W co gracie w weekend? #198

BLOG
1275V
W co gracie w weekend? #198
squaresofter | 20.04.2017, 00:07
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Święta, święta i po świętach. Przytyliście trochę z przejedzenia? Współczuję. Ja na szczęście nie muszę się o to martwić, bo jestem gruby od zawsze. W dalszej grze w Wiedźmina 3, Hatsune Miku Future Tone, Digital Devil Sagę i Okarynę Czasu i tak mi to nie przeszkodzi.
Jest mi niezmiernie miło, że mogę gościć w dzisiejszym odcinku użytkowniczkę dorotekkk, która opisała w kilku zdaniach jak gra w Ratcheta & Clanka z własną córeczką.
[Wpis zawiera spoilery.]

Ratchet & Clank (PS4, Insomniac Games, 2016r.)

Siema wszystkim! Dzięki Square za zapro do odcinka ;)

W co gram w ten weekend... W ten jak i poprzednie kilka weekendów i tygodni (ta, tak długo bo nie miałam czasu, ale już mam) ogrywam kilka rzeczy, albo przynajmniej udaję, że tak jest :D Zrobiłam dość duży szoping w plusie – i tym samym powiększyłam listę gier na wieży wstydu.

Ale chciałam skupić się na jednym tytule – Ratchet & Clank na PS4 – tak, miałam w bundlu... ale z racji, że moje młode ma 4 lata to była to dobra opcja.

W życiu nie miałam tyle radochy z grania z dzieckiem! Nawet przestałam się denerwować gdy młoda wyrywa mi pada, bo też chce grać. A jakie cudowne teksty padają w ciągu dnia:

  • mama chodź troszku pograć w Racheta i Clanka, miałaś zrobić trofkę srebrną, ale nie pamiętam na co, chooooodź grać :)

  • dziadek!!! daj mi czekoladę! Jak nie dasz to wyślę do ciebie Pana Zurkona, a on żyje ,by mordować!

  • (młoda biegnie za kotami na podwórku) Gdzie idziecie ufoludy?! Pan Zurkon chce was tylko zabić!

  • Nie gramy w Dragon Balla! Gramy w Racheta i Clanka!

  • Babcia! A mama gra w jakieś gówno i nie chce mi dać grać w Racheta!

Aż się boję, bo młoda idzie do przedszkola we wrześniu... No, ale ja byłam taka sama.

Wyrosną z niej ludzie :D Młoda jest mistrzem deskolotki na każdym levelu i uwielbia rozwalać Blargów z Pixelizatora i Pana Pokoju, ale najpierw strzela w nich Groovibombą, żeby zaczęli tańczyć :)

Jeśli mam skomentować samą grę, to jest to super pozycja dla grającego rodzica na ciekawe spędzanie zimnych/deszczowych/lipnych dni (niepotrzebne skreślić) z dzieckiem. Daje jej 8/10 i +1 za Polski dubbing i śmieszne teksty.

Tak więc pewnie nie jeden dzień z tą grą spędzę. Jeszcze z 2 razy i będzie to mój rekord w przechodzeniu jednej gry. I pierwszy rekord 15 razy pod rząd. No, ale co zrobisz jak nic nie zrobisz ;)

dorotekkk


Nic tylko pozazdrościć takiej córki. Macierzyństwo to piękna rzecz.


Wiedźmin 3: Dziki Gon (PS4, CD Projekt RED, 2015r.)

W Wiedźminie 3 mam już sto godzin na liczniku i bawię się z nim w najlepsze. Nie mogło być inaczej, skoro spotkałem w końcu ulubione postacie z drugiego Wiedźmina. Stęskniłem się za Triss, Roche'm, Ves a nawet za Jaskrem.

Udało mi się nareszcie przeszukać calutki Novigrad, dzięki czemu wszedłem nawet w posiadanie przewodnika po Gwincie, który znacząco ułatwił mi szukanie kolejnych brakujących kart w kolekcji, a w tej mam już mnóstwo kart bohaterów, łącznie z jedną z dwóch najsilniejszych kart w całej talii tej karcianki, czyli kartę Ciri.

Co się zaś tyczy młodej dziewczyny to podążając jej tropem przesiąknąłem do novigradzkiego półświatka. 

Co prawda nie spotkałem jeszcze Jaskra na własne oczy, ale miałem miałem niezły ubaw, gdy razem z Zoltanem czytaliśmy spis cudzołożnic uwielbiającego kobiety barda. Poznałem też piękną Priscillę, w której zadurzył się poeta.

Dzięki poszukiwaniom miejscowego Króla Żebraków spotkałem rudowłosą czarodziejkę Triss Merigold, która ukrywała się przed bezlitosnymi członkami Wiecznego Ognia. Cóż mogę dodać? Stara miłość nie rdzewieje. Gdy tylko ją zobaczyłem to pewna czarodziejka na usługach Nilfgaardu całkowicie przestała się dla mnie liczyć.  

W Stolicy Północy mnóstwo czasu zeszło mi na poszukiwaniu Skurwiela Juniora, który zdradził swoich kumpli na rzecz redańczyków. Razem z kransoludami niejakiego Tasaka zdemolowaliśmy kilka jego potencjalnych kryjówek a gdy spotkałem wreszcie rzezimieszka korzystającego z protekcji samego króla Radowida, to troszkę obiłem mu mordę za torturowanie i zamordowanie bezbronnych kobiet. Myślał widocznie, że jak będzie robił te wszystkie bezeceństwa w domowym zaciszu to nie poniesie za nie kary.

Wyśpiewał mi wszystko co wiedział o Ciri i Jaskrze, więc cieszy mnie, że przynajmniej jednego typa spod ciemnej gwiazdy mam już z głowy.

Oczywiście poszukiwanie Ciri to nie jedyna rzecz, którą się zajmuję w Velen i w okolicach Novigradu. Na własne oczy przekonałem się o niegodziwościach wyrządzanych prostym ludziom przez wojsko Krwawego Barona podczas jego nieobecności we Wrońcach. 

Walczyłem z jednym potężnym żywiołakiem. Znalazłem też wiedźmiński rynsztunek należący do cechu kota, po czym wykonałem wszystkie elementy jego zbroi u płatnerza i dwa kocie miecze u kowala. Mam akurat siedemnasty poziom postaci, więc jak zobaczyłem parametry tego zestawu to oniemiałem. Wykonałem nawet kuszę stanowiącą ostatni element tego zestawu, ale będę jej mógł używać dopiero, gdy osiągnę dwudziesty dziewiąty poziom, więc trochę posmutniałem, ze nie wpadło mi trofeum za wytworzenie i założenie na siebie dowolnego wiedźmińskiego rynsztunku, ale ruszyłem trochę głową, poszukałem zaprzyjaźnionych ze mną rzemieślników, po czym wykonałem zestaw z cechu gryfa i trofeum samo mi wpadło.  

Wiedźmin 3 nie byłby jednak sobą, gdyby nie kolejne smaczki, których odkrywanie sprawia mi wielką frajdę. O Spisie Cudzołożnic, która jest kolejnym odniesieniem do filmu Jerzego Stuhra już wiecie. Jednak nic nie rozbawiło mnie w Dzikim Gonie bardziej niż historia pewnej cnotliwej kurwy. Pękałem ze śmiechu czytając opowieść o dziwce z zasadami, która zawsze robiła to po ciemku, odwracała ze wstrętem wzrok na widok męskiego przyrodzenia i ku rozpaczy jej alfonsa nie pobierała pieniędzy za świadczenie usług seksualnych. 

Równie mocną rzeczą było chyba jedynie pewne ogłoszenie z tablicy ogłoszeń oferujące pożyczki-chwilówki z korzystnym oprocentowaniem sięgającym jedynie siedemset procent w skali roku. Żyć, nie umierać.

Nie zapominam także o kolejnych utworach muzycznych, którymi muszę się z Wami podzielić. Zalecam sprawdzenie tych melodii, bo to już standard, że najbardziej w Dzikim Gonie podoba mi się muzyka nieuwzględniona na oficjalnej ścieżce dźwiękowej z gry.

Posłuchajcie tylko tego pięknego kobiecego śpiewu w muzyce, którą możemy usłyszeć w obozowisku Roche'a, który nie zważa na nic i wciąż marzy o wolnej Temerii (pozycja nr 1 na playliście).

Przeszukując prawie wszystkie możliwe skrzynie i beczki w Novigradzie nieraz rozzłościłem swoim zuchwalstwem okolicznych strażników, którzy prali mnie na kwaśne jabłko za moje kradzieże, ale nie potrafię zapomnieć o melodii, która towarzyszyła tym walkom (pozycja nr 2 na playliśice).

Wiele razy mogliście czytać o moich niepowodzeniach w Gwincie i stopniowym pojmowaniu zasad, które nim rządzą. Dziś, po dziesiątkach wygranych pojedynków w karty posunę się tak daleko w swojej pochwale dla tej minigry, że stwierdze nawet, iż podoba mi się ona bardziej niż system walki w Dzikim Gonie. Jak szukałem muzyczki, którą słyszymy zawsze podczas kolejnych starć w gwincie, to nieźle mnie rozbawił komentarz pod filmikiem: Patrzcie, ktoś dodał jakąś fabułę i bohaterów do mojej gry w Gwinta. 

Jak nauczymy się w nim wygrywać i wejdziemy w posiadanie kart, których pojawienie się w talii zawsze doda nam pewności siebie, to wtedy i za muzyką z Gwinta zatęsknimy (pozycja nr 3 na playliście) i będziemy szukać kolejnych graczy tylko po to, bu znów ją usłyszeć.

Wiedźmin 3 zawładnął mną całkowicie. Pokonałem nareszcie swoją największą przeszkodę w dalszym poznawaniu fabuły gry, czyli olbrzymi Novigrad, który obiecałem sobie przeszukać dom po domu i cieszę się, że teraz mogę napisać, że jestem w połowie przygód Geralta szukającego Ciri, która jest dla niego niczym córka. Doszedłem już do takiego punktu zażyłości z Białym Wilkiem, że inne gry służą mi teraz jedynie jako przerywnik. 

Xenoblade Chronicles zaskoczył u mnie po półtorej roku od zakupu. Wtedy do trzydziestu godzin, które z nim spędziłem przez ten okres czasu dodałem dwieście kolejnych w trzy miesiące, aż go przeszedłem i do dziś uznaję za jedną z trzech najlepszych gier ubiegłej generacji, które ukończyłem, zaraz obok Steins;Gate i Demon's Souls. Xenoblade pochłonął mnie bez reszty dopiero wtedy, gdy miałem sto dwadzieścia godzin na liczniku i ujrzałem jedno zdarzenie, po którym osłupiałem. Dziś uważam, że było warto męczyć się na początku z tym monstrualnym jrpgiem. Wystarczy, że przypomnę sobie pewną scenę na plaży i łzy wzruszenia same napływają do moich oczu. Dla takich chwil warto grać w gry.

Jeśli chodzi o Wiedźmina 3, potrzebowałem jedenastu miesięcy od zakupu, żeby się w niego wkręcić, dlatego będzie on teraz gościł we w co gracie, aż go nie przejdę. 


Hatsune Miku: Project DIVA Future Tone (PS4, Crypton Future Media + Sega, 2016r.)

Skoro kolejny weekend już tuż tuż, więc pora na odwiedziny weekendowej dziewczyny, Miku Hatsune. Wystarczy, że przez chwilę nie było jej we w co gracie a w Srakcie jakieś bzdury napisali o tym, że już jej nie lubię. Niektórzy twierdzą nawet, że rzuciłem ją dla Geralta i że to koniec naszego romansu, ale co oni tam wiedzą. Dopóty lubię słuchać muzyki, dopóty znajdzie się tu też miejsce dla vocaloidki z turkusowymi włosami.

Choć w zasadzie to w utworze, który mam dzisiaj dla Was ma ona raczej błękitne włosy. Common World Domination (Arifureta Sekai Seifuku) nie spodobał mi się po pierwszym przesłuchaniu, ale chciałem dać do dzisiejszego odcinka w co gracie jakiś dynamiczny numer. Przy okazji pochwalę kolejny strój Miku. Tym razem ma plaster na nosie, długi szal owinięty wokół szyi a pozostałe elementy jej garderoby mocno ze sobą kontrastują, ale całościowo są takie jak cała piosenka, żywe i bardzo kolorowe. 

Kompletnie nie wiem o czym jest ta kawałek i nie zmienia tego nawet jego przetłumaczony tekst, ale oglądam ten klip też po to, żeby się pośmiać z tego, jakie głupie rzeczy robi w nim Miku na drugim planie. Najbardziej bawi mnie jak rzuca kostką w jeden portal, która wylatuje z drugiego portalu i wali ją w głowę.


Shin Megami Tensei: Digital Devil Saga (PS2, Atlus, 2006r.)

Ledwo się wyrobiłem z grą w Digital Devil Sagę w ubiegły weekend przez to, że Wiedźmin 3 wciągnął mnie nie na żarty, ale obiecywałem sobie wysadzić opuszczony statek w powietrze i tak też zrobiłem, a że była wtedy piąta rano w poniedziałek i przez dwa kolejne dni bolały mnie oczy to już inna para kaloszy. 

W misji na statku Argilla przebrana za Serę nieźle dała ciała. Co prawda nie mi, ale muszę już jakoś z tym żyć. Najwyżej odwiedzę niedługo jakiegoś psychologa, który naprowadzi moją psychikę na odpowiednie tory i pogodzę się z tym, że w życiu nie można mieć wszystkiego tego, co dobre.

Najpiękniejsza kobieta Digital Devil Sagi dała się zaskoczyć przez Nietoperza, z którym nieraz miałem już problemy, a że był on wcześniej zbyt słaby, by dać radę naszemu Embrionowi, więc postanowił skosztować swojej byłej szefowej, Jinany. Argilla nieźle się o to zdenerwowała, ale była bezradna wobec jego nowej siły.

O mały włos a by zginęła gdy byliśmy w międzyczasie zajęci podkładaniem bomb, tym bardziej, że zapomniałem podłożyć jedną z nich na jakimś poziomie i musiałem się tam wrócić, ale daliśmy jakoś radę podłożyć je wszystkie i zdążyliśmy na jej ratunek  w ostatniej chwili.

Kolejna potyczka ze zdradzieckim Nietoperzem okazała się najbardziej irytującą z wszystkich dotychczasowych w mojej, ponad czterdziestogodzinnej przygodzie w jrpgowym klasykiem Atlusa.

Nietoperz nie dość, że stosował technikę polegającą na chowaniu się w skrzydłach, co dawało mu prawie całkowitą odporność na wszystkie typy ataków, to używał jeszcze nowej umiejętności polegającej na zamienianiu członków naszej drużyny w nietoperze. Nie dość, że nie ma odporności na ten atak, to gdy postać wracała do normy, miała wtedy obniżoną ilość zdrowia i punktów magii. Z każdym wykonaniem tego ataku byłem coraz bliższy rozpaczy, ale dałem radę, w szczególności dzięki Mediaramie Argillii, bez której nie wyobrażałem sobie walki o honor jej pożartej koleżanki.

Nietoperza dosięgły płomienie wybuchającego statku i mam nadzieję, że już go więcej nie zobaczę. Po tym wszystkim postanowiliśmy zorganizować drugą kryjówkę Embrionu, aby nasi przeciwnicy nie mogli porwać kolejny raz Sery.

Zobaczyłem tam scenę, której nie chciałem zobaczyć i jestem święcie przekonany, ze historia księżniczki i dwóch zakochanych w niej książąt, o której Wam opowiadałem w jenym z wcześniejszych odcinków w co gracie w weekend dosięgnie mnie prędzej czy później. Czuję zdradę na kilometr oraz wielki smutek, bo zdradzi mnie niezwykle ważny członek mojego szczepu.

Zanim się to jednak wszystko wydarzy postanowiliśmy spotkać się z przywódcą szczepu Wilków, Lupą. Byłem ciekaw o czym chce ze mną porozmawiać, więc gdy poprosił mnie o zlikwidowanie naszego wspólnego wroga osłupiałem, bo ofiarował swoją głowę za uratowanie jego ludzi, którzy zostali pokonani przez mój przyszły cel w pojedynkę.

Po historii z Jinaną przeczuwam, że także i ten wątek tej post-apokaliptycznej japońskiej opowieści nie znajdzie swojego szczęśliwego finału. Dlaczego w tej grze muszą ginąć bohaterowie, którzy mi najbardziej imponują? Myślałem, że nie będę się przejmował takimi rzeczami po Personie 3, ale Atlus widocznie chce zostawić w moim sercu jeszcze sporo goryczy.

No nic, w chwili obecnej przedzieram się kanałami samsarskimi, zupełnie nie wiedząc co mnie tak spotka. Chciałem jeszcze pogadać z Lupą, bo jest pierwszą osobą, która zwróciła mi uwagę na to, że żyjemy w świecie bez małych dzieci. Nawet nie zwróciłbym pewnie uwagi na ten osobliwy fakt, gdyby nie jego spostrzegawczość

Pewnie niedługo będę rozpaczał nad utratą kolejnego wartościowego sojusznika. Prawdę powiedziawszy mam już tego dojść. Ktoś za to beknie i będzie to Świątynia, która wymyśliła sobie, że tylko ten kto pokona wszystkich przywódców innych szczepów dostąpi zaszczytu odwiedzenia Nirvany. Zasady równie głupie, jak te Yevonu z Final Fantasy X.

Posłucham lepiej jakiejś muzyki, to się może trochę uspokoję.


The Legend of Zelda: Ocarina of Time (N64, Nintendo EAD, 1998r.)

W Okarynie Czasu udało mi się dotrzeć do Włości Zoranów, czyli rasy, której naturalnym środowiskiem życia jest woda. 

Król zorański był zaniepokojony zniknięciem swej córki, księżniczki Ruto. 

Nawet po tylu latach wciąż pamiętam, że ta mała urwiska mocno wypięknieje, gdy dorośnie, ale nie uprzedzajmy faktów.

W poszukiwaniu zaginionej pomogła mi srebrna łuska, którą otrzymałem za pomyślne zebranie wszystkich rupich, które jeden z zorańczyków zrzucił do wody. Musiałem jedynie zanurkować do niej i złapać je wszystkie w określonym czasie. Nie było to zbyt trudne. Zdobyta przeze mnie łuska wydłuża czas, w którym mogę przebywać dłużej pod wodą. Dzięki temu dostałem się do olbrzymiego Jeziora Hylia, gdzie połowiłem przez chwilę ryby i spotkałem dwa rozmowne strachy na wróble (pamiętam je, więc wiem, że jeszcze będę musiał się z nimi później rozmówić). Najważniejsze jednak jest to, że znalazłem liścik w butelce od księżniczki, w którym młoda zoranka prosi o pomoc, gdyż została pożarta przez olbrzymią rybę, Pana Jabu Jabu. 

Niezwłocznie powiadomiłem króla o tym przykrym incydencie, który ruszył swój wielki zad zasłaniający przejście do olbrzyma.

To jest już drugi raz, gdy zaciąłem się w Okarynie Czasu. Gdy grałem w nią pierwszy raz ponad dziesięć lat temu nie za bardzo wiedziałem jak ruszyć historię do przodu w tym momencie. Na całe szczęście domyśliłem się, że trzeba po prostu nakarmić ważne dla zorańczyków zwierzę. Złapałem więc rybę do butelki a nastepnie udałem się do Pana Jabu Jabu i voila. Jedna z zagadek, które widocznie zawsze będą sprawiać mi problemy została rozwiązana.

Dalej zostałem wessany do jego pyska razem z pokarmem, ale na całe szczęście spotkałem tam opryskliwą Ruto, która zarzekała się, że to nie ona napisała butelkowy list, i że nie potrzebuje żadnej pomocy, bo bawi się w brzuchu Jabu Jabu odkąd była mała. Wyobraźcie sobie, że ta Nieznośna dziewucha kazała mi się wynosić...po czym spadła przez jeden z otworów piętro niżej. 

No nic, i tak muszę ją uratować, jeśli mam zdobyć ostatni z trzech klejnotów, których potrzebuje Księżniczka Przeznaczenia, Zelda.

Moja przygoda z wodną rasą dopiero się zaczyna, więc to dobry pretekst, aby zaprezentować Wam kojące dźwięki z ich krainy. 


To tyle na dziś. Do następnego razu. Dajcie znać w co gracie w weekend. Ten cykl to nie tylko ja. To również Wy i ogrywane przez Was tytuły.

Oceń bloga:
45

Komentarze (113)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper