Notatnik Filozoficzny #1

BLOG
607V
Iron | 04.11.2013, 00:55
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.
Czyli idealne miejsce dla moich historii niezwiązanych z grami. Osoby, wrażliwe na takie tematy i znające "te" moje teksty mogą spokojnie unikać bloga, gdy tylko zobaczą tytuł. Resztę zachęcam do czytania choć ostrzegam, że tekstu jest zawsze dużo, a wątków wiele i nie zawsze jest zakończenie czyli jak w życiu :P
Iceman - jedyna osoba, która dotarła do końca - zasugerował bym jednak publikował takie teksty. Sam podchodzę do tego sceptycznie bo większość to tylko moje "wyżalanie" się przez pisanie. Wszystko odbywa się bez fajerwerków i przepychu, stąd też, każdy lubiący akcję osobnik powinien opuścić pokład. Pisanie dla samego pisania jedyne i idealne określenie tego tematu...
 
 

Część I — Wątpliwości
 
 
 
Wczoraj przez 3 godziny pisałem tekst i gdy chciałem go dodać zapomniałem sprawdzić czy jestem zalogowany. Oczywiście PPE po pewnym czasie nie wiedzieć dlaczego postanawia wylogowywać użytkowników. Nie skopiowałem tekstu i dodając cały materiał znikną ...

Z jednej strony byłem załamany tyle pracy i tekstu poszło się kochać, jednak z drugiej strony lekko mi ulżyło. Może mój tekst nie był tak dobry jak chciałem by był. Może zaczynam się wypalać, a każdy kolejny tekst który napiszę będzie tylko marną kopią jakiś zasłyszanych informacji w sieci. Niby można pisać o wszystkim jednak zawsze chciałem coś przekazać swoimi wpisami. W obecnej sytuacji na PPE coraz bardziej już wątpię w słuszność swojej misji. Może jestem jak stary poczciwy Don Kichot walczący z wiatrakami własnych urojeń. Pisząc wydaję mi się, że potrafię nad jakimś aspektem własnego życia zapanować nawet jeśli tak nie jest. Piszę o tym by nie tracić nadziej i zawsze wyznaczać sobie nowe cele gdy sam gubię się w własnej ideologi, i zaczynam myśleć o czymś zupełnie innym. Nigdy nie pozowałem na Jezusa nie potrafię leczyć jednak wierze w moc rozmowy i tego jak wielki ma ona wpływ na drugiego człowieka.

Odrywając przed kimś wszystkie karty jesteśmy bezbronni, boimy się zranienia i tego by ktoś nie zadał nam bólu. Moja mama zawsze powtarzała, że jak ktoś jest łatwowierny to musi mieć mocną dupę. Zapewne o to właśnie chodzi o krytykę i o to jak potrafimy traktować siebie na wzajem. Myślałem, że pisanie wszystkiego co chcę na PPE to dobry pomysł w końcu zawsze byłem związany z PE i spędziłem wiele lat na graniu, wiec myślałem, że znajdę tu wiele bratnich dusz. Gdy człowiek kończy 20, 30 lat łatwiej jest o dostanie mandatu niż o zapoznanie się z nową osobą. Wiele osób nie widzi w tym sensu bo nie ma ochoty rozmawiać i poznawać drugiej już całkiem dorosłej osoby od zera. Łatwiej zawsze rozmawia się z przyjacielem który nas już zna niż z totalnie obcą osobą czy to w pubie czy na ulicy.

Jakoś nigdy nie mogłem zrozumieć czy człowiek nie może byś nieśmiały i otwarty nawet kiedy świat jest zamknięty. W wielu aspektach życia wyznaję ideologię dalekiego wschodu mówiącą o równowadze w życiu i w wszechświecie. Każdy powinien uzupełniać pustkę, gdy ktoś krzyczy ty zachowuj spokój, gdy inni wykorzystują energię ty ją regeneruj itd przykładów jest dużo i wszystko rozchodzi się o tao. Chyba każdy kiedyś widział lub wiec jak wygląda yin yang określa ono równowagę we wszechświecie i jest jedną z podstawowych doktryn taoizmu.Gdy zgłębiłem się w doktryny i mądrości starożytnych Chińczyków można naprawdę wiele zasad przenieść do naszego dzisiejszego świata i życia. Nie raz potrafiłem się pozbierać z rożnych życiowych porażek praktykując taoizm, ale i buddyzm zahaczając nawet o shintoizm. Nie chodzi o religię i bogów tylko o mądrość tych ludzi która potrafi zaskakiwać swoją prostotą i dokładnością w uchwyceniu problemu.

Każda decyzja jaką podejmujemy wpływa na nasze życie i to jak postrzegają nas inni niby w internecie nikt nie wie jaki jesteś naprawdę co jest smutne bo mogę ukrywać stan swojego zdrowia czy to, że jestem rudy, ale nigdy nie chciałbym ukrywać tego jaką jestem osobą. Choć jak pisałem wolę rozmowy w 4 oczy tak możliwość komunikacji z innym to też wielkie osiągnięcie i możliwość uczenia się nowych rzeczy.

Dlatego wydaje mi się, że przesadziłem z moim optymizmem co do moich wpisów. Czasami lepiej by pewne myśli nigdy nie zostały powiedziane tym bardziej osobom postronnym i tym którzy nie potrzebują tego usłyszeć, może ktoś potrzebuje może tylko ja mam ochotę o tym napisać nie wiem. Wiem tylko, że życie w samotności bywa ciężkie nawet gdy otacza nas cały tłum ludzi, podobno życie bez miłości jest jeszcze gorsze też nie wiem jak to jest kochałem może tylko parę razy w życiu i wyrwałem te wspomnienie z swego serca razem z osobą która wpędziła mnie w ten stan. Teraz nie wierzę w miłość choć wydaje mi się, że jest to przyjemne uczucie.

Mój kumpel gdy się pokłóciliśmy powiedział mi, że zawsze będę samotny, a wszystko przez to jaki jestem... Nie wkręcam sobie tego, ale on znał mnie lepiej niż nikt inny, a ja wykorzystałem jego zaufanie i doprowadziłem do konfliktu. (Pobiliśmy się o hajs) Wiele sobie człowiek może wybaczyć, ale są sprawy i chwile kiedy nie można sobie czegoś wybaczyć i iść dalej, takie rzeczy ciągną się za tobą. Z biegiem lat tylko przybywa takich chwil, życie na pewno jest kurwa ciężkie. Szczególnie gdy nie można na nikogo liczyć to kształtuje charakter ale i zmienia osobowość. Teraz nawet jeśli chciałbym się dla kogoś zmienić to nie wiem czy potrafię zaczynam wątpić czy w ogóle to co myślę i czuję miało jakiekolwiek znaczenie.

Czasami wydaję mi się, że wszystko się kręci. Cały świat idzie do przodu, ja wpadam z jednego dołka w drugi ciekawe czy to przez nasze polskie drogi? Wiadomo muszę znaleźć odpowiedzi na swoje pytania i żyć tak jak chcę żyć. Wszystko to brzmi prosto i jak pięknie. Nie ma doskonałego życia każdy walczy o skrawek świata dla siebie który można nazwać domem. Choć wiem gdzie jest mój dom nie mam swojego skrawka, może dlatego, że się poddaję i nie walczę o wszystko do końca, może dlatego, że staram się zawsze wszystko racjonalizować i wybierać mniejsze zło, korzyści nad uczuciami, zyski nad szczęściem. Prawdopodobnie moje życie skończy się zanim się zorientuje i nie będę ani szczęśliwy, ani bogaty.

Pewnie trochę się na sobą użalam i może większość nawet o tym nie myśli, chciałbym takim osobom pogratulować gdyż ja tego nie potrafię ...


[...]

 

Cześć II — Akceptacja

 
[...]

Każdy tekst najpierw wychodzi z serca, później zostaje ubarwiony przez mózg, a ty nadajesz mu znaczenia. Dlatego nawet gdy piszę szybko i nie do końca koncentruje się na błędach to w mojej głowie przelatuje setka myśli w każdej sekundzie. Dlatego czasami po prostu nie chcę myśleć, a po prostu żyć - pisać. Nigdy nie wstydziłem się swoich myśli, ale teraz wydaje mi się, że ktoś może odebrać moje pisanie jako nic nie wnoszące pierdolnie. ( Nawet jeśli sam wiem, że tak to wygląda ) Może nigdy nie będą to blogi z filmem i linijką tekstu bo Freddie by mnie zamęczył :D
 
Każdy tekst jest osobisty i poruszający moje życie i subiektywne spojrzenie na świat. Dlatego nawet jeśli ciężko mi coś opisać, jak emocje czy uczucia to i tak staram się by miało to "ręce i nogi". Wymagam tego od siebie bo wiem, że czasami potrafię zignorować logikę i brnąć wbrew temu co wydaje się normą. Z jednej strony moje podejście do życia jest moje i choć czasami ekscentryczne to tylko moje życie i nikt nie będzie się nim przejmował. Przywiązanie, miłość i zrozumienie to wszystko ciężko ogarnąć ludzie idą przez życie w pogoni za sensem własnego istnienia. Żyjemy obok siebie, nie znając się i ignorując swoją egzystencję. Dlatego wiem, że to co napiszę może dla większości nic nie znaczyć nawet jeśli dla mnie znaczy wiele.
Czasami dopada nas myśl, że nie osiągniemy wielkich sukcesów, do których byliśmy przygotowani od dziecka jednak nigdy nie potrafimy też całkowicie się poddać.
 
Wypadało by zapytać wiec czy pisząc walczę z kimś lub czymś? Wydaje mi się, że każdy z czymś walczy, przeważnie z sobą i swoją przeszłością oraz presją życia i otoczenia. Możemy się ignorować razem z swymi błędami i sukcesami, ale dla mnie życie w zamknięciu jest tak samo straszne jak okłamywanie siebie i udawanie kogoś kim nie jestem. Dlatego walczę każdym tekstem z swymi myślami i uczuciami, walczę z złamanym sercem i chłodnym umysłem, staram się być człowiekiem, jednocześnie nim nie będąc bo mój własny gatunek napawa mnie nieraz złością i obrzydzeniem. Nawet gdy podaję komuś "pomocną dłoń" przez pryzmat świat zaczynam powątpiewać w swoje własne intencje i wydawałoby się szlachetne cele. Ludzie podświadomie unikają bólu i wszystkiego co im się z bólem kojarzy. Sam też nie raz uciekałem i gdy odnajdywałem "głowę" gdzieś na skraju miasta po wielu imprezach, których celem było stłumienie własnych myśli... ogarniała mnie pustka i starach, że uciekam sam przed własnym cieniem i nigdy nie pozbędę się żalu i cierpienia, które noszę w sobie. Bo szukając akceptacji i zrozumienia, sam doszedłem do wniosków, że nikt nie może mi wybaczyć moich błędów i nie da się tego zakryć sportem, hobby czy kobietą przy boku. Wszystko łącznie z alkoholem i używkami oraz kobietami pozwala na chwilę zapomnieć. Nic więcej. Dlatego gdy masz "problem" nie możesz naprawdę kochać innych nawet jeśli tego pragniesz i nie znajdziesz akceptacji nawet gdy podbijesz cały świat. Każdy w końcu staje sam przed sobą i upada na kolana, szlochając w głębi duszy. Licząc na ratunek z strony ukochanej osoby lub kogokolwiek kto wyciągnie do Ciebie rękę i nada twemu życiu znaczenie lub po prostu wskaże drogę.

Moja przeszłość może nie była traumatyczna, właściwie miałem całkiem udane dzieciństwo i doznałem "miłości" jednak zawsze czułem, że nie jestem jak normalne dzieci, a rówieśnicy nie zawsze pojmowali moje koncepty i teorie. Dlatego moim zajęciem dla zabawy było zabawianie klasy i nauczycieli w "atmosferę" i organizowanie na każdej lekcji istnych stand up'ów. Śmieszne jak ludzie łatwo ulegają manipulacji i działają jednocześnie w grupie, można dobrowolnie narzucić innym swoje emocje i zdanie. Ja lubiłem tylko wyśmiewać i puszczać inteligentne dyskusje za co byłem jednocześnie rozpoznawalny i zdobywałem tą niby akceptację ze strony grupy. Jednak nigdy mi tak do końca na nikim nie zależało, łamałem serca i nosy i nie robiłem sobie nic z zakazów czy nakazów. Byłem renegatem, a nie mogłem kupić nawet jeszcze piwa. Oceny zawsze miałem wystarczające, potrafiłem jak zapewne każdy nauczyć się wszystkiego, ale interesowałem się tylko nielicznymi zagadnieniami. Nie myślałem, że wykorzystuje innych bardziej niż oni wykorzystują mnie.

Może to śmieszne, ale zawsze gdy pisze, że jestem nieśmiały to nikt nie chce w to uwierzyć. Gdy byłem w 6 klasie zakochałem się w jednej dziewczynie i choć mogłem z nią gadać to gdy chciałem być "sobą" to dochodziło do blokady i ewidentnie nie potrafiłem zachowywać się normalnie. Wiec kim jestem, że zmieniam się od sytuacji i potrafię nie być "sobą"?
Zrozumiałem, że zawsze się ukrywałem przed światem i tak jak pragnąłem by mnie zaakceptował, ja tak samo go odrzucałem. Dlatego choć byłem zawsze blisko z dziewczynami ( mam 3 siostry ) to nigdy nie wykorzystywałem tego, nigdy nie zależało mi na ich względach choć same zaloty zawsze przypominały mi ptasie popisy godowe. Nie czułem z żadnej strony prawdziwego zrozumienia i nikt nie potrafił sprostać moim, pewnie wygórowanym oczekiwaniom. Liczyłem, że każdy człowiek posiada w sobie energię i moc by wspierać i ratować innych jednak nikt nigdy nie odgadł mojej zagadki i nie potrafił mi odpowiedzieć na pytanie, nie było godnych ludzi do "zaakceptowania" w końcu jak ktoś może mi ufać nic o mnie nie wiedząc? Im bardziej zagłębiałem się w temat tym bardziej byłem sam, im bardziej byłem sam tym bardziej "obniżałem loty" i okazało się, że nie ma to znaczenia jakie zadajesz pytania bo ludzie po prostu nie chcą myśleć o pewnych sprawach, to mojej definicji życia, czy zrozumienia. "Im dalej w las tym więcej drzew" a ja po każdej porażce jeszcze bardziej szukałem kogoś kto zrozumie lub chociaż zechce posłuchać. Moje życie stało się szalonym eksperymentem w który sam się wrobiłem. Zapędziłem się w pętlę własnych myśli i swojej ignorancji bo na każdym kroku, wiele osób ofiarowało mi swoją "część siebie" a ja ją odrzucałem jako "nieistotną" "mało interesująca"
 
Nienawidziłem tego w sobie, tej ignorancji i wywyższania się nad innymi tylko dlatego, że nie byli tak przebiegli czy inteligentni jak ja. Wykorzystywałem zaufanie, a ludzie się za mnie i tak wstawiali, potrafiłem skłamać w oczy bez mrugnięcia i bez emocji bo nigdy nie traktowałem niczego poważnie i zawsze mi to uchodziło płazem. Z perspektywy lat młodość to najlepszy czas na przygody i eksperymenty, jednak pozbawiony nadziei na odpowiedzi odrzuciłem myślenie o akceptacji i latach młodości. Byłem dzieckiem choć myślałem jak dorosły i nie byłem ani dzieckiem, ani dorosłym. Byłem sam i zaprzestałem liczyć na cokolwiek i kogokolwiek, żyłem w grupie tylko starając się być "normalnym" nie myśleć za dużo. Wystarczyło, że bieganie za piłką i udawanie zwykłego dzieciaka sprawiało mi radość, a szkolna paczka 5 chłopaków w całej klasie pozwalała nie myśleć o swojej przeszłości czy przyszłości i części siebie którą odrzuciłem. Kilka lat później jeden z kupli z którym grałem w Contre i Tanki umarł na zawał serca, do tej pory boję się iść na jego grób nawet jeśli wiem, że powinienem. Co to da nie pogodzę się z nim, a zapytanie do wiatru: "Co słychać?" nie przywróci mu życia, a mi nie da spokoju, muszę z tym żyć. Zawsze gdy spotyka mnie ciężka próba lub stresowa sytuacja zakopuję część siebie do której nie wracam tylko by przetrwać. Zupełnie jak jaszczurka gubi ogon, ja wyzbywam się swoich myśli i żalu. Stając się człowiekiem który w poszukiwaniu za romantyczną historią życia pogrąża się w gównie i problemach własnego istnienia.
 
Jestem przykładnym obywatelem i odporną na przeciwności losu maszyną, która żyje dla siebie, nie licząc się z resztą kretynów. Z każdym dniem zaczynam zatracać swoją "moc" przestaję wierzyć, że mogę cokolwiek zmienić, a moje ideały to nic więcej niż tylko dziecięce mrzonki, wykreowane przez książki, gry wideo i zbyt wieka wyobraźnię. Z każdym dniem idę do pracy zakładając swoją już "przytulną" skorupę podchodząc do wszystkiego bez zbytniej przesady. Wiele się zmieniło, a ja sam już nie wiem czy potrafię kogokolwiek zaakceptować i zrozumieć, czy dalej wierzę w miłość i czy sam potrafiłbym teraz kochać. Pewnie mógłbym, wiem o tym jednak to wszystko jest dla mnie wygodne. Nie muszę o niczym decydować gdy wszystko ignoruje, życie mija z dnia na dziań, a mi jest to na rękę bo nie potrafię zaakceptować swoich błędów i co najgorsze nigdy nie mogę o nich zapomnieć. Wiec niemyślenie jest wygodne uciekanie od problemów i godzenie się z wymówką, że już nigdy nie będę nikogo naprawdę kochał. Z biegiem czasu zacznę w to wierzyć, i nie będę tego kwestionował, tylko dlatego, że tak jest wygodniej. Wiem, że nigdy przez to nie będę szczęśliwy i tylko zmarnuje swoje życie, ale jak doszedłem do tak wielu wniosków przed ukończeniem pełnoletniości. Łatwo zrozumieć, że to na mnie nie zadziała bo sam wiem, że próbuje się oszukać co sprawia, że jeszcze bardziej cierpię gdy próbuję tak żyć i myśleć.

Kobiety potrafią rozkleić każdego faceta i to jest fakt, każdy facet ma słabość i kobiety idealnie to wykorzystują, to podchodzi niemal pod magię, prawie odgórne zaprogramowanie. Namiętność i pożądanie ogarnia umysł jak narkotyk, potrafi zniewolić i pozbawić języka w gębie i zrobić z Ciebie idiotę w każdej sytuacji. Nienawidziłem tego, że nie potrafię tego kontrolować. Dopiero gdy zrozumiałem, że całe życie byłem idiotą bo próbował wszystko kontrolować nawet swoje zachowanie czy instynkt, mogłem iść do przodu, żyć i być sobą.

O dziwo gdy byłem nieszczęśliwszy byłem sam bo sam tego chciałem i nie mogłem "kochać", a teraz gdy żyję według własnych głupkowatych zasad bawiąc się swoim czasem (już nie ludźmi) okazuje się, że nie jestem wybitną jednostką tylko przegranym człowiekiem, który o każdej porze woli wsiąść na rower bo nie ma samochodu i nie mieści się po raz kolejny w normach społeczeństwa tylko teraz w dorosłym życiu. Jestem ciągle sam bo jak ja kiedyś odrzucałem innych tak teraz sam jestem odrzucany. Staram się nie manipulować ludźmi i szanować innych szczególnie kobiety wiec zawsze jestem sobą i z każdym z miejsca otwarty i bezpośredni, pozwalam sobie na mieszanie ironi, sarkazmu, powiedzeń o każdej porze dnia i życiowych mądrości z flirtem i odrobiną humoru. Jestem odbierany jako społeczny "wariat" i osoba nie nadająca się do prawdziwego związku, jakby tego było mało nie mam perspektyw na przyszłość, mokasynów z krokodyla i złotego łańcucha na szyi jestem zwykłym pionkiem, na którego kobiety nawet nie zwracają uwagi. Nadal z "niespełnioną" miłością walczę z każdym dniem jednak dopiero teraz naprawdę czuje, że mogę iść do przodu nawet sam bo nic nie ciągnie mnie w dół, nie szukam na silę akceptacji czy związku. Nie uwodzę kobiet i nie chodzę na disco, stałem się odwrotnością "człowieka sukcesu" ale z mojej perspektywy odwróciłem swój los i wybrałem pogoń za wolnością i delektowanie się tak kiedyś odległym "szczęściem" i akceptacją swojej "szarości".

Kumpel powiedział mi kiedyś: " Nie odkryłeś ameryki, każdy wie o tym co ty",a moje spojrzenie to tylko niuans nad, którym nikt nie zastawana się dłużej niż 5 min siedząc na kiblu dokładnie tak odebrałem słowa najlepszego kumpla - miałem ochotę go pobić...
Zawsze stąpał twardo po ziemi i był w każdym calu moim przeciwieństwem, nigdy nie rozmawiał o tym co czuje, to co myśli trzeba było z niego wyciągać siłą. Wiedząc to co ja i myśląc o tym co ja powinien okazać zrozumienie, a nie wytknąć mi brutalnie błędy. Zaryzykowałem mieszkanie z nim w innym mieście bez żadnych perspektyw pracy czy rozwoju tylko dlatego, że poprosił, a kłóciliśmy się o to, że zjadłem mu coś z lodówki :P Im bardziej chciałem go otworzyć tym bardziej się ograniczał w słowach i tak na prawdę do tej pory chyba tylko jego kobieta wie co myśli. "Strefa prywatności" jakoś tak to określił, a ja będąc człowiekiem bez "stref" nie potrafię tego przyswoić tzn. rozumiem definicję, ale nie rozumiem znaczenia. Każdy ma swoje myśli o których nigdy nie mówi, ja nie potrafię nie powiedzieć czegoś ze względu na tą niby prywatność, która ma mnie określić i wyróżnić w tłumie. Pokazując innym samcom alfa jak wygląda moja suwerenność. Jestem skrzywiony i takich ludzi często przyciągam. Każdy może coś ukryć ze wstydu, żalu, strachu itd. Śmieszne gdy nie próbuje się ukrywać, ludzie automatycznie zakładają, że moje podejście jest całkowicie odwrotne od prezentowanego. Gdy narzucasz ludziom zdanie każdy tylko przytakuje, ale gdy kwestionujesz ich zrozumienie i pojmowanie świata czy doświadczeń, zaczynają się wahania, starach i wątpliwości, które mogą zmienić całe życie. Nie da się cofnąć swojego zrozumienia, tak samo jak nie da się cofnąć straconego czasu.

Prawda jest taka, że ludzie chcą się okłamywać i chcą wierzyć w swoje wyobrażenie świata i rzeczywistości, inaczej nie umieją (boją się) funkcjonować. Nasze życia są jednocześnie klątwą i najwspanialszym darem jaki można otrzymać. Szkoda, że manipulacja i materializm zawładnęły sercami i umysłami tych "wolnych" ludzi. Szkoda, że ludzie nie są gotowi do wzajemnego zrozumienia i akceptacji ludzi, którzy głoszą życie w pokoju i miłości. (Gandhi, Lennon, Martin Luter King, Malcolm X można dorzucić jeszcze Jezusa)
 
Jestem przekonany, że nie ma podsumowania. Każdy wybiera swoja drogę i żyje z swoją definicją "szczęścia" A ten komentarz jest przykładem, że czasami wystarczy tylko temat do rozmowy i chęć poznawania innych ludzi nawet w obliczu zdrady czy zranienia, jest jeszcze bardzo dobitnym przykładem jak wyglądają moje wpisy. Ot tak po prostu to napisałem, nie ma tu życiowej misji czy recepty na szczęście czy akceptację. Nie ma też odpowiedzi na wszystkie pytania. Jest tylko światopogląd jednego człowieka, który choć ma twarz z "kreskówki" i nic nie znaczy w skali świata. Żyje z ręką na sercu i nawet w obliczu śmierci zaakceptuje pustkę i samotność, która pojawiła się w moim życiu jak najcenniejszą lekcję. Teraz wiem, że czuję i chcę być zaakceptowany, a jednak nie szukam już swojego miejsca bo ono jest tam gdzie od zawsze było. Ale tego już nie da się opisać słowami to trzeba poczuć tak samo jak nie da się wytłumaczyć mojej wizji miłości bo jest tylko moja i dla innych może nic nie znaczyć, a cały ten komentarz to strata miejsca. Zaakceptowałem to wszystko w momencie napisania pierwszego zdania i tak samo akceptuję siebie i ten niedoskonały świat z niedoskonałymi ludźmi. Będę musiał całe życie nosić swoje brzemię czasu i doświadczeń i żadne ilości alkoholu czy używek tego nie zmienią. Jestem skrzywionym człowiekiem, to świat mnie skrzywił i zniszczył. Stałem się wyrzutkiem systemu i społeczeństwa, a jedyne co mogę zrobić to tylko napisać jak wielka niemoc mnie ogarnia, gdy każdego dnia widzę puste spojrzenia w oczach ludzi. Skoncentrowanych tylko na przeżyciu za wszelką cenę. Wiem, że nie muszę oglądać tego dalej. Dlatego będę żył tak by być dumnym z swoich doświadczeń, problemów, wzlotów i upadków, wszystko to jest częścią mnie na dobre i złe. Czy tego chcę czy nie. Choć jestem dziwnym człowiekiem, który zniszczył sobie młodość. Każdego dnia naprawiam ją z nawiązką dla siebie i z szacunku dla osób które miały nieszczęście spotkać mnie na swojej drodze :)
 
 
 
Część III — Przeciwności
 
 
 
Dziś był szał pał w robocie (02.11), ludzie chcieli się pozabijać o miejsca siedzące, a od grudnia chcemy im jeszcze podawać alko ( szef dostał koncesję ) i ja nie wiem jak to będzie wszystko wyglądać w weekendy. Będę miał sieczkę taką, że zapomnę o ppe, graniu i swoim nazwisku. Dobra może trochę przesadzam, ale denerwuje mnie to, że nie mam czasu napisać żadnej kurde bele recki czy bloga, nawet jak mam pomysł. W sumie na początku pisałem z myślą o wygraniu gry ( tak zgadza się przyznałem się, możecie mnie ukamienować ) ale z biegiem czasu polubiłem to pisanie. Miałem swojego bloga na forum, ale po zmianach znikną bezpowrotnie, nawet nie miałem czasu by zapisać tego co tam było. Było mi szkoda i obiecałem sobie, że nie będę się w to znowu bawił. Dziwne bo jak tylko pojawiły się blogi na ppe byłem jednym z pierwszych, którzy dodali wpis. A mówi się by nie wchodzić dwa razy do tej samej rzeki. Taki psikus, ale i fajnie, bo bez pisania czegoś mi brakowało, można powiedzieć, że tego kontaktu z samym sobą. Może to zabrzmi dziwnie, ale sam się uczę i nie raz zaskakuję czytając co piszę. Nie wiem dlaczego w końcu to mój tekst, może przez wątki osobiste, może jestem słownym onanistą? Sam nie wiem.
 
 
Ostatnio odkopałem swoją skrzynkę PW na forum i była tam pewna dyskusja lub podryw jak "zwał tak zwał" i gdy przeczytałem jedną wiadomość w moją stronę. Automatycznie pomyślałem nad odp, a później zorientowałem się, że są pozycje wysłane. Sprawdzam, czytam i nagle eksplozja śmiechu. Dlaczego? Już tłumaczę.
Czytając tą kilkuletnią wiadomość, okazało się, że jest to dokładnie to samo co pomyślałem gdy przeczytałem ją po tylu latach. Wątpię, że o niej pamiętałem po prostu napisałem to co myślałem i te myśli przez te lata się niewiele zmieniły. Nie wiem czy jest się czym chwalić, może tak naprawdę niewiele się zmieniłem i zawsze byłem taki jaki jestem teraz, może zmiany nie zawsze są potrzebne? Może całe życie piszę dokładnie to samo w kółko?

Kiedyś bardzo chciałem się dla kogoś zmienić, myślałem, że w ten sposób stanę się lepszym człowiekiem gdy to ktoś innym będzie ode mnie wymagał więcej niż ja wymagam od siebie. Ale naprawdę chciałem być tylko zauważony. Prawda jest brutalna bo nikt mnie nie potrzebuje i moje życie nie ma dla nikogo znaczenia i wartości, co jest smutne jeśli się nad tym zastanowić. Chyba dlatego każdy tak usilnie stara się potwierdzić swoje miejsce na ziemi i znaleźć cel nawet jeśli takowego nie ma. Nie jestem wyjątkiem i nigdy nie byłem.
Nie wyobrażacie sobie jaki to cios dla dorastającego dzieciaka, który dowiaduje się, że nigdy nie będzie bohaterem, nigdy nie będzie znany i nigdy nie osiągnie sławy ani nie ma super mocy. Jedyne co posiada to wybujałą wyobraźnię, a świat o którym się uczyłem okazał się bajką i kłamstwem, najgorszym jakie może być. Życie się nie zmienia to my go nie rozumiemy, albo chcemy żyć i wierzyć w swoje przekonania na temat świata.
Jako dziecko nienawidziłem samotności teraz posiadam tylko to, przystosowałem się do swojego świata by móc żyć w "waszym" Nie jestem z tego powodu zadowolony, bo to powoduje sprzeczności na każdym kroku. Ale żyjemy czy tego chcemy czy nie.

Wracając do tematu i myśli przewodniej. Chciałem pisać dla akceptacji i nagrody, a skończyło się na akceptacji samego siebie. Pracuje i zarabiam i nie muszę się udzielać w wyścigu po grę czy sławę (pewnie i tak wprowadziłem wystarczająco dużo zamętu by mnie zapamiętano) jednak dalej czuje pustkę i poczucie niespełnionego obowiązku. To zupełnie jak swędzenie między łopatkami w niedostępnym miejscu. Nie wiem czy sam się już przywiązałem do całego portalu i społeczności czy jak kiedyś na forum po prostu boję się stracić swoje miejsce w "stadzie" bo to jedyna rzecz jaka mnie określa w oczach całej reszty. Kiedyś każdy popadnie w zapomnienie ja też i choć wiem o tym i zdaję sobie z tego sprawę to ciężko wszystko porzucić i iść dalej. Skoncentrować się tylko na jednym celu i dążyć do niego do utraty tchu. Całe życie nie wiedziałem czego chce od siebie i od innych, teraz wiem, że niczego nie chcę. Nie chciałem tylko odstawać od reszty, jednak teraz gdy nie odstaje zatraciłem sens swojej egzystencji i swojego ja. Kim jestem? Dlatego prowadzę takie życie? dlaczego niczego nie zmienię? Dlaczego jestem tym kim jestem? Można tak pytać całe życie i dla tego ludzie potrzebują czegoś co ich określi i opisze. Ja jestem człowiekiem widmo i jestem każdym i nikim. Mogę być kim tylko chce i sięgać tak wysoko jak tylko zapragnę, ale jestem tylko sobą, zwykłym człowiekiem w kraju bez przyszłość, z życiem bez wyjścia i pytaniami bez odpowiedzi...

Czasami czucie jest prostsze od myślenia bo nie racjonalizuje, albo coś czuję albo nie. Myślenie może być teoretyczne i abstrakcyjne. Szkoda, że już dawno zapomniałem co czuje, życie wymaga ode mnie konkretnych decyzji i kroków, nie uczuć. Jednak im bardziej myślę racjonalnie i twardo tym bardziej chce zrobić coś złego lub szalonego. Nie zawsze kontroluje swoje zapędy, słowa i myśli. Nie lubię się cenzurować, ale chciałbym wiedzieć dlaczego im bardziej staram się być "normalny" tym bardziej mi się nie udaje. Może nie jestem i nigdy nie będę normalny, a moje szaleństwo jest tylko tym co określa moje życie. Mnogość opcji i wyborów, a wszystko i tak zawsze sprowadza się do pytania:"Co chcę zrobić w tej sytuacji?" Zawsze. Nie da się wyłączyć myślenia, ale mam nadzieję, że gdy już nadejdzie moja godzina to znajdę "ukojenie" w objęciach śmierci, która wyrwie mnie z tego zjebanego świata i zakończy wieczne pytania, wybory, strach i wątpliwości. Nie chcę nieba nie chcę raju. Koniec powinien być dokładnie tym. Końcem mojej wędrówki i tułaczki po tym świecie.

Może to brzmi przygnębiająco, ale tak to wygląda nie szukam śmierci, ale i jej nie unikam. Nie mam problemów z swoim życiem bo nie znam innego, zwyczajnie akceptuję wszystko co widzę. Jak zresztą wszyscy, każdy widzi tą odchładzań w własnym sercu i w sercach innych ludzi, ale nikt nic nie robi. Tylko mijamy się bez słowa...
Zapomniałem już jaką frajdę sprawiała mi interakcja z innymi ludźmi z podobnym apatytem na wiedzę i chęcią poruszenia i zrozumienia każdego tematu. Chcę wierzyć, że każda osoba w naszym życiu może mieć na nas wpływ. Nie dla korzyści, pieniędzy czy wdzięczności tylko dla samego faktu zrozumienia siebie i innych. Gdy pracuję robię to dla doświadczenia, ale zapierdalam dla pieniędzy. Gdy kocham robię to z miłości, ale spotykam się dla seksu. Gdy gram robię to z pasji, ale szarpię z nudów. Każda strona życia ma wiele wspólnych zależności, a chęć ich zrozumienia to moja chęć pojmowania własnej egzystencji.

Gdy wracam z pracy i nie mam czasu na gry, trening czy rozmowę z przyjacielem - piszę i jest to jedyna rzecz, która obecnie mi pozostała, nie licząc muzyki, która zawsze jest przy mnie. Odprowadzam składki i jestem zarabiającym na siebie poprawnym członkiem społeczeństwa, ale nie mam czasu na wszystko co kocham i co zawsze określało moją osobę. Straszne rozerwanie pomiędzy duchową, a materialną stroną. Mam więcej i jednocześnie mniej. Slogany mówiące "jeśli chcesz być człowiekiem sukcesu musisz porzucić sen, życie prywatne itd." To jest to tylko slogan mówiący zacznij być trybikiem i człowiekiem robocikiem, a będziesz miał pieniądze i wszystko co zapragniesz. Bo każdy będzie się musiał z tobą liczyć. Chęć dominacji i ogłupiania rzeczami których nie potrzebujemy lub żerowanie na podstawowych potrzebach. Cały system zakłada, że twoje życie musi być opodatkowane, by ludzie musieli pracować w celu płacenia za własne życie, tylko dlatego, że żyjemy. Jak dla mnie to nasze matki powinny być w takim razie głowami w rządach bo to one dały nam życie, nie system nie rząd i na pewno nie politycy. Jeśli wiec nikt o Ciebie nie dba, dlaczego muszę płacić za to, że jestem nikomu niepotrzebny? Kto ma prawo opodatkować moje istnienie nie oferując w zamian zupełnie nic?


Do wszystkiego dochodzimy sami lub z pomocą życzliwych ludzi, przeważnie tych bezinteresownych. Jednak to ludzie obłudni i dwulicowi są "władzą" i prawem. Nie wiem, kto wymyśli ten system kontroli, ale doskonale udało się zniewolić ludzi i tylko narzucać noworodkom długo publiczny do spłacenia. Płacimy za możliwość życia w społeczeństwie z luksusami, doskonałą opieką medyczną i szkolnictwem. Może jednak wszystko to tylko jedna wielka ściema, a jedno kłamstwo napędza kolejne. Bo jeśli potrafię, gotować, polować i mogę spać w namiocie pod gołym niebem to jestem przestępcą unikającym płacenia podatków. A i jeszcze bezdomnym i marginesem. Tylko dlatego, że umiem się o siebie zatroszczyć i wytworzyć większość potrzebnych do życia rzeczy. Bez parcia na technologiczne nowinki. Zapewne, ktoś może powiedzieć "To wracaj do lasu i wyłącz korki od prądu" Jednak nie mogę żyć w lesie bo las jest czyjś, nie można spać pod gołym niebem i nie można nie mieć dowodu czy adresu zamieszkania. A postęp technologiczny zamiast ułatwiać życie jest wykorzystywany do sprawowania kontroli by zaciekawiać ludzi do chęci nabycia jakiejś nowinki i tak dalej bez końca. Ludzie są przyzwyczajani do wygód i rozpieszczani komfortami by pracowali i dla wielu do odpowiednia cena. Tylko godząc się na wszystko jednocześnie skreślamy przyszłość kolejnych pokoleń. Kto powiedział, że ludzie są za głupi by myśleć za siebie i że się pozabijamy bez "kontroli"? To tylko ogłupianie i nadawanie sensu rzeczom które go nie posiadają.
"Dziel i rządź" Ludzie mają pracować nie myśleć, mają chcieć więcej i więcej i być coraz głupsi by nie potrafili myśleć za siebie. Liczy się wykonywanie rozkazów, a nie myślenie. Dlatego ludzkość w obecnej formie nie ma przyszłości po prostu, pewnego dnia ktoś sprowokuje wojnę, a ludzie będę bezmyślnie ginąć w obronie fałszywych ideałów i skorumpowanych rządów. Ludzie już teraz są bateryjkami z matrixa. A dalej będzie jeszcze gorzej.

Mam tylko nadzieje, że jebnie kiedyś asteroid w tą zjebaną planetę i wyczyści wszystko z powrotem do zera by nowe życie miało swoją szansę. My swojej nie wykorzystaliśmy...
 
 

cdn...
Oceń bloga:
1

Komentarze (36)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper