BioShock: The Collection (Nintendo Switch) – recenzja gry. Powrót do wyjątkowych światów

BioShock: The Collection (Nintendo Switch) – recenzja gry. Powrót do wyjątkowych światów

Wojciech Gruszczyk | 20.06.2020, 09:04

Od lat czekamy na ponowne zatopienie się w nowym świecie serii BioShock, ale Take-Two wciąż skąpi graczom przyjemności prezentacji gry. Zamiast tego już odrobinę leciwa kolekcja ląduje na kolejnych urządzeniach, a ja ponownie zmierzyłem się z tytułami, które wywarły duży wpływ na naszą branżę. Jak wypada BioShock: The Collection na Nintendo Switchu? Zapraszam na moją recenzję.

BioShock: The Collection to jedna z trzech (obok XCOM 2 i Borderlandsów) kolekcji, która wylądowała w ostatnim czasie na Nintendo Switchu. Szczerze mówiąc, byłem tym zestawem najmniej zainteresowany, bo dobrze ograłem już każdą odsłonę na innych sprzętach, ale wystarczyło kilka pierwszych minut z pierwszą częścią, by przez następne dni nie móc oderwać się od konsoli, ponownie smakować każdą z trzech produkcji, ponownie łykając tę gęstą niczym mgła atmosferę. BioShock wraca na konsolę Nintendo w stylu, który może zaskoczyć wielu.

Dalsza część tekstu pod wideo

BioShock: The Collection to trzy części, wyładowane po brzegi zawartością

BioShock: The Collection (Nintendo Switch) – recenzja gry. Powrót do wyjątkowych światów

Zaczynając recenzję BioShock: The Collection muszę wspomnieć o najważniejszym. 2K Games tym razem nie zawiodło próbując wycisnąć z cytryny dodatkowy sok: zestaw zawiera wszystkie smakołyki. Pakiet przygotowany z myślą o posiadaczach konsol Nintendo zawiera trzy części kolekcji, czyli BioShock (2007), BioShock 2 (2010), BioShock Infinite (2013) oraz wcześniej wydane rozszerzenia BioShock 2: Minerva's Den (2010), BioShock Infinite: Burial at Sea Part I (2013) i BioShock Infinite: Burial at Sea Part II (2014). Z perspektywy czasu wiem, że dla samego Burial at Sea warto zainteresować się zestawem. Na szczęście wydawca nie zdecydował się na zabawę i dzielenie całości na trzy gry – co jak dobrze wiemy, niestety nadal się zdarza. W pakiecie nie znalazł się leciwy tryb sieciowy z BioShock 2 (nie było go już w poprzednich kolekcjach), ale ponownie otrzymaliśmy odświeżone dwie pierwsze części gry.

Jeśli nigdy wcześniej nie graliście w serię BioShock to czeka Was prawdziwa jazda bez trzymanki, ponieważ na przestrzeni lat 2K Boston, 2K Marin i Irrational Games zapewniły dwie fenomenalnie napisane historie oraz jedną dobrą grę. Chcąc poznać tylko główne opowieści, nie zagłębiając się w światy, będziecie musieli przeznaczyć ponad 40 godzin  jeśli załapiecie bakcyla, przy konsoli Nintendo spędzicie znacznie więcej czasu. Dla takich osób ten zestaw staje się w zasadzie obowiązkowy, ponieważ te przygody po prostu trzeba znać.

Co jednak z tymi graczami, którzy ograli zestawy na poprzednich konsolach? Ja osobiście należę do tego grona, muszę jednak dodać, że lubię wracać do poznanych już wcześniej światów. Nawet nie sądziłem, że ponowne odkrywanie tych produkcji będzie aż tak przyjemne, bo choć historie w żaden sposób mnie nie zaskoczyły, wspomniana wcześniej atmosfera sprawiła, że chętnie spędziłem z zestawem kilka ostatnich wieczorów. Pakiet BioShock: The Collection jest przeładowany emocjami i dobrą rozgrywką. I szczerze mówiąc, nawet zbierający gorsze (choć nadal bardzo dobre!) recenzje BioShock 2 smakuje lepiej. Mam wrażenie, że ten tytuł znacznie lepiej odbiera się teraz niż w czasie pierwotnej premiery, gdy oczekiwania wielu był bardzo wyśrubowane po kapitalnej pierwszej części.

Co dla niektórych może być istotne – nawet kupując całą kolekcję z Nintendo eShopu, gry lądują na naszym sprzęcie jako trzy ikony, więc możemy dowolnie wybrać, którą produkcję chcemy ogrywać i sprawdzać jej przygodę. Deweloperzy na szczęście nie zdecydowali się na jedno menu, z którego zapoznawalibyśmy się z całym zestawem.

BioShock: The Collection powraca w zaskakującej formie

BioShock: The Collection (Nintendo Switch) – recenzja gry. Powrót do wyjątkowych światów

Nie liczyłem na wiele po BioShock: The Collection, bo szczerze mówiąc nie sądziłem, że ta produkcja będzie tak dobrze sobie radzić na konsoli Nintendo. Recenzując tytuł na tej platformie zawsze bardziej skupiam się na wrażeniach wizualnych, ponieważ ograniczenia sprzętu często wymuszają na deweloperach decyzje, które mocno wpływają na doświadczenie. W tym przypadku jest zaskakująco dobrze.

Tak jak wspomniałem, BioShock: The Collection bazuje na zestawie z 2016 roku, więc dwie pierwsze części są ulepszone, ale nie oznacza to, że możemy cieszyć się 60 klatkami na sekundę. Twórcy wybrali „mniejsze zło” i oferują w trzech przygodach 30 fps. Z perspektywy czasu wiem, że jest to szczególnie dobra decyzja, ponieważ pozycje na sprzęcie Nintendo nie zawodzą. Nie możemy oczywiście w tym wypadku mówić o hordach przeciwników, ale nawet podczas tych intensywniejszych starć, konsola nie zawodzi. Podczas rozgrywki nie doświadczyłem spadków animacji, które mogłyby wpłynąć na doświadczenie, i szczerze mówiąc: nie sądziłem, że gry będą działać tak dobrze.

Jak natomiast wygląda sprawa oprawy? Przez większość czasu ogrywałem tytuł w wersji mobilnej Nintendo Switcha, co w moim odczuciu jest zdecydowanie najlepszą opcją. Po podłączeniu sprzętu do dużego telewizora można dostrzec drobne ząbki na krawędziach, jednak nie psuje to aż nadto ogólnego odbioru. Jasne, że wybierając rozgrywkę na dużym TV i mając w domu inny sprzęt, lepiej sięgnąć po wydanie chociażby na PlayStation 4, jednak edycja na Nintendo Switcha wypada zdumiewająco dobrze. Dla przykładu świetnie prezentują się efekty płomieni, elektryczności czy też nadciągającej wody, natomiast cienie zostały dopracowane. W zasadzie, jedynie przyczepiłbym się do mniejszej rozdzielczości. Po podłączeniu sprzętu do docka otrzymujemy 1080p, a w trakcie rozgrywki na małym ekranie tytuł działa w 720p. Mimo to muszę podkreślić, że zostałem pozytywnie zaskoczony jak BioShock: The Collection wygląda. Spodziewałem się znacznie obniżonej jakości tekstur, tymczasem podczas gry zdarzało mi się nawet podziwiać świat BioShock Infinite. Irrational Games w swoim czasie zapewniło wyjątkowe okolice, które zachwycały designem, a obecnie tytuł dalej potrafi oczarować.

BioShock: The Collection potrzebuje drobnej pomocy...

BioShock: The Collection (Nintendo Switch) – recenzja gry. Powrót do wyjątkowych światów

Jedną z rzeczy, na którą trzeba zwrócić uwagę podczas ogrywania produkcji na małym ekranie Nintendo Switcha jest jasność. BioShock i BioShock 2 posiadają wiele ciemnych lokacji, więc podobnie jak w Metro Redux trzeba pamiętać o dopasowaniu ustawień rozgrywki i konsoli. Mając doświadczenie z uniwersum Dmitrija Głuchowskiego, tym razem od razu ustawiłem tytuł odrobinę jaśniej (nie na maxa), dodatkowo zmieniając podświetlenie ekranu do maksimum. Nie jest to nic nadzwyczajnego, ale bardzo dobrze wpływa na rozgrywkę – niestety, ekran Nintendo Switcha nie jest najmocniejszą cechą sprzętu, co dobitnie uwydatniają tytuły z trochę mroczniejszymi lokacjami.

BioShock: The Collection pod względem technicznym i wizualnym nie zawodzi. Choć w trakcie rozgrywki doświadczycie ograniczenia płynności, szybko można o tym zapomnieć. Produkcja wygląda naprawdę dobrze, świetnie prezentują się lokacje, a poznawanie tych światów w trybie przenośnym to bardzo satysfakcjonująca przygoda. Czy najlepsza? Nie, bo tytuły wyglądają i działają lepiej na mocniejszych sprzętach, jednak deweloperzy odpowiedzialni za kolekcję odrobili zadanie domowe.

BioShock: The Collection dobrze smakuje nawet po latach

BioShock: The Collection (Nintendo Switch) – recenzja gry. Powrót do wyjątkowych światów

Tak jak wspomniałem na początku tekstu: nie spodziewałem się, że powrót do BioShock: The Collection będzie aż tak przyjemny. Pierwsze historie mają już swoje lata, trzeba jednak przyznać, że dobrze się je poznaje. Co jednak jest dla mnie najważniejsze – produkcje bronią się pod względem rozgrywki. Nie natrafiłem w trakcie gry na mechaniki, które byłyby przestarzałe lub nie prezentowały odpowiedniej na dzisiejsze czasy standardy jakości. Dobrze wiemy jak niektóre tytułu potrafią szybko się zestarzeć, a od czasu premiery oryginału minęło 13 lat. Zestaw nie ma także problemów ze sterowaniem (dobrze się strzela na małym ekranie) i nie natrafiłem na żadne błędy, które mogłyby faktycznie wpłynąć na doświadczenie. Gry nadal angażują i są bardzo przyjemne.

W recenzji BioShock: The Collection muszę jeszcze podkreślić jeden element, który dla niektórych może być trochę drażniący – twórcy nie zdecydowali się na ujednolicenie sterowania. Dla mnie to podejście nie stanowiło problemu, ale jestem przekonany, że niektórzy gracze mogą narzekać na brak jednego ustawienia przycisków.

Czy warto zainteresować się BioShock: The Collection?

BioShock: The Collection (Nintendo Switch) – recenzja gry. Powrót do wyjątkowych światów

W recenzji nie ukrywam zaskoczenia BioShock: The Collection, ale też doskonale zdaję sobie sprawę, że nie każdy doceni ten zestaw. Pakiet jest pozycją obowiązkową dla wszystkich wiernych fanów Nintendo, którzy nie spoglądają w stronę innych konsol, a też nie chcieli poznawać tych opowieści na ekranie monitora (PC). Otrzymacie tutaj trzy głębokie, przeładowane dopracowaną rozgrywką historie, które warto znać. Co jeśli zestaw posiadacie już na innej platformie i mieliście okazję poznać te trzy przygody? Tutaj sprawa nie jest tak łatwa do przesądzenia. To zaskakująco solidny port, ale nie można ukrywać, że przykładowo na PlayStation 4 otrzymacie rozgrywkę w lepszej jakości. Atutem nowego wydania jest samo urządzenie – BioShock: The Collection możecie zabrać ze sobą na wyjazd lub po prostu rozwalić się na kanapie obok małżonki oglądającej coś na telewizorze i chwycić sprzęt w łapy, by znów zanurzyć się w klimatycznej historii.

BioShock: The Collection na Nintendo Switchu zaskakuje: choć nie możemy liczyć na nową przygodę, zadbano o pełną opowieść z rozszerzeniami, a gameplay nie zawodzi. To jeden z mocnych portów, który warto posiadać w swojej kolekcji.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry BioShock: The Collection

Atuty

  • Trzy historie pełne emocji,
  • Warte uwagi rozszerzenia,
  • Trzy dopracowane porty,
  • Gameplay wciąż nie zawodzi.

Wady

  • Tylko 30 fps,
  • W BioShock 1/2 trzeba zadbać o oświetlenie.

Bardzo pozytywne zaskoczenie. BioShock: The Collection na Nintendo Switchu dobrze działa i wygląda... Ten zestaw warto posiadać w swojej kolekcji.
Graliśmy na: NS

Wojciech Gruszczyk Strona autora
Miał przyjść do redakcji zrobić kilka turniejów, ale cytując klasyka „został na dłużej”. Szybko wykazał się pracowitością, dzięki której wyrobił sobie pozycję w redakcji i zajmuje się różnymi tematami. Najchętniej przedstawia wiadomości ze świat gier, rozrywki i technologii oraz przygotowuje recenzje gier i sprzętu. Jeśli jest zadanie – Wojtek na pewno się z nim zmierzy. 
cropper