Pustynne zmagania Nathana

BLOG RECENZJA GRY
800V
Pustynne zmagania Nathana
Matt | 04.11.2013, 09:20
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Uncharted 3 to jeden z tych tytułów, na który czeka się z wywieszonym jęzorem, chłonąc każdy strzępek informacji. Z góry wiadomo było, że kolejna produkcja Naughty Dog zatrzęsie growym światkiem. Kiedy pokazano pierwszy zwiastun na którym Drake przemierza pustynię po rozbiciu samolotu, nie było wątpliwości, że Uncharted 3 wielką grą będzie. Ale czy na pewno?

Fabuła kręci się wokół obrączki Sir Francisa Drake’a. Tej samej, którą Nathan nosił na szyi przez ostatnie dwie części. Legenda głosi, że jest to klucz do odnalezienia legendarnej Atlantydy Piasków, zwanej także Iramem Filarów. Plotka głosi, że podczas jednej ze swoich wypraw, Sir Francis zboczył z drogi, by pojawić się kilka miesięcy później. To właśnie ta luka interesuje naszych bohaterów, którzy podążają tropem legendarnego podróżnika. Nie są jednak osamotnieni, po ich piętach depcze bezwzględna Katherine Marlowe, która nie cofnie się przed niczym, by zostawić odcisk w piaskach wiecznego miasta.

Historia jest pokręcona i nieraz zaskoczy niczego niespodziewających się graczy, jednak by nie spojlować postaram się nie wychodzić poza materiały dostępne przed premierą gry, tak by każdy mógł sam odkryć piękno przedstawionej historii. Napomknę tylko, że Nate zabierze nas na wycieczkę m.in. do Londynu i Jemenu, odwiedzi stare cmentarzysko statków i pokład jednego z kontenerowców. Nie można także pominąć wspomnianej wcześniej pustyni i końcowej lokacji, której z wiadomych względów, bliżej nie opiszę.

Grafika to istny majstersztyk, co do tego nie ma wątpliwości. Pierwsza część szokowała realistyczną dżunglą i wodą, druga postawiła na skute lodem scenerie, których głównym atutem był dopracowany niemalże do perfekcji śnieg. Trójka podnosi poprzeczkę jeszcze wyżej i prezentuje najlepiej przedstawioną pustynię, jaką kiedykolwiek mogliśmy zobaczyć w grach video. Od czasów pierwszego zwiastuna nie było wątpliwości, który fragment fabuły zostanie najbardziej dopracowany graficznie. Trwają spory, czy spowite płomieniami Chateau nie kradnie blasku późniejszym etapom, jednak mogę zapewnić z całą szczerością, że gra oferuje bardzo zróżnicowane lokacje, więc ciężko wybrać jedną, wybijającą się. Każda lokacja, posiada momenty w których przecieramy oczy ze zdumienia, zastanawiając się czy dana cutscenka to jeszcze gra, czy już CGI. Często łapałem się na tym, że rozsiadałem się wygodnie w fotelu rozkoszując się cutscenką, kiedy nagle, bez ostrzeżenia gra przeszła płynnie do rozgrywki.

Nawet postaci zyskały tu i ówdzie. Sully wygląda bardziej szczegółowo [w każdej postaci], kurtka Chloe błaga, by sprawdzić z czego jest zrobiona [kurtka, nie Chloe :)], a zbliżenie na kark Nate’a na którym widać odrastające włoski na szyi to absolutne mistrzostwo świata w kategorii dbałości o szczegóły. Na dzień dzisiejszy jest to najpiękniejsza gra na konsole obecnej generacji. Rzekłem.

Sama mechanika rozgrywki nie uległa większym zmianom, największą jest możliwość odrzucania granatów – oprócz tego to stare, ciągle dobre Uncharted. Rozbudowano także walkę wręcz: Nate często gęsto korzysta z tego co znajdzie pod ręką, obojętnie czy jest to patelnia lub też butelka. Kiedy pierwszy raz zobaczyłem jak Nate sięga po leżący na ladzie baru przedmiot, nie mogłem w to uwierzyć i pomyślałem, że to sprytny skrypt, jednak w miarę ogrywania tytułu, takie akcje zdarzały się nader często, więc pozostaje mi tylko pogratulować programistom. Skoro o walce wręcz mowa, nie można pominąć pojedynków jeden na jeden z większymi od nas przeciwnikami. W pewnym momencie zastanawiałem się, skąd się biorą Ci wszyscy napakowani olbrzymi. Walki z nimi to w większej mierze pseudo-quicktime’owe pojedynki, które po 3 razie stają się schematyczne i lekko nużące, niemniej za pierwszym razem wywołują wiele emocji.

W kwestii uzbrojenia nie uświadczymy żadnej rewolucji. Do wyboru jest kilka rodzajów pistoletów, karabinków, shotguny, granatnik i rpg. Niewiele, ale wystarczająco by ukatrupić wybiegających zewsząd przeciwników. A tych nie zabraknie. Względem poprzedników mniej jest etapów typowo strzelankowych, jednak kiedy już się pojawią, nie można narzekać na nudę. W moim osobistym odczuciu, przeskok poziomu trudności podczas strzelanin w zamkniętych lokacjach, często przeciwko małej armii przeciwników, jest zbyt duży i zdarzało mi się zginąć, nawet na normalnym poziomie trudności. Gra traciła wtedy na płynności i doprowadzała do frustracji. Ale o tym później.

Dziwi brak trybu kooperacji w trybie dla jednego gracza. Przez większość czasu towarzyszy nam Sully, Chloe lub Elena, a to wręcz prosi się o zawołanie kumpla i wspólne przechodzenie gry. Na pewno wpłynęło by to bardzo pozytywnie na odbiór gry jako całości i wprowadziło nieco świeżości i innowacji względem poprzedniczki. Wspomnieni kompani najczęściej robią za przeszkadzajkę, chowając się i prowokując przeciwnika do ostrzału. Od czasu do czasu zdarzy im się strzelić w kierunku adwersarzy, jednak w większości przypadków i tak musimy zrobić wszystko sami.

Animacja postaci to czołówka gier video. W większości wypadków jest to oskryptowane podpieranie się o ściany podczas przechodzenia przez wąskie szczeliny lub znane z dwójki zasłanianie twarzy przed płomieniem, jednak kiedy pierwszy raz zobaczyłem Nathana odganiającego się od much, zaniemówiłem. Myślałem, że to skrypt, jednak ten sam element powtórzył się w kilku losowych miejscach. Może to skrypty, które włączają w określonych momentach,  a może całkowicie losowe animacje, nie interesuje mnie to, dopóki nie jest nachalne i prezentuje się genialnie.

Eksploracja nie zmieniła się wcale. Przemieszczamy się po skalnych półkach, skaczemy po żyrandolach, huśtamy się na linach i skaczemy po dachach. Niby nie poprawia się czegoś, co już jest dobrze zrobione, jednak przydałaby się jakaś nowość, która zmusiłaby nas do główkowania. Czasami zdarzy się, że gra „nie zatrybi” i spadniemy w przepaść. Zdarzyło mi się skoczyć, nie złapać i spaść, a potem szukać 10 minut alternatywnej drogi, by koniec końców wrócić i spróbować jeszcze raz, dosięgając półki, której teoretycznie powinienem się złapać 10 minut wcześniej. Takich technicznych niedoróbek jest znacznie więcej.

Zagadki są pomysłowe i nieraz musiałem się nieźle nagłowić, by znaleźć rozwiązanie. Samych zagadek nie jest wiele, ale te które są, w zupełności wystarczają i nie wstrzymują rozgrywki. Przejście gry zajmuje około ośmiu godzin i ilość tą uważam za optymalną. Nie ma nudnych fragmentów, całość prezentuje się spójnie i zręcznie żongluje tempem rozgrywki.

Multiplayer to zupełnie inna bajka. Adrenalina sięga niebotycznych poziomów, a żywy przeciwnik wymaga znacznie więcej, niż ślepy ostrzał zza węgła. Do wyboru mamy oklepane już tryby Deathmatch, Team Deathmatch oraz Capture the Flag [pod wieloma postaciami]. Zbierane punkty, a raczej pieniądze, możemy przeznaczyć na zakup nowych ubranek, broni oraz dopalaczy. Te ostatnie stanowią esencję multiplayera. Od wybranych dodatków zależy nasze powodzenie lub jego brak. Modyfikatory mogą wpłynąć na szybkość poruszania lub wspinania się, zwiększać ilość amunicji w magazynku, redukować recoil lub skracać czas respawnu. Odpowiednie dobranie ficzerów wymaga czasu i wyczucia naszych własnych potrzeb, dlatego gra nabiera rumieńców wraz z każdym kolejnym poziomem doświadczenia. Weterani Uncharted 2 poczują się jak w domu, a początkujący nie poczują się przytłoczeni ogromem możliwości.

Oprócz zwykłej naparzanki na specjalnie przygotowanych mapach, do wyboru jest także tryb kooperacji z dwoma innymi graczami. W trójkę przemierzamy przeróżne lokacje, do wyboru jest m.in. Borneo [obóz Lazarevica z drugiej części] lub też Londyńskie metro z tejże odsłony. Żaden inny tryb nie sprawił mi tyle radochy, co wspólne zwalczanie kolejnych fal przeciwników z redakcyjnymi kolegami. Misje kooperacyjne posiadają własne cutscenki, które nie odstępują od tych z kampanii dla pojedynczego gracza, a doprowadziły redakcyjnego Kamila do łez [szczególnie Londyńskie metro i zachowanie Cuttera]. Co ciekawe, podczas przechodzenia tych misji, dosyć szybko zdobywa się kolejne poziomy doświadczenia, więc często pomijałem singla i klasycznego multiplayera by przechodzić po raz kolejny misje kooperacyjne. Mam nadzieję, że Naughty Dog wprowadzi parę DLC zawierających dodatkowe misje, bo ten tryb uważam za najciekawszy.

Polonizacja wyszła całkiem dobrze. O dziwo najmocniejszym jej punktem jest nowicjuszka w dziedzinie dubbingu – Krystyna Janda. Jej personifikacja Katherine Marlowe to chyba najlepsze „wejście w rolę” jakie słyszałem spośród wszystkich tytułów na wyłączność. Nathan przemawiający głosem Jarosława Boberka jest wiarygodny i raczej nie zdarzyły się większe wpadki. Niestety w paru przypadkach widać i słychać, że grano „z kartki” i nie zawsze intonacja lub zamiary wypowiedziane przez aktorów pasują do kontekstu dziejących się właśnie wydarzeń. Niemniej oceniam ten aspekt wysoko i liczę na częstsze angażowanie aktorów teatralnych, miast nazwisk z pierwszych stron gazet, które najzwyczajniej nie traktują tego przedsięwzięcia poważnie.

Pora wylać łyżkę dziegciu do tej beczki z miodem. Gra posiada wady. Zszokowani? Ja byłem. Wymienię chociażby śmierć od jednego strzału z shotguna, wystrzelonego przez jegomościa stojącego 200 metrów dalej lub błędy podczas skakania i łapania się półek skalnych czy też lin. Pomyślicie, że brak mi skilla, jednak zapewniam Was, że skill nie ma tutaj nic do rzeczy. Często zdarzało mi się zostać zabitym przez przeciwnika, którego nie miało prawa już być. Zazwyczaj podczas strzelanin włącza się charakterystyczna muzyka. Po wybiciu ostatniego przeciwnika, muzyka cichnie, a my możemy przejść do następnej lokacji. Wchodzę na drabinkę i dostaję w plecy od jegomościa, który nagle postanowił wybiec zza moich pleców. Kolejnym denerwującym momentem były teleporty, które zdarzyły się parę razy. Raz podczas przejażdżki koniem, drugi raz na pokładzie statku, a trzeci raz podczas zwykłej eksploracji. Próbując skoczyć z jednego miejsca na drugie, animacja nie ładuje się, obraz szpecą artefakty, a nasza postać po prostu przesuwa się z miejsca startowego do docelowego bez jakiejkolwiek animacji.

Może to zwykłe losowe Bugi, a ja miałem pecha, że akurat podczas mojego przechodzenia się nawarstwiły, jednak niesmak pozostał i skutecznie zniechęcił mnie do trzeciego przejścia gry. Trzeciego? Tak, ponieważ gra po przejściu na hard postanowiła nie nagrodzić mnie odpowiednim trofeum. Ot tak, ze złośliwości. Może konsola podsłuchiwała, kiedy kląłem na „magicznych”, teleportujących się za moimi plecami przeciwników, kiedy przechodziłem grę po raz pierwszy?

Uncharted 3 to gra pełna sprzeczności - bardzo dobra gra należy dodać. Z jednej strony: ciekawa fabuła, żywe postaci, genialna prezencja i bardzo dobra polonizacja. Z drugiej strony: liczne błędy i bugi, niedokończone wątki i luki w scenariuszu. Z kontrofensywą przychodzi tryb dla wielu graczy, gdzie zarówno misje kooperacyjne jak i klasyczne tryby rozgrywki przynoszą wiele radości na długo po zakończeniu kampanii dla pojedynczego gracza. Uncharted 3 wybitnie prowadzi historię i pod względem przygodynaj i prowadzenia akcji nie ma sobie równych, jednak niedoróbki techniczne i częste bugi w takiej produkcji, nie powinny mieć racji bytu. Nie zmienia to faktu, że U3 to must have dla każdego posiadacza PS3.

Oceń bloga:
0

Atuty

  • Grafika
  • Barwne Postaci
  • Humor
  • Fabuła
  • Przerywniki
  • Animacje
  • Dubbing

Wady

  • Bugi/Glitche
  • Luki w scenariuszu

Mateusz Greloch

Solidna gra, które mimo wszystko nie doścignęła drugiej odsłony cyklu. Niemniej jest to obowiązkowa pozycja dla każdego posiadacza PlayStation 3.

8,0

Komentarze (11)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper