Recenzja: Never Alone

BLOG RECENZJA GRY
1125V
Recenzja: Never Alone
s7mon | 13.04.2015, 17:23
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Trudno chyba o bardziej abstrakcyjny materiał na grę niż innuicka legenda o dziewczynce ratującej wioskę przed potężną zamiecią. Upper One Games, na zlecenie Cook Inlet Tribal Council (organizacji zajmującej się rdzennymi mieszkańcami Alaski), postanowili podjąć się zadania przedstawienia owej historii w formie gry komputerowej. Na pewno mają w ten sposób szansę dotarcia do szerzej grupy odbiorców niż z kolejną książką bądź filmem dokumentalnym traktującym o odległych plemionach. Czy jednak warto zapoznać się z ową grą, patrząc poza jej edukacyjny wymiar?

 

W grze sterujemy dwiema postaciami, dziewczynką z plemienia Inupiaq Nuną oraz jej arktycznym lisem. Każda z nich ma odmienny zestaw umiejętności i tak na przykład Nuna potrafi rzucać bolą, a lis wspina się po ścianach oraz potrafi przywoływać duchy przodków. Jak nietrudno się domyślić, cała zabawa polega na kooperacji pomiędzy postaciami, więc przygotowano odpowiedni tryb współpracy dla dwóch graczy. Gorzej, kiedy nie mamy z kim zagrać i jesteśmy skazani na zmierzenie się z grą w pojedynkę. Wtedy na jaw wychodzi największy problem produkcji, czyli fatalna sztuczna inteligencja. Objawia się przede wszystkim częstymi zgonami postaci, którą akurat w tym momencie nie kierujemy.

 

 

Najbardziej irytuje zachowanie drugiego kompana w sekwencjach z duchami. Lis potrafi je przywoływać, gdyż służą jako platformy po których Nuna może swobodnie skakać. Jednak platformy są widoczne jedynie wtedy, gdy ów lis znajduje się w pobliżu. Wyobraźcie sobie moją frustrację, gdy (już po kilku zgonach przed chwilą) wskakuję wreszcie na tę upragnioną platformę, gdy po chwili AI stwierdza, że mój partner zostawił włączone żelazko w innej części mapki i musi koniecznie tam się znaleźć, w tej chwili. A ja spadam w przepaść. I jak na trzy godziny rozgrywki zdarzało się to niepokojąco często.

 

 

Grafika przypomina niskobudżetowe, animowane produkcje dla dzieciaków, jednak nie przeszkadza to aż tak bardzo, gdyż rzadko kiedy dane jest nam przyjrzeć się modelom postaci z bliska. W końcu to platformówka, więc bardziej skupiamy się na otoczeniu oraz przeszkodach. Same poziomy to przede wszystkim śnieg, lód i co jakiś czas proste drewniane konstrukcje. Wygląda to na tyle nieźle, że nie nuży (chociaż to może zasługa tego, że gra jest krótka).

 

 

Do nieudanych aspektów produkcji należy niestety zaliczyć polskie tłumaczenie. O ile narratora przetłumaczono bez większych ortów (tak samo jak klipy dokumentalne o życiu Innuitów, które odblokowujemy wraz z postępem w grze), tak na przykład na ekranach ładowania widziałem niejednokrotnie takie kwiatki jak „ogldaj” czy „kontynuowa”. Ja wiem, że to pierdółki, ale irytują.

 

 

No dobra, trochę się wyżyłem, ale byłbym niesprawiedliwy, gdybym nie napisał o pozytywach produkcji, a takie niewątpliwie też można znaleźć. Atmosfera zbudowana jest całkiem sprawnie, a wpływ na to z pewnością mają zasypany śniegiem krajobraz, obecność duchów oraz narrator mówiący w dialekcie Innuitów. Szczególne wrażenie robi lodowy gigant, po którym musimy się wspinać. Faktycznie można wtedy poczuć się, jakbyśmy uczestniczyli legendzie krążącej wśród rdzennych mieszkańców Alaski.

 

 

Najciekawszym pomysłem było z pewnością wykorzystanie bytów spoza świata żywych. Pomagają nam dotrzeć do ciężko dostępnych miejsc. Dodaje to z pewnością sporo uroku produkcji i składa się na nieco odrealniony klimat. Podobać się mogą również poszczególne fragmenty opowieści, jak np. las, gdzie jako lis musimy wykręcać gałęzie z platformami w taki sposób, by jego pani mogła swobodnie przeskakiwać z jednej na drugą. Autorzy chyba zdawali sobie sprawę, że to jeden z lepszych momentów w grze i niestety niepotrzebnie go rozwlekli.

 

 

Podczas gry odblokowujemy krótkie klipy dokumentujące życie społeczności Innuitów. Są one dosyć dobrze zrobione i ciekawe, więc jeżeli kogoś interesuje życie w mroźnej Alasce oraz historie o miśkach polarnych i noclegach w igloo ten z pewnością będzie usatysfakcjonowany. Sam fakt umieszczenia tych filmików (oraz ich liczba) utwierdza jedynie w przekonaniu, że twórcy gry kierowali się chęcią zainteresowania odbiorców kulturą Innuitów, a sam gameplay to jedynie dodatek. Nic dziwnego, że cierpi na tym sama gra, która ma sporo niedoróbek, zarówno większego (AI!) jak i mniejszego (czasem szwankująca detekcja kolizji, nieco toporne sterowanie) kalibru.

 

 

Odpowiadając więc na pytanie zawarte we wstępie – moim zdaniem nie. Gra ta powstała po to, by być traktowana jako ciekawostka, a nie pełnokrwisty kawałek kodu. Pomimo oczywistego uroku ma też całkiem sporo wad, które niestety dosyć skutecznie psują zabawę. Do pewnego stopnia „Never Alone” ratuje co-op, jednak ciężko mi sobie wyobrazić, by ktoś chciał spędzić z produktem Upper One Games więcej niż te trzy godziny potrzebne na ukończenie.

Oceń bloga:
0

Atuty

  • klimat legendy
  • grafika potrafi urzec
  • kilka poszczególnych sekwencji
  • wymiar edukacyjny

Wady

  • koszmarne AI
  • krótka
  • niedokładna polonizacja
  • morze pomniejszych bugów

s7mon

Jeśli chcecie przenieść się do urokliwej innuickiej legendy i do tego macie z kim w nią zagrać, to możecie dać „Never Alone” szansę. W innym wypadku brać na własną odpowiedzialność.

5,5

Komentarze (8)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper