PGA - POZNAŃ GORZAŁA ARENA 2015

BLOG
1696V
PGA - POZNAŃ GORZAŁA ARENA 2015
Daaku | 22.10.2015, 21:10
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Są takie chwile w życiu gracza, w których musi on ruszyć tyłek sprzed konsoli, spakować torbę podróżną i emigrować w inny region kraju, żeby napotkać innych członków swego stada przy wspólnym padzie i piwie. Tym razem padło na Poznań, gdzie padem był Dual Shock 4, a piwem - Lechy i Żywce.

CZĘŚĆ I - SPOTKANIE

 

Rocznik "2015" nie znalazł się jednak w tytule bloga przypadkowo - podobny wypad urządziliśmy sobie także rok temu, a zebrania wynurzeń prawie wszystkich tam obecnych w jednym miejscu podjął się wtedy nasz portalowy zbun, @Zdun (od dłuższego czasu w stanie spoczynku). Polecam lekturę tamtego wpisu, abyście mieli jako taki pogląd na to, czego spodziewać się również po moim tekście i w razie potrzeby darować sobie dalszą lekturę, a monitor skropić wodą święconą. Problem w tym, że mimo uczestnictwa w tamtym doniosłym wydarzeniu nie wysłałem szefowi własnych zeznań... Pokutuję za to teraz, smażąc wpis o targach widzianych oczami tego najmniej zakręconego członka całej ekipy WCG. Będzie o kanapowym graniu, napojach wyskokowych, płaczu niemowlęcia o trzeciej nad ranem, jeździe na wstecznym i wbijaniu leveli. A, i coś tam o jakichś halach wystawowych.

 

Journey, not destination

Zastanawialiście się kiedyś, dlaczego pociągi odjeżdżają z rana co godzinę (o siódmej, ósmej i dziewiątej), by potem po długiej pauzie oferować następny przejazd punkt trzynasta? Albo dlaczego pięć autobusów, zamiast odjeżdżać spod przystanku co 2-3 minuty, jeździ gęsiego, jeden za drugim, co minut dwadzieścia? Do takich oto poważnych przemyśleń zmusiła nas przy okazji wyjazdu polska komunikacja miejska i międzymiastowa, nie oferując oczywiście choć strzępka wiążącej odpowiedzi. Najważniejsze, że z moim towarzyszem podróży, Korwinem, szczęśliwie spotkaliśmy się akurat w momencie wjazdu pociągu na peron Dworca Centralnego w Warszawie, 15 minut przed odjazdem. Obaj byliśmy w tamtym momencie "po przejściach" - ja po 24 godzinach spędzonych w pracy, on - po mocno zakrapianej imprezce u znajomego. Biorąc pod uwagę okoliczności logicznym było, że każdy z nas musiał zapomnieć czegoś podczas pakowania bagażu. Chodziło mianowicie o padleta do Wii U, koniecznego przecież do obsługi upchniętej w kuferku Korwina konsoli, oraz o Sensor Bara do Wii, bez którego mój wiilot z nunchukiem oraz dwie imprezowe gry stawały się zbędnym zapychaczem torby. Szybkie telefony do do pozostałych przyjezdnych zaradziły jednak kryzysowi (dzięki @Dżony i @Mroku)... a przynajmniej tak nam się wydawało, bo na miejscu będzie nam potem dane walczyć z jeszcze jednym przejawem zapominalstwa. Ale zanim do tego dojdzie, czekają nas trzy godziny jazdy w luźnej, przyjacielskiej atmosferze. Byliśmy przy okazji jedynymi osobami w przedziale, którzy wdawali się w konwersacje czy jakiekolwiek inne aktywności - reszta współpodróżnych siedziała przez cały czas jak wryta udając, że nie słyszą kolejnych dziwnych nazw i tematów, jakich podejmowaliśmy się podczas jazdy. Szeroko pojęta branża gier, plany na wieczór, obgadywanie przyszłych współlokatorów (same dobre rzeczy!), biznes browarniany, na wszystko znalazła się własna opinia do skonfrontowania. Najbardziej jednak ujęła mnie rozmowa o Wii U, z której Korwin był cały czas bardzo zadowolony, a z której sprzedażą ja sam od niedawna się nosiłem. Dlaczego Smash 4 naprawdę jest bijatyką (do tego bardzo skillową!) i co robi na EVO, ile radochy może dać multi w Mario Kart 8, oczekiwania związane z The Legend of Zelda (nazwa robocza) na Wii U/NX - zaskakujący i cholernie ironiczny jest fakt, że od zwyczajnego, cieszącego się graniem użytkownika sprzętu dowiedziałem się na te tematy więcej, niż od całej bandy zacietrzewionych "prawdziwych fanów Nintendo" przez ostatnie pół roku siedzenia na portalu... W końcowej fazie podróży zaczęła już dokuczać mi senność (pamiętajcie, zszedłem z pracy!) i głód, ale puszka awaryjnego Tigera Restart oraz puszczony w ruch 3DS pozwolił jakoś dotrwać do ostatniej stacji. W tym miejscu muszę przeprosić Korwina, którego mimo wszystko nie udało się uchronić od nudy - może gdybym skombinował przed odjazdem piwo, byłoby trochę luźniej.

 

SNAAAAAKE!

Niecały kwadrans po szesnastej byliśmy już na miejscu - poznański dworzec główny płynnie przechodzący w sporą galerię handlową z miejsca skojarzył mi się ze swoim warzawskim odpowiednikiem, Złotymi Tarasami. Po podróży mieliśmy w planach zjedzenie czegoś ciepłego w zróżnicowanym food courcie i spotkanie się z @Alfem, ten jednak uprzedził nas telefonem o zmianie planów - mamy jak najszybciej zameldować się pod naszym lokum, bo "czy ta baba jest normalna" właścicelka apartamentów musiała się zmywać. Naszego trzeciego członka drużyny znaleźliśmy więc pod postojem taksówek, gdzie przeszywającym powietrze "SNAAAAAKE!" Korwin szybko zidentyfikował i przywitał dawno niewidzianego w realu znajomego. W taksie także było śmiesznie, bo tematem stał się postęp postaci w Destiny, a zdanie "Alfik, dopuść mnie u siebie do Xura, bo muszę pofarmić trochę egzotyków, a nie mam już shardów" dobitnie uświadomiło kierowcy, kogo ze sobą wiezie i gdzie oni potem pójdą. Co nie okazało się do końca prawdą, bo po uiszczeniu opłaty za apartament (fun fact: ten sam adres, choć lokum nieco inne) nie udaliśmy się marszem na hale wystawowe, bo dzień "tylko dla VIPów" nie brzmiał aż tak zachęcająco, ale do miejscowej - tej samej co w zeszłym roku! - Żabki po napoje wyskokowe i prowiant. Obładowani lootem, z którego sporo weszło do mojej roboczej "listonoszówki", już oficjalnie zameldowaliśmy się w Apartamentach nr 2, które po rozstawieniu sprzętu i piwa gotowe już były na przyjęcie kolejnych gości.

Arsenał przytarganych przez nas gier (reszta na dysku PS4). Z tego wszystkiego użytkowane będą jedynie... piwa

 

Z piwem w jednej, z padem w drugiej ręce

A że ci mieli się pokazać dopiero pod wieczór, bez zbędnego opierniczania się odpaliliśmy przytarganą przez Alfa PS4, by poobijać sobie nieco twarze w Ultra Street Fighter IV. Zabawnym jest tak, że w ten sam sposób zaczęliśmy integrację na zeszłorocznym spotkaniu - z tym, że wtedy było to PS3, a Uliczny Wojownik był w wersji Super. Zanim przystąpiliśmy do pojedynków, podczas parowania padów z konsolą zarówno Alf, jak i ja moglismy po raz pierwszy zobaczyć pełne intro towarzyszące finałowej wersji, które - niczym "Indestructible" z podstawki - wywarło na mnie spore wrażenie:

Na zeszłoroczne spotkanie datowałem także ostatni kontakt z tą serią, co w połączeniu z poziomem gry, jaki prezentował właściciel konsoli, przepowiadało dla mnie jednostronny wpierdziel przez resztę wieczoru. Jak się jednak okazało - Korwin wydawał się specjalnie dawać mi fory, a mój pielęgnowany za czasów SFA3 styl walki Sagatem wciąż dawał radę, więc kolejne walki kończyły się dość nieprzewidywalnie, a zakończenie walki Gniewem Demona Akumy dopisałem sobie do mentalnej listy życiowych osiągnięć. Następne w kolejce było Dead or Alive 5, gdzie miejsce Super Combo zajęły szybkie serie kopnięć i pięści. W tych pierwszych brylował mój Zack, więc i tutaj byłem w stanie coś ugrać.

W międzyczasie lokal odwiedził Mroku, a było to dla mnie pierwsze w życiu spotkanie z emerytowanym rednaczem "eRPeGowego przeglądu tygodnia" na żywo. Na wspominki czasów dawno minionych nie było jednak czasu, bo nowo przybyły z miejsca dostał przydziałowe piwo oraz pada, a Ryu i spółka musieli ustąpić miejsca zawodnikom MMA w UFC. I muszę w tym miejscu przyznać, że bitka od EA Sports swoim systemem walki oferuje zupełnie inne doznania i emocje towarzyszące rozgrywce. O ile walki w SFIV wywoływały poruszenie głównie podczas kończenia rundy na żyletce energii, tak przy UFC okrzyki uznania i syki bólu towarzyszyły praktycznie każdemu udanemu kopnięciu w głowę zawodnika - tym głośniej, im czerwieńszy kolor przyjmowała ta partia ciała na sylwetce HUDa. Na własnej skórze przekonałem się, jak ekscytujący potrafi być każdy pojedynek, samemu uskuteczniając mniej lub bardziej udane wymachy, klincze, położenia czy flying knee. W pewnym momencie wpadło podczas walki z Korwinem wpadło nam nawet srebrne trofeum Iron Heart, przyznawane za - sprawdziłem po powrocie - pokonanie przeciwnika po doznaniu ogłuszenia. Odznaczę to sobie po kupnie własnej PS4.

 

Zbliżała się bodaj 21., kiedy w drzwiach pojawili się ostatni planowani goście - znany już z niejednej przygody pod wpywem % współlokator Dżony oraz "I could tell you of a great story... but I won't" @drw, który znalazł chwilę na odwiedziny. A skoro ludzi był już komplet, to i samym piwem nie wypada się raczyć - Żabka zostaje przez nas najechana po raz drugi! Oczywiście już po powrocie okazuje się, że granie na Wii odpada, bo wszystkie trzy przywiezione przez nas wiiloty... nie mają baterii. Wybierając pomiędzy kolejnym wyjściem a odstawieniem zakupu na bliżej niesprecyzowaną przyszłość, wszyscy zgodnie stwierdzają, że na PS4 gra się wystarczająco przyjemnie... Pod telewizorem leży już komplet czterech Duali, ale do zabawy w zupełności wystarczają dwa - półnagich mięśniaków zastępują biegacze w barwach reprezentacji, kiedy nadchodzi czas na Pro Evolution Soccer. Fanem sportówek nigdy nie byłem, więc kątem oka obserwuję zmagania Korwina i Mroka coraz dziwniejszymi reprezentacjami, którymi pomimo egzotycznych korzeni kierują nad wyraz dobrze. W międzyczasie zawiadujący artykułami spożywczymi Dżony zamawia pizze z sobie tylko znanej pizzerii, jednocześnie rozlewając nam "na humor" po setce żołądkowej gorzkiej. Ta okazuje się być niekompatybilna z zainstalowanymi wcześniej kilkoma patchami piwa, przez co nie jestem w stanie utrzymać stabilności systemu do czasu przybycia żarcia. Zwiecha, gwałtwny restart oraz proces przywracania danych stawiają mnie jednak na nogi około pierwszej w nocy, dzięki czemu obywa się bez wizyty w serwisie. Uspokojona moim zmartwychwstaniem ekipa stwierdza, że środek nocy to dobra pora na odpalenie czegoś mocniejszego. Zgłaszałem wcześniej chęć wypróbowania obecnych na dysku Obcego: Izolacji oraz SOMY, ale Alf stwierdził, że nie będzie się rozdrabniać płotkami. Efekt? Zostaję zamknięty w salonie w warunkach zgaszonego światła i podgłośnionej na maksa fonii, podczas gdy na ekranie telewizora majaczy złowrogi ekran ładowania najlepszego horroru na PS4...

 

Forgive me Lisa

There's a monster inside of me

Gra, a w zasadzie projekt, podczas grania w który ludzie mieli sikać ze strachu, został tak podkręcony pod względem klimatu, aby jednak ze strachu s*ali. Interaktywny materiał autorstwa Hideo Kojimy i Guillermo del Toro, czarny koń Gamescomu 2014 oraz biały kruk PlayStation Store jednocześnie - P.T. Coś, co zafascynowało mnie swoją formą już od pierwszych doniesienień, jeszcze przed całą otoczką "zacierania śladów" i mentalnym joblem, jakie sprezentowało fanom Konami, panicznie próbując wymazać wstęp do Silent Hills z opinii publicznej. Miałem teraz okazję doświadczyć tego szaleństwa na własnej skórze, w najbardziej sprzyjających warunkach. A już od pierwszych ruchów mojej postaci w pokoju o ścianach naznaczonych wyrytymi liniami symbolizującymi odliczanie wiedziałem, że to będzie prawdziwa jazda bez trzymanki...

"You remember, right? Exactly ten months back."

 

Chciałem w tym miejscu opisać pełne wrażenia z gry w P.T., ale zdecydowałem się wstrzymać z takim rozwiązaniem - ludzie spojlujący fabułę trafiają do specjalnego kręgu w piekle, a dzieło Kojima Productions jest na tyle unikatowe, że naprawdę warto zapoznać się z nim osobiście. Zamiast tego skupię się na opisaniu jego oprawy graficznej i udźwiękowienia, waszej wyobraźni pozwalając na złożenie elementów układanki w całość.

Grafika - najwyższa możliwa półka. Już podczas grania w Outlasta na dobrym pececie byłem pod wrażeniem dbałości o szczegóły, zabawy oświetleniem oraz immersji, jaką wprowadzało ziarnistego filtra właściwego podręcznym kamerom wideo, nadającego grze aparycję nagrywanego właśnie filmu found footage. A P.T? P.T. robi to wszystko o klasę wyżej. Nie chcę tu szafować jakże modnym ostatnio terminem "fotorealizmu", ale inaczej się po prostu nie da - wystrój wnętrza, porozwalane na szafkach rzeczy osobiste, padający za oknem deszcz, delikatnie drgająca w mroku strużka światła latarki... To wszystko wygląda po prostu niesamowicie i podejrzewam, że podczas gry na PlayStation VR czy tym podobnych goglach zszedłbym na zawał przy pierwszym kontakcie z prześladującym nas duchem. W takich momentach zaczynam dziękować bogu za wadę wzroku sprawiającą, że nigdy nie zobaczę obrazu w trójwymiarze, serio.

Dźwięk - zabrzmi to pewnie górnolotnie, ale praca na nocnej zmianie potrafi wyostrzyć zmysły. Człowiek z czasem osiąga taki stan skupienia się na otaczającym go świecie, że wzdryga się na sam szelest liścia za oknem albo skrzypnięcie uderzanego podmuchami wiatru dachu. To chyba dlatego na przestrzeni lat stałem się niezdolny do dłuższych posiedzeń przy konsolowych horrorach. Bo i ile bardzo cenię sobie dobrą książkę Piekary czy Kinga, a obejrzenie tuzina dreszczowców w ciągu miesiąca nie jest dla mnie żadnym wyczynem, tak odpalenie takiego Silent Hill: Dowpour, Siren: Blood Curse czy wspomnianego Outlasta to już dla mojej percepcji taniec z diabłem. Na dodatek P.T. zafundowało mi prawdziwy koncert podnoszących ciśnienie dźwięków: skrzypienie otwieranych drzwi, płacz małego dziecka, odgłosy przemocy dochodzące z pustej łazienki... Do tego kwestie mówione w postaci odzywającego się co chwilę radia czy niezrozumiałe szepty bez wyraźnego źródła, a na deser bardzo nieregularna, bo pojawiająca się i znikająca, narastająca i cichnąca, ścieżka dźwiękowa, która nawet z chodzenia pustym korytarzem czyni prawdziwą męczarnię.

Pomimo delikatnych wskazówek co do dalszego postępowania od Dżonego i Alfa, którzy pod koniec sesji zaczęli odwiedzać mój pokój, nie udało mi się doprowadzić P.T. do samego końca. Spędziłem jednak z nim wystarczająco dużo czasu aby żałować, że nigdy już nie doczekamy się Silent Hills, a Kojima i del Toro prawdopodobnie nie będą już mieć okazji do ponownego połączenia sił.

Ale starczy już na dziś melancholii. Pora spać, bo zegar wskazuje godzinę po trzeciej w nocy... ale najpierw kwadransik gry w Pokemon Rumble World na 3DSie ponieważ #priorytetyżyciowe.

 

 

CZĘŚĆ II - SOBOTA TARGOWA

 

Pierwszym wyzwaniem dnia kolejnego okazuje się zwleczenie się z łóżka - na dobrą sprawę dopiero o 13. wszyscy, mniej lub bardziej chętnie, są już na nogach. Wyzwaniem drugim jest z kolei wykrzesanie z siebie motywacji nie tyle do wyjścia na PGA, co do wyjścia z domu w ogóle. Zapuszczone ponownie Pro Evo dyskretnie odwraca uwagę, a wszyscy jak jeden mąż siedzą w salonie, jakby podświadomie unikając widoku rozstawionych w pokojach łóżek. Dżony postanawia ściągnąć na miejsce @REAListę, który okazał się mieć więcej rozsądku od nas, bo jeszcze spał. Ja sam między jednym a drugim ziewnięciem reflektuję z kolei, czy nie rzucić tego w cholerę i nie polenić się do wieczora, ale napisać relację z targów, nie będąc na targach? Koniec końców, solidarnie wyszliśmy na piękną pogodę i około godz. 14. byliśmy już przed wejściem do hal. Ja w międzyczasie wyczytałem na blogach, że miejsce to uświetnić ma także @Czarny Ivo, z którym pisujemy czasami do Retro Na Gazie - trzeba więc chłopa poznać! Spotkaliśmy się przy bramkach dopiero po dłuższej chwili, bo pod wejściem ekipa staje się niesforna i trudno ją zagonić w tej samej chwili w to samo miejsce. Perturbacje trwają jednak tylko dwie minuty, a my wszyscy - uzbrojeni w podbijające poziom potiony - ruszyliśmy w bój. Zastanawiałem się, po co Dżonemu potion, skoro już na poprzedniej imprezie nabił 99. level, ale może do setnego strasznie dużo expa potrzeba?

Nie będę tu opisywał krok po kroku, gdzie się udałem, w którą stronę skręciłem i co zobaczyłem, bo nie każda z wystawiających swoje produkty firm miała coś ciekawego do pokazania, a i nie każda była związana z naszym hobby. Zamiast tego wymienię parę takich, których nazwę kojarzy każdy bywalec portalu (+bonus), a których odwiedziny były dla mnie priorytetem, bo czas naglił - wieczorem musiałem już wracać do domu. Trzeba jednak przyznać, że jak na niecałe 3 godziny chodzenia widziałem całkiem sporo.

 

Stoisko IMGN.PRO

Próbując odnaleźć się w gąszczu kolejnych hal celem odnaleznienia bardziej znanych mi marek i sprzętów, mój wzrok przykuło stoisko tego stricte pecetowego wydawcy. A konkretnie plakat z napisem KHOLAT, o którym czytałem bardzo pozytywne opinie i na który byłem - delikatnie mówiąc - całkiem nakręcony. Ominąłem więc stanowiska z prezentowanymi na nich Dreamfall Chapters, MouseCraftem, Trucks & Trailers czy którąś wersją Euro Truck Simulatora (są cztery, w tym edycja GOTY), aby w grubych butach członka ekspedycji spędzić znaczące 15 minut na zwiedzaniu pokrytej śniegiem stacji kolejowej, małej mieściny i niższych zboczy przeklętej góry. Kiedy ściągałem z uszu słuchawki, będąc przekonanym o słuszności szybkiego zakupu tytułu, na ramie klawiatury zauważyłem kupon z... kodem uprawniającym do pobrania gry na Steamie! Jak to mówią Amerykanie: my day was made, i to na samym początku zwiedzania!

 

"Stoisko" Sony

Prawdę mówiąc, gdyby nie moje rozglądanie się na wszystkie strony podczas prób rozeznania się w terenie, pewnie minąłbym te PS4ki, nawet ich nie zauważając. Chciałbym się tu jakoś mocniej rozpisać, ale zdjęcie mówi wszystko - parę stanowisk, załączona FIFA, ruch niewielki. Wiem, że Sony planuje w ten weekend dać czadu na Warsaw Games Week, ale to chyba nie powód, aby w taki sposób odpuszczać sobie poznańskie targi. Jedynym pozytywem całej sytuacji był fakt, że... cóż, byli obecni.

 

Stoisko Nintendo

Już w zeszłym roku stoisko Nintendo zrobiło na mnie naprawdę pozytywne wrażenie (najlepiej zaznaczona obecność na całych targach!), przyciągając już z daleka wzrok błękitną koloracją, uganiającymi się jak w ukropie członkami obsługi w niebieskich koszulkach Smasha i rozstawionymi gdzie tylko się da stoiskami z grami, na których można było wypróbować masę ciekawych tytułów. Wtedy gwoździem programu było 8 stanowisk z betą Splatoona, przy której spędziłem dużo więcej niż ustawową jedną kolejkę, a do tego Smash 4 (na padach od Gacka!), Kirby and the Rainbow Curse, Yoshi's Wooly World, Captain Toad's Treasure Tracker, Hyrule Warriors, Mario Kart 8... Również 3DS miał swoje standy, reprezentowane grywalnym Monster Hunter 4 Ultimate czy Smashem. Pytanie: A jak było w tym roku?

Odpowiedź: Jeszcze lepiej!

Tym razem centralnym punktem strefy była scena ze sporym ekranem, na której prowadzący co i raz rozpoczynał kolejne mini-eventy w rodzaju wspólnego grania w Mario Kart 8 czy quizów wiedzy z gier Nintendo. Swoje szanse bezwzględnie wykorzystali Alf i Dżony, masakrując po kolei skillem i wiedzą zgromadzone wokół podwyższenia dziesięciolatki, dzięki czemu udało im się zgarnąć plakat reklamowy Mario Makera i naklejkę Mario's 30th Anniversary. Dokładnego przebiegu całej akcji jednak nie znałem, bo grałem w tym momencie w Xenoblade Chronicles X - chyba jako jedyny z całej ekipy, bo od wielu osób słyszałem o ogólnej niedostępności standów z grą, podczas gdy ja załapałem się na swoją kolej w zasadzie bez żadnego czekania... Samo Xeno interfejsem i mechaniką mocno przypomina swojego poprzednika (takie jakby singlowe MMORPG), a ze względu na brak najbardziej jarającego mnie elementu, mechów, pobiegałem nieco głównym bohaterem po sporej, pełnej roślinności mapie wkoło wyraźnie silniejszych ode mnie przedstawicieli growej fauny. 

Po kolejnym zgonie zostawiłem w spokoju padleta i udałem się na drugą stronę sceny, na której dominowały gry na 3DSa. Stolik z trzema dostępnymi na blacie konsolkami wyraźnie wskazywał na to, z jakim tytułem mamy do czynienia: Triforce Heroes! Z dwiema obcymi osobami pograłem chwilkę czerwonym Linkiem, aby porzucać trochę innymi Linkami w przepaść (znaczy się na ruchomą platformę, ale do tego potrzebny timing...), pomachać mieczykiem przed oczami atakujących mnie glutów i postrzelać z łuku, choć wtedy bez żadnej ciekawej funkcji. Odpuściłem kolejny stand z Happy Home Designerem, większą uwagą obdarowując szereg stanowisk dostępnych pod ścianą. I nie zawiodłem się, bo sprawdziłem dzięki temu w akcji odświeżone Pokemony w wersjach Omega Ruby i Alpha Sapphire (świetne wizualnie), niewydanego jeszcze Chibi Robo! Zip Lash (ciekawy, choć bez rewelacji) oraz dostępnego już od dłuższego czasu Project S.T.E.A.M. (najlepsza namiastka XCOMa, jaki Nintendo kiedykolwiek będzie miał na swoich konsolach). Na koniec jeszcze gabnięcie Alfa o zrobienie fotki z najlepszą hostessą targów

o, o niej właśnie mowa

i mogłem z czystym sumieniem udać się na przeciwległą stronę hali, wabiącą dla odmiany zielenią.

 

Strefa Xboxa

Zeszłoroczna premiera Xboxa One (ta nasza, zadupiowa, nie światowa) dała Microsoft Polska okazję do szaleństw w temacie oferowanych gier startowych. Miałem wtedy okazję sprawdzić w akcji Forzę Horizon 2 i Assassin's Creed: Unity, a w kąciku +18 spędzić trochę czasu przy Destiny, Dead Rising 3 czy RYSE: Son of Rome. Muszę powiedzieć, że byłem wtedy pod wrażeniem co do liczby i doboru oferowanych gier, więc i na aktualne targi oczekiwania miałem podwyższone.

Okazuje się, że niepotrzebnie, bo pomimo sutej, zapełnionej premierami dla magnetowidu końcówki roku, firma nie potrafiła wykorzystać momentum, jakie mogłyby jej dać nowsze tytuły. Jedynym godnym uwagi elementem strefy znowu był kącik 18+, tym razem zapełniony... wyłącznie Rise of the Tomb Raider. Niespecjalnie podeszła mi już pierwsza część tego rebootu, ale z braku laku chwyciłem za pada i poskakałem nieco Larą po ruinach starożytnej świątyni, poganiany przez używających materiałów wybuchowych oprychów. Zbieranie nawet nie materiałów, co punktów doświadczenia z porozrzucanych po świątyni, a pasujących do niej jak kwiatek do kożucha skrytek i "efektowne" slo-mo towarzyszące dłuższym skokom na półki to jednak nie to, na co liczyłem w nowych przygodach pani Archeolog, ale rozumiem, że sekcja z zagadkami byłaby za mało "promocyjna". Poza RotTR w hali znajdowało się mnóstwo stanowisk z Xboxami 360 uzbrojonymi albo w jakąś kopankę (FIFA?) albo w Transformers: Devastation oraz jedno siedzisko z Forzą Motorsport 6. A gdzie Ori dla młodszych graczy? Halo 5? Remaster Girsów?

 

Stoisko cdp.pl

Tuż za Strefą Xboxa ulokowane było stoisko naszego rodzimego dystrybutora, składającego się w zasadzie z dwóch części. Pierwszą były sklepowe kosze i kioski zapełnione grami i gadżetami właściwymi ich Giermaszowi, a drugą - gigantyczna wręcz kolejka do niej. Mając w pamięci opinie nieszczęśników, którzy mieli okazję wystawać w długaśnym ogonku przy okazji zeszłorocznej wyprzedaży, przez myśl nie przeszło mi nawet, aby dołączyć do innych oczekujących. Głównym punktem wystawy był z kolei żywy Geralt (całe szczęście nie Żebrowski) z Wiedźmina 3 i panna w stroju tak nijakim, że nie byłem w stanie skojarzyć jej z żadną dziewoją z uniwersum Sapkowskiego. Myślałem o cyknięciu sobie zdjęcia z wiedźminem, ale nie byłem pewien, czy jego wyraz twarzy "podejdź to wpier*olę" był tylko wczuwaniem się w postać czy faktycznym przesłaniem, więc po dłuższym zastanowieniu jednak odpuściłem.

 

Podczas zwiedzania straciliśmy kontakt z Dżonym (wzrokowy, a wariata trzeba pilnować jak oka w głowie) i Korwinem (telefoniczny, bo aparat zapobiegawczo zostawił w pokoju), postanowiliśmy więc z Alfem ponownie skompletować ekipę, odstawić maruderów do domu i odebrać spod dworca REALa. Ten zrobił nam psikusa, nie tylko odbierając się z dworca samemu, ale też dostarczając się taksówką tuż pod nasze drzwi - i to w niecałe pięć godzin od telefonu Dżonego! Zdążyliśmy więc przed moim wyjazdem chwilę pogadać i pograć, a przed 19. miałem już w torbie i bagaż, i stoiskowy loot. I aż mnie skręcało, bo gdyby nie obowiązki w pracy, przegrali-/przepilibyśmy kolejną noc w doborowym towarzystwie - zamiast tego czekała mnie droga powrotna pociągiem zawalonym po brzegi innymi duszyczkami wracającymi z PGA. Ostatnie pożegnania, obietnica spotkania za rok - i zostawiłem chłopaków swojemu losowi. Arrivederci!

 

 

 

CZĘŚĆ III: PODSUMOWANIE

Na poprzednich dwóch stronach zapoznaliście się z moją częścią relacji, ale nie byłem przecież na PGA sam! Poniżej znajdziecie także komentarze reszty współuczestników, od których udało mi się zebrać po parę zdań podsumowujących nie tyle zjazd szalonych użytkowników PPE, co ich opinie o tegorocznej edycji targów. Bez korekty ani cenzury, bo po co to nam. Jedziemy!

 

Dżony:

Daaku poprosił mnie o kilka zdań na temat targów niestety będzie z tym ciężko gdyż niewiele pamiętam ale prawda jest taka że nie jechałem tam na targi a po to aby spotkać się ze znajomymi i miło spędzić czas a targi?... Cóż tak naprawdę nawet nie chcieliśmy na nie iść i chyba najbardziej na nie nakręcony był sam autor bloga. No ale nie wypadało kolegi zostawić samego więc postanowiliśmy na nie pójść przy okazji odnajdując skrót dzięki któremu droga trwała kilka minut a w zeszłym roku gdy prowadził mnie i Adikona rodowity Poznaniak (pozdro DRW) szliśmy z godzinę.

Targi jak targi. W uj ludzi, Kilka sal wypełnionych cosplayerkami, nerdami i zwykłymi groczozwiedzaczami z których co niektórzy ponownie wbijali levele. Jak już pisałem niewiele pamiętam ale pamiętam że byłem Z Alfem na scenie Nintendo. Braliśmy udział w jakimś quizie z banalnymi pytaniami nie to co na PPE :-) z jednym błędnym pytaniem (nawet w Nintendo nie wiedzą kiedy pojawiła się pierwsza gra z Luigim) oraz pytaniem o jakiegoś wieśniackiego pokemona na które odpowiedzi nie znałem ale naszczęście nie zadali go mi więc kompromitacji nie było. Jak rano się obudziłem to pierwsze co mi przyszło do głowy to CELEBI!!! Zapamiętam to na całe życie.

 

Co do domówki i nietylko to działo się całkiem sporo i w pierwszej chwili chciałem zrobić opis ala zeszłoroczne Poznań gorzała arena z top 10 momentów debest ale stwierdzam że to bez sensu. To nasza impreza i co się dzieje w gronie dobrych znajomych niech zostanie pomiędzy nami. Napisze tylko że było fajnie ale nie śmiem wydawać kto zasnął w kiblu i chrapał na cały apartament, kto staranował jednego z naszych i powykrzywiał mu okulary, kto zarzygał klatkę czy też kogo (najprawdopodobniej) proszono o usuniecie ze stoiska Microsoftu. To nieistotne. Ważne że tym razem żaden żul nie chciał zeżreć nam pizzy, ważne że w niedziele każdy czuł się jak ścierwo (chyba że pił wino na peronie wprost z plecaka reala) , ważne że zamiast cosplayerek widzieliśmy Michała Wiśniewskiego ... a nie, to akurat nie ważne.

I na końcu ważne że wszyscy dotarliśmy do domów mimo iż standardowo znów się zgubiłem ale prawidłowo sam odnalazłem. Pozdrawiam chłopaków. Dzięki za fantastyczny wyjazd dla Darka(Mroku), Alfa, Korwina, Daaka, DRW, Reala. Fajnie się z wami piło i paliło lolka. Runda trzecia za rok a następne spotkanie mam nadzieje że wcześniej

 

PS: Pamiętam jak przez mgłę że miałem przyjemność poznać Czarnego Iva ale sorry Ivo byłem już po mocnym klinie. Następnym razem powinno być lepiej.

 

Mroku:

Samo PGA skończyło się dla mnie dosyć szybko, bo oczekiwania były zupełnie inne od tego, co zastałem na miejscu. Straszny chaos jeżeli chodzi o rozlokowanie firm (domyśl się kuźwa w jakiej hali siedzi dana firma). Z tego co słyszałem od innych, to fizyczna mapka też nie była zbyt pomocna, aczkolwiek nie jestem w stanie tego zweryfikować, bo takowej nie otrzymałem. Mój cel ograniczał się w zasadzie do zagrania w dwa tytuły: Dark Souls 3 oraz Xenoblade X. Soulsów nie udało mi się znaleźć w ogóle (humor siadł znacznie), a standy przy Xeno były zawalone (Daaku wykazał się większą cierpliwością i ponoć nawet zagrał). Przez moment, razem z Ivo, poprzyglądałem się jak Alf i Dżony panoszą się w strefie VIP Nintendo (hasło na resztę pobytu - Celebi), biorąc udział w quizie, a potem grając w MK8. Pokręciłem się jeszcze trochę po hali i zawinąłem na zewnątrz. Sam pobyt w Poznaniu wspominam jak najbardziej pozytywnie. Dobra ekipa, napoje wyskokowe i oczywiście gry, od DoA5 przez Pro Evo, a na SF4 i UFC kończąc. Dzięki za udany weekend chłopaki i widzimy się za rok! (tym razem ze Zdunem, hope so)

 

REALista:

Ja nie napisze ci relacji z PGA, bo mnie na nim nie było, a uważam, że to działo się w mieszkaniu powinno zostać miedzy nami.

Sam bym tego lepiej nie ujął.

 

Czarny Ivo:

Zdziwiłem się trochę, że zostałem poproszony o swój wpis w tym wątku, bo raczej byłem przygodnym elementem całej ferajny, ale skoro Daaku prosi, nie mogę odmówić.
Do Poznania zajechałem o godz. 23:00. Odebrał mnie kolega i pojechaliśmy do niego do domu. Byłoby to może nie istotne, ale to wyjaśnia czemu na PGA wylądowałem dopiero o 13, a nie o 10 jak planowałem. Ano do 3 w nocy piliśmy sobie z kolegą, na przywitanie, piwka grając w Mortal Kombat, Marvel vs Capcom 2 i próbowaliśmy robić pucharki w Crash Bandicoot 3 Warped. Na samym PGA moim priorytetem było stoisko Nintendo. Myślałem że szybko tam trafię jednak cała impreza to był istny labirynt. Najpierw trafiłem na jakieś modele pociągów, potem jakiś tłum pod sztandarem PPE (nie kojarzę), aż w końcu w budynku 7A odnalazłem domenę hydraulika. Od razu rzuciłem się na 3DSa. Konsolka bardzo fajna. Dobrze leży w ręku, ekraniki w sam raz zarówno w wersji podstawowej jak i XL. O dziwo bardzo dobrze używało mi się grzybka do sterowania, co kiedyś strasznie odrzuciło mnie przy Vicie. Mimo wszystko jednak mam nadzieję, że grając kiedyś w Donkey Kong Country Returns będę mógł używać krzyżaka. Potem sobie chodziłem to tu to tam, podziwiałem hostessy i gorszyłem na widok dużych ilości PeCetów. Wszędzie jakieś karty graficzne, jakieś Counter Strike'i i durne monitory w formacie CHYBA 22:9 reklamowane hasłem "Widzisz więcej?" Na pewno szerzej. Jak dla mnie zbędna przesada, ale za pewno każdy pro-gamer i spec od techniki wyjaśni mi, że to bardzo dobre, musi mi się podobać i powie mi jak tanio można to kupić. Dalej trafiłem na kącik retro. Były różne fajne konsolki i cieszyło, że każde stoisko było oblegane. Tym bardziej widok był radujący, bo grali nie tylko starzy, spasieni dranie jak ja, ale też młodzi ludzie, których na świecie jeszcze nie było jak ten sprzęt królował na salonach. Przemierzyłem jeszcze alejki ze smart gównem i zadzwonił do mnie Daaku. Po małych perturbacjach odnaleźliśmy się przy wejściu, a zaraz potem dołączyła reszta wesołej gromadki. Najweselszy był Dżony i zdradził mi, że to za sprawą eliksiru, który miał przy sobie i że mogę sobie chlapnąć. Rzeczywiście magia we wręczonym bukłaku była bardzo silnie natężona. Zaraz poczułem się weselszy i lżejszy. Nagle wybuchła afera, że miał by jeszcze niejaki Korwin, ale gdzieś się zagubił. Może szykował się do debaty? Dżony podjął się odnalezienia uciekiniera. Ja natomiast po rozrzuconych wcześniej okruchach chleba miałem poprowadzić po labiryncie resztę ekipy do stoiska Nintendo. Po drodze wszyscy gdzieś zaginęli i do progów Mario zaszedłem sam. Wzruszywszy ramionami ograłem demo The Legend of Zelda: Majoras Mask. Tym razem pobawiłem się trochę suwakiem 3D. Z jednej strony czułem się jakbym opuścił orbitę Ziemi i odlatywał w kosmos, z drugiej jakby miał mi eksplodować mózg. Wyłączyłem trójwymiarowy efekt i zakonotowałem sobie "kuszące, ale nigdy więcej". Potem wszyscy się magicznie wokół mnie znów pojawili (tylko Korwin odszedł na zawsze) i odbył się konkurs Nintendo z nagrodami. Pomęczyłem trochę Mroka swoimi sucharami (a trochę ich wziąłem na wyjazd), dostałem telefon od prezydenta, że trzeba znów uratować świat i beze mnie nie da sobie rady. Ładnie się pożegnałem i odszedłem w nieznane.

 

Dobermann:

bylem tylko na vip day, poniewaz bylem przejazdem i:

vip day zorganizowany fatalnie poniewaz zadna premiera ani inne wartosciowe wydarzenie nie odbywalo sie tego dnia
pelno gownarzerii ktora chmarami przetaczala sie wszedzie, uniemozliwiajac normalne porozmawianie z kimkolwiek na spokojnie i generujac kolejki do wszystkiego
znaczna czesc stoisk nie byla jeszcze uruchomiona
gdybym mial zaplacic za wejsciowke to byloby to najglupiej wydana stowa i wiem ze na kolejnych pga juz sie raczej nie pojawie nawej jak bede mial taka opcje jak teraz czyli zaproszenie i podwozke na miejsce
jedyna ciekawostka to stoisko HTC z ich systemem VIVE VR, niestety jakbym mial czekac zeby sie pobawic ich VR musial bym tam spedzic z 1,5h w kolejce ;]
takze moja ocena vip day pga jest najbardziej negatywna z mozliwych poniewaz do z prawdziym vip dayem czy dneim dla profesjonalistow z branzy nie ma NIC wspolnego.

 

I to by było na tyle. Kto był - ten wie, że było naprawdę pozytywnie, kto nie był - ten wie już, co stracił i może przy następnej okazji nadrobi to niedopatrzenie. Mam nadzieję, że za rok również będę miał okazję zawitać do Poznania, tym razem już na pełne trzy dni wystawowe, i to w towarzystwie jeszcze liczniejszym niż teraz. 

Do zobaczenia za rok!

 

Tekst dedykowany nieobecnym:

- @Zdunowi, któremu bajzel w pracy uniemożliwił współudział, przez co wskaźnik trzody z miejsca spadł o 70%;

- @XeRowi, który w tym czasie odbywał z Martą podróż życia po Japonii, tracąc w sumie trzy imprezy okołogrowe;

- Gatzowi, któremu jako jedynemu udało się ogarniać towarzyszącą mu gromadkę dużych dzieci, a którego zatrzymały manewry.

Do zobaczenia za rok!

Oceń bloga:
20

To co, za rok powtórka?

Rejczel nie inejczel
38%
Pojadę, ale udam że was nie znam
38%
Nie jadę, PGA ssie
38%
Pokaż wyniki Głosów: 38

Komentarze (11)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper