Luigi's Mansion
Luigi’s Mansion po raz pierwszy został pokazany światu na wystawie SpaceWorld 2000 jako platformówka, która zmierza na nową wtedy konsolę Nintendo. Młodszy i szczuplejszy z hydraulików dostał szansę od Nintendo, by pomóc w promocji nowej konsoli. Czy było to dobre posunięcie, by Luigi wyszedł z cienia Mariana?
Otóż, z przykrością stwierdzić muszę, że nie było to dobre posunięcie ze strony big N, a chudzielec w zielonej czapce wołający Mamma mia nie wykorzystał swojej szansy. Efektem tego jest przyjemna i śliczna, ale strasznie krótka i nie wnosząca nic nowego do gatunku platformówka. W każdym razie nic na miarę launch title z prawdziwego zdarzenia.
Dlaczego przyjemna? Ponieważ grając w Luigi Mansion możesz oderwać się od rzeczywistości i przenieść się do kolorowego świata Nintendo. Chociaż kolorowy nabiera tutaj nieco innego znaczenia, a to za sprawą historii: w poszukiwaniu swojego popularniejszego brata, Luigi trafia do ponurego dworu, gdzie straszą duchy. Spotyka tam naukowca, który przekazuje mu w ręce specjalny oręż do walki z wylewającą się zewsząd ektoplazmą – odkurzacz wsysający wszystko, co astralne. Granie w LM nie jest wymagające, a samo łapanie straszydeł odbywa się w następujący sposób: najpierw na ducha trzeba skierować latarkę, potem wcisnąć na padzie odpowiedni guzik, włączyć odkurzacz i wessać gnidę do środka. Trudne? Nie. Ale przyjemne.
Śliczna, ponieważ pokazuje, na co stać GCN. Wspomniałem o kapitalnych efektach świetlnych w ponurym i opuszczonym z pozoru dworze? Jeśli tak, to powiem to jeszcze raz: grafika jest po-ra-ża-ją-ca! Przyzna to chyba każdy, kto wraz z GCN kupił gierkę i po odpaleniu musiał podnosić koparę z ziemi. Niesamowita gra świateł i cieni, efekt przeźroczystości, a do tego szczękopadowa animacja wsysanego obrusa ze stołu. To trzeba zobaczyć! Bardzo fajnie zaprojektowane zostały duchy, których jest kilkanaście rodzajów. Oczywiście, pod koniec każdego poziomu przyjdzie nam się zmierzyć z bossem, którego wyeliminowanie z naszego świata wymaga sposobu.
No i dlaczego krótka i nie przełomowa? Krótka, ponieważ co bardziej wprawieni gracze mogą ukończyć gierkę w osiem, góra – dziesięć godzin! To cholernie krótki czas, gry tak krótkie nie są godne określenia „launch title”! No i nie przełomowa z tego względu, że nie wnosi nic nowego do gatunku. Nawet widok jest jak w platformerach 2D!