Daj narzekanie Wiedźminowi
                                        Mam wrażenie, że ludzie nie oglądają już „Wiedźmina”, tylko polują na błąd.
Jakby to był sport narodowy.
Zamiast potraktować nowy sezon jako ciekawostkę, większość woli ponarzekać — i to tak, jakby Henry Cavill osobiście zjadł im kota.
A jak tylko powiesz, że ci się coś tam podobało, to od razu dostajesz etykietę: „bo pewnie lubisz to całe woke Netflixa”.
Czasem mam wrażenie, że nie chodzi już o kulturę, tylko o rytuał narzekania.
Bo przecież łatwiej powiedzieć, że coś „zniszczyli”, niż po prostu przyznać, że to nie jest dla mnie.
Ja sam traktuję nowego „Wiedźmina” jak ciekawostkę — coś między fanfikiem a alternatywnym uniwersum.
To nie ekranizacja, raczej luźna adaptacja, która nawet nie próbuje udawać Żebrowskiego.
I dobrze. Nie wszystko musi być świętością.
Więc może, zamiast wylewać żółć, warto po prostu zapytać:
czy narzekanie to teraz nowy synonim kultury?