Reanimacja boskich klimatów

BLOG RECENZJA GRY
435V
Reanimacja boskich klimatów
baha | 20.11.2015, 15:24
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Nie będę ukrywał, że do zakupu tej gry skłoniły mnie „skrinszoty”, które zdawały się mówić o ogromnym świecie, intrygującej cywilizacji i pięknej grafice. Dzieło człowieka, który stworzył kultowego Another World nie rozczarowało, ale też nie powaliło z nóg. Z pewnością From Dust reanimuje gatunek, do którego zalicza się takie klasyki jak Populus czy Black&White, ale do powrotu w wielkim stylu troszkę zabrakło. Nie ma jednak co rozpaczać, bo dzięki ludziom z Ubisoft znów mamy okazję poczuć się jak bóg, który jednym gestem jest w stanie dokonać wszystkiego.

Gra przenosi nas do fikcyjnego świata, w którym wcielmy się w bóstwo przez tubylców określanym jako oddech (mała, czarna kulka). Jako nadprzyrodzona siła jesteśmy w stanie przenosić ziemię, wodę czy lawę, a naszym celem jest pomóc grupie ludzi odzyskać dawno utraconą świadomość narodową, Przy użyciu swoich mocy zmieniamy biegi rzek, usypujemy przejścia między wyspami i chronimy naszych osadników przed potokami lawy czy falami tsunami. Z poziomu na poziom dowiadujemy się coraz więcej o pradawnych, którzy zostawili nam po sobie jedynie totemy. Naszym głównym celem jest właśnie dowiedzieć się, czemu pradawni zniknęli z powierzchni ziemi i nie pozostawali nam żadnych informacji (taka próba odpowiedzi na pytanie: po co żyjemy?). Historia plemienia jest naprawdę wciągająca i zachęca do myślenia, a jej rozwiązanie może u wielu wywołać gęsią skórke.

Technicznie From Dust różni się od B&W, dlatego wszyscy, którzy liczą na zabawy typu rzut osadnikiem do celu czy kręgle z domów rozbijane głazami wielkości autobusu, będą rozczarowani. Tutaj nasze moce ograniczają się wyłącznie do przenoszenia piachu czy wody w określone miejsce. Nie mamy bezpośredniego wpływu na swoich wyznańców ale możemy wydawać im rozkazy wzniesienia wioski czy udania się do magicznych kaplic. Osady budowane są przy totemach (zazwyczaj cztery na etap), które zostały rozsiane po całej mapie. Kiedy przy wszystkich monumentach staną domy uaktywnia się ołtarz wyjścia, do którego trzeba wysłać ludzi. W ten sposób zaliczamy każdy z poziomów. Przeszkadzać nam w tym będzie matka natura, zsyłająca tropikalne tajfuny, erupcje wulkanów czy wcześniej wspomniane tsunami. O ile pierwsze poziomy to tylko niewinna zabawa z żywiołami, o tyle ostatnie etapy bardziej przypominają scenariusz takich filmów jak „Pojutrze” czy „2012”. W starciu z wodą i ogniem nie jesteśmy jednak bez szans. W łaskawości swej nieskończonej starożytni zostawili nam ołtarze ognia i wody, dzięki którym nasze wsie oprą się sile żywiołów. Wystarczy wysłać lokalnego debila-szamana, który odprawi modły i przywlecze ze sobą talizman w postaci niebieskiego (woda) lub czerwonego (ogień) latawca. Od tego momentu osady nad którymi latają takie ustrojstwa, są niezniszczalne i mogą zostać zostawione same sobie.

Teraz mamy odpowiednio dużo czasu, żeby dokładniej przyjrzeć się grafice. Wizualnie From Dust prezentuje się naprawdę dobrze. Woda nie wygląda jak falująca torebka foliowa, świat jest kolorowy, a jego wykonanie stoi na wysokim poziomie. Jednak największym plusem gry jest klimat, jaki udało się zbudować twórcom z Ubisoft. Należy zacząć od osadników, którzy z bliżej nie określonych przyczyn noszą na twarzy plemienne maski w kształcie prostokątów, trójkątów, kwadratów czy czego tam sobie zażyczymy. Lektor, który zdaje się reprezentować osobę wodza całej zagubionej bandy, mówi w jakimś egzotycznym narzeczu (do tego celu Francuzi zatrudnili rodowitego Aborygena) i tylko dzięki napisom jesteśmy w stanie zrozumieć, o co mu chodzi. Osadnicy biegają w słomianych spódniczkach mini obwieszeni taką ilością sznureczków, talizmanów i wisiorków, że nadmorskie stragany mogą się wstydzić. Wszystko odbywa się w akompaniamencie lekkiej i przyjemnej tubylczej muzyczki, do której wyznańcy pląsają po piasku.

Niestety nie wszystko jest tak piękne. Co prawda nie ma tu wpadek wywołujących potoki bluzgów ani niekontrolowanych napaści agresji, ale potrafią one podnieść ciśnienie nawet cierpliwemu bogowi. Oddech reprezentowany przez małą, czarną, latającą kulę ma problemy z precyzyjnym nabieraniem materiałów. Nie raz zdarzyło mi się zalać własną wioskę, bo zamiast piachu zabrałem wodę. Kamerę możemy obracać do woli, a i tak nie ma pewność, czy uda nam się podnieść to, co chcemy. Na minus zasługują także animacje tubylców, którzy (jeżeli już raczą się ruszy) biegają jakby informatycy z Ubisoftu zaspawali im kolana. Niestety przez większość czasu postacie stoją w miejscu albo tańczą ten sam taniec w kółko i jeśli nie wydamy im rozkazu, to będą tak stać i oczekiwać na niespodziewany zwrot akcji. Co prawda od czasu do czasu zdarzy im się strzelić spacerek, ale jest to tak rzadki fenomen, że łatwiej o kwitnący kwiat paproci.

Na całe szczęście nie są to błędy, które drastycznie mogłyby popsuć zabawę, ot zwykłe niedociągnięcia i dzięki temu wracałem do From Dust z wielką chęcią zaliczenia jeszcze kilku leveli. Ale niestety to właśnie te niedoróbki sprawiły, że o „powrocie króla” nie można mówić, a na następce Black & White musimy jeszcze poczekać.

 

Oceń bloga:
0

Atuty

  • Pomysł
  • Grafika
  • Klimat
  • Oprawa dźwiękowa
  • Lekka i przyjemna

Wady

  • Nieprecyzyjny system "nabierania" materiałów
  • Szwankujące AI
  • Krótka

baha

Dla fanów wspomnianych na początku Populusa i Black & White gra warta uwagi. Dla tych, których z „boskimi grami” zaczynają – dobra propozycja na start. To też dobra odskocznia na kilka wieczorów od tytułów AAA czy gier MMO.

8,0

Komentarze (1)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper