Dlaczego uważam, że remake Resident Evil 2 jest przereklamowany

BLOG O GRZE
2743V
Dlaczego uważam, że remake Resident Evil 2 jest przereklamowany
kalwa | 20.08.2019, 03:08
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

No siema. Ja rozumiem, że to bardzo fajnie, że powstał remake jakiejś kultowej gry. Ja też się cieszę. Tym bardziej jeśli jakoś się to uda. Niestety, nie do końca udała się nowa wersja Resident Evil 2. Ma kilka nieprzemyślanych rozwiązań i chyba niewielu w ogóle je zauważa.

Nie jestem jakimś wielkim fanem serii. Zawsze miałem z nią jakąś tam styczność – pierwszą już w dzieciństwie, kiedy to dopadłem się do wersji demonstracyjnej drugiej części. Spodobało mi się, nie powiem że nie. Zawsze wolałem jednak serię Silent Hill, bo bardziej do mnie trafiała, również jeśli chodzi o rozgrywkę. Resident Evil nie do końca rozumiałem. Nie umiałem za dobrze posługiwać się nożem, oszczędzanie i znajdowanie amunicji przychodziło mi z trudem. Zagadki też czasem sprawiały mi trudności, ale nigdy tak bardzo jak w zamglonej serii. Z serią zacząłem zapoznawać się dopiero kilka lat temu. Kiedy mniej więcej ogarnąłem zasady na jakich ta gra działa, pierwsza odsłona w słynnej posiadłości wciągnęła mnie tak bardzo, że zrobiłem w niej wszystko co się dało. Była to wersja Director's Cut, która, z tego co się orientuję, oferuje więcej zabawy. Później przyszła kolej na następne części i o ile czwarta nie spodobała mi się tak od razu, a piątkę doceniam tylko za rozgrywkę w coopie, to wciąż uważam, że z serią może się jeszcze stać coś dobrego. "Szóstkę" pominę milczeniem, bo tę odsłonę ratują jedynie pierwsze minuty kampanii Leona, a siódma odsłona ma jakoś tak mało z serią wspólnego – przynajmniej przez kilka pierwszych części opowieści.
 


Najlepszym z czym spotkałem się w serii jest remake pierwszej odsłony, wydanej pierwotnie na GameCube'a. Ale to było dobre. Twórcy zachowali klasyczne ujęcia kamery, pięknie stworzyli od nowa posiadłość, ale dodali też nowe wątki fabularne, lokacje i jeszcze więcej trybów do przedłużania zabawy. Jeśli chodzi o tę serię, czy nawet gatunek survival horroru – mistrzostwo świata, naprawdę. To był drugi raz kiedy siadłem do jakiegoś "rezydenta" i w kilka dni zrobiłem wszystko co się dało. Po latach pojawiła się wersja HD i kolejny raz wycisnąłem z niej co się tylko dało, bawiąc się po prostu świetnie. Do dzisiaj uważam, że to najlepsze czego możemy doświadczyć za sprawą tej serii. Nie dlatego, że zachowane zostały klasyczne elementy rozgrywki (ale tak powinno być!). Przede wszystkim dlatego, że po prostu widać ile serca i pracy włożono w ten projekt. Twórcy rozumieli czym jest ta seria i jak powinna wyglądać nowa wersja tego kultowego klasyka. Zawsze byłem ciekaw jak posiadłość i okoliczne lokacje wyglądałyby gdybyśmy mogli je swobodnie oglądać rzutem zza ramienia, ale stwierdzam jednak, że wolę ją zwiedzać w takiej klasycznej formie. Pewnie dlatego, że mocno buduje to klimat i dodaje też dreszczyku, bo nie do końca wiemy gdzie znajdują się umarlaki czy inne żaby z pazurami.
 


Dobra, to nie miał być wpis o najlepszym remake'u jaki widziały moje oczy, a o jednym z takich w miarę udanych. Na wstępie pisałem, że nowa wersja Resident Evil 2 ma kilka nieprzemyślanych mechanik, że jest przereklamowana. Moim największym problemem nowej "dwójki" jest to jak funkcjonuje Mr. X. Nigdy nie byłem jakoś super nastawiony do tego projektu, a mój zapał opadł jeszcze bardziej po ograniu dema. Tam się okazało, że gra podpowiada dokąd iść (na szczęście tylko raz) i że na mapie pozaznaczane są przedmioty, które próbowaliśmy podnieść. Powiedzmy, że coś podobnego pojawiło się już w Resident Evil Zero w 2002 roku (pomijając fakt, że tam służyło to czemu innemu i też inaczej działało), więc nie będę jakoś psioczył – no, przynajmniej jest to praktyczne, użyteczne. Chciałem sobie na spokojnie poczekać na pierwsze obniżki i wtedy zakupić to tegoroczne cudo. Coś jednak sprawiło, że grę zakupiłem praktycznie na premierę i w zasadzie zaraz zabrałem się do grania. Pierwsze co mnie uderzyło to to, że na normalnym poziomie trudności nie musimy przejmować się zbieraniem tuszu do maszyny – ilość zapisów jest nieograniczona, a ponadto gra automatycznie zapisuje się w kluczowych momentach. Zrozumiałbym to jeszcze na poziomie łatwym, ale na normalnym? Byłem i jestem dalej lekko (no, może trochę bardziej) oburzony. Pomijając ten brąz na białych spodniach w okolicach ud, bawiłem się dalej. Kilka rzeczy dodali, inne zmienili, grę ogólnie zrobili znacznie bardziej na flaki nastawioną i ciemniejszą.
 


Wtem, pojawia się Mister X. W kapeluszu. Pierwsze spotkanie robi wrażenie. Wydaje się silny, można mu zestrzelić czapaję i jak jest gdzieś w pobliżu to rozbrzmiewa sobie ambient, który dodaje trochę dreszczyku. Powiedzmy, że podobne emocje pojawiają się przy kilku pierwszych spotkaniach. Kolejne zaczynają drażnić, tym bardziej, że zainteresowany zdaje się podążać za nami krok w krok. Nieważne, że my biegamy, a on chodzi. Nieważne, że lawirujemy pomiędzy pomieszczeniami – on zawsze jest w pobliżu. Nie wchodzi na szczęście do pokojów ze skrzyniami, ale co z tego skoro kręci się w pobliżu i nie można spokojnie wyjść? Jeszcze większy problem jest wtedy kiedy w tym samym czasie chodzą sobie lickery (albo lizacze w polskiej wersji XDDDD) czy zombie, których wcześniej olaliśmy.
 


Szczerze mówiąc, odechciało mi się przez to grać. Brnąłem jednak dalej, grę ukończyłem kilka razy (choć do platyny dalej trochę brakuje), poznałem wszystkie scenariusze i spróbowałem swoich sił w dodatkowym trybie. Jakieś dwa dni temu stwierdziłem, że sprawdzę jak to było w oryginale. Chciałem upewnić się, że moje "obawy" mają jakieś podstawy. Byłem przekonany, że Pan X był tam znacznie mniej upierdliwy i że jak się od niego uciekło, to na jakiś czas był spokój. Nie spodziewałem się tego co zobaczyłem. Wspomnianego pana nie ma w ogóle przy pierwszym przejściu gry. Poza tym, można go ustrzelić i na przykład wziąć od niego choć trochę amunicji. Moje pytanie brzmi: kim jest człowiek, który stwierdził, że zaimplementowanie tego pana w taki sposób w nowej wersji będzie w porządku? Dobra, nawet jeśli przesadzam, to grałem w coś takiego jak Outlast, Alien: Isolation i tam takich rzeczy nie ma. Tak, jak najbardziej ksenomorf ciągle siedzi nam na ogonie i nie możemy sobie spokojnie pobiegać, bo zaraz nas dopadnie. Można się jednak przed nim schować, można przeczekać aż sobie pójdzie, można odwrócić jego uwagę, można go nawet odstraszyć. Panowi IKS nie można zrobić żadnej z tych rzeczy. Nic. Zwłaszcza jak spotkamy go w ciasnym korytarzu. Oj, zdenerwowałem się i przesadzam – można go postrzelić i na chwilę przykucnie. Kosztuje to jednak całkiem sporo amunicji jak na efekty, które owa czynność daje. Nie chodzi nawet o to, że przez to gra jest nieziemsko trudna czy coś w tym stylu – to po prostu frustrujące. Zwłaszcza w bibliotece. Można go łatwo na chwilę odstawić, ale przez to że tam łazi, nie można spokojnie poprzesuwać tych regałów. Przesuniemy jeden i robimy biegiem okrążenie po bibliotece, żeby i ten swoim wolnym krokiem musiał to okrążenie zrobić. Zanim do nas dobiegnie przesuwamy regał i powtarzamy to co wcześniej – i tak w kółko. A później znów biegiem do innej lokacji, a on krok w krok za nami. Co w tym fajnego? Nic.
 


Kolejny element, który już w wersji demonstracyjnej mnie zmarszczył, jest to jak bardzo wytrzymałe są umarlaki. W każdej z poprzednich odsłon (nie licząc takiej "siódemki", ale tamto to nie typowe zombie) bez większych problemów można ustrzelić im łeb. W nowym Resident Evil 2 nie przychodzi to łatwo. Nawet strzał w głowę z bliska i to ze strzelby nie daje gwarancji, że zobaczymy mózg na ścianie. Nie wiem skąd się to wzięło. Przecież takie zombie, już trochę podgniłe i rozpadające się, mają raczej słabsze głowy. Znów porównam do oryginału: tam shotgun z bliska potrafi rozwalić nawet trzy głowy na raz. Ulepszony zabiera jeszcze kawałek torsu. Znów nie chodzi mi nawet o to, że jest przez to za trudno. Po prostu nie tak powinno być. Problem jest też z wyrywaniem się z uchwytu przeciwników. Bez przedmiotu defensywnego nie ma na to szans – zostaniemy pogryzieni. Bez sensu jest to, że postacie są po prostu znacznie bardziej upośledzone w stosunku do ich wersji z 1998 roku. Zombie złapie takiego Leona za nogę to nie dość, że ledwo się wyzwoli to i tak nie rozdepcze paskudzie łba. Nie wiem po co się tego rodzaju utrudnienia. Umarlaków i tak jest sporo, na głowie mamy Typa X, lizaczy i braki w amunicji. Przedmioty defensywne były już w rimejku pierwszej odsłony, ale obok nich był zwykły nóż, który się nie zużywał. Mieliśmy więc zawsze możliwość obrony, nawet jeśli pozostaliśmy bez amunicji. W nowej "dwójce" kilka razy machniemy nożem i się rozpada, tak jakby te zombie były z betonu. Bez amunicji i przedmiotów defensywnych nie mamy nic, a przecież nie sterujemy jakimś chłystkiem tylko osobnikiem oswojonym z bronią i temu podobnymi.
 


Trochę ponarzekałem, ale to nie wszystko. Szkoda, że nowa ścieżka dźwiękowa nie dorównuje w żadnym stopniu tej oryginalnej. Nie chodzi nawet o to, że jest gorsza. Nigdy nie wsłuchiwałem się w muzykę tej serii. Problem jest taki, że nie buduje tak dobrze klimatu jak powinna. Po zmianie na soundtrack oryginalny gra staje się straszniejsza – i to nie są żarty. Grafiki czepiać się nie będę, bo to obchodzi mnie najmniej. Trzeba jednak otwarcie powiedzieć, że w wersji na PS4 (innej nie widziałem) wrażenia nie robi. Gdzieniegdzie można zauważyć gorszej jakości tekstury, w napotkanych tu i ówdzie lustrach nie ma odbicia postaci i... tyle. Nie jest to coś czym bym się zachwycał. Zwłaszcza, że japońscy twórcy nie ogarnęli chyba techniki przechwytywania twarzy i animacji z tym związanych. Widać to zwłaszcza w przypadku Claire, która wygląda nieraz jakby była nawiedzona. W sumie niejedna osoba po takich przejściach wylądowałaby w szpitalu (ale sądząc po jej mimice to już przed wydarzeniami w Racoon City było coś z nią nie tak). Kiepsko wyglądają też włosy, tak jakby były z plastiku. No ale nie czepiam się już.
 


Kilka rzeczy mi się spodobało, ale nie pamiętam jakich. Pewnie będzie to wykonanie niektórych lokacji, działanie niektórych zagadek i fakt, że remake w ogóle powstał. Zdecydowanie jest to najlepszy horror ostatnich lat, ale tylko dlatego, że w zasadzie nie ma żadnej konkurencji (nie mówię o wszelakich symulatorach chodzenia, czy innych indykach, bo to całkiem inna liga). I to tylko jeśli wziąć pod uwagę ogólny poziom wykonania i tym podobnych. Dla mnie osobiście o wiele lepiej wypada wspomniany już Obcy: Izolacja. I byłbym zapomniał: świetne The Evil Within 2 (a przynajmniej pamiętam jako świetne). Tak czy siak, obawiam się, że jeśli remake trzeciej części powstanie, będzie tak samo spartolony. Bo zdaje się, że nikomu te wady nie przeszkadzają. Kto uważa, że to najlepsza gra tego roku? O, las rąk. Żartuję, będzie nią Death Stranding. Już jest. Żarty na bok. Serii Resident Evil i firmie Capcom życzę dużo sukcesów i jak najlepszych gier, które fajnie się sprzedadzą. Ludziom pracującym w tej firmie życzę też lepszych pomysłów na utrudnianie swoich gier. Nie jest to recenzja, ale gdybym takową pisał, dałbym mocne 7/10. Może z plusem. Deweloperów z Capcomu stać na więcej. Wiem, bo widziałem. W sumie to tyle ode mnie. Kończę ten tekst, Wam zostawiam pozdrowienia. Dajcie znać co sądzicie o nowej "dwójce" i czego oczekujecie od serii w dalszych jej poczynaniach – czy to całkiem nowe odsłony czy nowe wersje starych.

Oceń bloga:
20

Komentarze (71)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper