Tales from the Games: Contra (1/4)

BLOG O GRZE
1943V
Tales from the Games: Contra (1/4)
hellion | 24.04.2018, 09:53
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Kwatera dowódcy była pomieszczeniem dosyć mrocznym. Ciemne dębowe boazerie, rozjaśnione porozwieszanymi gdzieniegdzie militarnymi trofeami, tworzyły duszny klimat. Billy wiedział, po co tu przyszedł. Sam wcześniej wyraził zgodę na udział w tej niebezpiecznej misji. Teraz przyszła pora na formalności, pobranie broni i munduru. Niepokoił go tylko widok niebieskich lateksowych spodni i karabinu o dziwnym kształcie, które to leżały przed dowódcą i opatrzone były jego nazwiskiem.

Dżungla

Lot helikopterem desantowym zaczął się już Billy’emu nieco dłużyć. Całkowite odprężenie uniemożliwiały wpinające się w ciało niebieskie lateksowe spodnie tworzące jedną spójną całość z niebieskimi butami. Przekonywali go argumentami typu: „To standard na całym świecie w umundurowaniu oddziałów specjalnych”; „Jest to najwygodniejszy, kuloodporny, termiczny, maskujący mundur na świecie”; „W trosce o tajność misji, taki mundur będzie niemożliwy do identyfikacji z jakimkolwiek państwem”; „Całość operacji będzie transmitowana w telewizji, a taki ubiór przyciągnie kobiety przed ekrany” – nie, ten ostatni argument Billy sam sobie wymyślił. Wygoda stroju właśnie została obalona i podejrzewał, że kolejne atrybuty tego „super munduru” także są gówno warte. Żałował jeszcze, że uwierzył w zbędność górnej części stroju.

Billy był potężnie zbudowanym mężczyzną. Przez wiele lat, codziennie godzinami trenował i rzeźbił swoją sylwetkę, by dorównać swojemu idolowi – Arnoldowi Schwarzeneggerowi. W międzyczasie dostał się do wojska, skąd osiągając świetne wyniki, dostał się do oddziałów specjalnych. Jego przełożeni byli pod wrażeniem tego, że w parze z taką budową ciała idą świetne wyniki wytrzymałościowe. Po jakimś czasie wszyscy mówili na niego „terminator”, co bardzo go cieszyło. Z czasem zaczął brać udział w misjach specjalnych, gdzie udowadniał, że ksywka, jaką mu nadano idealnie do niego pasuje. Misja, w której, właśnie bierze udział nie odbiega zbytnio od pozostałych: on sam na terytorium wroga – gwarancja dobrej zabawy.

"Byli nieuzbrojeni, ubrani w kombinezony, które zazwyczaj używane są na misjach kosmicznych, a na plecach taszczyli ogromne plecaki"

Zapaliła się czerwona lampa – pilot dał sygnał do rozpoczęcia misji. Billy otworzył ciężkie przesuwane drzwi helikoptera i zeskoczył z wysokości dwóch metrów na skraj klifu. Ścieżka, którą musiał podążać graniczyła z gęstą dżunglą. Wiedział, że na końcu tej drogi, znajduje się baza wroga. Ten fragment był widoczny na zdjęciach satelitarnych, natomiast co będzie dalej, nikt nie wie. Jego misja z założenia jest prosta: wróg z jakiegoś powodu strzeże tego miejsca, to niepokoi jego przełożonych i dlatego został tu wysłany. Musi odkryć, co jest tutaj grane i w razie konieczności zażegnać niebezpieczeństwo.

Pozorny spokój tej chwili został zaburzony, kiedy spostrzegł grupkę ludzi biegnących w jego kierunku.  Byli nieuzbrojeni, ubrani w kombinezony, które zazwyczaj używane są na misjach kosmicznych, a na plecach taszczyli ogromne plecaki. Billy odbezpieczył broń i przekręcił pokrętło, które znajdowało się nieco nad spustem. Broń posiadała kilka trybów i każdy był oznaczony inną literą. On wybrał „M”, czyli karabin maszynowy. Pozostało teraz tylko czekać.

Odległość między nimi zmniejszała się z każdą kolejną sekundą. Przeciwnicy nie zwalniali kroku, choć widzieli przed sobą komandosa w niebieskich lateksach. Musieli widzieć. Billy postanowił nie strzelać, wiedząc, że są nieuzbrojeni. W końcu byli już na tyle blisko że pozostało mu tylko uskoczyć na bok. Grupka dziwnych biegaczy pobiegła dalej, traktując go jak powietrze. Znów nastała cisza, tym razem przyprawiona niepokojem. Naszemu bohaterowi nie pozostało nic innego jak podążyć w kierunku skąd przybyła dziwna grupka ludzi. Nie wiedział jednak, że przez cały ten czas był obserwowany przez strzelca ukrytego w zaroślach. Strzelec chwycił do ręki krótkofalówkę i nie spuszczając obcego komandosa z oka, nadał krótki komunikat – „Teraz!”.

"Nie wiedział jednak, że przez cały ten czas był obserwowany przez strzelca ukrytego w zaroślach"

W jednej chwili wszystko się zmieniło. W gęstwinach pojawili się inni strzelcy, tym razem nie martwili się kamuflażem. Billy w duchu ucieszył się, że zdążył wcześniej odbezpieczyć broń oraz że wreszcie zaczęło się coś dziać. Jedną serią posłał wszystkich wrogów do piachu. Widział na horyzoncie mobilizacje oddziałów. Oni wiedzą, że tu jest. Od bazy dzielą go dwa mosty i kawałek dżungli – jakieś 5 kilometrów drogi.

Gdy dobiegł do pierwszego z mostów, jedna rzecz go zastanowiła. Grupka wrogów ostrzeliwała go będąc za mostem, a nikogo nie było przed nim. Było to podejrzane i te podejrzenia szybko okazały się intuicją komandosa. Kiedy był mniej więcej w jednej trzeciej jego długości usłyszał za swoimi plecami głośny huk, a stalowa płyta mostu zaczęła mu uciekać spod nóg. Most się walił. Niewiele myśląc rzucił się pędem do przodu. Morderczy trening, jakiemu był poddawany od wielu lat, dawał mu przewagę w tym wyścigu z czasem. Ostatnie metry pokonał w locie, wykonawszy wcześniej długi skok w przód. Gdy jego nogi poczuły stabilny grunt, wściekłość rosła w nim w błyskawicznym tempie. „Koniec zabawy” – mruknął pod nosem a palec nacisnął spust i nie zmienił pozycji przez następne kilkadziesiąt minut.

"Kiedy był mniej więcej w jednej trzeciej jego długości usłyszał za swoimi plecami głośny huk, a stalowa płyta mostu zaczęła mu uciekać spod nóg"

Billy wpadł w szał walki niczym berserker. Broń, w którą go wyposażyli, nie potrzebowała zmiany magazynków. Wewnątrz metalowej obudowy znajdowała się mikroskopijna fabryka amunicji, która korzystając z atomów pobranych z otoczenia, łączyła je w energetyczne pociski o różnym kształcie i mocy. Każdy pocisk wystrzelony przez Billego dosięgał celu. Był to efekt wieloletniego obcowania z bronią o ograniczonej ilości amunicji.

Każdy, kto stanął na jego drodze w ciągu kilku chwil padał martwy. Nawet potężne działa przeciwpancerne, wysuwane spod ziemi, kończyły żywot efektownym wybuchem. Billy cały czas parł naprzód siejąc śmierć i zniszczenie. Rzeź trwała tak długo, aż nie pozostał nikt, kto zmąciłby ciszę swoim oddechem. Cisza jednak szybko ustąpiła miejsca bogatym dźwiękom żyjącej dżungli oraz czegoś, co na pewno nie pochodziło ze świata fauny. Gdzieś niedaleko była baza.

I rzeczywiście, kilometr dalej zza bujnej roślinności ukazała się potężna żelbetowa konstrukcja. Wejście główne było zamknięte, co było zrozumiałe w związku z podniesionym alarmem. W połowie wysokości przedniej ściany umiejscowione były dwa działa, nieustannie ciskające pociskami. To, co Billego rozśmieszyło to odległość, na jaką wylatywały pociski. Spadały one nie dalej jak 10 metrów od ściany, tworząc w tym miejscu sporej wielkości krater. Konstruktorzy tego wynalazku chyba nie mieli sposobności przetestować jego działania, a teraz już było za późno. Nad wszystkim górował strzelec wyborowy, który z dachu miał ogląd na cały przylegający teren. On pierwszy też, otrzymał od Billego pocisk prosto między oczy. Następnie nasz protagonista ustawił pokrętło przy broni na pozycję S – pociski rozproszone dużego kalibru. Tym rodzajem pocisków zaczął ostrzał żałosnych dział, stojąc zaraz za ich zasięgiem strzału i śmiał się przy tym na całe gardło.

"To, co Billego rozśmieszyło to odległość, na jaką wylatywały pociski. Spadały one nie dalej jak 10 metrów od ściany"

Baza 1

W środku było chłodno. Grube mury stanowią doskonałą izolację od ukropu panującego na zewnątrz. Przez wielki otwór, gdzie jeszcze przed chwilą mieściła się brama, dostawało się do środka, gorące i wilgotne powietrze. Baza, w której teoretycznie się znajdował, okazała się wykutym w skale tunelem, składającym się z kilku segmentów. Każdy z segmentów posiadał własną jednostkę ochronną, a każda jednostka ochronna wiedziała o wtargnięciu intruza i była gotowa do podjęcia walki. Dodatkowo, przejście dalej uniemożliwione było przez pole elektryczne, odgradzające każdy z segmentów. Billy jednak szybko zorientował się, że nikt w tej placówce nie spodziewał się kiedykolwiek używać tego typu zabezpieczeń. Pewność siebie potrafi być zabójcza.

Pierwsze, co utwierdzało go w tym przekonaniu to bezpieczniki odpowiedzialne za ścianę wysokiego napięcia. Sprytni fachowcy umieścili je centralnie naprzeciw pola, zapominając tylko o wielkim napisie „CELUJ TUTAJ”. Kolejna sprawa to personel, który miał za zadanie bronić tego miejsca na wypadek takich sytuacji jak ta obecnie. Nie dość, że byli wyposażeni jedynie w broń krótką, to na dodatek część z nich była przekonana, że skacząc jak żaby będą trudniejszym celem. Billy nie spodziewał się, że ta misja będzie tak zabawna i trochę żal mu było strzelać do tych skaczących pokrak. Niestety nie miał wyboru i parł przed siebie jak wściekły byk.

"Nie dość, że byli wyposażeni jedynie w broń krótką, to na dodatek część z nich była przekonana, że skacząc jak żaby będą trudniejszym celem."

Segmentów okazało się być pięć. Kiedy utorował sobie przejście przez ostatni z nich, znalazł się w sporym pomieszczeniu przypominającym wielką serwerownię. Przed nim znajdował się olbrzymi komputer, wysoki na dwa piętra. Wokół panował półmrok, rozświetlany jedynie tysiącem migających lampek znajdujących się na froncie olbrzymiej maszyny. Billy wyciągnął przed siebie rękę by uruchomić nadajnik znajdujący się na nadgarstku.

- „Contra jeden”; „Contra jeden”; „Pegasus” zgłoś się – powiedział Billy, po czym przyłożył nadgarstek do ucha nasłuchując odpowiedzi.

- Tu „Pegasus”. „Contra 1” podaj swój „Konami Code” w celu identyfikacji – odpowiedział głos z nadajnika.

- Góra, góra, dół, dół, lewo, prawo, lewo, prawo, B, A.

- Contra 1, częstotliwość została zaszyfrowana. Melduj swoje położenie i sytuację.

- Jestem wewnątrz bazy, która okazała się tunelem pod górą. Doszedłem do końca i mam przed sobą wielkie urządzenie, które przypomina komputer. Obok jest winda i prowadzi chyba na szczyt góry. Co mam zrobić z tym komputerem?

- Zniszcz go. Prawdopodobnie steruje on systemem obrony wyspy.

- Zrozumiano. Bez odbioru. – zakończył rozmowę chwytając od razu za broń.

Włączył się alarm, a z maszyny w kilku miejscach wysunęły się działa gotowe do strzału.

Zanim oddał jednak pierwszy strzał, ciekawość spowodowała, że podszedł bliżej. Za blisko. Włączył się alarm, a z maszyny w kilku miejscach wysunęły się działa gotowe do strzału. Billy stał w bezruchu. W międzyczasie alarm przestał wyć, lecz działa w dalszym ciągu w niego celowały. Powoli ruszył nogą by zrobić krok w kierunku windy, co wychwyciły czujniki. Wszystkie działa wypaliły kanonadą pocisków. Billy ostatkiem sił zdołał uskoczyć i gdy tylko wylądował stabilnie na ziemi oddał długą serię z karabinu w każde z tych dział, niszcząc je wszystkie bezpowrotnie. Później zajął się całą resztą. Gdy odjeżdżał w górę windą, zostawił pod sobą płonącą kupę żelastwa.

 

Kilka zdań wyjaśnień… Era ośmiu bitów w świecie gier, jest bliska memu sercu. Pegasus, mały telewizorek, wkurzające innych domowników melodyjki i banda chłopaków pochłoniętych wydarzeniami rozgrywającymi się na ekranie. Tutaj pragnę zaznaczyć, iż nie należę do osób jęczących na lewo i prawo, że „kiedyś gry były lepsze”…, bo nie były. Na pewno były inne, a jedną z cech, która stanowiła zarówno wadę jak i zaletę była umowność i niedopowiedzenia w warstwie fabularnej (o szeroko rozumianej umowności w starych grach może kiedyś zrobię osobny wpis) . Prawdę mówiąc w większości tytułów fabuła nie istniała w ogóle albo była zarysowana w dosłownie kilku zdaniach. Powyższy tekst stanowi mój swoisty hołd dla czasów, kiedy to fabułę mogliśmy tworzyć sobie sami w głowach (choć nie był to wymóg konieczny by się doskonale bawić). Jedna gra, ten sam level, a dla każdego ze wspomnianych chłopaków wydarzenia widziane na ekranie mogły mieć inny wydźwięk. Ten i kolejne trzy teksty (każdy następny postaram się publikować co wtorek) są moją wersją wydarzeń z kultowej Contry. Zaznaczam, że sama gra służy tutaj jedynie jako oparcie dla opisanej historii, stąd też często wydarzenia przeze mnie przedstawione będą (czasem nawet znacznie) odbiegać od tego co znacie. Jeśli znajdzie się ktoś, kto dotrwał do końca i po przeczytaniu tych moich wypocin nie usnął oraz jest ciekaw dalszej historii zapraszam do lektury w przyszły wtorek.

 

Linki do kolejnych odcinków (jeszcze nie aktywne)
Odcinek 1 Odcinek 2 Odcinek 3 Odcinek 4

 

Oceń bloga:
10

Komentarze (6)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper