GieeRTe ~ #06 "Czy uzależnienie od gier jest możliwe?"

W ostatnich miesiącach gry nie mają się łatwo. Tam wytyka się ich content i brutalność. Gdzie indziej widzi się w nich winowajców ataków z bronią w amerykańskich szkołach. Szerokim echem odbiła się w Polsce również informacja o uznaniu uzależnienia od gier przez WHO za prawdziwy problem. Nie zabrakło protestujących. Zastanówmy się jednak - czy uzależnienie od gier jest możliwe?
Jest 23:30.*
Po odczytaniu super recenzji mojej pracy dyplomowej, ja zamiast się uczyć do obrony, którą mam w środę, co robię... ?
Siedzę z kubkiem z Rickiem Sanchezem z "Rick & Morty" mówiącym do mnie pogardliwie, że moja opinia nic dla niego nie znaczy. W kubku - kawa.
Obok leży książka "Marketing 4.0" Philipa Kotlera - uznawanego za "ojca marketingu", najwyższy autorytet w dziedzinie - oraz Hermawana Kartajaya i Iwana Setiawana. Co jakiś czas zerknę, otworzę na jakiejś stronie. Ciągnie mnie do czytania zamiast szykowania się do egzaminu.
Ale jest coś jeszcze. Kolejne gamingowe rozkminki.
Temat niełatwy, bo uzależnienie. Kontrowersyjny, ponieważ wielu ludzi nie jest w stanie uwierzyć, że takie coś jest możliwe. Gdzieniegdzie padają komentarze, że trzeba być jakimś skrajnie nienormalnym, by w coś takiego wpaść. Albo, że to wymysł ludzi, którzy nie rozumieją gamingu.
Jeszcze niedawno sam zaliczałem się do ludzi nie mogących w coś takiego uwierzyć. Czy aby świat nie przesadza po prostu. Jednak ostatnio zaczynam się zastanawiać, czy aby przypadkiem sam nie wpadłem w coś takiego. Pewnie dlatego też ten blog powstaje - nie mam za bardzo z kim o tym pogadać, a blog przyjmie wszystko, więc wyrzucę to wszystko z siebie, a przy okazji zrozumiem to zjawisko.
Zawsze sobie myślałem, że moje podejście do grania jest spoko - pogram od czasu do czasu, dobieram tytuły będące dla mnie dobre, w efekcie długiej analizy. Padały więc kolejne gry na ruszt.
Pewnego dnia gram sobie w kolosów, gdy przychodzi do mnie współlokatorka. W rozmowie daje mi do zrozumienia, że powinienem znaleźć sobie pracę, żeby nie zdziczeć, żeby coś robić, bo granie nie rozwiąże problemów.
Od razu uspokajam - pracę znalazłem. Długo szukałem, bo dzieliłem czas na granie i kończenie pracy dyplomowej. Po doświadczeniach z zeszłego roku wizja pracy w jakimś korpo-sklepie, czy w fast-foodzie, albo w sporym markecie spożywczym nie wchodziła w grę, za to jak pojawiała się opcja aplikowania o staż lub praktyki w interesującym mnie miejscu to aplikowałem. Efektów wtedy nie było żadnych i lokatorka myślała, że ja całymi dniami tylko gram. Teraz? Szykuję się, by po świętach zacząć pracę jako barista, zaś dwie firmy są zainteresowane przyjęciem mnie na staż.
Wtedy powinna mi się zapalić lampka, która tego nie zrobiła. Lokatorka nie jest złym typem dziewczyny, tylko takiej, co realnie stąpa po ziemi. Skoro wg. niej za dużo gram, to może... nieeee, gdzie tam, po prostu "Shadow of the Colossus" to bardzo dobra gra!
Kolosów ubiłem, praca dyplomowa po poprawkach była składana do dziekanatu. Wtedy w ręce wpadły gry z serii Lego o Harrym Potterze (pomijam ocenę gry - o tym powstanie kiedyś osobny tekst). W trakcie maksowania gry dostrzegłem coś, co jednak dało mi do myślenia - mówiłem sobie, że pogram godzinę, po czym z przerażeniem odkrywałem, że minęły już ze 4 godziny. Wpadłem w cug growy, gdzie szybko odblokowywałem kolejną postać albo złotą kostkę i mówiłem sobie "Dobra, jeszcze jeden i kończę".
"Jeszcze jeden i koniec".
"Jeszcze jeden".
"Jeszcze jeden... ".
"Jeszcze... "
Można tutaj wiele powiedzieć. Pewnie przesadzam. To tylko jedna gra, akurat w takim, a nie innym czasie i ona po prostu jest tak dobra, że wciąga. Pewnie wsiąknęło się w nią, bo coś dobrze zgrało albo postanowiło się wbić platynę.
Ostatnią jednak cegiełką do zmartwień było natrafienie na reklamę gry "Two Dots" na smartfony. Gra w założeniu prosta - łączymy kropki tego samego koloru i usuwamy przynajmniej ich parę. Z czasem dochodzą nowe power-upy, levele stają się coraz bardziej różnorodne. No to gram, po czym spostrzegłem się, że dużo czasu mija, ja gram i nie potrafię się odciąć mimo dostrzeżenia mechanizmów zaprojektowanych tak, by mnie wciągnąć i wyciągnąć ze mnie ile się da - dopiero koniec żyć i komunikat, bym zapłacił albo poczekał określony czas powoduje, że wychodzę z gry.
Za dzieciaka bardzo dużo grałem i siedziałem przed internetem. O tym wie każdy, kto czytał mój pierwszy blog. Pisałem tam również, że nie stałem się hikikomori, tylko zmniejszyłem swój udział w społeczeństwie lokalnym. Był jednak moment, w którym mama i siostra uznały, że uzależniłem się od internetu, bo czasu przed komputerem spędzałem dużo. Powiem więcej - zamieniłem się z siostrą pokojem oddając swój większy w zamian za pokój z komputerem. Nigdy jednak nie ujmowałem tego jako uzależnienie, tylko jako odreagowywanie szarej rzeczywistości i spędzanie czasu ze znajomymi poznanymi przez internet.
Mówi się, że osoba uzależniona nigdy nie powie, że ma problem. Tylko moim zdaniem uzależnienie może być albo problemem, albo problematycznym efektem końcowym problemów danej osoby. Wielu uzależnionych od alkoholu wpadło w nałóg przez chęć bycia zaakceptowanym przez towarzystwo albo by odreagować smutki. Ludzie uzależnieni od kasyn skusili się poszukiwaniem frajdy, której widocznie gdzieś im zabrakło albo wizją łatwego zgarnięcia większych pieniędzy. W przypadku internetu i grania u mnie, było to odreagowywanie problemów z życia prawdziwego.
Grunt to wyciągać wnioski. Pierwszy już wyciągnąłem wyżej - nikt nie wpada w uzależnienie w pełni świadomie, a czasem wpadną nawet całkiem nieświadomie.
Drugi wniosek - uzależnienie nie pojawia się znikąd. Nie wystarczy po prostu spotkać się z przedmiotem uzależnienia. Tak więc człowiek prowadzący normalne życie i traktujący granie faktycznie jako tylko formę spędzenia wolnego czasu, będzie miał dużo mniejsze szanse na uzależnienie się niż osoba chcąca odstresować się, odreagować problemy.
Trzeci - należy zdać sobie sprawę z potencjalnego zagrożenia ze strony gier. Gry są coraz częściej projektowane tak, by coraz bardziej angażować graczy i by z pomocą pewnych rozwiązań przyciągać ich do gry na dłużej. Z jednej strony to chęć podążania za sukcesem - że gra jest bardziej wciągająca, lepsza. Z drugiej strony to maksymalizacja zysku i skuszenie gracza na różne wydatki, z czym nie kryto się w dokumentach EA Games, które wyciekły do internetu w zeszłym roku. To jest cena podążania za rozwojem. Wszyscy chcemy, by gry się rozwijały, ale nikt nie będzie rozwijał gier jeśli nie będzie w tym potencjalnego dla niego zysku.
Myślę, że skoro u siebie byłem w stanie dostrzec, że coś jest nie tak i próbuję coś z tym robić, to raczej trudno mówić o uzależnieniu.
Jakie mogą być potencjalne negatywne efekty takiego uzależnienia?
1. Rozluźnienie albo nawet utrata kontaktów międzyludzkich.
2. Wzrost wydatków na granie - a to abonament na granie sieciowe, a to kupowanie coraz to nowszych gier by poszukiwać nowych wrażeń, w celu doświadczenia sobie nowych bodźców.
3. Czas jest nierozciągalny - im więcej grasz, tym mniej czasu masz na pracę, obowiązki albo na inne rzeczy. Zaniedbasz pracę? Z czasem mogą cię zwolnić. Zaniedbasz edukację? Dobra, w przyszłości tylko potem nie wiń innych za to, że przez słabe wyniki nie masz pracy marzeń.
4. Wzrost rachunków za prąd. Prąd, który w tym kraju i tak cały czas drożeje regularnie.
Morał z dzisiejszej bajki jest następujący:
granie jest fajne, może być pasją, ale należy uważać, by pasja ta nie obróciła się przeciwko nam i nie stała się przyczyną naszej klęski.
Oczywiście to są luźne rozkminy, a nie praca naukowa, tak więc moi drodzy - to dobrze jeśli macie dystans do tego wpisu. Nie chodzi tu też o udowadnianie komukolwiek, że jest lub nie jest uzależniony. Zachowujmy po prostu rozsądek. Jeśli granie porównać do działania programu, niech granie będzie głównym, widocznym działaniem, zaś w tle niech działa skromny skrypcik uważający po prostu, byśmy nagle nie zaczęli przesadzać z graniem.
Na koniec tylko przypomnę słowa pewnej psychoterapeutki, która odwiedziła kiedyś moją klasę w gimnazjum w celu poopowiadania nam o alkoholiźmie - "Człowiek uzależnia się od wszystkiego co daje mu odczucie przyjemności".
Z tym wszystkim zostawiam Was dzisiaj i wracam do nauki. Ale chyba zaraz sobie zrobię kolejną kawę. Jako, że temat uzależnienia od gier jest szerokim tematem, zachęcam do dyskutowania w komentarzach.
Pozdrawiam i dobrej nocy!
* W chwili rozpoczęcia pisania.
** Tak, uznałem, że zacznę stosować skrót nazwy bloga zamiast całej nazwy jak to dotąd robiłem, bo tytuły wychodzą spore.