Weekendowe granie #68

BLOG O GRZE
993V
Weekendowe granie #68
kalwa | 07.05.2015, 19:51
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Dobra! Niedługo czas odstawić szkołę, pracę, jakieś porządkowanie i temu podobne rzeczy i na poważnie zająć się graniem! Właśnie po to jest weekend, który niedługo się zacznie. Wierzę, że weekend to zestaw dni, które powinny być niemal w całości poświęcone przyjemnościom. I cóż, może to wszystko niesprawiedliwe (że tak tego niewiele), ale nie smućmy się i przejdźmy do właściwej treści WG.

Te „wstenpy” to jakaś słabizna, nie wiem kto to wymyślił. Ale dobra, NIEWAŻNE. Trzeba napisać ten odcinek i zacząć się bawić. Inaczej nie można, bo powstanie TIME PARADOKS. Cóż, pisałem w komentarzu pod ostatnim WG, że ostatnio ukończyłem fabułę [gra]Borderlands™ (PS3)[/gra] i prawie wbiłem platynę – do trofika bogów zabrakło 8 poziomów. Grę już usunąłem, bo nie chciało mi się na razie więcej grać (tym bardziej że wyzwanie „52 gier w rok” nie czeka, a baluje i rozwija się nieprzerwanie!!!!!). Podsumuję to wszystko tylko, tak jak robię zawsze. Zbiorę wszystko co kiedykolwiek i gdziekolwiek napisałem o tej grze i Wam tutaj (inaczej) to opiszę, żebyście nie poczuli że kiedyś już to czytaliście. Taka moja magiczna sztuczka. Mój stary był czarodziejem, ale jak kiedyś wyszedł na dwór to odleciał razem z jakimiś latającymi końmi i nigdy nie wrócił. Od tamtego czasu za moim oknem jest już trochę nudniej. Nie ma latających i tańczących koni. Ma to swoje zalety, bo te wredne zwierzęta zawsze przelatywały mi przed oknami i śmiały mi się prosto w twarz, po czym odlatywały. Bardzo mnie to rozpraszało, a czasem miałem wrażenie że ze mnie drwią. Przez to często zapominałem gdzie jestem, łapałem zwiechy i takie tam. No ale przez to nie umiem więcej sztuczek i nic Wam już nie zaprezentuję. Aha, miałem o tym [gra]Borderlands™ (PS3)[/gra].

kALWa888 napisał:
Borderlands ogólnie ssie, ale jakoś nie grało się źle. Polecam. 7/10.

Dobra, [gra]Borderlands™ (PS3)[/gra] mamy za sobą. Możemy więc przejść do tytułu z okładki. Najpierw jednak jego poprzednik. Jak pewnie niektórzy z Was rozpoznają, chodzi o [gra]Zone of the Enders HD Collection (PS3)[/gra]. Gry z PlayStation 2, przy których pracował Kojima (jako producent wykonawczy, a mimo to tytuł jest sygnowany i reklamowany jego nazwiskiem). [gra]Zone of the Enders (PS2)[/gra] opisałem w Retrograniu i wszystkich zainteresowanych ciekawostkami na temat tejże produkcji, czy czymś w rodzaju making of, odsyłam tutaj (tylko nie zapomnijcie wrócić). Cóż, gra jest ogólnie mocno archaiczna. Mimo że wyszła na PS2, wygląda jak gra z NES (tak tak kusza blada, już WTEDY indyki szalały na podwórku Sony rozrywając na szczępy przychodzących tam graczy). Ogólnie chodzi o to, że latamy sobie takim wielkim robotem i psujemy inne. Dziwnie się steruje – jakieś połączenie Tetris z Gran Turismo, ale przyjemnie. Nigdy bym nie powiedział, że to jakieś wymuszone utrudnienie. O walce wolę nie wspominać, bo ten system jest tak skomplikowany, że zanim zadam jeden cios łapię kolejną zwieszkę i trzeba mnie zresetować. Nic dziwnego, w końcu SAM KOJIMA przy tym robił. Gdy obcuję z jego dziełami mój nubski mózg zamienia się w uschnięty pasztet. Wtedy przychodzą koty i się Pożywiają. No nic. 7/10. Taki trochę crapik, ale jak nie ma co robić to można sobie pograć.



Ekhm. Dobra. Ktoś mi czegoś dosypał do kawy. Na pewno. Chyba że to te białe plamki na niej coś mi uszkodziły. Może mój stary wrócił z tymi końmi… No nic, postaram się jednak jakoś normalnie opisać to ZoE. Ogólnie archaizmów jest sporo. Miałem przerwę od „czarnulki”, a tym bardziej od gier z 2001 roku (takie stare, heeeee). Najbardziej doskwiera obsługa kamery rodem z PS One. Następnie mamy konstrukcję świata. Mamy mapę świata, na której znajdują się miasta – czyli zamknięte areny, po której poruszają się drużyny przeciwników. Lokacji jest maksymalnie 10 i niestety tutaj pojawia się problem częstego wracania do nich. Jest to o tyle męczące, że czasem po prostu odkładałem pada i patrzyłem sobie przez okno jak Cycaty Mesjasz myśli, że niesie swoje mięciutkie, ale owłosione objawienie. Dobrze że już mnie nie odwiedza. Jego cycki są teraz nadziane szkłem i szukający łaski, cierpią. Nieważne. Po prostu momentami czułem się mocno znudzony ciągłą walką z tymi samymi przeciwnikami i lataniem po tych samych lokacjach. No i cóż, jak na kolekcję HD to na moje oko całość zrobiona jest nieco niedbale. Mimo łatki dalej widać poszarpane krawędzie i nieco biedne tekstury – patch wnosi ponoć zmiany tylko do „dwójki”. Jeszcze gorzej wyglądają przerywniki CG… Ale ja nie będę Wam tu marudził. Polecam ogólnie, bo gra nie jest szczególnie długa (mi normalne przejście, w którym nieraz zatrzymałem się na dłużej szukając rozwiązania, zajęło 8 godzin) i nadrabia naprawdę dobrą fabułą. Warto poznać, ale trzeba mieć pewien poziom tolerancji na te przestarzałe elementy i pewne japońskie klisze. Na zachętę intro do gry, które dla mnie jest esencją tamtych czasów. DZISIEJ NIE MA, KUSZA!!!!!!


Nie wiem, no… Po prostu słuchej, oglądej… nie ma co świrować, serio. Nie warto. Przyjdzie Cycaty Mesjasz, pokaleczy na miękko. Po co to komu…

O wiele lepsza, ale wciąż zbyt mało usprawniona jest kontynuacja, [gra]Zone of the Enders: The 2nd Runner (PS2)[/gra]. W sumie niedużo pograłem, bo mam za sobą 3 godziny gry, ale poznałem na tyle, że mogę się wypowiedzieć. Poza tym, żyjemy w czasach, w których stwierdzenie „nie znam się, to się wypowiem” jest niemal maksymą niektórych. Hm. Pierwsze co zauważyłem to fakt, że system walki niewiele się zmienił, podobnie jak obsługa kamery. Jeśli miałbym jakoś opisać starcia z przeciwnikami, to byłoby to dla mnie coś w rodzaju slashera/bijatyki/actionJRPG, z tą różnicą że tutaj rodzaj ataku zależny jest od odległości – na blisko walczymy ostrzem, z daleka strzelamy (i nie ma że boli!!!!). Przeciwników oznaczamy, blokujemy ich ataki, używamy mocniejszych ataków i broni specjalnych. Mam wrażenie że jednak „dwójka” jest trudniejsza, bo momentami trzeba się nieźle nakombinować by znaleźć słaby punkt przeciwnika. No i jak w pierwszej części walczymy z maksymalnie sześcioma przeciwnikami, tak w 2nd Runner może być ich kilkunastu. Kolejna rzecz to grafika, która wygląda naprawdę super. Jednocześnie wszystko działa bardzo płynnie, mimo iż na ekranie naprawdę sporo się dzieje. Pełno dymu (który jest okraszony cel shadingiem), iskier, kawałków maszyn itp. Walki robią spore wrażenie i niektóre akcje aż rozrywały koc na którym przebywałem podczas grania. Coś niesamowitego. Kolejnym cudem jest muzyka i wstawki z anime, które prezentują nam fabułę gry – warto dodać, że całość jest tak samo dobrze wyreżyserowana jak choćby [gra]Metal Gear Solid 2: Sons of Liberty (PS2)[/gra]. W tym przypadku bardziej czuć rękę Kojimy. Szkoda, że teraz jedyne co może, to sobie tymi rękami pomarszczyć Freda.

Fred: Dobra chłopie. Przeginasz. Zaraz ten szklany stół wyląduje na twojej mordzie! Sam se zmarszcz.

Kalwa: Ekhm. Kto marszczy ten marszczy. Nieważne. W zasadzie nie mogę za dużo teraz napisać o tej wspaniale zapowiadającej się produkcji. Wspomnę jeszcze, że naszła mnie taka mała refleksja odnośnie usprawnień/ewolucji, o której wspominałem wcześniej. Odnoszę wrażenie, że japońscy twórcy stawiają takie malutkie kroczki i ich kolejne gry bardziej opierają się na sprawdzonych schematach z małymi ewolucjami, których nie widać od razu. Rzadko kiedy korzystają z rewolucyjnych rozwiązań, które drastycznie zmieniają charakter gry. Nawet jeśli weźmiemy pod uwagę coś takiego jak [gra]Final Fantasy X (PS2)[/gra] i [gra]Final Fantasy XII (PS2)[/gra]. Obie gry mają turowy system walki, ale w jednym z nich jest bardziej dynamiczny i „żywy”. No bo mimo, iż w „dwunastce” przeciwnicy są widoczni na mapie i to również na niej dzieją się starcia, to wciąż każdy z uczestników ma swoją kolej na zadanie ciosu. Co więcej, jeśli popatrzeć na to z perspektywy całościowego dorobku gier, to system walki rodem z MMO nie jest niczym nowym, ale w serii jak najbardziej. Idąc dalej mamy przykłady gier, które mimo iż pojawiły się na nowym systemie jak PlayStation 3, to w wielu aspektach są to gry o charakterze tych z PlayStation 2. Taka [gra]Yakuza 3 (PS3)[/gra], [gra]Metal Gear Solid 4: Guns of the Patriots (PS3)[/gra], czy coś innego o czym teraz nie pamiętam albo nie znam. A chodzi mi ogólnie o to, że do zachodnich gier czegoś podobnego przypisać nie potrafię. O ile znany nam dzisiaj gameplay (tak bardzo przyjazny) ewolucją trudno nazwać, to jest to coś mocno odczuwalnego i widocznego na pierwszy rzut oka. No i może ma to związek z tym, że japońskie produkcje dłużej budują swoją „legendarność”, muszą na nią poczekać. Oczywiście wyjątki wciąż się zdarzają, ale racji w tym jest sporo jak mi się wydaje. Nawet na przykładzie [gra]Zone of the Enders (PS2)[/gra], czy serii MGS, gdzie mimo trendów panujących wtedy (pamiętacie starcia [gra]Tom Clancy's Splinter Cell (PS2)[/gra] vs [gra]Metal Gear Solid 2: Sons of Liberty (PS2)[/gra]? – no właśnie), deweloperzy z Konami postawili na sprawdzone (dla nich) rozwiązania zamiast pójść z duchem czasu i zaimplementować swobodną obsługę kamery i celowanie zza ramienia nawet w trzeciej części.



No, gry raczej za nami. To znaczy, chyba nie będę o nich pisał już w tym odcinku (choć nigdy nie wiadomo). W sumie czuję lekki niedosyt po pisaniu o [gra]Borderlands™ (PS3)[/gra]… Może to naprawić? Opiszę swoje wrażenia ze zdobywania trofeów… Z grania z samym sobą na podzielonym ekranie…  Meh… Dobra, to może trochę muzyki. Nie martwcie się, o smyraniu się pod wodą nic nie będzie! Hm, co tu zapodać. Die Antwoord nikogo, SlipKnoT był… No dobra, wziąłem się ostatnio za odkrywanie i z pomocą przyszła pewna przesympatyczna osóbka i nieco poleciła. No i cóż, zaczęło się od ciekawego projektu w klimatach nordyckich, przeszło przez anime i skończyło się na dokonaniach rodaków. Sam dopiero poznaję, więc wiele nie napiszę. Ot, to co tutaj zaprezentuje mocno mnie urzekło i ostatnio dużo sobie podsłuchuję. Polecam.

Na początek pełny album Runaljod - Yggdrasil grupy Wardruna.


Później genialna muzyka z Japonii.


I na koniec rodzime klimaty w wykonaniu Slavland. Warto posłuchać.


I cóż. To tyle ode mnie. Czekam na Wasze komentarze i mam nadzieję, że mnie nie zawiedziecie. Może znacie to uczucie, gdy nieraz wiemy, że nastąpi jakaś rozmowa, nawet jeśli miałyby to być tylko jednorazowe wypowiedzi po obu stronach. Ja sam często wyobrażam sobie przebieg takiej rozmowy, ale że nigdy nie wychodzi nawet w najmniejszym stopniu podobnie, to cóż, inna bajka. Waszych komentarzy JESZCZE sobie nie wyobrażam, ale cóż, Fred mógłby przejąć cykl gdybyście do tego doprowadzili. Dzielcie się Waszymi planami na weekend itd. Ja znikam, pojawia się Laughter ze swoim tekstem.


__________________________________________________________________________
 

Kolejny krótki filer, kolejna retrospekcja. Wracamy się do momentu gdy Grzywa odczytał zwój WWG i doprowadził nieumyślnie do zniszczenia studni. Spojrzymy na te wydarzenia z nieco innego punktu.


Nubdor, zamek Germańskiego Lorda małp.

Germański Lord siedział wygodnie na tronie. Otoczony swoimi, klaszczącymi z zachwytu małpami. Czekały na pierwszy posiłek, bo Germański Lord był nie tylko wspaniałym politycznie władcą, ale i znakomitym szefem kuchni dostarczającym regularnie syte śniadania. Zawieszony w powietrzu portal przedstawiał mu widok przerażonych twarzy członków drużyny, która dowiedziała się o tym, że została oszukana i studnia lada chwila zostanie zniszczona. Przekonany o czekającej ich agonii i śmierci pod gruzami, rozłączył połączenie i wstał uradowany. Następnie obdarzył poddanych spazmem swojego charakterystycznego, psychopatycznego śmiechu.
Germański Lord: Tak! Nareszcie! " target="_blank">Hahahahah! Tyle żmudnych i długich lat na to czekałem! W końcu dopięliśmy swego! Studnię szlag trafił, jak i całą ich zapyziałą społeczność tych... podzwierząt! " target="_blank">Gahahahah!

Wydawałoby się, że radości nie będzie końca aż nagle... do Sali tronowej wleciała skrzydlata małpa, ubrana w cylinder i monokl. Trzymała w ręku bezprzewodowy telefon stacjonarny.

Germański Lord: Nie teraz. Nie widzisz, że jestem zajęty w eksponowaniu mojej radości z odniesionego zwycięstwa?
Małpa w cylindrze: Widzę Panie i nieśmiałbym Ci przeszkadzać, ale...dzwoni ON.
Germański Lord: On? Znowu ta uparta męczybuła? Mogłem przewidzieć szybką reakcję.

Władca ponownie usiadł na tronie, wziął w dłoń słuchawkę a wolną ręką przepędził skrzydlatego posłańca.

Germański Lord: Siema Shitface! co tam u ciebie? Wiesz, właśnie o tobie myślałem i miałem nawet dzwonić. Zobacz, jakie korzystne zrządzenie losu.
Shitface: Bądź cicho i mnie słuchej Germański. Dzwonię, bo muszę i chyba nawet wiesz dlaczego. Słyszałeś o mojej studni, prawda?
Germański Lord: Mam być cicho czy odpowiedzieć? Zdecyduj się, wysyłasz mi sprzeczne sygnały.
Shitface: Jeśli pytam, to odpowiadasz. Treściwie i bez nieprzydatnych oczywistości.
Germański Lord: Słyszałem, kto by nie słyszał... i co z tą studnią? Wrzuciłeś tam kogoś nowego? Przeprowadziłeś remont? Dalej trzymasz w niej niebieskiego?
Shitface: Nie, kurwa. Właśnie szlag ją trafił, dosłownie w tej chwili i wydaje mi się, że możesz rzucić trochę światła na tę sprawę.
Germański Lord: Oj, naprawdę przykro mi to słyszeć, ale... jak możesz podejrzewać o to mnie? Jesteśmy braćmi, trzymamy sztamę, mam nawet twoją ulotkę z GWA.
Shitface: To ją wywal, Grono Wzajemnej Adoracji to już przeżytek. Wracając do meritum sprawy, Germański... nie wiem w co się bawisz, ale lepiej przestań zanim skończysz w gównie po same uszy.
Germański Lord: To ty przestań gwiazdorzyć Shitface, bo inaczej zaczniemy rozmawiać.
Shitface: Już się boję... pilnuj swojego ogródka i uważaj gdzie stąpasz. Pamiętaj, że wystarczy lekko zboczyć z ustalonej ścieżki aby wdepnąć w naprawdę wielkie gówno.

Gównotwarz odłożył słuchawkę.
Germański Lord: Za kogo on się uważa... Małpy! Do mnie! Muszę w jakiś sposób rozładować to negatywne napięcie.

Skrzydlate małpy natychmiast się stawiły i były od razu gotowe do akcji. Co prawda część z nich nadal obrzucała się łajnem i pozostałościami z śniadania, ale w gruncie rzeczy były to bardzo zdyscyplinowane sługi, których Germański Lord bardzo potrzebował.

Ustawcie monitoring na 24 godziny, bo faktycznie nastał czas by wyplewić kilka chwastów z mojego ogrodu. Słyszałem, że ostatnio wystepują tam jakieś anomalie – namierzcie mi je, ale najpierw... Najpierw wystawimy własnego pionka w grze Shitface’a. Najwyższa pora zgarnąć trochę blasku z jego przedstawienia.

Oceń bloga:
0

Komentarze (47)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper