książek

BLOG
879V
God of War 1 i 2 — recenzja książek
KOSTRA-777 | 22.07.2020, 19:37
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Jakiś czas temu opublikowałem wpis poświęcony książkowej adaptacji gry „God of War (2018)".

W skrócie, byłem nią zachwycony i dzięki niej zdałem sobie sprawę, że moje umiejętności językowe są wystarczające, bym mógł przeczytać coś dłuższego niż komiks lub news z Kotaku.
Właśnie ze względu na powyższe, postanowiłem sięgnąć po pozostałe dzieła literackie sygnowane marką „God of War". Części z nich poświęcony będzie ten wpis. Dlaczego tylko części? Cóż, komiksy dostaną osobny wpis, gdy ukaże się zbiorcze wydanie „God of War: Fallen God". Natomiast teraz skupię się na książkowych adaptacjach pierwszych dwóch odsłon serii. Zapraszam.

Uwaga! Obie książki dostępne są tylko w angielskiej wersji językowej.

God of War

Książka opowiada historię Kratosa, byłego Spartańskiego generała, który zawarł pakt z bogami olimpijskimi. Jego zadaniem będzie zabicie Aresa, któremu moc trochę uderzyła do głowy i zaczął być mocno niewygodny dla reszty rodziny. Jeśli Kratos wywiąże się z powierzonego zadania, bogowie wybaczą mu jego przeszłość, a także sprawią, że nękające go wizje znikną. Dla Spartiaty dodatkową motywacją jest chęć zemsty na Aresie, któremu niejako zawdzięcza okropne złudzenia oraz kilka innych rzeczy. Niestety paląca chęć odpłaty i lekkie wsparcie od mieszkańców olimpu nie wystarczy, by śmiertelnik mógł zabić boga. Dlatego Kratos będzie musiał znaleźć puszkę Pandory, która skrywa w sobie tajemniczą moc.

Ares!!!

Oczywiste jest, że większość znanych z gier historii musi przejść kilka zmian, by dobrze działać jako książka. Nie inaczej było i w tym przypadku.
Przygoda Kratosa została wzbogacona o dodatkowe dialogi, widoczne myśli bohaterów oraz zupełnie nową mini historię prowadzoną równolegle z tą Spartiaty. Ostatni wymieniony przeze mnie element jest największą ze wszystkich nowości, więc od niego zacznę omawianie.

Nowy wątek skupia się Atenie. Bogini, która nie tylko złożyła ofertę naszemu protagoniście, ale próbuje również pomagać mu w osiągnięciu celu. Pomiędzy kolejnymi rozdziałami przygód Kratosa obserwujemy jak, Atena wykorzystuje swoje umiejętności krasomówcze do ugrania czegoś dla siebie samej (i umocnienia swojej pozycji na Olimpie) lub namówienia pozostałych bogów, by również wspomogli łysego zleceniobiorcę. Poza tym jego obecność sprawia, że zdobycie przez Kratosa nowej broni/mocy zostaje wzbogacone o dialog albo zadanie, którego w grze nie uświadczymy.
Warto docenić również fakt, iż ów wątek nie tylko ma naprawdę przyjemne, lekkie w czytaniu dialogi, ale i to, że rozbudowuje niektóre postaci, czyniąc z nich bardziej wyrazistych „bohaterów".

Bardzo chciałbym skończyć omawianie tego elementu w tym momencie. Zostawić was z pozytywnym wrażeniem, ale niestety nie mogę. Nie mogę, ponieważ mam wobec niego jeden całkiem poważny zarzut. Otóż obecność tej mini historii prowadziła do absurdalnych spadków tempa akcji. Dobrym przykładem będzie tutaj sytuacja z początku książki: Jesteś w okolicach 30 strony. Dotychczas nie wydarzyło się zbyt wiele i odczuwasz lekkie znużenie. Wtem, akcja nabiera rozpędu. Ciśnienie zaczyna wzrastać. Spartiata właśnie staje naprzeciwko ogromnego, zabójczego przeciwnika. Myśli zaczynają się kotłować. „Jak Kratos go pokona?” Żądany krwi przewracasz kartkę, by zobaczyć, że na następnej nie czeka na ciebie rzeź, tylko rozdział Ateny. Całe napięcie i ekscytację szlag trafia, a emocje spadają do poziomu tych, które towarzyszą osobom biorącym udział w grzybobraniu. Im dalej w opowieść, tym bardziej problem zanika. Nie zmienia to jednak faktu, iż najpierw trzeba trochę przeboleć.

Zanim przejdę do omawiania wątku głównego, muszę przywołać książkową adaptację gry „God of War (2018)". Jedną z zastosowanych w niej zmian było więcej realizmu. Bohaterowie stali się bardziej wrażliwi na obrażenia, pokonywane przez nich odległości były naprawdę ogromne, a do tego wszystkiego musieli jeść, pić i spać („Jak Tamagochi...”). Wszystkie te elementy sprawiały, że tempo prowadzenia historii trochę malało, ale jednocześnie nie gryzło się to z pierwowzorem i ostatecznie wyszło całości na dobre.

Tutaj (czyt. adaptacji pierwszej części) próbowano zrobić to samo, lecz efekt końcowy jest bardzo nierówny.
Z jednej strony, strasznie podobało mi się, że Kratos jest teraz bardziej delikatny. Zdobyte przez niego rany lub oparzenia odciskają na nim stałe piętno, a każdy cios może być dla niego zabójczy. Co za tym idzie, bohater musi zacząć korzystać z pancerza, by zwiększyć swoje szanse. Akurat takie zastosowanie realizmu niesamowicie przypadło mi do gustu i świetnie wzbogaciło całą przygodę.

Niestety, nie mogę napisać tego samego o pozostałych elementach realistycznych. Dlaczego? Bo niczego nie zmieniają. Ich obecność jest kompletnie zbędna. Dla przykładu: przez prawie całą książkę czytamy o tym, jak to Spartiata jest zmęczony, nie ma siły i chce mu się jeść oraz spać. Czy coś z tego wynika? Czy twórcy robią z tego użytek? Nie. Na widok przeciwników Kratos momentalnie odzyskuje siłę i może wyrznąć w pień kilka kolejnych grup, nawet nie łapiąc przy tym zadyszki. Jedzenie pojawia się tylko raz i nawet nie mam pewności, czy bohater spożył, to co zebrał.
W tym miejscu warto zadać pytanie. Po co wrzucać do książki elementy, których nie potrafimy dobrze wykorzystać? Jaki jest tego sens?

Zdaję sobie sprawę z tego, że sporo tutaj narzekania, ale nie zrozumcie mnie źle. To jest dobra adaptacja (przynajmniej ja tak uważam). Nie tylko w przyjemny i atrakcyjny dla czytelnika sposób przenosi historię znaną z gry, ale również dobudowuje dodatkowe tło dla wielu wydarzeń oraz rozwija wiele postaci. A wady? Przynajmniej jedną z nich mogę częściowo usprawiedliwić tym, że twórcy zbytnio nie mieli na kim się wzorować i musieli eksperymentować (jak widać z różnym skutkiem). Poza tym Robert E. Vardeman oraz Matthew Stover idealnie oddali brutalność, oraz patos wydarzeń znanych z gry, a o to obawiałem się najbardziej przed sięgnięciem po książkę.

God of War 2

Początkowo myślałem, że ten fragment tekstu w ogóle nie powstanie. Było to spowodowane faktem, iż druga odsłona nie należy do moich ulubionych. Zawsze uważałem, że pozostałe gry z serii były lepsze nie tylko pod kątem rozgrywki, ale i fabuły. Zresztą, ten drugi element wadził mi najbardziej. W takim razie, co mógłbym napisać o książce, której główną osią jest właśnie ta, nielubiana przeze mnie historia? Gra częściowo odciągała moją uwagę od pewnych głupot opowieści, a tym razem będę z nimi sam na sam. Wówczas uznałem, że jeśli mój odbiór adaptacji będzie gorszy od tego, jak odebrałem pierwowzór, to po prostu daruję sobie ten segment (wiem, niezbyt to profesjonalne). Jednak jeśli czytacie te słowa, to oznacza, iż książka mnie zaskoczyła. Być może pozytywnie...

Fabuła

Po śmierci Aresa zwolniło się miejsce na olimpie, więc Kratos został nowym bogiem wojny. Z tak prestiżową posadą wiązały się nowe umiejętności, bronie, a nawet moce, dla których szybko znalazł zastosowanie. Przez kilka lat wraz ze swoimi żołnierzami gwałcił miasta i wioski oraz łupił i rabował kobiety... czy jakoś tak... Niestety, taki styl życia sprawił, że Spartiata zaczął być uważany za podobne zagrożenie/problem, co niegdyś Ares.
Podczas walki o Rodos nasz protagonista został zdradzony, pozbawiony mocy oraz zamordowany. Jednak Kratos chyba nigdy nie słyszał słów Franza Maurera o tym, że ten „...kto umarł, ten nie żyje”, ponieważ w mniej niż trzy dni zmartwychwstał i rozpoczął swoją wendetę. Niestety, na jego drodze staną między innymi Panie Losu...

„I will have my revenge!”

Choć tym razem nad książką pracował tylko Robert, to trzy lata wystarczyły mu na wyciągnięcie wniosków oraz poprawienie błędów, które nękały poprzednią adaptację.

Z książki wyleciał realizm, a przynajmniej te jego elementy, na których użycie nie było pomysłu. Kratos nadal jest wrażliwy na ciosy, ale jednocześnie nie narzeka, że umiera z głodu i wszytko go boli. Zmianę oceniam na plus.

Udało się również wyeliminować losowe zmiany tempa akcji i to pomimo obecności nie jednej, a aż dwóch dodatkowych mini historii.
Pierwsza z nich ponownie skupia się na Atenie. Jej głównym zadaniem jest pokazywanie czytelnikowi co dzieje się z olimpem oraz jego lokatorami podczas nieobecności spartiaty.
Ogólnie nie mam do niej większych zastrzeżeń, poza tym, że mogłaby być trochę bardziej rozwinięta. W poprzedniej książce obecność takiej historii robiła z bogów bardziej wyraziste postacie i tutaj jest tak samo, ale w znacznie mniejszej ilości. Przez całą opowieść obserwujemy, jak niektórzy z nich powoli zatracają się w szaleństwie, jak zżera ich strach, ale mam wrażenie, że można było wykorzystać to trochę bardziej. Mocniej zgłębiać ich umysły.

Nowością jest natomiast drugi wątek, który został poświęcony siostrom losu. Za jego pomocą obserwujemy, jak siostry przyglądają się poczynaniom Spartiaty oraz dywagują nad tym, co powinny z nim zrobić. Nie chcę się powtarzać (już to robię), więc powiem tylko, iż całość nie tylko rozbudowuje postacie Eryń, ale również świetnie pokazuje, że chociaż są one potężnymi istotami, których obawia się nawet Zeus to i tak boją się gniewu Kratosa.

A co z wątkiem głównym? Cóż... polubiłem go. Większość rzeczy, które irytowały mnie podczas doświadczania historii w grze, tutaj zostało załatane przy użyciu omawianych wcześniej dodatkowych wątków. Co ważniejsze, podczas czytania da się poczuć brutalność oraz skalę przedstawionych wydarzeń. W drodze do celu Spartiata wyrzyna tabuny przeciwników i nierzadko dokonuje tego w naprawdę widowiskowy sposób. Dość powiedzieć, że mój wewnętrzny sadysta nadal cieszy się na myśl o niektórych z nich.

Podsumowanie

Jak widać, obie książki mają swoje wady. Jedne mniejsze, drugie większe, jednak w ogólnym rozrachunku uważam, iż są to dobre adaptacje. Mimo tego długo zastanawiałem się nad tym, komu mógłbym je polecić. Finalnie doszedłem do wniosku, że mogę zarekomendować je osobom, które mają tylko PS4, a kontaktu z serią nigdy nie miały i chcą ją nadrobić, lub tym, którzy nie należą do sympatyków drugiej odsłony.

Jeśli do żadnej z tych grup się nie łapiesz oraz ograłeś już wszystkie części, to... nie wiem co mam ci powiedzieć... Może potraktuj je jako ciekawostkę? Coś, czego wcale nie musisz przeczytać, by z czystym sumieniem nazywać siebie prawdziwym fanem serii (cokolwiek to znaczy). Jeśli jednak zdecydujesz się na ich zakup, wówczas możesz liczyć na przyjemną lekturę, która nie tylko umili czas, ale pomoże również podszlifować umiejętności językowe.Grafiki: 1, 2, 3, 4, 5

Oceń bloga:
8

Komentarze (3)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper