Dokąd zabierze nas Starfield?

BLOG O GRZE
1264V
Dokąd zabierze nas Starfield?
destroytheardor | 28.04.2022, 22:33
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Po trzech latach od ogłoszenia Bethesda pozwoliła nam rzucić okiem na Starfield. Kosmiczna epopeja twórców Skyrim ma wylądować na Xboxach, PC i w chmurze 11 listopada tego roku. Nadal więcej jest jednak pytań niż odpowiedzi.

Zdj. 1. Starfield/Bethesda

[AKTUALIZACJA PO POKAZIE 12.06]

A nie mówiłem! ?

[ORYGINALNY TEKST]

Na ten moment czekali niemal wszyscy – fani spragnieni kolejnego wielkiego RPG od Bethesdy, komandorzy rozczarowani dodatkiem Odyssey do Elite: Dangerous oraz zapowiedzią porzucenia przez Frontier Development wersji konsolowych gry, patroni Star Citizen zmęczeni czekaniem na premierę od niemal dekady, a nawet Shepardowie z całego świata liczący na nową gwiezdną epopeję.

Konferencję Microsoftu na E3 2021 otworzył Todd Howard. W charakterystycznym dla siebie stylu — choć tym razem bez skórzanej kurtki — przygotował nas na pokaz pierwszej od 25 lat, zupełnie nowej marki w portfolio Bethesdy, Starfield. Umiejscowiona kilkaset lat w przyszłości epopeja science-fiction o nadziei i człowieczeństwie, mająca odpowiedzieć na najważniejsze pytania. Gra, o której Bethesda marzyła od ćwierćwiecza, ale technologia nie pozwalała na zrealizowanie jej wizji. Brzmi obiecująco, prawda?

Pierwszy pokaz

Trwający nieco ponad dwie minuty teaser trailer stworzony na silniku Creation Engine 2 nie pokazał zbyt wiele, ale pozwolił poczuć ton gry. Radiowe komunikaty z wieży kontrolnej, wnętrze statku ekspedycyjnego, zbliżenie na futurystyczną broń i uszkodzony hełm, na tablicę z notatkami na temat tajemniczej konstrukcji prawdopodobnie obcego pochodzenia, wreszcie — rzut oka na pustynną planetę o rzadkiej atmosferze, przypominającą naszego Marsa. Wnętrze statku wygląda, jakbyśmy spędzili w nim mnóstwo czasu — to nasz dom z dala od domu. Wszędzie pełno jest notatek, szkiców... Szukamy czegoś. Nie szukamy ojca ani syna, szukamy odpowiedzi na nurtujące ludzkość pytania. Możemy jedynie domyślać się, że brzmią one: kim jesteśmy? Skąd się wzięliśmy? Dokąd zmierzamy? Todd Howard jasno zaznaczył w jednym z wywiadów, że niekoniecznie znajdziemy w grze odpowiedzi, ale ma nas ona skłonić do myślenia.  Nasza postać unosi wzrok w kierunku bezkresnego pola gwiazd, przez radio dostajemy pozwolenie na start, odpalamy silniki... Na tym zwiastun się kończy, pozostawiając uczucia niedosytu i ciekawości, które — tylko częściowo — zaspokoją dopiero publikowane później dzienniki developerskie. 

Zdj. 2 Starfield/Bethesda

Chwilę przed konferencją Microsoftu, The Washington Post opublikował wywiad z Toddem Howardem. Padają w nim słowa o tym, że gra jest „jak Skyrim w kosmosie”, że „to symulator Hana Solo”. Wywiad okraszono intrygującymi grafikami koncepcyjnymi, na których widać wielkie, kosmiczne metropolie i maleńkie osady, dzikie, zalesione krajobrazy i pustynne pejzaże. Nie ma ani jednego ujęcia z rozgrywki, ale nietrudno ją sobie wyobrazić, wystarczy odpalić Fallout 4. Mimo przestarzałej podstawy silnika Creation Engine 2 opartego jeszcze na Gamebryo (wcześniej NetImmerse; historia tego silnika sięga 1997 roku), Bethesda zdaje się stawiać wielki krok naprzód w kwestii grafiki. Niektórzy nawet byli rozczarowani, myśląc, że trailer to prerenderowana scenka – nic bardziej mylnego! Co prawda, nikt rozsądny nie będzie spodziewał się od BGS wodotrysków na miarę gier na Decimie, ale postęp widać gołym okiem. Zagadką pozostaje sam gameplay, ale tu też możemy być pewni, że Amerykanie dostarczą nam to, co zwykle – angażującą pętlę opartą głównie na eksploracji oraz wspartą walką i craftingiem/ budowaniem baz. Zresztą, w grach Bethesdy scenariusz i gameplay zwykle stawiane były na drugim planie, a najważniejsze było wejście w rolę postaci na ekranie, bycie nią i życie jej życiem. 

Czym jest Starfield?

Fani gier kosmicznych nie są rozpieszczani przez wydawców. Co prawda, na rynku jest kilka produkcji, ale to wciąż za mało. W Elite: Dangerous do dyspozycji mamy 38 statków i 400 miliardów gwiazd Drogi Mlecznej, które możemy eksplorować na dodanych niedawno „kosmicznych nogach”. Jest ciągle rozbudowywane No Man’s Sky, w którym możemy odwiedzić niezliczone planety proceduralnie generowanego Wszechświata i odkrywać równie proceduralnie generowane gatunki flory i fauny. Na horyzoncie majaczy Star Citizen, zapowiedziany jeszcze w 2012 roku, który już teraz przytłacza skalą i działającymi, kosmicznymi metropoliami, gdzie pociągiem dojedziemy na kosmodrom, by stamtąd odlecieć na inną planetę statkiem kupionym za prawdziwą gotówkę. Niedawno ukazała się także zremasterowana trylogia Mass Effect, która ma przygotować odbiorców na nową odsłonę cyklu. Mass Effect porywa nas w wir wydarzeń, oferuje rozbudowane relacje między bohaterami i poważne wybory moralne. Listę uzupełnia szereg mniejszych i większych produkcji dostępnych głównie na Steamie, jednak każdej z tych gier czegoś brakuje… Wiem, bo grałem. Manualne latanie statkami kosmicznymi w Starfield jest niemal potwierdzone (chyba już tylko najwięksi sceptycy wątpią jeszcze w tę funkcję) i intuicja podpowiada mi, że lukę w rynku, o której wspominałem, może zapełnić właśnie ta gra od Bethesdy. O ile nie zmarnują okazji.

W Elite: Dangerous brakuje rozbudowanych dialogów, jakiegokolwiek scenariusza, miast, a nawet kosmitów (nie licząc Thargoidów w ich roślinopodobnych statkach). No Man’s Sky tętni życiem, ale jest grą bardzo lekką i kolorową, co wielu odstręcza (w tym mnie). Star Citizen ciągle tkwi w produkcyjnym limbo i nawet w przybliżeniu nie wiadomo, kiedy produkcja będzie gotowa — mogą minąć lata, a nawet dekady, a może okazać się, że to największy scam w historii całej branży. Mass Effect to z kolei inna kategoria — gra oparta na hollywoodzkim scenariuszu, w której nie możemy kierować statkiem, a odwiedzać możemy tylko wyznaczone miejsca. Bethesda ma okazję zrobić tu coś naprawdę wyjątkowego i połączyć wszystkie te tytuły w jedną, spójną całość. Jeżeli taki właśnie jest zamysł Todda Howarda, to możemy mieć do czynienia z tytułem przełomowym, który porwie nas na lata. Biorąc pod uwagę ostatnie przecieki, wiele wskazuje na to, że ekipa z Maryland celuje właśnie w tego typu doświadczenie. 

Fundamentem gier Bethesdy od zawsze były ogromne, otwarte światy. Już wydane w marcu 1994 roku The Elder Scrolls: Arena oferowało bezprecedensową skalę — cały proceduralnie wygenerowany kontynent Tamriel zajmował powierzchnię 161 599,7 km² (możecie przekonać się o tym już teraz — dwie pierwsze gry z serii TES są obecnie dostępne za darmo na Steamie, a linki znajdziecie na samym dole). Późniejsze tytuły Bethesdy były już dużo mniejsze przez ograniczenia technologiczne, jednak wcale nie zrezygnowano z generowania proceduralnego. Zamiast jednak tworzyć nieskończenie wielkie światy, algorytmy zostały oddelegowane do kształtowania rzeźby terenu, sadzenia drzew czy układania prostych zadań na zasadzie "znajdź i przynieś". Ostatnia dekada pokazała, że generowanie proceduralne jest już technologią gotową do stworzenia przekonującej symulacji całej galaktyki, a nawet Wszechświata, dotąd jednak najzwyczajniej brakowało funduszy na tego typu gry. Wydawcy nie byli chętni do finansowania takich projektów, więc twórcy musieli sięgać do kieszeni społeczności. Głównym problemem było to, że masowy odbiorca nie jest zainteresowany grą, w której tylko latasz z planety na planetę i czasem odpalasz akcelerator plazmowy. Bethesda może to zmienić, tak jak wcześniej zmieniła podejście graczy i wydawców do gatunku RPG. No Mans Sky przetarło ścieżkę, ale to nadal gra indie. 

Zdj. 4 i 5 Starfield/Bethesda

Jak daleko sięga Starfield

Kupując RPG od Bethesdy, możesz liczyć na historię, która przepchnie cię przez najciekawsze punkty widokowe na mapie i zaoferuje po drodze mniej lub bardziej interesujące doświadczenia. Wiesz, że spotkasz mniej lub bardziej intrygujące postacie, podejmiesz mniej lub bardziej ciekawe wybory, przeżyjesz przygodę, pośmiejesz się, a momentami może nawet przejdą cię ciarki.  Przy okazji pobawisz się fizyką (kto czeka na wyrzucanie z ekwipunku 1000 kosmicznych kanapek na planecie o niskiej grawitacji — ręka w górę), SI oraz modami. To wystarczy masowemu odbiorcy, by sięgnąć na półkę w sklepie lub wykupić abonament Game Pass, ale Bethesda może pójść o krok dalej. Poza głównym scenariuszem i niezliczonymi misjami pobocznymi, które niewątpliwie będą zabierać nas z planety na planetę, Beth może tym razem oddać w nasze ręce nieskończenie wielkie, proceduralnie generowane pole gwiazd. I wcale nie musi być ono wypełnione tętniącymi życiem miastami – te, wzorem Elite: Dangerous, mogą znaleźć się w „bańce”, czyli w stosunkowo niewielkim obszarze skolonizowanym już przez ludzi. Reszta może odgrywać rolę dzikich i niezbadanych obszarów, na których dopiero my postawimy pierwsze kroki. Wystarczy, aby Bethesda pozwoliła nam robić w kosmosie to samo, co podczas zadań w głównym wątku – eksplorować, zbierać materiały, tworzyć i walczyć.  Do tego dodać szczyptę tajemnicy – rozrzucone tu i ówdzie opuszczone stacje i statki, które moglibyśmy szabrować czy ruiny obcych cywilizacji zarośnięte roślinami i przykryte kurzem. Wszystko to, czym na Kickstarterze kusiły nas gry pokroju Star Citizen czy Elite: Dangerous, ale z wielkim budżetem oraz tu i teraz, a nie za 10 lat.

Zdj. 6 Starfield/Bethesda

Nadzieja umiera ostatnia

Podczas ogłoszenia prac nad Starfield w 2018 roku, Todd Howard powiedział, że Bethesda jest w unikalnej pozycji i tylko oni mogą przygotować taką grę. Todd może mieć rację. Na samo hasło „RPG od Bethesdy” tłumy ruszą do sklepów, a inwestycja zwróci się z nawiązką. Firma dysponuje również technologią, która pozwala budować złożone i żyjące światy oraz rozbudowane gry RPG. Od lat rozwija i korzysta z metod generowania proceduralnego, tworząc przy ich pomocy wszystko od krajobrazów po questy. Na pokładzie mają cztery studia w Rockville, Montrealu, Austin i Dallas, z pewnością wspierani są przez inne zespoły należące do Microsoftu czy też korzystają z pomocy zewnętrznych firm zajmujących się tworzeniem assetów (często ulokowanych w Indiach), co odciąża ponad 400 pracowników Bethesda Game Studios z części obowiązków. Poza tym, studio to zawsze miało wielkie ambicje i potrafiło sprawić, by masowy odbiorca sięgnął po tak niszowe produkty, jak gry fabularne (pamiętajmy, że przed Skyrim RPG były tyko dla nerdów). Wiele wskazuje na to, że historia może powtórzyć się dla gatunku space-simów. Wystarczy, że Bethesda stworzy ich hybrydę z RPG dla mas. Czy tak się stanie - przekonamy się po premierze 11 listopada, a częściowo nawet wcześniej - na 12 czerwca zaplanowano wspólny pokaz Microsoftu i Bethesdy, który zrekompensować ma nam brak E3. Spokojnie możemy liczyć na długą prezentację rozgrywki, jak miało to miejsce wcześniej przy Skyrim i Fallout 4. Przecieki mówią też o potencjalnej becie, która miałaby odbyć się latem, a biorąc pod uwagę, że Starfield - jako nowa marka - może potrzebować dodatkowej promocji, można w to uwierzyć. Czy nadzieje się spełnią? To rzadko się zdarza, ale nadzieja umiera ostatnia, a jeżeli ktoś może stworzyć prawdziwą, żyjącą i wciągającą hybrydę space-sim i RPG, to tylko oni.

Tylko dajcie modderom czas na przygotowanie Unofficial Starfield Patch.

- - - 

EDIT Osobiście nie sądzę, by Starfield było wielkim space-simem na miarę Elite: Dangerous. Uważam natomiast, że dostaniemy do eksploatacji kilka systemów z planetami, może dwa lub trzy. Przy odpowiedniej skali, może to wystarczyć. 

Zdj. 7 Starfield/Bethesda

Oceń bloga:
13

Sądzisz, że Starfield pozwoli na swobodną eksplorację kosmosu wzorem No Mans Sky czy Elite: Dangerous?

Tak, będziemy śmigać, aż miło!
231%
Nie ma takiej opcji!
231%
Pożyjemy, zobaczymy...
231%
Ta gra to gówno, jak każda gra, która wychodzi na Xboxa
231%
Pokaż wyniki Głosów: 231

Komentarze (121)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper