Urzekające Produkcje Japońskiej Animacji #10 - Katanagatari

BLOG
1383V
L3SIU | 12.07.2014, 10:50
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

"Dlaczego walczysz? Dla pieniędzy? Mocy? Honoru? Miłości? Zemsty? Czy jednego z wielu innych powodów? Czy ostatecznie ma to jakieś znaczenie ?"


Tytuł:
Katanagatari
 
Liczba odcinków: 12 x 50 minut
 
Rok Wydania: 2010
 
Gatunek: Akcja, Przygoda, Historia, Sztuki walki
 
Reżyseria: Motonaga Keitarou 
   
Produkcja: Iwasa Gaku 


Pierwszy wpis na blogu jest dla mnie tak samo ważny jak seria, którą pragnę przedstawić. Katanagatari, czyli opowieść o mieczach (mieczoopowieść*), a raczej o drodze, którą pokonuje para bohaterów w celu ich zdobycia. Czytając opis serii zapewne pomyślisz, "hej mamy tutaj kolejny shounen o samurajach" (ewentualnie jak spojrzysz na screeny to pomyślisz "co to za oczy"*). Jeżeli ktokolwiek zasiądzie do oglądania tej produkcji z takim nastawieniem, to czeka go co najwyżej rozczarowanie i niedobór akcji. Motorem napędowym serii są dialogi i eksploracja świata, natomiast walki to tylko nieznaczny ale za to świetnie wykonany dodatek. Jeżeli mimo tych zapewnień, dalej uważasz że ta seria nie jest dla ciebie, to poświęć przynajmniej chwilę na dokończenie czytania tego wpisu. Postaram się zmienić twoje podejście, albo przynajmniej wyjaśnić dlaczego ta produkcja zebrała takie grono fanów na przestrzeni ostatnich lat.

Fabuła: Naszą przygodę rozpoczniemy z Togame, samozwańczą kobietą strategiem na wezwanie szogunatu. Kobieta poszukuje 12 mieczy (katan), wykutych przez najlepszego płatnerza swoich czasów, Kikiego Shikizaki. Z ów orężem żaden inny rodzaj broni nie mógł się równać, jednakże ludzie którzy wchodzili w posiadanie tych perfekcyjnych ostrzy, powoli zostawali zatruwani ich zgubną mocą. Następne pokolenia szogunów poszukiwały tej pechowej dwunastki w obawie o własne życie, jak i upatrywali je jako szansę utracenia władzy. Posiadaczami tych niszczycielskich zabawek oczywiście nie są dziadkowie, którzy ze swoimi skarbami chcą dożyć spokojnej starości, a wojownicy, gladiatorzy, ninja czy inni niezbyt przyjemni jegomoście, którzy w ich obronie stawiają nierzadko własne życie.
W tej sytuacji protagonistka otrzymuje zadanie zdobycia całej puli. Za cel obiera tajemniczą wyspę, na której według krążących plotek przebywa mistrz stylu kyotoryuu, techniki stworzonej do eliminacji mieczy gołymi rękami. Wspomniany styl, uniemożliwia osobie która się nim posługuje dzierżenia jakiejkolwiek broni. Na miejscu okazuje się że wspomniany wojownik nie żyje, a obecnym mistrzem jest jego syn Shichika Yasuri. Nieokrzesany młodzian, które całe życie spędził na odizolowanej od świata wyspie wraz ze swoją siostrą Nanami, przystaje na propozycje szogunatu. Opuszczenie wyspy daję początek wspaniałej podróży.



Seria od początku bawi się z nami stylistyką, spokojnej baśniowej opowieści, którą niewątpliwie jest. Twórcy jednak nie ukrywają przed nami asa w rękawie w postaci ucieczki od utartych schematów, a całą ich talie. Seria jest swoistym połączeniem Rurouni Kenshin z Bakemonogatari (brak wymian zdań z podtekstami i epatowania erotyzmem na lewo i prawo, z czego seria jest znana*), z pierwszego tytułu czerpie stylistyką, z drugiego ilością i intensywnością dialogów.
Różnica jest taka że w Katanagatari nie uświadczymy niepotrzebnych wymian zdań, każde słowo jest ważne i ma swoje znaczenie w kontekście dalszej fabuły. Jak już wspominałem wcześniej, walki to tylko i aż wspaniała przystawka. We większości przypadków samo planowanie starć zajmuje więcej czasu antenowego niż ich faktyczne trwanie. Właśnie planowanie, w tej serii nie jesteśmy atakowani na każdym kroku przypadkami i zbiegami okoliczności, które w magiczny sposób pomagają wygrać Shichik'ie. Każde wygrane starcie jest wynikiem długiego, żmudnego planowania oraz własnych niebanalnych umiejętności, a z planami jak to zazwyczaj bywa, nie zawsze przynoszą oczekiwany skutek.

Aspekty techniczne: Przechodząc do warstwy wizualnej produkcji, na wstępie muszę zaznaczyć, że stylistyka jest po prostu niesamowita. Każda walka, każda rozmowa i każdy miecz, wszystko jest tutaj przemyślane i wykonane z dbałością o najmniejsze szczegóły. Animacje walk trzymają bardzo wysoki poziom, a paleta kolorów jak i design postaci nie pozwalają nam zapomnieć, że oglądamy wizualizacje baśni o 12 wspaniałych mieczach. Zachwycają też tła, jako że akcja każdego odcinka rozgrywa się w innej części Japonii, co rusz jesteśmy atakowani odmienioną stylistykę i paletą kolorów.


Oprawa dźwiękowa: Jako że jestem fetyszystą muzyki w anime, tutaj muszę być bardziej surowy. OST to wymieszanie utworów tradycyjnych z typowym miksem muzyki elektronicznej i hip-hopu. Takie połączenie nie każdemu musi przypaść do gustu, ale w trakcie oglądania idealnie wkomponowuje się w wydarzenia na ekranie.  Większość truck'ów szybko zapomnimy, wręcz zaraz po zakończeniu seansu, jednak wśród nich jest jeden, o numerze 22, który po zakończeniu ostatniego odcinka będzie towarzyszył każdemu przez kilka następnych dni. Na plus jeszcze trzeba zaliczyć brak katowania nas jednym motywem przewodnim, oczywiście utwory się powtarzają, ale mogłoby to być o wiele gorsze. Voice-acting jest świetny, a Seiyū idealnie wcielili się w swoje role, oddając ekspresje świetnie napisanych bohaterów. Oba openingi z wersji podstawowej ( w 2013 roku ukazała się wersja odnowiona z openingiem supercella, który jest świetny) trzymają przyzwoity poziom ze wskazaniem na drugi, Katana to Saya w wykonaniu ALI PROJECT świetnie oddaje klimat omawianej produkcji. Endingi to już jest prawdziwa dawka muzycznej ekspresji, 12 różnych utworów (różnych gatunków), wśród których każdy powinien znaleźć coś dla siebie.

Podsumowując, seria niesamowita. Jedna z 5 którym mogę wystawić maksymalną ocenę, 10/10 (o pozostałych mam nadzieje kiedyś napisać ). Togame i Shichika tworzą wspaniały duet, podobny do Holo i Lawrenc'a ze Spice and Wolf (10/10~zubek*). Osoby które widziały wspomnianą serię poczują się jak w domu i jeszcze bardziej zżyją się z dwójką głównych bohaterów, których relacja to wspaniały popis scenarzystów. Zarówno sobie jak i wam życzę większej ilości serii, które stawiają na budowanie chemii między postaciami i rozbudowaną fabułę, zamiast ciągłej sieczki i bezmózgiej bijatyki.

 



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*Recenzja powstała przy współpracy z moim serdecznym przyjacielem zubkiem.
Wszystkie wtrącenia, (w nawiasach) są efektem naszym drobnych dywagacji.
Następne recenzje/polecenia planujemy przedstawić w formie dwugłosu, gdyż teraz z powodu braku czasu było to niemożliwe. 

 

Poprzednie części:
#1 DB_Mafia - Wolf's Rain
#2 flaberobaderous - Chobits
#3 Dubstepsheep - Date A Live
#4 Chaos - Noir
#5 Laughter-XIII - Serial Experiments Lain
#6 Robert - Ergo Proxy
#8 MonoAudioStereo - Tengen Toppa Gurren Lagann
#9 DB_Mafia - Avenger

Oceń bloga:
0

Komentarze (19)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper