Weekendowe granie #88(8)

Jeszcze tylko trochę i WG będzie miało 888 numer! To jakieś 5 600 dni. Czy WG jeszcze tyle przetrwa? Na pewno. Tymczasem zapraszam do kolejnego odcinka. Będzie więcej obrazków niż literek, więc powinno być spoko.
Cieszmy się więc póki jeszcze żyjemy. Póki konie nas nie zbiły w ramach zemsty. Dlatego zgrabnie przejdźmy do punktu głównego programu, jakim jest pisanie o graniu. No bo przecież lepiej o tym pisać niż faktycznie to robić. Człowiek się nauczy czegoś przynajmniej i mama będzie dumna. No to jadziem. Wciąż walczę o platynę w Kingdom Hearts: Birth By Sleep Final Mix HD [PS3], choć ostatnio nieco rzadziej, bo wziąłem się za kończenie napoczętych gier i poznawanie tych nowych. W przygodach smutnego trio z kluczami zamiast mieczy, zostało mi jeszcze sporo zabawy i przede wszystkim rzecz najtrudniejsza: pokonanie tego szalonego Unknown. Próbowałem innymi postaciami niż Terra i w końcu widzę jakieś postępy. Niestety wciąż jest to bardzo odległe i nie wiem czy w tym roku wbiję tę platynę. A nie ruszę innej odsłony tej serii dopóki tego nie zrobię! Ważne, że mini grę rytmiczną mam już za sobą. Obrazek.
Dobra, szał na wbijanie trofeów już mi chyba minął, dlatego wziąłem się za jakieś nowe gry. Pierwsze co zrobiłem to ukończenie [gra]Batman: Arkham City™ (PS3)[/gra]. Widziałem [gra]Batman: Arkham Knight (PS4)[/gra] w akcji i trochę zatęskniłem za podobną grą. Nie jest to tytuł o którym mógłbym się rozpisywać. Ot, jest Batman, lata, bije i ogólnie jest. Sama gra jest mocno dopieszczona, w zasadzie nic nie można jej zarzucić. To co mi się nie podobało to ten system walki z kontrami. Przez to wszystko sprowadza się do niezbyt sensownego klikania w "kwadrat" i w "trójkąt" co jakiś czas. Tak by było gdyby nad głowami przeciwników nie pojawiało się coś, co nas informuje o tym, że teraz tę kontrę trzeba wykonać. Ja jednak wolę sam sobie o tym decydować. Tu wszystko takie automatyczne. Choć przyznam szczerze, że próbowałem grać na poziomie trudnym i nie dałem rady. Koniec końców zmieniłem na normalny gdzie oswoiłem się z tym systemem. Myślę że teraz bym sobie poradził, ale po co skoro nie ma trofeum za poziom trudności. Co do samej fabuły... Nie znam komiksów, a ze scenariuszu gry niewiele zapamiętałem. Podobał mi się początek w więzieniu i kilka późniejszych fragmentów, ale nic Wam tutaj nie przytoczę. Najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że Batman nie zabija. No ale przecież kolejne części muszą powstawać, a pomysły na postacie są ograniczone.
[gra]Call of Juarez® Gunslinger (PS3)[/gra] to o wiele lepsza gra niż przypuszczałem. Kiedyś grałem w pierwszą część na PC i również byłem pozytywnie zaskoczony, ale tutaj to trochę inna sytuacja, bo jednak Gunslinger to mniejszy projekt. Spodobała mi się już wersja demonstracyjna, aczkolwiek szału nie było. Najprzyjemniej w tym wszystkim się strzela. To co jednak w pełnej wersji pokazało (że tak powiem) lufę, to scenariusz i to jak jest prowadzony. Pisałem już jednak o tym dlatego nie będę się powtarzał, bo polecą zmiękczone końskie kopyta. Sprawdziłem sobie co tam gra oferuje poza trybem Opowieści i są to po prostu "szczelaniny na punkty". Kiedyś sobie przysiądę i postaram się o 100% trofeów. Na razie gram w coś innego.
Później ukończyłem wspaniałe dzieło jakim jest [gra]BioShock Infinite (PS3)[/gra]. Gra jest dobra, ale nie tak jak pierwsza część. Głównie dlatego, że mamy nieco biedniejszy gameplay. Albo raczej bardziej nastawiony na strzelanie, akcję. To już zależy co kto bardziej lubi. W "jedynce" ważniejsza była eksploracja, odkrywanie historii miejsc które zwiedzamy, czy poznawanie nowych, szalonych, zepsutych osobistości. Tutaj największe wrażenie robi podniebne miasto Columbia ze swoim nacjonalistycznym ustrojem. Spodobał mi się początek, gdzie najpierw lądujemy w tym mieście, a potem je zwiedzamy. jest spokojnie, sielankowo, ale dziwnie. Czuć unoszące się w powietrzu szaleństwo, ale nie objawia się ono tak bezpośrednio. Jeśli się przyjrzeć, można zauważyć że wśród mieszkańców panuje fanatyzm i choćby rasizm. Na ulicach widać w zasadzie tylko białych ludzi, a jeśli spotykamy czarnych to raczej w roli sług niż zwykłych, szczęśliwych mieszkańców cieszących się festynem. Jedynych czarnych jakich pamiętam w prologu określono "najbardziej gejowskim kwartetem w Columbii" na jednym z plakatów. Wszystko wygląda ładnie, jest słonecznie, kolorowo. Do czasu aż odmówimy rzucania piłkami bejsbolowymi (w celach rozrywkowych oczywiście) w jakichś dwóch (zdaje się) niewinnych ludzi stojących na scenie (jeden z nich to oczywiście człowiek czarnoskóry). Wtedy zaczyna się rzeź. Mieszkańcy uciekają do domów, a na ulice wybiega służba porządkowa Comstocka próbująca nas powstrzymać. Co ciekawe, możemy wybrać w kogo rzucimy piłką bejsbolową. Może to być albo mówca (ważna postać w fabule) albo wspomniana wcześniej parka. Ja wybrałem mówcę i wciąż jestem ciekaw co by się stało gdybym wybrał jednak parkę. Podejrzewam że niewiele by to zmieniło. Tak czy siak, od tamtej pory mamy właśnie dużo strzelania, zjeżdżania po specjalnych szynach i korzystania z Wigorów (nadające nam specjalne właściwości jak w pierwszej części). No i wszystko byłoby cudnie, gdyby nie to, że po jakimś czasie gra stała się monotonna i nieco się dłużyła. Szkoda, bo w Columbii po prostu chce się być, podobnie jak w Rapture. Architektura miasta zachwyca i co więcej lądujemy tutaj w momencie kiedy jest jeszcze dobrze, nie tak jak w "jedynce" kiedy naszym oczom ukazane jest miasto już po upadku. No i w Columbii jest naprawdę sporo ciekawych rzeczy, dlatego eksploracja wciąż jest przyjemna (ale już bardziej opcjonalna). Najbardziej spodobały mi się Kinetoscope'y, dzięki którym można obejrzeć nieme filmy propagandowe. Dzięki nim dowiedziałem się kilku ciekawych rzeczy nawet o samym Comstocku, czy podniebnym mieście do stworzenia którego się przyczynił. Szkoda tylko, że wciąż nie udało mi się uniknąć uczucia monotonii. Bardzo dobrze, że były momenty pozbawione wszelkiej akcji, a skupiające się na eksploracji czy opowiadaniu jakiejś historii. Może było ich zbyt mało, a może wina leży po mojej stronie, bo grałem zbyt intensywnie i się po prostu prze...grałem (główną grę ukończyłem w dwa posiedzenia). Mimo wszystko i tak byłem i jestem grą zachwycony. Mimo tych kilku zastrzeżeń zostałem niemal zahipnotyzowany przez wykreowany świat. Bardzo polubiłem Elizabeth mimo jej roli (bo ogólnie jest nieśmiertelna i podczas walk potrafi dostarczyć nam amunicji, czy apteczek) i autentycznie tęskniłem za dialogami jej i bohatera głównego, gdy nagle zostali na dłużej rozdzieleni. To jedna z tych gier w których łatwo przywiązać się do postaci, choć do kilku rzeczy znów mógłbym się przyczepić. Ale nic to, wciąż duet Booker i Elizabeth jest lepszy niż Ellie i Joel. W moim osobistym odczuciu [gra]BioShock Infinite (PS3)[/gra] przegrywa z [gra]BioShock (PS3)[/gra] właśnie przez to, że nie ma niczego takiego jak Big Daddy i tych wielu charakterystycznych elementów, które uczyniły pierwszą odsłonę arcydziełem wśród gier wideo. Cóż, nie można mieć wszystkiego, a jeśli Ken trzymałby się podobnego schematu, mógłby zostać posądzony o odtwórczość. Tak czy siak, obie gry TRZEBA poznać, do czego gorąco zachęcam.
Ukończyłem również oba epizody Burial At Sea. Szczerze mówiąc spodziewałem się czegoś lepszego. Czegoś więcej niż zapchajdziury. Tutaj niestety odniosłem takie wrażenie, choć może nieco przesadzam. Oczywiście fajnie że mogłem jeszcze chwilę nacieszyć się scenopisarstwem i reżyserią Kena Levine'a, czy powrócić do ubóstwianego przeze mnie Rapture - tu znów możemy zobaczyć miasto w momencie kiedy nie jest w ruinie. Tylko co z tego, skoro przez cały czas grania miałem wrażenie, że mogłoby się obejść bez tego małego scenariusza? Choć nie da się ukryć że mimo sceptycznego nastawienia i tak mocno mnie te wydarzenia wciągnęły, a końcówka pierwszego epizodu sprawiła, że z miejsca odpaliłem część drugą. Na której niestety trochę się zawiodłem. Wcielamy się w niej w Elizabeth, dlatego nieco zmienia się charakter rozgrywki - z racji iż nie jest tak silną osobą jak Booker, musimy się skradać. Jednak tylko do czasu, bo później znajdujemy przecież amunicję i już w zasadzie można sobie swobodnie strzelać. Zostałem natomiast mocarnie oczarowany tym przesłodzonym Paryżem rodem z animacji Disneya. Coś przepięknego. Nie wiem czy nie mógłbym pokusić się o stwierdzenie, że spodobał mi się bardziej niż Columbia. Szkoda, że później było już tylko gorzej. Miałem albo zły nastrój, albo już dość tej gry, bo zdenerwowało mnie to całe skradanie, które jakoś mi totalnie do tej serii nie pasuje. Mimo wszystko i tak podobały mi się te dwa dodatki, a tym bardziej to jak dopełniają fabułę serii. Gdyby zabrakło drugiego epizodu byłbym mocno niezadowolony, ale ten na szczęście jest i bardzo dobrze uzupełnia to co trzeba. Liczyłem że i trzeci dodatek jest fabularny, ale niestety Clash in the Clouds pozwala jedynie zdobyć jak najlepszy wynik podczas starć w określonych miejscach podniebnego miasta. W sumie po nazwie dodatku tego się właśnie po cichu spodziewałem. Z drugiej strony może to i dobrze, że nie było kolejnego scenariusza bo znów bym grał mimo iż mam dość, a potem narzekał. No i w ramach ciekawostki: głos Rosalind Lutece (kolejna bardzo fajna postać) to również głos Naomi Hunter z [gra]Metal Gear Solid (PS One)[/gra], czy [gra]Metal Gear Solid 4: Guns of the Patriots (PS3)[/gra].
Nie odchodźmy jeszcze z gatunku gier pierwszoosobowych i przejdźmy do kolejnego tytułu. Z przyjemnością przeszedłem [gra]Metro: Last Light (PS3)[/gra] znów spodziewając się czegoś gorszego i nieco obawiając się, że kolejna gra FPP to zbyt wiele. Na szczęście produkcja okazała się bardzo wciągająca i niezwykle klimatyczna. Aby wczuć się lepiej włączyłem sobie nawet rosyjską wersję językową. Mogłem w sumie wybrać również najtrudniejszy poziom trudności, bo to w końcu gra opierająca się na przetrwaniu, ale potrzebowałem czegoś przyjemniejszego. A ponoć dopiero na poziomie Stalker (który trzeba dokupić) gra pokazuje pazur. Kilka rzeczy mi w tej grze przeszkadzało. Główny bohater, który mimo iż momentami był głupi i naiwny, był najlepszym Stalkerem w społeczeństwie. Po tych kilku akcjach gdzie się nabrał i odwalił śmierdzącą kaszanę nigdy by do domu nie wrócił, ale tutaj mu się to udało plus jeszcze powstrzymał całe zło i pogodził ze sobą dwa obce gatunki. No i bohater to ogólnie niemowa, chyba że wczytuje się gra to swoje zapiski z dziennika czyta na głos. Drugą rzeczą która mi przeszkadzała to bardzo łatwo dostępna amunicja. Gra wprowadziła mnie początkowo w błąd, bo zostało powiedziane mi że pocisków używać będę nie tylko do strzelania, ale również do handlowania. Jak się okazało są to specjalne pociski, które zadają silniejsze obrażenia. Za nie można również kupować nową broń i ulepszenia, bądź amunicję do nich. Stwierdziłem więc, że nie będę jej używać do strzelania i sobie przyoszczędzę. Okazało się, że pierwszą broń i ulepszenie w postaci lunety kupiłem dopiero na samym końcu gry i jeszcze pełno "złotej" amunicji mi zostało. Kilka razy męczyłem się z jakimiś mutantami i mogłem sobie wtedy z niej skorzystać, ale kto by przypuszczał? Więcej rzeczy natomiast mi się spodobało. Tak jak niesamowity klimat i design gry szczególnie po wyjściu na powierzchnię. Kilka razy gdy grałem późną nocą czułem lekkie zaniepokojenie. Jest taki moment w którym dostajemy coś w rodzaju drezyny. Następnie przemierzamy kolejne kilometry podziemia często mogąc jechać prosto albo zboczyć na chwilę w celu zwiedzenia nowych miejsc. Udało mi się zwiedzić dwa i to jeszcze się zląkłem przy tym. Przy trzecim jak usłyszałem jakieś złowrogie szelesty i pomruki szybko się cofnąłem i wróciłem do twierdzy. Kolejna rzecz jaka zrobiła na mnie wrażenie to dbałość o pewne szczegóły. Mowa choćby o tym, że maska gazowa jaką ubieramy może się zabrudzić czy pęknąć. Najbardziej jednak spodobało mi się to, że można ją przeczyścić dłonią. Uwielbiam takie szczegóły, bo mocno zwiększa to immersję. Co więcej, dzięki temu gra ładniej wygląda. A kunszt artystów pracujących nad grą widać niemal na każdym kroku. Niejednokrotnie po prostu stałem i podziwiałem widoki. Szkoda tylko, że całość jest tak prosta. Niby musimy się skradać, ale jak coś nie pyknie to bez problemu wybijemy 20 wrogich żołnierzy. I wybilibyśmy więcej. No ale nie ma co się pastwić bez sprawdzania najtrudniejszego poziomu. No i nieco żałuję że nie poczekałem do momentu w którym mógłbym zagrać w pierwszą część z zestawu [gra]Metro Redux (PS4)[/gra]. Żałuję również że nie zapoznałem się najpierw z książką. Cóż, tak to bywa z niecierpliwością. No i jak oceniam? 10/10 bo były wirtualne cycki. Nie no, żart.
O, te cycki to tam w kałuży leżą. Tam po lewej. Widzicie? Jakiś mutant je zgubił.
Czas na zmianę klimatów i gatunku. Ukończyłem świetnego [gra]Rayman 3 HD (PS3)[/gra]. Brakowało mi podobnej platformówki. Dużo dobrego humoru (pijany Globox), magicznie i prześlicznie wyglądające lokacje, świetna muzyka i sporo skakania. No i oczywiście wszystko w trójwymiarze, nie jakimś indyczym 2D. Tęsknię za czasami kiedy ten gatunek był populary i bardzo fajnie grało mi się w (chyba) ostatniego dobrego Raymana. Wcześniej grałem w tę odsłonę na PC, ale nie doszedłem zbyt daleko. Gdy grałem na PS3 traciłem czasem cierpliwość. Głównie na bossach, dopóki nie znalazłem fajnego sposobu na pokonanie ich. Szkoda również, że remaster jest trochę spartaczony. Nieraz zdarzyła się gorsza płynność, czy jakaś pikseloza. Najgorsze były jednak scenki bez głosu. Te na silniku gry były w porządku, te renderowane miały jakiś problem. No i co do samej gry to nie podoba mi się sposób w jaki uzyskuje się 100% w poziomach. Wszystko zależy od ilości punktów jakie zdobędziemy, a to uzależnione jest od tego jak dobrze przedłużamy combo. Musimy więc zdobywać punkty z możliwie najmniejszymi odstępami czasowymi. Tyczy się to walki jak i zbierania. Wolałbym jednak zbierać jakieś lumy i klatki. W "dwójce" było to rozwiązane w ten sposób, podobnie jest choćby w [gra]Spyro 2: Gateway to Glimmer (PS One)[/gra], gdzie jeszcze mamy księgę w której zapisane są nasze postępy. Co ciekawe, za punkty zdobywane w [gra]Rayman 3 HD (PS3)[/gra] odblokowują się mini gry. Póki co sprawdziłem tylko jedną i było to coś podobnego do pierwszej części, gdzie poruszamy się w dwóch wymiarach. Nie odblokowałem ich wszystkich i co więcej nie mam teraz ochoty aby kombinować ze znalezieniem sposobu na przejście tych poziomów na 100%. Kiedyś się za to wezmę, pewnie z jakimś poradnikiem, ale póki co mi się nie spieszy.
W końcu się zmusiłem i ukończyłem [gra]Rayman® Origins (PS3)[/gra]. Nie spodobała mi się ta gra. Pierwsze wrażenie było bardzo pozytywne. Możliwość grania w kooperacji, ładna stylistyka, sympatyczna muzyka i wystarczający poziom trudności. Później jednak zauważyłem że muzyki jest bardzo mało (przez co się powtarza), skakanie jest jakieś takie trochę automatyczne i po jakimś czasie znów lądujemy w tych samych światach, aby znów pokonać jakichś bossów. Nie lubię czegoś takiego. Dla mnie to chamskie przedłużanie gry. No i przede wszystkim nie podoba mi się to, że taka ważna seria została potraktowana jak jakaś mało ważna gra. Bo to o czym pisałem wyżej to wynik tego, że Rayman został po prostu zindyczony. Skoro robią restart serii to dlaczego nie będą to choćby te najbardziej nadające się lokacje z [gra]Rayman (PS One)[/gra], ale już w 3D? No bo nie, bo się nie sprzeda. Na koń z takim restartem. Kiedyś wezmę się za platynę, ale szczerze mówiąc samemu nie za bardzo chce mi się w to grać, będę więc grać z kimś, nie inaczej. Mam nadzieję, że [gra]Rayman® Legends (PS3)[/gra] jest lepszy, bo jeśli znów mam się tak męczyć to raczej podziękuję. Swoją drogą, ostatni poziom gdzie gonimy tego zdradzieckiego stworka trochę przypomina mi Columbię z [gra]BioShock Infinite (PS3)[/gra].
Zacząłem zabawę w [gra]Burnout™ Paradise (PS3)[/gra]. Wcześniej grałem trochę w [gra]Burnout 3: Takedown (PS2)[/gra] i prawie przeszedłem na 100% [gra]Burnout Dominator (PS2)[/gra]. Nie znam więc za dobrze tej serii. Jest to chyba pierwsza odsłona z tak otwartym światem i z jednej strony podoba mi się to, z drugiej już trochę mniej. Podoba, bo lubię sobie po prostu swobodnie pojeździć po mieście, poszukać jakichś skrótów czy nowych miejsc do przemalowania samochodu. Z drugiej strony jest jednak problem, bo cała otwartość przeniosła się również do wyścigów i całego poszukiwania ich. Podczas walki z innymi można fajnie skrócić sobie drogę wybierając korzystniejsze drogi, ale można również pojechać jak na grzyby i wylądować w rzece z kąpiącymi się końmi. Nie dla mnie takie zabawy, plus wolę jednak wyścigi wybierać z jakiegoś menu. Podoba mi się natomiast cały model jazdy, grafika i udźwiękowienie gry. Twórcom należy się uznanie za cały wachlarz muzycznych gatunków. Mamy do wyboru elektronikę, młodzieżowy (pojękujący) rock/metal i muzykę klasyczną. Fajnie. System zniszczeń to jak zwykle poezja i w połączeniu z pracą kamery cudownie obserwuje się kraksy. No chyba że zależy nam na wyniku. Dodatkowo widzę, że będę jeździł raczej jednym rodzajem aut, a mianowicie Speed. Takimi najłatwiej zdobywa mi się boost, bo wystarczy zwykłe jechanie pod prąd. No i tylko te auta mogą mnożyć sobie te dopalacze, a to bardzo przydatne gdy bierzemy udział w wyścigach na punkty. Nic to, gra się fajnie i mam nadzieję, że do końca nie zacznę odczuwać monotonii. No i na koniec dodam, że trochę byłem zaskoczony jak usłyszałem co najmniej 5 kawałków, które zostały użyte również w [gra]Burnout Dominator (PS2)[/gra]. Szkoda, że nie było jednego z moich ulubionych.
No i na koniec, kolejna gra w którą gram i tytuł "z okładki". [gra]Deadly Premonition: The Director's Cut (PS3)[/gra] początkowo mnie żenowało. Powiedziałbym nawet, że bardzo. Już w filmie otwierającym widać, że grafika to (jakby niektórzy powiedzieli) "wczesne PS2". Dodajmy do tego zachowanie postaci, to jak się poruszają, wyglądają, ich mimika twarzy. Na szczęście, jak powszechnie wiadomo grafika nie ma ŻADNEGO znaczenia. Liczy się fabuła, nastrój, klimat, kreacja postaci... No. I tutaj gra daje radę, jak najbardziej. Strzela się w miarę spoko, ale jak na dzisiejsze standardy tragicznie. Jeździ się też w miarę spoko, ale w porównaniu do gier z 2013 znów tragicznie. Mnie najbardziej w tym wszystkim denerwuje dźwięk jadącego samochodu. Nie wiem jak to opisać. Tak jakby od zera osiągał maksymalną ilość obrotów w sekundę, a potem zniżał do monotonnego i denerwującego buczenia. No i fajnie, można zapalić światła, można wycieraczki uruchomić, nawet kierunkowskaz! Tylko że nie wiem jak teraz wrócić do hotelu w którym zatrzymał się bohater. Dlatego spałem na jakimś cmentarzu. W deszczu. Jako specjalny agent FBI, York. Co ciekawe, sama struktura rozgrywki przypomniała mi od razu o grach pokroju [gra]Silent Hill 2 (PS2)[/gra] gdzie mamy daną lokację, w której musimy przedostać się do celu poprzez znajdowanie wszelakich przedmiotów torujących nam drogę. Może to być klamka o kształcie dłoni, czy może element jakiegoś mechanizmu. No i druga sprawa która przypomniała mi o przygodach Jamesa Sunderlanda to klimat. Zwykle poruszamy się w normalnych warunkach, ewentualnie jakiejś ulewie. Są jednak momenty kiedy lokacja w której się znajdujemy przechodzi mroczną metamorfozę. Taki szpital chociażby (znów SH2), gdzie ściany obrosły czerwoną naroślą, pobrudziły się, a po korytarzach zaczęły krążyć zjawy. Śmiesznie się wyginają (tak do tyłu, jak Neo w Matrixie gdy unikał pocisków) i jęczą takim smutnym głosem zombie "DON'T WANT TO DIEEEEE". (Wtedy też byłem zażenowany). Mimo iż nie boję się tych maszkar, to nastrój jaki towarzysz przemierzaniu tych miejscówek wzbudza mój niepokój, może nawet lęk. Musiałem robić sobie przerwy, bo od tych wszystkich płaczów, jęków i mrocznego ambientu nie mogłem wytrzymać. Za to dajemy ogromnego plusika, prawda Zach? No i cóż, niewiele pograłem (bo i czasu teraz mniej), ale jestem zaintrygowany. Podoba mi się to jak zostały wykreowane postaci. Poza tym jednym policjantem, który zachowuje się jak panienka wyjęta z kreskówki. Tzn, biega jak panienka, z rękoma rozłożonymi na bok, zgiętymi w łokciu. Niewiele mogę o tych postaciach powiedzieć, bo mimo iż minęły jakieś 4 godziny, wciąż jestem w pierwszym epizodzie. No i cóż, bardzo ta gra wciąga, więc będę w nią cisnął ile wlezie. Nie sądzę bym potrzebował przerywac obcowania z grą jakimś [gra]Burnout™ Paradise (PS3)[/gra], więc przez ten weekend będę grać raczej tylko w to. POLECAM.
Na koniec jeszcze troszkę muzyczki ode mnie. Jakieś twory DJ i pana co tworzy muzykę elektroniczną. Naprawdę bardzo fajnie brzmi. Jakbym miał do czegoś porównać, to pasowałoby mi to nawet do muzyki inspirowanej (znów) [gra]Silent Hill 2 (PS2)[/gra]. Polecam.
Ja tymczasem znikam i zostawiam Was z dziełem Laughtera. Udanego weekendu.
_________________________________________________________________________