Warsaw Games Week okiem Daaka

BLOG
2385V
Warsaw Games Week okiem Daaka
Daaku | 16.10.2016, 02:30
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Spisane na gorąco, choć za oknem mróz!

Tak na dobrą sprawę to wcale nie planowałem wizyty w EXPO XXI. Niby ulokowane w moim miejscu zamieszkania, więc obyłoby się bez wielogodzinnego siedzenia w pociągu jak w przypadku np. PGA. Niby tematyka gier video, więc wiele bliższa mojemu sercu być nie może. Niby Redakcja zapowiadała w newsach swoje przybycie i własne stoisko, więc byłaby okazja do wymiany choć paru słów z ludźmi stojącymi za szmatławcem i portalem, przy których spędzam sporo czasu. Ale motywacja do wypadu była w zasadzie zerowa: "za daleko", "pogoda do kitu", "i tak nie będzie nic ciekawego"... Jesienna chandra najwidoczniej w toku. W końcu jednak głos rozsądku przekonał mnie, że warto jednym, prostym pytaniem: "A co ci szkodzi?" I w sumie trudno było nie przyznać mu racji, bo siedzieć w domu i grać mogę przy okazji każdego dnia wolnego od pracy, a takie okazje zdarzają się tylko raz na rok - oczywiście zakładając, że znajdą się sponsorzy itp. "Spieszmy się kochać ludzi...", wiadomo o co chodzi. Bez zbędnego ociągania zapakowałem więc w podręczną torbę Vitę i puszkę Burna, po czym ruszyłem na miasto produktywnie spędzić sobotnie popołudnie.

 

U stóp Mordoru

Miejsce, w którym odbywało się WGW - halę wystawową EXPO XXI przy ul. Prądzyńskiego 12/14 - odwiedzałem jednokrotnie już wcześniej, ALE! Nie przy okazji poprzedniej edycji imprezy, tylko wraz z... PlayStation Experience. I to ponad dekadę temu, bo w 2004 r., kiedy nikt jeszcze nie myślał o PS3, a na standach można było zagrać w Genji: Dawn of the Samurai czy Ultimate Spider-Man. Schodząc z peronu stacji Warszawa Zachodnia musiałem więc odświeżyć sobie pamięć smartfonową nawigacją. Od południa byłem w kontakcie z REAListą, który wraz z całą Drużyną PPErścienia (@Muminek, @person, @hienamas, @Hacket, @VeraLynn i pewnie inni) najechał hale wystawowe dzień wcześniej. Zmierzając na miejsce wnoszę do niego o raport taktyczny, na co dostaję smsa o treści "Czekamy na autobus. Już poszliśmy bo za dużo ludzi". Oho, pierwszy sygnał, że będzie grubo. Moje przypuszczenia sprytnie usypia niedługa, jak na godziny wczesnopopołudniowe, kolejka (na obrazku powyżej) - e tam, myślę, kwadrans i jestem w środku. Troll dnia ma miejsce, kiedy jestem już prawie pod okienkiem - biletów nie ma. Zabrakło. Ludzi za dużo. Czekają, aż ktoś wyjdzie. Bo komplet jest. Całe szczęście zamieszanie trwa tylko chwilę, bo zaraz pojawia się ktoś z obsługi oznajmiając, że za 10 minut dodrukują rezerwę. I całe szczęście po dłuższym zastoju, podczas którego cieszę się z założonej "na wszelki" zimowej kurtki, udaje mi się zaopatrzyć w swój świstek i przekroczyć próg Expo. 

 

Z niezapowiedzianą wizytą

Wizyta w szatni, szybkie rozeznanie w planie budynku i pora ruszać na łowy. A nie, wróć, żadnego rozeznania - nie mam pojęcia, gdzie co jest i na którą z trzech hal powinienem zajrzeć w pierwszej kolejności. Po szybkiej rundce w jednej z nich korzystam z koła ratunkowego pod postacią telefonu - Roger pisał przecież, gdzie ich znaleźć, nie? PPE, mój ci ty jest... W newsie na sobotę brak wytycznych, szukam więc tego piątkowego - Hala 1, acknowledged! Mała klitka ściśnięta jest pomiędzy molochem Microsoftu a prezentacjami gier indie, ale ten CRTek z zapuszczonym Vigilante 8, te plakaty-okładki na ścianie, ten Misiek w kącie z nałożonym tekturowym hełmem, te znajome twarze... Klimat, KLIMAT skondensowany w budce 2-na-1 metra! Pierwszym nieszczęśnikiem skazanym na kontakt ze mną jest "nasz" redaktor Gruszczyk, któremu robię sneak attacka, potem w oczy rzuca mi się Roger...owy grzbiet, bo szef majta coś z kablami w rogu pomieszczenia i dłuższą chwilę stamtąd nie wychodzi. Kiedy jednak dochodzi do uścisków dłoni i przedstawienia się, od "Daaku? Ooooo! Człowiek-encyklopedia!" mimowolnie robi się człowiekowi cieplej na sercu. Wkoło spory ruch, dużo się dzieje, wymieniamy więc parę szybkich uwag, bo zaraz trzeba się rozejść. Kiedy jednak na widoku pokazuje się także Komodo (którego pamiętam z zeszłorocznego zlotu PPE jako jednego z niewielu zorientowanych w Monster Hunterze), wykorzystuję okazję do pamiątkowej fotki. Uśmiech proszę... iiii sam się nie uśmiechnąłem. Podejście drugie. Uśmiechnąłem się... tak mniej więcej. Szybkie pożegnanie i każdy zmierza w swoją stronę - Roger np. do kafeterii bo, jak przyznaje, od rana nic nie jadł. A było bodaj wpół do czwartej. Masakra...

Po jakiejś godzinie wracam w to samo miejsce, gdzie dane mi jest poznać Rozba, zobaczyć Monikę tłukącą namiętnie w którąś kopaninę (PES? FIFA?) oraz wpaść na... Pereza z córeczką, który będąc dzisiaj off-duty wpadł prywatnie na chwilę, niechybnie zmartwiony o to, czy wszystko jeszcze stoi ;) Nic to, nadrobi się przy piwku kiedy indziej! Po odfajkowaniu najważniejszego zabrałem się na spokojnie za drugie najważniejsze - gry. Efekty w dalszej części tekstu.

Dawno niewidziani oraz widziany po raz pierwszy: od lewej Roger, jakiś brzydal, Grucha oraz Komodo

 

Sony

Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami, Sony postawiło na różnorodność. I widać to było już od wejścia na halę - ogromna przestrzeń wystawowa "pocięta" została na strefy tematyczne, każda poświęcona czemu innemu. Mocno oświetlona (za mocno - aż dziw, że nikt nie dostał epilepsji od tych halogenów) scena z prowadzącym i obejmującym wszystko okiem kamery telewizyjnej, kącik PlayStation VR, w którym można było zapisać się na testy m.in. Until Dawn: Rush of Blood, loża prezentująca Horizon: Zero Dawn w jakości PS4Pro (nie dało rady ani zagrać, ani nawet cyknąć fotki - grał tylko "prezenter"), siedziska z kierownicami i bez - ważne, że z odpalonym Gran Turismo Sport... A wkoło tego pełno standów z zapuszczonymi Uncharted 4 (nie kłamali z tą grafą!), Gravity Rush 2 (tutorial prezentujący sterowanie, także wiele nie powiem), Pro Evolution Soccer 2017 (yyyy, ludki realistycznie biegają?) czy Final Fantasy XV, przy którym oczywiście posiedziałem najdłużej, aż mnie mili panowie z obsługi grzecznie nagabywali. I choć system walki wciąż uważam za kolejną podróbkę Kingdom Hearts, to jednak japoński dubbing w tego typu grze jest po prostu musem.

Końcowy werdykt: Różnorodnie, ale za dużo kolejek i restrykcji

Kolor niebieski...

 

Microsoft

Muszę uczciwie przyznać, że polski oddział Microsoftu stanął na wysokości zadania - nie wiem, jak było w zeszłym roku, ale mając w pamięci powierzchnie zielonych z dwóch iteracji PGA nie oczekiwałem tutaj cudów. Nauka najwyraźniej nie poszła w las, przez co na miejscu mnóstwo było Xboxów One z załączoną Forzą Horizon 3 (australijski busz jest całkowicie odmienny od pustyń Kolorado, jakie pamiętam z FH1) oraz najnowszą FIFĄ (albo PESem, dla mnie jeden kij). Odgrodzona była także strefa dla najmłodszych, gdzie niepodzielnie rządził Minecraft, a średnia wieku nie przekraczała 10, oraz retro-ruchowa, gdzie zapuszczono Dance Central do wspólnych wygibasów przed Kinectem oraz Rare Replay (Knight Lore dzisiaj poraża... albo przeraża). Elegancko rozwiązano strefę 18+ - kilka oddzielonych od reszty ekspozycji, zasłoniętych kotarami boksów, wejścia do których pilnie strzegły hostessy i pilnowały, aby żaden chłonny, młody umysł nie zaszedł zbyt blisko. Korzystając z przywileju wieku mogłem bez przeszkód wypróbować sobie Dead Rising 4 (sieczka na zombiakach miła, ale czym to się różni od poprzednich odsłon?), tryb multiplayer Gears of War 4 (to samo) czy Battlefield 1 (zdecydowanie najlepsza z ogrywanych). 

Końcowy werdykt: Mocno, ale zdecydowanie bez niespodzianek

...i kolor zielony

 

Nintendo

Na stoisku Nintendo... aaa, taki tam żarcik. Nintendo się na Warsaw Games Week zwyczajnie nie wystawiło. Pozostaje mieć nadzieje, że ConQuest nie chciało się po prostu rozdrabniać pomiędzy dwoma podobnymi sobie eventami, a całą parę wtłoczy w odbywające się za tydzień Poznań Game Arena, gdzie już od dwóch lat pokazuje, że mimo niewielkiego zasięgu wciąż można "na bogato". W każdym razie WGW przegrali walkowerem.

Końcowy werdykt: Gdzieście wsiąkli?

 

Różności

W tym miejscu do jednego wora wrzucę wszystko to, co nie podpadało bezpośrednio pod żadną z wyżej wymienionych kategorii. Było różnorodnie, ale jednocześnie nie na tyle, aby bawić się w Dickensa i pisać o tym powieści.

Sprzęt - na miejscu swoje stoiska miały sieci sklepów Media Markt oraz Saturn, w których nabyć można było ich aktualnie oferowany towar okołogrowy oraz rozeznać się w najnowszych ofertach. Hostessy obu sieci przechadzały się także po holu wejściowym, oferując papierowe torby na szpargały, które jednak z uwagi na tłok bardziej przeszkadzały niż się przydawały (nie mówiąc już o tym, że moja naramienna "kurierówka" spełniała zadanie z nawiazką). No i bonusowy punkt dla Media Marktu, który do swoich toreb poza gazetką ofertową wrzucał także smyczki. Bo nie ma osoby, która pogniewałaby się na smyczkę.

Cosplayerzy - może i było ich mniej niż zwykle przetacza się przez PGA, ale za to jaki poziom! Widać było, że zamiast ilości liczyła się jakość, a wykonanie niektórych strojów, zwłaszcza zbroi, aż prosiło się o oklaski, ewentualnie zdjęcie. Nie każdą kreację byłem w stanie skojarzyć, ale np. Scorpion z MK, Geralt czy Sweet Tooth zdecydowanie rzucali się w oczy. Moimi prywatnymi faworytami było jednak charyzmatyczne duo Rhys&Fiona - kto grał w Tales from the Borderlands ten zrozumie, że dla cosplayera jest to tyleż niszowy tytuł, co nie taki prosty do wykonania strój.

...no i musiał się Zax mieczem zasłonić... Ile innych postaci z gier potrafisz rozpoznać?

 

PC - swoją obecność zaznaczały także komputery osobiste, a to za sprawą Acerów, Asusów i innych Tracerów, oferujących szeroko pojęty osprzęt i acesoria komputerowe. Jeżeli ktoś siedzi w tych tematach to pewnie miał w czym wybierać - ja umieszczone na pudełkach z kartami graficznymi czy innymi podzespołami wywieszki typu "Specjalnie z okazji Warsaw Games Week promocyjna cena 449zł!" zbywałem tylko uśmiechem politowania...

Merchandise - czyli gadżety growe i niegrowe. Ja akurat rzadko kiedy nabywam tego typu tematyczne ustrojstwa, wizytę na WGW uznałem więc za dobre usprawiedliwienie na nieznaczne popuszczenie pasa. A że stoisk z gadżetami nie brakowało... Ręcznie rysowane artworki, drobnica typu przypinki i podstawki pod piwo, koszulki, kubki, figurki, gry, League of Legends, World of TanksGwiezdne Wojny, Gra o Tron - pod względem zarówno akcesoriów, jak i ich tematyki wybór był spory, a ich ceny nie odstraszały i każdy mógł sobie pozwolić na to i owo. Sam wspomnę tutaj o stoisku Dead Pixel - sklepu oferującego wysokiej jakości przedmioty dla graczy oraz Pixel Box - polskiej odpowiedzi na zagraniczne loot crate'y. Na tym pierwszym zaopatrzyłem się w wypaśne skarpety we wzorek COGów z Gears of War -na aktualną porę roku jak znalazł (rozmiar oznaczony był jako "large", bez znanej nam numeracji i tak, są DUŻE). Na drugim postanowiłem spróbować szczęścia i spomiędzy blindboxów z figurkami z Fallouta 3, Gwiezdnych Wojen oraz Gry o Tron poprosiłem o pudełeczko z tego pierwszego. I nie powiem, żeby spośród dwunastu dostępnych modeli (NPCe, typy przeciwników, Perki) natrafić na najlepszy moim zdaniem możliwy - LUCK musiałem mieć na 10!

 

Żarcie! - granie to idealna pożywka - niestety tylko dla umysłu i duszy, bo już ciało trzeba zapełniać bardziej materialnymi surowcami. W kluczowym momencie i mnie dopadła konieczność doładowania baterii i o ile Expo wyposażone jest we własną stołówkę, tak ja w pogoni za jadłem zboczyłem w zorganizowaną na świeżym powietrzu strefę food trucków. Bo lubię food trucki, nawet bardziej od smyczek. Wybór był całkiem spory, bo różnego rodzaju burgery, hot-dogi, frytki i burrito gwarantowały dobre zapychacze - dziwadełka w rodzaju smażonych batonów czy molekularnych lodów już mniej, no ale przynajmniej dodawały do różnorodności. Ja koniec końców skorzystałem z dobrodziejstw rodzimej kuchni, racząc się chłopską zapiekanką ziemniaczaną z kiełbasą oraz jebitnym pierogiem z kapustą. Trzeba wspierać swoich.

 

I co? Warto było?

Jak najbardziej! Co prawda na głównej zdążyłem już przeczytać komentarze od wyważonego "mnie nie porwało" przez cyniczne "desperackie wyciąganie kasy" po żałosne "DZIECINADA LIPA SZKODA CZASU", ale dużo w sumie zależy od osobistych oczekiwań. Ja na WGW wpadłem, aby pograć w jeszcze niewydane produkcje, spotkać fajnych ludzi i nabyć nieco gadżetów - i każde z tych założeń udało mi się zrealizować. Trudno po takim evencie oczekiwać jakichś wyrywających z butów działań w rodzaju zapowiedzi nowych gier czy prezentacji NXa, bo to po prostu nie jest skala E3. Zamiast więc narzekać, jak mogłoby być cieszmy się z tego, jak jest teraz i liczmy, że za rok będzie jeszcze lepiej. A o to, biorąc pod uwagę aktualne tendencje, martwić się nie powinniśmy.

Przed nami jeszcze jeden dzień imprezy, więc jeżeli powyższy wpis nastroił Cię jakoś do odwiedzin - wpadaj, nie pożałujesz!

Oceń bloga:
45

Komentarze (78)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper