Doom 3
Miała być rewolucja, a nie ma nawet rewelacji – taka opinia z pewnością niejednemu przeszła przez głowę i język po pierwszej godzinie grania w trzecią część monumentalnego dzieła i oczka w głowie ID. Przyznajmy się: spodziewaliśmy się czegoś o więcej, niż to, co proponuje nam Doom 3. Dodatkowo, autorzy jeszcze bardziej podsycali apetyty graczy, czekających z niecierpliwością na jeden z największych, o ile nie największy come back w historii gier. I tak otrzymujemy produkt bardzo dobry i nic ponadto.
Fabuła jest prosta, ale ciekawa i wprowadza gracza w nastrój gry. W XXII wieku, gdzieś na Marsie istnieje kolonia założona przez mega – giga – ultra – hiper - super - duper – korporację, coś na wzór Weyland Yutani z Aliens. W jej podziemiach, gdzie prowadzone są prace wykopaliskowe dzieją się dziwne rzeczy. Naukowcy zatrudnieni w bazie wspominają coś o tajemniczych głosach, jakie się stamtąd wydobywają. W tym samym czasie na Czerwoną Planetę przybywa Space Marine, losami którego będziemy kierować. Niedługo po przybyciu nasz hiro wdaje się w rozmowę z uczonym, z ust którego padają słowa: „diabeł istnieje” i w tym momencie akcja się rozkręca: z podziemi wyskakują hordy najgorszych kreatur z piekła rodem. Demony opanowują ciała zaskoczonych żołnierzy, naukowcy i personel giną szybciej niż komary po spryskaniu raidem. Tyle fabuły.
Doom 3 na Xboxa nie różni się prawie niczym od pecetowej wersji. Te same poziomy, ta sama historia, ten sam rozkład poziomów... Ten sam „brak rewelacji”, niestety. Trzecia część kultowego dzieła została kompletnie ogołocona z jej pierwotnego przeznaczenia, jakim było stworzenie świetnego shooterka z oprawą na miarę XXI wieku i w miejsce ostrej wyrzynki autorzy zaimplementowali elementy walące całą zabawę – poszukiwanie kodów potrzebne do otworzenie magazynów z bronią, czytanie palmtopów z informacjami, no i łażenie z tą głupią latarką... No właśnie. Latarka to oprócz głupich i bezmózgich przeciwników chyba najbardziej idiotyczny pomysł totalnie psujący i tak niepotrzebnie „urozmaiconą o elementy przygodowe” zabawę. Głupi, ale konieczny element, bez którego będziesz obijać się o ścianę, gdyż gra jest naprawdę ciemna i mroczna. Fakt, z jednej strony buduje atmosferę i wprowadza niepewność: skąd wyskoczą pokraki, ale z drugiej strony, jednoczesne użycie broni i latarki jest niemożliwe i za każdym razem trzeba wciskać guzik, by zmienić trzymany przedmiot w ręce. Idiotyzm, w innych shooterach mądrzej rozwiązano ten problem, choćby w AREA 51.
Wracając do przeciwników: w trakcie gry napotkamy różnego typu potworaki. Powracają monstra znane z poprzednich edycji, z tym że „odziane” w nowe szaty. Wspomniałem o tym, że kreatury są głupie jak but? Jeśli tak, to się powtórzę: stwory jak głupie lgną prosto pod lufę i nie wykazują żadnego inteligentnego zachowania. Strzela się do nich jak do kaczek. Przy okazji strzelania: powracają wszystkie znane bronie z poprzedniczek, doszło kilka nowych. Powróciła też lubiana przez wszystkich piła łańcuchowa!
Jeżeli chodzi o grafikę, programiści dokonali cudu! To jedna z najlepiej wykonanych gier na Xboxa i w ogóle na konsolach! Aż dziw bierze, w jaki sposób udało się osiągnąć taki poziom graficzny na zamkniętym systemie, jakim jest konsola?! Wszystko jest tutaj świetnie wykonane! Te refleksy świetlne! Te tekstury! A animacja stworów, za które artystom należy się Oskar! Do tego dochodzi robiący kapitalny efekt real mapping. Fakt, animacja w gorących momentach może ostro chrupnąć, ale przecież mamy to samo na o wiele potężniejszym blaszaku! Słowem – gratulacje należą się grafikom. Podobne słowa uznania należą się za oprawę dźwiękową, doskonale budującą klimat. Świetnie sprawdza się też multiplayer.