Fallout Poland #2 - wspominki o świecie, którego nie ma

BLOG O GRZE
323V
rondelvangaar | 27.03.2016, 19:53
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

    Pierwsze wrażenie. Zimno, a więc zima, pomyślałem celnie i odkrywczo. Podczas powrotu do życia zastanawiałem się co znajdę na zewnątrz. Zastałem ziemie martwą zastygłą mrozem. 

    Pierwsze wrażenie. Zimno, a więc zima, pomyślałem celnie i odkrywczo. Podczas powrotu do życia zastanawiałem się co znajdę na zewnątrz. Zastałem ziemię martwa zastygła mrozem. Dobrze że pamiętałem o okularach przeciwsłonecznych, gdyż w przeciwnym razie prawdopodobnie nie mógł teraz pisać tego dziennika. Zdechłbym tutaj jako ślepy, chudy i bezbronny 266 letni człowiek. I tak adaptacja do światła zajęła mi kilka dobrych godzin. Na szczęście dzień nie był długi i powoli zbliżał się zachód słońca. Dla pewności postanowiłem nie ściągać okularów w ciągu dnia jeszcze przez jakiś czas. Nie wiadomo czy pod tym słońćem jest bezpiecznie. Co robić? Po co zabrali chłopaka?
    To co zobaczyłem na zewnątrz można określić jako bałagan. Jak można zrobić bałagan na nuklearnym pustkowiu? Wokół schronu pełno pustych mniej lub bardziej zardzewiałych puszek po jedzeniu, różnych popsutych narzędzi, niedopałków papierosów, papierków, szmat, a nawet suchych kości. Ktoś tu musiał biesiadować. Pewnie bywalcy schronu. Poniżej wejścia znalazłem ślady po rozpalonym kiedyś ognisku, obok którego leżały rozkładające się zwłoki z dziurą w głowie. Być może ten nieszczęśnik spotkał na swojej drodze porywaczy, a może kogoś innego. Całość dała mi piękny pogląd na klimat panujący na górze. Znaleziony przez mnie osobnik równie dobrze mógł sobie pierdolnąć w łeb, o czym sam też myślałem przez te dni. Niestety nie miałem broni. Skąd wziąć broń? Portrzebuję broni za wszelką cenę - pomyślałem. Trup nie miał broni. Widok tego człowieka z przestrzeloną czaską przywołał uderzenie dawnych wspomnień. Mimowolnie spojrzałem w prawo, w stronę zardzewiałego dziurawego płotu ogradzającego ośrodek, w którym mieścił się schron. Pod płotem dostrzegłem  masę wysuszonych, zdekompletowanych, ponadgryzanych czy połamanych kości wrośniętych w ziemię, niczym element teraźniejszego krajobrazu... 


    
    W moim mieście była jednostka NATO. Dlatego dostaliśmy taktycznym ładunkiem jądrowym jako jedni z pierwszych w kraju. Tak przynajmniej przypuszczam. Dzień wybuchu pamiętam jak przez mgłę. Nawet nie wiedziałem, kto kogo zaatakował pierwszy. A może to maszyny przejęły władzę i postanowiły wykończyć ludzi? Jakiś Matrix albo Skynet? Był chyba sobotnia noc. Ogarniałem jakieś zaległe dokumenty z pracy. Magda i mały już dawno spali. Coraz głośniej z ulicy było słychać jakieś krzyki, hałasy, silniki odjeżdżających pojazdów. Wyjrzałem na ulicę, a tam istne pandemonium. Wszędzie panika, światła pozapalane w każdym sąsiednim domu, pełno ludzi na ulicy, którzy wsiadali do aut i odjeżdżali z piskiem opon. Odpalam więc sieć, projektor, a tam jeszcze większy chaos. Chiny atakują USA, USA atakują Chiny, Rosja atakuje Europę, Europa odpowiada głębokim zaniepokojeniem i jeszcze większym zbulwersowaniem... Gdzieś mówią, że spadają bomby -  jedna za drugą. Też się głęboko zaniepokoiłem, niestety nie mogłem tego dostatecznie wyraźnie wyartykułować, gdyż żaden serwer portalu społecznościowego już nie działał. Nagle cisza. Rozłączyło sieć. Czerwony krzyżyk braku dostępu do świata. Zasięg zniknął - nie ma niczego. Chwilę potem przestało świecić światło. Wszędzie. Poleciałem po latarki i pomyślałem, że chyba nadszedł czas by uciekać do schronu. Schronu, w którym miejsce nabyłem przez przypadek. W sumie właściwie tylko po to, żeby pomóc znajomemu, którego zbierał kasę na leczenie poważnie chorej córki. Publiczny fundusz zdrowia od dawna za darmo leczył tylko przeziębienie, a na prywatne ubezpiecznia nie było stać każdego. Od  tego momentu mogłem sądzić, że moja rodzina będzie bezpieczna w przypadku następnej wojny, która, liczyłem, że jednak nie nadejdzie. Chociaż nie, chwilę po porodzie Magdy, tylko tego pragnąłem. Wojny, śmierci, końca świata, końca mojego życia. No i się doczekałem. Kurwa mać. Nie spodziewałem się jednak, że go przeżyję. 
    Obudziłem Magdę, która była w takim szoku, że nie rozumiała niczego, z tego co do niej mówiłem. Krzyczałem,  tłumaczyłem, gestykulowałem na darmo. Najpierw się śmiała, twierdziła że robię z niej idiotkę, no to kazałem jej wyjrzeć na ulicę, bo prądu ani sieci już nie było. Potem jeszcze przez parę minut niedowierzała, następnie zaczęła ryczeć w niebogłosy, że to koniec, apokalipsa i tak dalej. Chwilę potem położyła się na ziemi skulona, twierdząc że tu umrze.
Krzyczałem do niej coś w stylu: 
- Kobieto, ubieraj się, bierz dzieciaka, musimy uciekać! Teraz! Jak nie, to jadę bez ciebie, bo i tak zmarnowałaś mi 5 lat życia.
Na szcęście instynkt macierzyński zadziałał, albo moja powalająca argumentacja i ubrałą się, wzięła małego Jarosława do nosidełka i udała się do garażu. Wsiedliśmy do auta kierując się na północ, tam gdzie pokazywała mapka w dołączonym katalogu. Mijaliśmy po drodzę ludzi zrozpaczonych, wściekłych, zrezygnowanych, a także agresywnych. Jeden rzucił się nam pod koła, prawie go rozjechałem, chyba nie chciał już żyć, a w oczach miał obłęd. Zawsze byłem przrekonany, że koniec świata będzie wyglądał inaczej, że zaatakuje nas jakiś wirus, czy broń biologiczna i wszyscy zamienimy się w zombie. Albo, że maszyny opanują świat i będziemy robić im za baterie. Stało się jednak inaczej. Jakiś prezydent nie wytrzymał ciśnienia i wcisnął czerwony guzik. Pierwszy raz od ponad dwustu dwudziestu pięciu lat użyto atomu do walki. Jechaliśmy więc szybko w kierunku schronu, przerażeni, w  totalnej ciszy, kilka kilometrów poza miasto, aż dojechaliśmy do bramy ośrodka na skraju iglastego lasu. Totalną ciemność wokoło rozświetlały potężne reflektory nad bramą wjazdową. Po okazaniu chipa z przepustką kazano nam wysiąść z auta i kierować się do windy. Niewielu ludzi zdążyło przyjechać do schronu. Nie było żadnej kolejki do winy. Za to przed ośrodkiem przy ogrodzeniu z siatki tłoczyła się rosnąca z minuty na minutę garstka ludzi, którzy widocznie nie mieli przepustek, a chcieli wejść do środka. Na pewno w schronie było wiele wolnych miejsc i wcale im się nie dziwię, że szukali bezpiecznego miejsca. W pewnym momencie usłyszeliśmy strzały. Ochrona schronu strzelała do napierającego tłumu. Tłum padał jak domino. Pierwsze ofiary wojny, które nie zginęły z rąk wroga. A może od teraz każdy był wrogiem. Początek końca. Patrzeliśmy na to zszokowani, mały zaczął płakać, ktoś szturchnął mnie w plecy, a potem niebo w oddali rozbłysło. Nic więcej nie pamiętam, może wyparłem te wspomnienia. Nie wiem jak weszliśmy do schronu, kto jeszcze  tam był, co robiliśmy. Nikt też nie wspominał o żadnej hibernacji, a teraz 230 lat później właśnie wyszedłem z powrotem. 

Idę tam

    Pamiętałem, że muszę kierować się na południe. Gdzieś tam powinien być mój dom, albo to co z niego zostało. A najbardziej zależało mi na zawartości ukrytej piwnicy. Zawsze podziwiałem amerykańskich preppersów i robiłem po cichu małe zapasy. Na pewno miałem pod domem trochę dobrze ukrytego i zamkniętego w piwnicy żarcia w puszkach i jakąś konkretną broń. Coś na kształt broni palnej, zestaw noży, pałkę teleskopową i kuszę. Może coś przetrwało. Kuszę zamówiłem u naszych ówczesnych południowych sąsiadów. Miała zasięg ok 20 metrów i spokojnie mogła przebić się przez ciało. Rewolwer robiący za broń palną, to jakaś replika, która po załadowaniu jej sześcioma kulami gumowymi i prochem mogła było komuś zrobić krzywdę z kilku metrów. Równie dobrze mogła go też tylko jeszcze bardziej wkurwić i zmotywować do tego, żeby w amoku zatłukł mnie gołymi rękami na śmierć. Najlepiej dwa razy, dla pewności. Nie miałem niestety okazji sprawdzić, tego w praktyce. Tyle jeśli chodzi o legalnie dostępne uzbrojenie w tym kraju. Innej broni w Polsce legalnie kupić się wtedy nie dało. Zawsze mnie zastanawiało, jak w przypadku jakiegoś kataklizmu, będziemy się bronić, jako że w każdym  sąsiednim państwie na jednego obywatela statystycznie przypadalo ze dwie lub trzy sztuki broni palnej, a w niektórych państwach dalej można było kupić broń automatyczną w każdym normalnym sklepie z bronią. Pomyślałem, że wkrótce zapewne się przekonam empirycznie, jak to jest przychodzić na strzelaniny z nożem, a dalsza dyskusja dyskusja na ten temat była już bezcelowa, szczególnie z samym sobą, bo na zewnątrz nie widziałem ani żywej duszy...

Oceń bloga:
4

Komentarze (2)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper